Dziecko jest wdzięcznym obiektem dosładzania: rokokowe pastereczki i przesłodzone laleczki, oferowane przez dzisiejszą popkulturę dowodzą tego aż nadto wyraźnie. Malarze sięgali głębiej, stopniowo odkrywając dziecięce smutki, niepokoje, udrękę.
Jean Baptiste Greuze był jeszcze malarzem dziecięcej rozpaczy – ale niepoważnej, trwającej kilka chwil, bez dalszych konsekwencji. Ten rokokowy artysta nie apelował do prawdziwych uczuć – wolał ckliwość i sentymentalizm, podbite słodyczą. Jego „Rozbity dzban" czy „Martwy ptaszek" mają podobny motyw: śliczna lala o smutnej mince użala się nad rozwalonym gliniakiem czy trupkiem ptaszka. Udawana rozpacz, nieszczere zmartwienie. W sam raz na potrzeby odbiorców, którym ani w głowach głębsze refleksje.
W duchu „bezproblemowych problemów" malował scenki rodzajowe Antoni Kozakiewicz, XIX-wieczny akademik, cieszący się sporym wzięciem za życia i obecnie. „Na ulicy. Zazdrość" (1891–1992) to typowy dla jego zainteresowań motyw:. Czwórka małych obdartusów z przedmieścia, pomiędzy bosonogimi biedakami tylko jedna dziewczynka jest obuta, w dodatku pałaszuje coś pysznego. Jej towarzysze przełykają ślinkę, śledząc każdy znikający w buzi kęs. Ówczesna krytyka traktowała te słodko-gorzkie przedstawienia jako szczerą prawdę o społeczeństwie, nierównościach, gnębiącej naród biedzie. Tak naprawdę artysta doskonale wyczuł koniunkturę – pokazywał łzawy banał, przy okazji nieźle zarabiając.
Prawdziwie dotknięty przez los był ten dzieciak, któremu wojna odebrała dzieciństwo, a może też życie. Jeden z wielu niedorostków, którzy założyli hełmy wielkie jak kotły i przyłączyli się do powstania warszawskiego. „Małego powstańca" wyrzeźbił Jerzy Jarnuszkiewicz w 1946 roku. Sam jeszcze młody student, pamiętał maluchy walczące przeciw Niemcom z zadziwiającą w ich wieku ofiarnością i determinacją. Figurka długo była znana z miniaturowej wersji. Dopiero w latach 80. władze zezwoliły na realizację pomnika w naturalnych rozmiarach.
Kto pierwszy zauważył złożoność dziecięcej psychiki? Tycjan. Geniusz późnego renesansu ma w bogatym dorobku dwa niezwykłe na tamtą epokę wizerunki. W tym samym 1542 roku uwiecznił pięcioletnią Clarice Strozzi i trzynastoletniego Ranunccia Farnese, wnuka papieża Pawła III. Od razu widać, że malutka Strozzi jest dzieckiem kochanym, pieszczonym, hołubionym. Główka w krótkich lokach, spojrzenie rezolutne, poza swobodna. Ubrana w wygodną, lekką sukienkę z krótkimi rękawami, trzyma za łapę pieska, który wydaje się chętnie poddawać rygorom pozowania.
Ale Ranuccio, piękny efeb, wcale nie wygląda na szczęśliwego ani wyluzowanego. W jego delikatnej, prawie dziewczęcej twarzyczce dominuje napięcie, czujność. Wystrojony jak przystało na młodzieńca z najwyższych sfer w kosztowny kaftan i „dorosły" płaszcz musiał przedwcześnie rozstać się z dzieciństwem.
Coś z Ranunccia ma słynna „Dziewczynka z chryzantemami" Olgi Boznańskiej. Arcydzieło z 1894 roku od pierwszej ekspozycji komplementowano i komentowano. Wizerunek jest nie tylko rewelacyjny malarsko (cudowna gama szarości, skontrastowana z bielą kwiatów i rudymi lokami bladolicej modelki). To doskonały portret psychologiczny, idealnie trafiający w klimat epoki – w katastroficzne nastroje findesiécle'u, w twórczość symbolistów, w niepokoje targające duszami wrażliwców. „Jest to dziecko enigmatyczne, które doprowadza do szaleństwa tych, co mu się zanadto przypatrują. Melisanda ma sześć lat i urodziła się w arystokratycznej rodzinie, w jakimś wielkim mieście – tak wydaje się ta przerażająca dziewczynka, tak jasna i biała, że budzi dreszcz" – pisał szwajcarski krytyk o obrazie. Tajemnicza panienka zdaje się być uosobieniem poezji. Nad wiek poważna, na pozór spokojna, lecz wewnętrznie napięta, zdaje się czegoś domyślać, coś przeczuwać. Mała Kasandra.
A wizerunki perwersyjne, takie, na których małoletni bohaterowie zachowują się niepokojąco zuchwale. Przybierają pozy świadomie kuszące, podszyte erotyzmem. Taka jest piętnastoletnia tancerka panna Murphy, bezwstydnie pozująca nago François Boucherowi (1752 r.) i jeszcze bardziej bezwstydnie odwiedzająca łożnicę Ludwika XV. Takimi objawiają się lolitki z obrazów Balthusa – jak choćby leniwa uczennica karana przez nauczycielkę gry na gitarze (1934 r.) klapsem. Kobieta przełożyła sobie dziewczynkę przez kolano i już unosi dłoń w gniewnym geście, gdy raptem łagodnieje: mała o wystających kościstych bioderkach nie nosi nic pod sukienką. Nauczycielka opuszcza rękę i zamiast uderzyć, zaczyna pieścić gołą „muszelkę". Jej podopieczna nie ma nic przeciwko temu.