Ciemna strona bombonierki

Publikacja: 24.11.2012 00:01

Monika Małkowska

Monika Małkowska

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Dziecko jest wdzięcznym obiektem dosładzania: rokokowe pastereczki i przesłodzone laleczki, oferowane przez dzisiejszą popkulturę dowodzą tego aż nadto wyraźnie. Malarze sięgali głębiej, stopniowo odkrywając dziecięce smutki, niepokoje, udrękę.

Jean Baptiste Greuze był jeszcze malarzem dziecięcej rozpaczy – ale niepoważnej, trwającej kilka chwil, bez dalszych konsekwencji. Ten rokokowy artysta nie apelował do prawdziwych uczuć – wolał ckliwość i sentymentalizm, podbite słodyczą. Jego „Rozbity dzban" czy „Martwy ptaszek" mają podobny motyw: śliczna lala o smutnej mince użala się nad rozwalonym gliniakiem czy trupkiem ptaszka. Udawana rozpacz, nieszczere zmartwienie. W sam raz na potrzeby odbiorców, którym ani w głowach głębsze refleksje.

W duchu „bezproblemowych problemów" malował scenki rodzajowe Antoni Kozakiewicz, XIX-wieczny akademik, cieszący się sporym wzięciem za życia i obecnie. „Na ulicy. Zazdrość" (1891–1992) to typowy dla jego zainteresowań motyw:. Czwórka małych obdartusów z przedmieścia, pomiędzy bosonogimi biedakami tylko jedna dziewczynka jest obuta, w dodatku pałaszuje coś pysznego. Jej towarzysze przełykają ślinkę, śledząc każdy znikający w buzi kęs. Ówczesna krytyka traktowała te słodko-gorzkie przedstawienia jako szczerą prawdę o społeczeństwie, nierównościach, gnębiącej naród biedzie. Tak naprawdę artysta doskonale wyczuł koniunkturę – pokazywał łzawy banał, przy okazji nieźle zarabiając.

Prawdziwie dotknięty przez los był ten dzieciak, któremu wojna odebrała dzieciństwo, a może też życie. Jeden z wielu niedorostków, którzy założyli hełmy wielkie jak kotły i przyłączyli się do powstania warszawskiego. „Małego powstańca" wyrzeźbił Jerzy Jarnuszkiewicz w 1946 roku. Sam jeszcze młody student, pamiętał maluchy walczące przeciw Niemcom z zadziwiającą w ich wieku ofiarnością i determinacją. Figurka długo była znana z miniaturowej wersji. Dopiero w latach 80. władze zezwoliły na realizację pomnika w naturalnych  rozmiarach.

Kto pierwszy zauważył złożoność dziecięcej psychiki? Tycjan. Geniusz późnego renesansu ma w bogatym dorobku dwa niezwykłe na tamtą epokę wizerunki. W tym samym 1542 roku uwiecznił pięcioletnią Clarice Strozzi i trzynastoletniego Ranunccia Farnese, wnuka papieża Pawła III. Od razu widać, że malutka Strozzi jest dzieckiem kochanym, pieszczonym, hołubionym. Główka w krótkich lokach, spojrzenie rezolutne, poza swobodna. Ubrana w wygodną, lekką sukienkę z krótkimi rękawami, trzyma za łapę pieska, który wydaje się chętnie poddawać rygorom pozowania.

Ale Ranuccio, piękny efeb, wcale nie wygląda na szczęśliwego ani wyluzowanego. W jego delikatnej, prawie dziewczęcej twarzyczce dominuje napięcie, czujność. Wystrojony jak przystało na młodzieńca z najwyższych sfer w kosztowny kaftan i „dorosły" płaszcz musiał przedwcześnie rozstać się z dzieciństwem.

Coś z Ranunccia ma słynna „Dziewczynka z chryzantemami" Olgi Boznańskiej. Arcydzieło z 1894 roku od pierwszej ekspozycji komplementowano i komentowano. Wizerunek jest nie tylko rewelacyjny malarsko (cudowna gama szarości, skontrastowana z bielą kwiatów i rudymi lokami bladolicej modelki). To doskonały portret psychologiczny, idealnie trafiający w klimat epoki – w katastroficzne nastroje findesiécle'u, w twórczość symbolistów, w niepokoje targające duszami wrażliwców. „Jest to dziecko enigmatyczne, które doprowadza do szaleństwa tych, co mu się zanadto przypatrują. Melisanda ma sześć lat i urodziła się w arystokratycznej rodzinie, w jakimś wielkim mieście – tak wydaje się ta przerażająca dziewczynka, tak jasna i biała, że budzi dreszcz" – pisał szwajcarski krytyk o obrazie. Tajemnicza panienka zdaje się być uosobieniem poezji. Nad wiek poważna, na pozór spokojna, lecz wewnętrznie napięta, zdaje się czegoś domyślać, coś przeczuwać. Mała Kasandra.

