Utrata anonimowości czy marginalizacja w bezimiennym jazgocie informacji? Co nas tak naprawdę przeraża w cyfryzacji życia? Tajemne siły, które rzekomo dobierają się do naszej podświadomości, czy to, że nasze najskrytsze marzenia sprowadzą się do potrzeb zakupowych i danych statystycznych?
Te wszystkie opowieści o programach dybiących na naszą autonomię, o inwigilujących nas telefonach, programach przewidujących nasze zachowania – to tylko krzyk strachu przed zmieniającym się światem. Racjonalizacja naszych podprogowych lęków przed społeczeństwem funkcjonującym zupełnie inaczej niż dotychczas.
Wbrew tym wszystkim teoriom to społeczeństwo wcale nie musi być mniej bezpieczne, głupsze i zniewalające nas.
Chipy w lodówkach nie są po to, żeby nas truć – co najwyżej sprawdzają, ile potrzeba nam miejsca na jajka, ile na sery. A w nowocześniejszych wersjach wysyłają zamówienia i ostrzegają przed upływem terminu ważności. Poseł SLD nie dostał tabletu po to, żeby ktoś nim manipulował, ale żeby mógł szybciej korzystać z informacji i nie być manipulowanym.
Życie chwytamy dziś w strzępach: urywki muzyki na YouTube, fragmenty filmów, wycinki tekstów na Facebooku. Nie dlatego, że mniej przeżywamy czy jesteśmy ubożsi emocjonalnie – przeciwnie, po prostu nie zgadzamy się na zmuszanie nas do kupowania całych albumów, kiepskich utworów, okładek, stert plastiku.