Polacy zrobieni na szaro

Szarej strefy nie udało się nigdzie zlikwidować. Na świecie pracuje w niej 1,8 mld ludzi, a więc ponad połowa populacji w wieku produkcyjnym

Publikacja: 13.10.2012 01:01

Z szarą strefą energicznie walczą władze Zakopanego. Oscypki zeszły do podziemia

Z szarą strefą energicznie walczą władze Zakopanego. Oscypki zeszły do podziemia

Foto: Fotorzepa, PK Piotr Kowalczyk

W Polsce istnieje wielka równoległa gospodarka, której nie ma w żadnej ewidencji, warta co najmniej 200 mld zł rocznie, czyli równo 100 stadionów narodowych. Szara strefa jest jedną z najwyższych w Europie i teraz znów się szybko powiększa. Spowolnienie gospodarcze, wysokie koszty działania firm, mało elastyczne prawo pracy, biurokracja i wciąż zmieniające się przepisy wypychają do niej coraz liczniejszych przedsiębiorców.

Premier Donald Tusk miał w swoim expose ogłosić tzw. ozusowienie umów cywilno-prawnych. To byłby ukłon w stronę związkowców, którzy od lat protestują przeciw nim, nazywając je śmieciowymi. W ubiegłym roku zawarto ich w Polsce 900 tys. Ostatecznie premier wycofał się z tego pomysłu "póki bezrobocie jest dwucyfrowe".

- To ostatnia rzecz, jaką rząd powinien ruszać w czasie spowolnienia gospodarczego. Ci ludzie nie przeszliby automatycznie na umowy o pracę, ale zasilili szarą strefę. W przyszłym roku zwiększyłaby się ona zdecydowanie – mówi Małgorzta Starczewska-Krzysztoszek, główny ekonomista organizacji pracodawców PKPP Lewiatan.

Wie, co mówi. Przygotowała właśnie raport, z którego wynika, że aż 33,2 procent firm zatrudnia pracowników na czarno, podczas gdy przed rokiem liczba ta wynosiła 28,9. – Widać już efekty podniesienia na początku roku składki rentowej i pensji minimalnej, co zwiększyło znacznie koszty prowadzenia biznesu. Teraz dojdzie kolejna bariera dla przedsiębiorców – dodaje Starczewska-Krzysztoszek.

Wszystko to najbardziej uderza w małe firmy, bo te duże, mające wysokie obroty i zwykle płacące najwyższe wynagrodzenia, zawsze znajdą gdzieś oszczędności. W mniejszych nie ma już tej przestrzeni. Na obecne ciężary nałożyło się spowolnienie gospodarcze – w tym roku wzrost PKB nie przekroczy 2,5 procent. Coraz częściej przedsiębiorcy mają dylemat: zawiesić działalność czy przejść do szarej strefy. Tymczasem już teraz polskie firmy masowo ukrywają przychody, nie rejestrują firm, zatrudniają na czarno. GUS szacuje, że rocznie na szarą strefę przypada ponad 13 procent naszego PKB.

Pensja w kopercie

Prof. Friedrich Schneider dzieli szarą strefę na dwie części. Pierwsza, stanowiąca dwie trzecie całości, to firmy lub osoby, które nie zarejestrowały działalności. Nie płacą podatków i nie prowadzą żadnej ewidencji na rzecz fiskusa czy ZUS. Najwięcej takich firm jest w budownictwie, rolnictwie, a także w usługach związanych z korepetycjami, opieką nad dziećmi i osobami starszymi oraz ze sprzątaniem. Druga część szarej strefy obejmuje osoby zaniżające wartość swych przychodów, głównie w takich dziedzinach jak małe sklepy, gastronomia, transport czy prywatne gabinety lekarskie.

Do pierwszej kategorii należy Daria, sprzątaczka z Ukrainy. Od 15 lat mieszka w Polsce, ostatnio w pełni legalnie była zatrudniona w sieci supermarketów. Jednak ta, by obniżyć koszty, w tym roku zatrudniła firmę zewnętrzną, która natychmiast złożyła ofertę opiewającą na o prawie połowę niższą stawkę. Daria odmówiła. Sprząta teraz w domach, bierze 17 złotych za godzinę, w tym mycie okien czy prasowanie. Ma już stałych klientów, którzy naturalnie płacą gotówką. Państwo nie widzi z tego nawet złotówki. Takich sprzątaczek jest kilkaset tysięcy.

