Lęk przed zmianą

Publikacja: 24.08.2012 20:00

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Utrata anonimowości czy marginalizacja w bezimiennym jazgocie informacji? Co nas tak naprawdę przeraża w cyfryzacji życia? Tajemne siły, które rzekomo dobierają się do naszej podświadomości, czy to, że nasze najskrytsze marzenia sprowadzą się do potrzeb zakupowych i danych statystycznych?

Te wszystkie opowieści o programach dybiących na naszą autonomię, o inwigilujących nas telefonach, programach przewidujących nasze zachowania – to tylko krzyk strachu przed zmieniającym się światem. Racjonalizacja naszych podprogowych lęków przed społeczeństwem funkcjonującym zupełnie inaczej niż dotychczas.

Wbrew tym wszystkim teoriom to społeczeństwo wcale nie musi być mniej bezpieczne, głupsze i zniewalające nas.

Chipy w lodówkach nie są po to, żeby nas truć – co najwyżej sprawdzają, ile potrzeba nam miejsca na jajka, ile na sery. A w nowocześniejszych wersjach wysyłają zamówienia i ostrzegają przed upływem terminu ważności. Poseł SLD nie dostał tabletu po to, żeby ktoś nim manipulował, ale żeby mógł szybciej korzystać z informacji i nie być manipulowanym.

Życie chwytamy dziś w strzępach: urywki muzyki na YouTube, fragmenty filmów, wycinki tekstów na Facebooku. Nie dlatego, że mniej przeżywamy czy jesteśmy ubożsi emocjonalnie – przeciwnie, po prostu nie zgadzamy się na zmuszanie nas do kupowania całych albumów, kiepskich utworów, okładek, stert plastiku.

System sam składa nam każdego ranka na tablecie gazetę ze strzępów innych gazet. Z wycinków skrojonych pod nasze zainteresowania – nie po to, żeby ogołocić nas z wiedzy, ale żebyśmy przypadkiem w rzece różnych informacji nie zgubili tego, co dla nas naprawdę ważne.

I wreszcie ten długo zapowiadany koniec papierowych gazet. Nazywany końcem myślenia, zamachem na kontrolną rolę mediów, na demokrację. Prasa – jak komunikacja, rozrywka czy literatura –gwałtownie się zmienia. Ale nie pada, co najwyżej wyzwala się z ociężałej infrastruktury. Uwalnia się od drukarń, kolportażu, wychodzi z industrialnych imadeł dających prawo głosu wyłącznie tym nielicznym, którzy przyznali sobie prawo do decydowania, co dziś jest dla nas ważne, tym, którzy mają dostęp do studia i do maszyn.

Artykuł wciąż jeszcze jest produktem taśmowym. Jak pudełko wytwarzane w fabryce. Ktoś dostarcza newsowy surowiec, ktoś go selekcjonuje, wskazuje, co nadaje się do produkcji. Ktoś pisze, składa, ktoś sprawdza, opakowuje, kontraktuje, ktoś dostarcza. Ktoś to potem sprzedaje, udając, że nie widzi, jak zmienił się świat wokół nas.

Dziś wszystko to może odbywać się szybciej. Droga od newsa do refleksji może być nieporównanie krótsza – informacja może docierać niemal natychmiast do odbiorcy. Oszczędzając czas, energię i pieniądze twórców konieczne na zgłębianie innych treści, zdobywanie wiedzy i przygotowywanie nowych publikacji. Programy takie jak Zite nie potrzebują już skomplikowanej drogi przez drukarnie i ciężarówki kolporterów. Same układają nam gazety. Ba, na bieżąco możemy obserwować, jak ta sama historia komentowana jest w różnych tytułach przez różnych autorów. Do tego dostajemy oczywiście archiwa, książki na dany temat, inne źródła.

Gdy trzy lata temu powiedziałem na jakiejś konferencji, że należę do ostatniego pokolenia klasycznych dziennikarzy, najpierw śmiano się ze mnie. A kiedy przyszły naprawdę trudne czasy dla branży, zwolnienia i umowy o dzieło zamiast etatów, usłyszałem, że to będzie katastrofa. Śmierć wiarygodnego dziennikarstwa, śmierć śledczej prasy, koniec prawdziwej demokracji.

Czy ta szalona cyfryzacja – jak o przemianach ostatnich lat mówią niektórzy koledzy – może oznaczać śmierć wolnej prasy? Może. Prawo Moore'a, twórcy Intela, mówi, że ten, kto nie potrafi wykorzystać istniejącej technologii do szybszego, tańszego osiągania lepszych efektów, musi zginąć. On albo cała jego branża.

Dziś do tego, co mówiłem przed laty, dodałbym uspokajająco, że wolność słowa ocaleje, ale tylko dla tych, którzy znajdą swój szlak w nowych technologiach.

Utrata anonimowości czy marginalizacja w bezimiennym jazgocie informacji? Co nas tak naprawdę przeraża w cyfryzacji życia? Tajemne siły, które rzekomo dobierają się do naszej podświadomości, czy to, że nasze najskrytsze marzenia sprowadzą się do potrzeb zakupowych i danych statystycznych?

Te wszystkie opowieści o programach dybiących na naszą autonomię, o inwigilujących nas telefonach, programach przewidujących nasze zachowania – to tylko krzyk strachu przed zmieniającym się światem. Racjonalizacja naszych podprogowych lęków przed społeczeństwem funkcjonującym zupełnie inaczej niż dotychczas.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał