Bernard-Henri Lévy, najbardziej znany intelektualista znad Sekwany, „filozof medialny" i milioner i wygląda jak dandys. Szyte na miarę najdroższe garnitury, śnieżnobiałe koszule odsłaniające opalony tors, staranna fryzura. Nawet gdy jedzie na linię frontu, nie zapomina o elegancji. A z drugiej strony Michel Houellebecq, największa gwiazda francuskiej literatury, znany tyle ze swoich powieści, co z prowokacyjnych wypowiedzi (choćby o islamie, który jest „głupią religią"). Jemu akurat miałem okazję się przyjrzeć dokładnie. Jest uosobieniem słowa abnegat, zbyt podobny do heroinisty, by mógł nim nie być. Przerzedzone włosy, blada twarz, mimo upału ubrany w zniszczoną zimową kurtkę. Zazwyczaj spektakularna kariera oznacza awans społeczny, nie w tym wypadku. Houellebecq stał się sławny i bogaty, by spokojnie móc się stoczyć.
A jednak nie dość, że BHL (jak Levy'ego nazywają Francuzi) i Houellebecq jakoś na siebie wpadli, to jeszcze ich korespondencja wskazuje na to, że wiele ich łączy. Co bowiem rozpala prawdziwe namiętności „wrogów publicznych" (jak zatytułowali swoją wspólną, bardzo zabawną, książkę)? Owszem, piszą ze sobą o filozofii, literaturze, polityce, ale tak naprawdę poruszają ich jedynie strategie, które przyjmują wobec mediów. Houllebecq już w pierwszym liście zakreśla płaszczyznę sporu. „Wszystko, jak mówią, nas dzieli, z wyjątkiem jednego, jesteśmy obaj osobnikami godnymi pogardy. Pan specjalista od chwytów poniżej pasa i medialnych błazenad (...). Nihilista, reakcjonista, cynik, rasista i bezwstydny mizogin: zaliczenie mnie w poczet niezbyt powabnej rodziny prawicowych anarchistów to i tak zbyt wielki dla mnie zaszczyt" – szydzi Houllebecq. By spuentować: „obaj doskonale symbolizujemy przerażające skretynienie francuskiej kultury".
Oczywiście pisarz kpi tyle z siebie, co z francuskiej opinii publicznej, bo, choć z naszej perspektywy trudno to sobie wyobrazić, nad Sekwaną jego życie prywatne i poglądy stały się przedmiotem drobiazgowych analiz wszystkich liczących się czasopism. Wyszła jego nieautoryzowana biografia, a matka Houellebecqa, którą, jak pisze, widział w życiu może 15 razy, bo porzuciła go jako dziecko, wydała głośną książkę o nim. Podobnie jest z Bernardem-Henrym Levy. On, który cierpi na hiperaktywność i który zaczynał w latach 70. (razem z Andre Glucksmanem) jako objawienie francuskiej filozofii, z biegiem lat stał się celebrytą (ożenionym z aktorką i modelką), przyjacielem prezydentów (np. Sarkozy'ego), filmowcem, aktorem, pisarzem i czym kto jeszcze chce – doczekał się wręcz kilku biografii. A ich autorzy celowali w tym, żeby dowieść, iż jego nieustanne wyprawy w miejsca światowych konfliktów (Bośnia, Darfur, Libia), z których jest we Francji najbardziej znany, to tylko forma autoreklamy.
Tak zatem mówimy o ludziach wszechstronnie prześwietlonych przez media, którzy prowadzą z mediami nieustanną grę, wyraźnie bawiąc się tym, że część opinii publicznej ich nienawidzi. Houellebecq pisze nawet wprost, że chce być podziwiany za to, co w nim najgorsze. Z kolei Levy chwali się wręcz, że zdarzyło mu się straszyć autora biografii pobiciem. Zresztą na piśmie też rozdzielają razy, ale i nie oszczędzają siebie. W pewnym momencie przyznają się, że czasem nie mając wiele do powiedzenia w jakiejś kwestii, mówią czy piszą to, co powinien powiedzieć Levy lub Houllebecq.
A teraz spróbujmy sobie wyobrazić, że podobną książkę, skupioną na analizie swoich medialnych wizerunków i strategii, wydają w Polsce powiedzmy Adam Michnik i Jerzy Pilch. Czy to możliwe? Oczywiście. Mamy przecież wolność debaty publicznej. A to, że najbardziej wpływowy polski intelektualista nie doczekał się żadnej biografii, to tylko przypadek. Podobnie jak to, że każda próba prześwietlenia człowieka z pierwszych stron gazet (Lech Wałęsa, Ryszard Kapuściński) kończy się linczem na nieszczęśniku, któremu to przyszło do głowy. To dlatego, że u nas wielcy pisarze i wpływowi intelektualiści sami mówią o sobie szczerą prawdę. Nie ma więc sensu męczyć ich zadawaniem niepotrzebnych pytań.
Autor jest pisarzem i publicystą. W TVN 24 prowadzi poświęcony literaturze program „Xięgarnia"