A wizerunki perwersyjne, takie, na których małoletni bohaterowie zachowują się niepokojąco zuchwale. Przybierają pozy świadomie kuszące, podszyte erotyzmem. Taka jest piętnastoletnia tancerka panna Murphy, bezwstydnie pozująca nago  François Boucherowi (1752 r.)  i jeszcze bardziej bezwstydnie odwiedzająca łożnicę Ludwika XV. Takimi  objawiają się lolitki z obrazów Balthusa  – jak choćby leniwa uczennica karana przez nauczycielkę gry na gitarze (1934 r.) klapsem. Kobieta przełożyła sobie dziewczynkę przez kolano i już unosi dłoń w gniewnym geście, gdy raptem łagodnieje: mała o wystających kościstych bioderkach nie nosi nic pod sukienką. Nauczycielka opuszcza rękę i zamiast uderzyć, zaczyna pieścić gołą „muszelkę". Jej podopieczna nie ma nic przeciwko temu.

A „Błękitny chłopiec" (1770 r.) Thomasa Gainsborougha, wyglądający jak rokokowe niebieskie ciacho? A arystokratyczni młodzieńcy z portretów Anthony'ego van Dycka? A Kizette, śliczna jak blond aniołek, uwieczniona przez mamę Tamarę Łempicką w różnych pozach, lecz zawsze ostentacyjnie prezentująca śliczne nogi w niewinnych białych skarpetkach?

To nie są niewiniątka. Te dzieciaki wydają się prowokować widzów, przyprawiać ich o dreszcz rozkoszy. Z premedytacją.

Nieco inna jest nieletnia „Wenus w czarnych rękawiczkach" na obrazie Otto Dixa z 1932 roku. Wygląda jak siostra „Primavery" Bolesława Cybisa (1936). Obie niedożywione, rachityczne, budzące litość. Obie o lalkowatych twarzyczkach z pustymi, nieobecnymi oczyma. Bez  wątpliwości – te dzieci dawno pozbawiono złudzeń. Muszą same zarobić na życie, na beznadziejną, upokarzającą wegetację. Że to pieśń przeszłości? Skąd. Wystarczy spojrzeć na bulwersujące zdjęcia współczesnego japońskiego fotografa Arakiego, uwieczniającego nastoletnie prostytutki na ulicach Tokio. Doprawdy, dzieciństwo bywa mało radosne. Tej mrocznej strony sztuka już nie pomija.

Dziecko jest wdzięcznym obiektem dosładzania: rokokowe pastereczki i przesłodzone laleczki, oferowane przez dzisiejszą popkulturę dowodzą tego aż nadto wyraźnie. Malarze sięgali głębiej, stopniowo odkrywając dziecięce smutki, niepokoje, udrękę.

Jean Baptiste Greuze był jeszcze malarzem dziecięcej rozpaczy – ale niepoważnej, trwającej kilka chwil, bez dalszych konsekwencji. Ten rokokowy artysta nie apelował do prawdziwych uczuć – wolał ckliwość i sentymentalizm, podbite słodyczą. Jego „Rozbity dzban" czy „Martwy ptaszek" mają podobny motyw: śliczna lala o smutnej mince użala się nad rozwalonym gliniakiem czy trupkiem ptaszka. Udawana rozpacz, nieszczere zmartwienie. W sam raz na potrzeby odbiorców, którym ani w głowach głębsze refleksje.

W duchu „bezproblemowych problemów" malował scenki rodzajowe Antoni Kozakiewicz, XIX-wieczny akademik, cieszący się sporym wzięciem za życia i obecnie. „Na ulicy. Zazdrość" (1891–1992) to typowy dla jego zainteresowań motyw:. Czwórka małych obdartusów z przedmieścia, pomiędzy bosonogimi biedakami tylko jedna dziewczynka jest obuta, w dodatku pałaszuje coś pysznego. Jej towarzysze przełykają ślinkę, śledząc każdy znikający w buzi kęs. Ówczesna krytyka traktowała te słodko-gorzkie przedstawienia jako szczerą prawdę o społeczeństwie, nierównościach, gnębiącej naród biedzie. Tak naprawdę artysta doskonale wyczuł koniunkturę – pokazywał łzawy banał, przy okazji nieźle zarabiając.

Prawdziwie dotknięty przez los był ten dzieciak, któremu wojna odebrała dzieciństwo, a może też życie. Jeden z wielu niedorostków, którzy założyli hełmy wielkie jak kotły i przyłączyli się do powstania warszawskiego. „Małego powstańca" wyrzeźbił Jerzy Jarnuszkiewicz w 1946 roku. Sam jeszcze młody student, pamiętał maluchy walczące przeciw Niemcom z zadziwiającą w ich wieku ofiarnością i determinacją. Figurka długo była znana z miniaturowej wersji. Dopiero w latach 80. władze zezwoliły na realizację pomnika w naturalnych  rozmiarach.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał