Dwie odmienne koncepcje polityki wschodniej, jakie zastosowaliśmy, poniosły porażkę, nie mamy pomysłu na trzecią. Pozostaje polityka minimum, czyli przełknięcie dyktatur, byle były niezależne od Moskwy.
Wschód był centralnym punktem polityki zagranicznej międzywojnia. MSZ, wywiad i sztab generalny armii, konserwatyści, część piłsudczyków i najzdolniejsi publicyści (Bocheńscy, Mackiewiczowie, Studnicki) tam widzieli przyszłość i potęgę Rzeczypospolitej. Nic z tych marzeń nie wyszło, to nie Polska rozbiła Związek Sowiecki, lecz na odwrót. Dziś wschodni paradygmat osłabł – możemy zbudować silne państwo w oparciu o Zachód – ale nie zdezaktualizował się do końca. Jesteśmy wszak krajem frontowym NATO i UE. Bez polityki wschodniej poradzą sobie Brytyjczycy i Francuzi, Polacy z pewnością nie.
1.
Po roku 1990, w pierwszej fazie polskiej aktywności wschodniej postawiliśmy na koncepcję Giedroycia i Mieroszewskiego, czyli rozbijanie ZSRR (Rosji) po liniach narodowych oraz wspieranie demokratyzacji państw powstających na jego gruzach. Ideałem byłby dla nas pas wolnych, liberalnych, zaprzyjaźnionych krajów między Polską a Rosją, co dawałoby nam trwały bufor osłaniający przed Moskwą. Dodatkowym celem była demokratyzacja samej Rosji, a co za tym idzie odrzucenie przez nią tradycji carskiego i komunistycznego ekspansjonizmu.
Nie mogliśmy, rzecz jasna, sami inicjować takich przemian, ale mogliśmy je wspierać. Stąd właśnie poparcie (formalne i nieformalne) dla niepodległości Litwy oraz pozostałych państw bałtyckich, Ukrainy, wreszcie Jelcyna przeciwko Gorbaczowowi, a potem przeciw zbuntowanej Radzie Najwyższej, wreszcie Czeczenów w wojnie z Rosją i Gruzji w 2008 r. Duch Giedroycia unosił się nad polityką wschodnią aż do katastrofy smoleńskiej w 2010 r., kiedy zginął ś.p. prezydent Lech Kaczyński, kontynuator myśli z Maisons-Laffitte.
Założenia i cele tej polityki były jak najbardziej słuszne. W latach 1990–2005 odnosiła nawet sukcesy, a ich ukoronowaniem była pomarańczowa rewolucja na Ukrainie. Potem jednak okazało się, że przemiany na Wschodzie doszły do swego kresu. Lata 2005–2010 pokazały bezużyteczność tej strategii. Białoruś utrwaliła dyktaturę, pomarańczowi w Kijowie skompromitowali się nieudolnością i kleptomanią, Rosja odbudowała armię, umocniła się w Abchazji i Osetii Pd., a na Litwie górę wzięła polityka nieprzychylna Polakom.