I kategoria druga. Wiadomo, że apteki, zwłaszcza pojedyncze lub działające w ramach małych sieci, ledwo zipią w wyniku spowolnienia gospodarczego, ale i wejścia w życie nowej ustawy refundacyjnej, która ograniczyła marże na część leków. Teraz szef wzywa pracowników i składa propozycję nie do odrzucenia: zachowujesz pracę, a nawet poziom zarobków, ale połowę pensji od dziś odbierasz w kopercie.

Często deklaruje się umowę o pracę z wynagrodzeniem w granicach pensji minimalnej i od tego płaci ZUS, a jednocześnie zarabia się na czarno. Czasem takie rozwiązanie wymuszają przyciśnięci sytuacją przedsiębiorcy, a czasem umawiają się obie strony. Oczywiście traci ta trzecia – państwo.

O tym, że jest coraz gorzej, mogą świadczyć wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która w pierwszej połowie roku namierzyła 7 tys. nielegalnych pracowników, podczas gdy przed rokiem było to 5,7 tys. osób. Z kolei skarbówka wykryła w ubiegłym roku ukryte należności na 2,5 mld złotych, a rok wcześniej było to 2,1 mld złotych. Ale to i tak wierzchołek góry lodowej.

Gdzie oni są?!

Zdaniem Mirosława Barszcza, eksperta podatkowego i byłego wiceministra finansów, wszelkie rekordy dzierżą w Polsce usługi w zakresie remontów i prywatnej budowy domów. Szara strefa może tu sięgać nawet 80–90 proc. Generalnie budownictwo, uwzględniając budowę dróg, to z pewnymi wyjątkami jedna wielka gospodarka równoległa z nierejestrowanym obrotem. Nawet wielkie renomowane firmy zatrudniają głównie podwykonawców, a ci zwykle nie przejmują się umowami o pracę i rejestrowaniem obrotów.

Z badania Lewiatana wynika, że aż 39 proc. łącznego obrotu firm budowlanych jest ukrywane. W przypadku transportu i gospodarki magazynowej liczba ta wynosi 35. Jeśli chodzi o pracowników zatrudnionych na czarno w tych sektorach, to mamy odpowiednio 43,3 i 35,5 proc. Dużo jest też szarości w gospodarce związanej z wywozem i utylizacją śmieci.

Dariusz Górski, specjalista w departamencie legalności zatrudnienia w Głównym Inspektoracie Pracy, zwraca uwagę na ogromną skalę tego zjawiska w budownictwie, firmach handlowych, gastronomii, a także hotelarstwie. W przypadku tego ostatniego nie rejestrują turystów i wpływów głównie małe pensjonaty i właściciele domów wynajmujący kwatery. Mimo akcji skarbówki i Państwowej Inspekcji Pracy w mediach nie słychać o firmach działających w szarej strefie. Padają głównie mało znane nazwy albo żadne, bo państwowe instytucje są zobowiązane do utrzymywania ich w tajemnicy.

Ale takie małe i średnie firmy zatrudniające do 250 osób to dwie trzecie naszej gospodarki. Duże, jak Fiat czy Orlen, boją się wchodzić w takie praktyki, bo są non stop kontrolowane. Dlaczego? – Łatwiej jest kontrolować 3,5 tys. dużych firm i jest to bardziej efektywne niż uganianie się za 1,7 mln maluchów. A koszt kontroli w dużej i małej firmie często jest taki sam – dodaje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.

Obszarem niemal w całości objętym szarą strefą są korepetycje. W Polsce dorabiają w ten sposób setki tysięcy nauczycieli. Zlecenie otrzymuje się z polecenia, przekazuje sobie numer telefoniczny, a zajęcia odbywają się w prywatnych mieszkaniach, gdzie skarbówka nie zagląda. Poza nauczycielami w ten sposób dorabiają dziesiątki tysięcy studentów. Za godzinę lekcyjną trzeba było średnio zapłacić 30 złotych.

