Na wschodzie? Choćby i dyktatury

Kryzys w Unii przyćmił politykę wschodnią, tymczasem wybory parlamentarne – trwające na Białorusi, nadchodzące na Ukrainie oraz w Gruzji – przypominają, że sprawy nie układają się tam najlepiej, a Wschód jest kluczowy dla bezpieczeństwa Polski.

Publikacja: 21.09.2012 20:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Dwie odmienne koncepcje polityki wschodniej, jakie zastosowaliśmy, poniosły porażkę, nie mamy pomysłu na trzecią. Pozostaje polityka minimum, czyli przełknięcie dyktatur, byle były niezależne od Moskwy.

Wschód był centralnym punktem polityki zagranicznej międzywojnia. MSZ, wywiad i sztab generalny armii, konserwatyści, część piłsudczyków i najzdolniejsi publicyści (Bocheńscy, Mackiewiczowie, Studnicki) tam widzieli przyszłość i potęgę Rzeczypospolitej. Nic z tych marzeń nie wyszło, to nie Polska rozbiła Związek Sowiecki, lecz na odwrót. Dziś wschodni paradygmat osłabł – możemy zbudować silne państwo w oparciu o Zachód – ale nie zdezaktualizował się do końca. Jesteśmy wszak krajem frontowym NATO i UE. Bez polityki wschodniej poradzą sobie Brytyjczycy i Francuzi, Polacy z pewnością nie.

1.

Po roku 1990, w pierwszej fazie polskiej aktywności wschodniej postawiliśmy na koncepcję Giedroycia i Mieroszewskiego, czyli rozbijanie ZSRR (Rosji) po liniach narodowych oraz wspieranie demokratyzacji państw powstających na jego gruzach. Ideałem byłby dla nas pas wolnych, liberalnych, zaprzyjaźnionych krajów między Polską a Rosją, co dawałoby nam trwały bufor osłaniający przed Moskwą. Dodatkowym celem była demokratyzacja samej Rosji, a co za tym idzie odrzucenie przez nią tradycji carskiego i komunistycznego ekspansjonizmu.

Nie mogliśmy, rzecz jasna, sami inicjować takich przemian, ale mogliśmy je wspierać. Stąd właśnie poparcie (formalne i nieformalne) dla niepodległości Litwy oraz pozostałych państw bałtyckich, Ukrainy, wreszcie Jelcyna przeciwko Gorbaczowowi, a potem przeciw zbuntowanej Radzie Najwyższej, wreszcie Czeczenów w wojnie z Rosją i Gruzji w 2008 r. Duch Giedroycia unosił się nad polityką wschodnią aż do katastrofy smoleńskiej w 2010 r., kiedy zginął ś.p. prezydent Lech Kaczyński, kontynuator myśli z Maisons-Laffitte.

Założenia i cele tej polityki były jak najbardziej słuszne. W latach 1990–2005 odnosiła nawet sukcesy, a ich ukoronowaniem była pomarańczowa rewolucja na  Ukrainie. Potem jednak okazało się, że przemiany na Wschodzie doszły do swego kresu. Lata 2005–2010 pokazały bezużyteczność tej strategii. Białoruś utrwaliła dyktaturę, pomarańczowi w Kijowie skompromitowali się nieudolnością i kleptomanią, Rosja odbudowała armię, umocniła się w Abchazji i Osetii Pd., a na Litwie górę wzięła polityka nieprzychylna Polakom.

Rzeczpospolita pod rządami PO (także prezydenckimi) wykonała woltę. Zaczęła polepszać relacje z Moskwą, wystąpiła z misją dobrej woli wobec Łukaszenki, by przeciągnąć go na „europejską" stronę, zaniechała admirowania tylko jednego z aktorów sporu politycznego na Ukrainie, balansując swoim poparciem. Taka linia także okazała się mało skuteczna. Na wschód od nas rządzą satrapowie, Rosja umacnia wpływy, my je tracimy. Wizja Giedroycia, której tak długo hołdowaliśmy, została rozbita w pył, ale i wschodnia Realpolitik nie działa.

2.

Co zatem czynić wypada, skoro Łukaszenka nie chce do Europy, Janukowycz woli więzić konkurentkę niż korzystać z dobrych relacji z UE, a Rosja wprowadza przepisy gwałcące swobody i jest już de facto dyktaturą?

Realizm podpowiada politykę małych kroczków. Pilnowanie, by Janukowycz nie sfałszował wyborów, pochwalenie go, jeśli nie oszuka. Naciskanie, by Łukaszenka poniechał represji, a w zamian – łagodzenie sankcji. Zaakceptowanie każdego wyniku w Gruzji (nawet jeśli przegra Saakaszwili) i konsekwentne podstawianie nowemu rządowi pod nos karty natowskiej i unijnej.

Na Wschodzie nie powstanie już pas przyjaznych nam państw, a Moskwa pogłębi autorytaryzm. Jedno jest wszakże do uratowania – bufor. Przywódcy międzymorza nie są dżentelmenami, ale wolą rządzić na swoim niż być palatynami Kremla. To ich życiowy interes. Nasz też. Odrzućmy wstręt na bok, wyciągajmy ręce nawet do tyranów, byle między Polską a Rosją w ogóle coś przetrwało.

Dwie odmienne koncepcje polityki wschodniej, jakie zastosowaliśmy, poniosły porażkę, nie mamy pomysłu na trzecią. Pozostaje polityka minimum, czyli przełknięcie dyktatur, byle były niezależne od Moskwy.

Wschód był centralnym punktem polityki zagranicznej międzywojnia. MSZ, wywiad i sztab generalny armii, konserwatyści, część piłsudczyków i najzdolniejsi publicyści (Bocheńscy, Mackiewiczowie, Studnicki) tam widzieli przyszłość i potęgę Rzeczypospolitej. Nic z tych marzeń nie wyszło, to nie Polska rozbiła Związek Sowiecki, lecz na odwrót. Dziś wschodni paradygmat osłabł – możemy zbudować silne państwo w oparciu o Zachód – ale nie zdezaktualizował się do końca. Jesteśmy wszak krajem frontowym NATO i UE. Bez polityki wschodniej poradzą sobie Brytyjczycy i Francuzi, Polacy z pewnością nie.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą