Z mroku wyłania się twarz podstarzałego, wąsatego mężczyzny z pokaźną łysinką. Głos mu lekko drży. Snuje półgłosem opowieść o swojej życiowej tragedii. Rozpoczyna od deklaracji „Wierzyłem w Amerykę", a kończy słowami „Po sprawiedliwość musimy iść do Dona Corleone".
„Ojciec Chrzestny", z którego pochodzi opisana powyżej scena, to dla wielu widzów zwyczajny film gangsterski, choć oczywiście świetnie zagrany i perfekcyjnie zrealizowany. Ale arcydzieło Francisa Forda Coppoli to także, co nie zawsze się zauważa, opowieść o ucieczce przed państwem. Przed powojenną Ameryką, zepsutą przez etatyzm Franklina Delano Roosevelta, a więc mającą niewiele wspólnego z ideałami self-mademana, jakim był Amerigo Bonasera, przedsiębiorca pogrzebowy i autor zacytowanych na wstępie słów. Bo monolog Bonasery jest dla tej opowieści niezwykle ważny i nie bez przyczyny pojawił się właśnie w tym miejscu: na początku filmu. To on, pokazując do gruntu zepsute państwo, „ustawia" całą historię don Vita, daje możliwość idealizowania rodziny Corleone, rozgrzeszania jej brutalnego czasem procederu.
Stany Zjednoczone z „Ojca Chrzestnego" to kraj, gdzie policjanci są skorumpowani, a sądy pobłażliwe dla bogatych. To kraj, który swoim obywatelom nie jest w stanie zagwarantować ani swobodnego prowadzenia działalności gospodarczej, ani nawet osobistego bezpieczeństwa. To kraj, który nie szanuje tego wszystkiego, co dla rodu Corleone jest ważne: wartości rodzinnych, wierności, lojalności, elementarnego poczucia sprawiedliwości.
Okazuje się więc, że aby uczciwie żyć w powojennej Ameryce – nie twierdzę, że w tej prawdziwej, ale w takiej, jaką odmalowują Puzo i Coppola – trzeba się bronić samemu. Trzeba stworzyć własny aparat przymusu, wojsko i policję – tę rolę odgrywają u dona Vita oddziały caporegime'ów Tessia i Clemenzy. Trzeba powołać swoje służby specjalne – skuteczne jak Luca Brasi. Trzeba stworzyć własny aparat sprawiedliwości – tu sam Ojciec Chrzestny, sędzia łagodny, ale zdecydowany, okazuje się niezastąpiony.
Rodzina Corleone tworzy więc własne idealne państwo wyłączone spod władzy rządu w Waszyngtonie. Za murem posiadłości dona na Long Island panuje stary dobry porządek, przywieziony z Sycylii. Sprzedajna policja nie pozwala sobie na przekroczenie bramy – nawet podczas wesela zdjęcia robi z oddali, zza muru, bo dopiero na ulicy zaczyna się władza państwowych organów porządku.