Ogromna jest też skala unikania płacenia podatków w e-handlu. Niedawno NIK oceniła, że państwo traci tu setki milionów złotych rocznie i skrytykował skarbówkę za „partyzanckie działania". Choć sieć przeczesują kontrolerzy za pomocą specjalnych programów, niełatwo namierzyć ludzi, którzy sprzedając towar, posługują się nickami i zmieniają je co kilka transakcji. Niedawno wpadł handlarz sprzętu komputerowego z Katowic, którego internetowe obroty w trzy lata sięgnęły 5 mln złotych. Nie ewidencjonował nawet złotówki.

W tym roku głośno jest o kontrolach taksówek przeprowadzanych przez pracowników Inspekcji Transportu Drogowego wraz z policją i skarbówką pod kryptonimem „Szara strefa taxi". To głównie nocne naloty na główne postoje. Na przykład podczas jednej z akcji w Białej Podlaskiej, Zamościu i Lublinie skontrolowano 159 taksówek. W przypadku co czwartego pojazdu ujawniono albo brak licencji, albo ukrywanie dochodów. Kary w wysokości do 3 tys. złotych nie robią jednak specjalnego wrażenia, bo proceder kwitnie w najlepsze. Pomysłowość Polaków nie ma bowiem granic. Jedna z krakowskich korporacji zajmujących się tanim przewozem pasażerów uciekła spod noża regulacji, oferując usługi psychoterapii. Kurs stał się tylko do  nich dodatkiem. Jest więc i wstrząsoterapia, i aromaterapia (choinka zapachowa) i muzykoterapia (z głośnika leci radio).

Szara strefa najbardziej kojarzy nam się z przemytem i dystrybucją paliw, alkoholu czy papierosów. Ten proceder rośnie niezwykle szybko, ale to już często domena przestępców, a nie przyciśniętych kryzysem i restrykcyjnymi regulacjami przedsiębiorców.

Polska w odcieniach szarości

Za prawdziwe gniazdo szarej strefy uchodzi biedna ściana wschodnia. Badania Lewiatana wykazują, że nic bardziej błędnego. Najczęściej z takim zjawiskiem przedsiębiorcy stykają się w województwach: podkarpackim, małopolskim i wielkopolskim, najrzadziej – w podlaskim, świętokrzyskim i kujawsko-pomorskim. Co ciekawe, zdaniem Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek mniej podatne do zejścia do nierejestrowanej gospodarki są kobiety niż mężczyźni.

Im mniejsza firma, tym więcej przypadków nielegalnego zatrudniania i unikania podatków. W przypadku podatków wyjątkiem są najzamożniejsi, których stać na usługi tak zwanej optymalizacji podatkowej albo rejestrujący działalność w rajach podatkowych. Jest też inna prawidłowość. Na czarno pracują zwykle osoby bez żadnych kwalifikacji bazujący na wykształceniu podstawowym czy gimnazjalnym. W ten sposób zdobywa dodatkowe pieniądze aż 40 procent bezrobotnych. Rejestrują się, by mieć ubezpieczenie zdrowotne. Zwykle to osoby notorycznie figurujące w rejestrach bezrobotnych. – Od lat pod urząd pracy podjeżdżają busy z tymi samymi ludźmi, którzy wpadają w roboczym ubraniu, podpisują się i pędzą dalej do pracy. Gdy im proponujemy jakąś ofertę albo szkolenie, nie są zainteresowani – mówi Jerzy Bertnicki, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie.

Według prof. Schneidera na ucieczkę do szarej strefy najbardziej wpływa wysoki poziom podatków i składek na ubezpieczenia społeczne (35–38 proc.). W drugiej kolejności jest to „niska moralność podatkowa" (22–25 proc.), słaba jakość instytucji państwa (10–12 proc.), mała elastyczność rynku pracy (7–9 proc.) i słaba jakość usług publicznych (5–7 proc.).

Z taką kolejnością nie zgadza się Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu Business Center Club.  – W Polsce pracownik ma nieproporcjonalnie duże możliwości – twierdzi. – Jeśli jest sumienny – w porządku, ale jeśli nie, a ludzie nie są idealni, to może narazić pracodawcę na olbrzymie koszty. Tymczasem małe firmy są ultraczułe. Nie stać ich na sponsorowanie pracowników w trudnych czasach – wyjaśnia Wojciech Warski.

Wyższa płaca minimalna oznacza wyższe koszty zatrudnienia i niszczy konkurencyjność gospodarki. Obecnie stanowi już ponad 40 proc. średniego wynagrodzenia w Polsce. Jej podnoszenie uderza zwłaszcza w ludzi o najmniejszych kwalifikacjach. Idą na bezrobocie albo do szarej strefy. Tymczasem politykom wydaje się, że dekretując coraz wyższy jej poziom, dbają o dobrobyt pracowników. Dostrzegł to brytyjski minister finansów George Osborne, który na zakończonym właśnie zjeździe Partii Konserwatywnej zaproponował przyznawanie wolnych od podatku od zysków kapitałowych akcji pracowniczych w zamian za rezygnację z części ochrony, jaką zapewnia im obecne sztywne prawo pracy.

Z wysokością podatków i innych pozapłacowych kosztów firm na pierwszy rzut oka w Polsce nie jest jednak tak źle. Sięgają 40 proc., podczas gdy w Niemczech 52 proc. Są jednak kraje, gdzie koszty te są znacznie niższe, jak USA (30 proc.). Poza tym, jak na państwo na dorobku, które rozwija się dwa razy szybciej niż stabilne potęgi, są stanowczo za wysokie.

Do wzrostu szarej strefy przyczynia się też nadmiar biurokratycznych procedur i regulacji. Ciągle wprowadza się nowe rozwiązania, w których przedsiębiorcy się gubią, na przykład związane z VAT. Liczni popełniają błędy podatkowe, nie dopełniają skomplikowanych procedur, płacą więc kary, a potem mają już dość i nic nie zgłaszają.

Nie bez przyczyny w tegorocznym rankingu Banku Światowego Paying Taxes w kategorii łatwości płacenia podatków Polska wśród 183 krajów zajęła 127. miejsce.

Walka z wiatrakami

Walka z szarą strefą to od 20 lat flagowy pomysł każdego polityka. Miałaby to być skuteczna metoda na uzdrowienie finansów publicznych i znalezienie środków na różne cele . Państwo traci kilkadziesiąt miliardów rocznie na cłach, podatkach i składkach na ubezpieczenia społeczne, które w innym przypadku mogłyby trafić do budżetu. A jednak z potępianiem go w czambuł w czasie kryzysu lepiej się wstrzymać. Okazuje się bowiem, że dwie trzecie środków z szarej strefy wraca do państwowej kasy. „Szarzy ludzie" nie chowają pieniędzy do skarpety, tylko kupują auta czy komputery, a więc płacą VAT. W kryzysie ogranicza to ubóstwo. A jednak jest to zjawisko szkodliwe, bo niszczy ludzi, którzy płacą podatki i legalnie zatrudniają. Nie mogą wytrzymać konkurencji tych, którzy nie ponoszą takich kosztów.

Szarej strefy nie udało się nigdzie zlikwidować. Na świecie pracuje w niej 1,8 mld ludzi, a więc ponad połowa populacji w wieku produkcyjnym. Fiskusowi trudno będzie wygrać wojnę o ukryte dochody, dopóki obywatele nie będą traktowali unikania podatków jak przestępstwa. Zwykle myślą tak: po co mam płacić na darmozjadów polityków czy dziurawe drogi? Dlaczego mam płacić tak dużo?

Skarbówka robi cyklicznie naloty na gastronomię nad morzem, by ukarać mandatami kilku nieszczęśników, którzy znaleźli się wtedy w nieodpowiednim miejscu i czasie. Do szarej strefy w handlu ulicznym wzięły się w tym roku władze Zakopanego. Na wiosnę tego roku było o niej głośno w mediach. Nielegalne stragany co prawda zniknęły z Krupówek, ale w odpowiedzi handlarze stali się mobilni. Noszą towar i oferują go klientom z ręki.

Gdy na budowę wpada kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, pracownicy tłumaczą się, że wpadli tylko na piwo do kolegi. Dariusz Górski z Głównego Inspektoratu Pracy wspomina, jak budowa nagle pustoszała, gdy wszedł, a ludzie w kaskach przeskakiwali w popłochu przez płot. Kierownik budowy naturalnie tłumaczył, że nie ma pojęcia, kim byli ci ludzie. Górski narzeka, że w Polsce przepisy utrudniają walkę z tym procederem. Zgodnie z nimi umowa o pracę powinna być potwierdzona na piśmie najpóźniej w dniu rozpoczęcia pracy. Często więc inspektorzy dowiadują się, że dana osoba właśnie dziś pojawiła się po raz pierwszy.

Przed rokiem rząd chciał zachęcić do zalegalizowania swojej pracy opiekunki do dzieci. Zagwarantował, że ZUS pokryje składkę emerytalną i ubezpieczenie zdrowotne do wysokości minimalnego wynagrodzenia. Niania odprowadzałaby jedynie podatek. Gdy nianie zignorowały go, urzędnicy nie kryli zdziwienia. Nie byli w stanie pojąć, że po pierwsze, wciąż nie chcą płacić wysokiego podatku. Po drugie, nie mają zaufania do państwa. Boją się, że kiedyś znów przepisy zmienią się na mniej korzystne, a one będą już na widelcu w bazach ZUS i skarbówki.

Do decydentów nie dociera, że kluczem do sukcesu jest prostota i niskie podatki. Kilka lat temu Ministerstwo Finansów szacowało, że ponad ćwierć miliona mieszkań wynajmuje się bez zgłoszenia tego faktu do urzędu skarbowego. By chronić się przed skarbówką, właściciele uzgadniali tylko z lokatorem, że będzie podawał się za rodzinę właściciela mieszkania. Przed dwoma laty radykalnie zmniejszono podatek z 20 do 8,5 proc. i uproszczono procedury (na przykład nie trzeba składać deklaracji podatkowych w trakcie roku). W efekcie w tym czasie liczba osób legalnie płacących podatek z tytułu najmu wzrosła aż o 100 tys. A więc można.

Zachęty nie pomagają

Choć obniżanie kosztów pracy i podatków oraz osłabianie więzów pętających przedsiębiorców wydaje się oczywistością, by ograniczyć szarą strefę, poszczególne kraje albo nic z tym nie robią, albo idą w przeciwnym kierunku. Dlaczego? Politycy myślą o wyborach i rzeczach, które dadzą im punkty, na przykład jak zaoferować coś emerytom czy rencistom. Z kolei urzędnicy chcą udowadniać swoją przydatność, wymyślając kolejne krępujące przepisy i formularze, jak Jan Piszczyk w „Zezowatym szczęściu".

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek mówi: – Mam wrażenie, że w domu to normalni ludzie, narzekający, jak wszyscy, na nieżyciowe przepisy, podatki, itd., ale gdy przekraczają próg swoich ministerstw, coś złego w nich wstępuje. Nabierają przeświadczenia, że ludzie są nieuczciwi i trzeba im tylko nakładać kaganiec. Tylko gdzie przed tym uciec, jak nie do szarej strefy?

W Polsce istnieje wielka równoległa gospodarka, której nie ma w żadnej ewidencji, warta co najmniej 200 mld zł rocznie, czyli równo 100 stadionów narodowych. Szara strefa jest jedną z najwyższych w Europie i teraz znów się szybko powiększa. Spowolnienie gospodarcze, wysokie koszty działania firm, mało elastyczne prawo pracy, biurokracja i wciąż zmieniające się przepisy wypychają do niej coraz liczniejszych przedsiębiorców.

Premier Donald Tusk miał w swoim expose ogłosić tzw. ozusowienie umów cywilno-prawnych. To byłby ukłon w stronę związkowców, którzy od lat protestują przeciw nim, nazywając je śmieciowymi. W ubiegłym roku zawarto ich w Polsce 900 tys. Ostatecznie premier wycofał się z tego pomysłu "póki bezrobocie jest dwucyfrowe".

- To ostatnia rzecz, jaką rząd powinien ruszać w czasie spowolnienia gospodarczego. Ci ludzie nie przeszliby automatycznie na umowy o pracę, ale zasilili szarą strefę. W przyszłym roku zwiększyłaby się ona zdecydowanie – mówi Małgorzta Starczewska-Krzysztoszek, główny ekonomista organizacji pracodawców PKPP Lewiatan.

Wie, co mówi. Przygotowała właśnie raport, z którego wynika, że aż 33,2 procent firm zatrudnia pracowników na czarno, podczas gdy przed rokiem liczba ta wynosiła 28,9. – Widać już efekty podniesienia na początku roku składki rentowej i pensji minimalnej, co zwiększyło znacznie koszty prowadzenia biznesu. Teraz dojdzie kolejna bariera dla przedsiębiorców – dodaje Starczewska-Krzysztoszek.

Wszystko to najbardziej uderza w małe firmy, bo te duże, mające wysokie obroty i zwykle płacące najwyższe wynagrodzenia, zawsze znajdą gdzieś oszczędności. W mniejszych nie ma już tej przestrzeni. Na obecne ciężary nałożyło się spowolnienie gospodarcze – w tym roku wzrost PKB nie przekroczy 2,5 procent. Coraz częściej przedsiębiorcy mają dylemat: zawiesić działalność czy przejść do szarej strefy. Tymczasem już teraz polskie firmy masowo ukrywają przychody, nie rejestrują firm, zatrudniają na czarno. GUS szacuje, że rocznie na szarą strefę przypada ponad 13 procent naszego PKB.

Pensja w kopercie

Prof. Friedrich Schneider dzieli szarą strefę na dwie części. Pierwsza, stanowiąca dwie trzecie całości, to firmy lub osoby, które nie zarejestrowały działalności. Nie płacą podatków i nie prowadzą żadnej ewidencji na rzecz fiskusa czy ZUS. Najwięcej takich firm jest w budownictwie, rolnictwie, a także w usługach związanych z korepetycjami, opieką nad dziećmi i osobami starszymi oraz ze sprzątaniem. Druga część szarej strefy obejmuje osoby zaniżające wartość swych przychodów, głównie w takich dziedzinach jak małe sklepy, gastronomia, transport czy prywatne gabinety lekarskie.

Do pierwszej kategorii należy Daria, sprzątaczka z Ukrainy. Od 15 lat mieszka w Polsce, ostatnio w pełni legalnie była zatrudniona w sieci supermarketów. Jednak ta, by obniżyć koszty, w tym roku zatrudniła firmę zewnętrzną, która natychmiast złożyła ofertę opiewającą na o prawie połowę niższą stawkę. Daria odmówiła. Sprząta teraz w domach, bierze 17 złotych za godzinę, w tym mycie okien czy prasowanie. Ma już stałych klientów, którzy naturalnie płacą gotówką. Państwo nie widzi z tego nawet złotówki. Takich sprzątaczek jest kilkaset tysięcy.

I kategoria druga. Wiadomo, że apteki, zwłaszcza pojedyncze lub działające w ramach małych sieci, ledwo zipią w wyniku spowolnienia gospodarczego, ale i wejścia w życie nowej ustawy refundacyjnej, która ograniczyła marże na część leków. Teraz szef wzywa pracowników i składa propozycję nie do odrzucenia: zachowujesz pracę, a nawet poziom zarobków, ale połowę pensji od dziś odbierasz w kopercie.

Często deklaruje się umowę o pracę z wynagrodzeniem w granicach pensji minimalnej i od tego płaci ZUS, a jednocześnie zarabia się na czarno. Czasem takie rozwiązanie wymuszają przyciśnięci sytuacją przedsiębiorcy, a czasem umawiają się obie strony. Oczywiście traci ta trzecia – państwo.

O tym, że jest coraz gorzej, mogą świadczyć wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która w pierwszej połowie roku namierzyła 7 tys. nielegalnych pracowników, podczas gdy przed rokiem było to 5,7 tys. osób. Z kolei skarbówka wykryła w ubiegłym roku ukryte należności na 2,5 mld złotych, a rok wcześniej było to 2,1 mld złotych. Ale to i tak wierzchołek góry lodowej.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy