Twardoch: Rozpacz i ukojenie

Jak wielu wybitnych pisarzy, piszących przez całe życie jedną książkę, upaja nas Szczepan Twardoch szczególną mieszaniną, której podstawowe składniki – zdrada, niemieckość, polskość – obecne już w "Wiecznym Grunwaldzie", występują w "Morfinie" w nowej, osobliwej proporcji.

Aktualizacja: 30.11.2012 10:08 Publikacja: 30.11.2012 09:00

Morfina Szczepan Twardoch, Wyd. Literackie, 2012

Morfina Szczepan Twardoch, Wyd. Literackie, 2012

Foto: Plus Minus

Red

Czy najnowsza powieść Twardocha przedstawia możliwości ucieczki z tej wciąż opisywanej pułapki – zdrady, niemieckości, polskości, splatających się i prowadzących do dalszych fałszów? Konstanty Willemann, główny bohater "Morfiny", jest niespełnionym artystą, choć zdaje się, że bardziej od braku twórczej maestrii doskwiera mu wstyd, że jako grafik nie sprzedaje własnych prac i żyje za pieniądze matki (spolszczonej Ślązaczki.) Jego życie wyznacza narkotyczny rytm – alkohol, kobiety, alkohol, zdrada, restauracje, kawiarnie, alkohol, artyści, orgie. Tak jest, Kostek Willemann, mąż Heleny i ojciec Jureczka, trzydziestolatek po kampanii wrześniowej, z właściwą sobie swadą dąży do uwolnienia się od obowiązków wobec rodziny, Polski, wobec czegokolwiek. „Pan się biłeś? – Tylko w knajpach z alfonsami, jak mi kurwa darmo dać nie chciała". I tak będzie drwił i uciekał, prowokował i droczył się, ale do czasu. Pogrążony w rozpaczy, zacznie szukać ukojenia.

Zobacz na Empik.rp.pl

Słodki drań

Twardochowi udało się wykreowanie bohatera niejednoznacznego, takiego, z którym czytelnik musi się zmagać, ale z którym zarazem może się utożsamić. To bydlę da się lubić. Jednak bardziej fascynujące od samego Willemanna jest to, jak Twardych prowadzi narrację powieści. Czasem Bohater opowiada nam historię z własnego punktu widzenia, jednak często owo JA podlega narratorowi wszechwiedzącemu, narratorowi odnoszącemu się do „Kosteczka". Analiza fenomenu narratorki-zjawy pozwoli nam choćby częściowo tylko zmierzyć się z "Morfiną", z tragicznością jednostki miażdżonej przez rozpacz, pustkę bezsensu i ból powodowany niedostatecznością zastanych tożsamości.

W jednym ze swoich tajemniczych wejść, wszechwiedząca narrator przynosi nam klasyczne zestawienie narkotyku-pocieszyciela i czarnej-rozpaczy: „Znasz czerń przestworza, Kosteczku? Znasz przecież. Inaczej w nie spadałeś, nie tak jak Twój przyjaciel, ale przecież znasz, wiesz, jak to jest, kiedy czerń napiera na gałki oczne, wciska się pod powieki i przesącza do mózgu, do środka, i obezwładnia jak absoluty narkotyk, jak morfina stężona ostatecznie. I to przecież przed tym mrokiem ratowałeś się buteleczkami pełnymi szczęścia, dobra i tęczy". Czy to Morfina kontaktuje się z bohaterem powieści? Narkotyczność literatury Twardocha to efekt językowy, nie możemy jednak potwierdzić dostatecznego zainteresowania narkotykiem jako literackim tematem. Mimo że powieść zaczyna się od potężnego kaca (świetne „Łeb. Smród") i narkotycznego spaceru w poszukiwaniu upragnionej buteleczki, nie otrzymujemy od Twardocha pogłębionego literackiego studium morfinisty. I chyba nie o to tu chodzi. Literatura i narkotyk – to gra, prastara artystyczna konwencja? „Jestem Konstanty Willemann i nie jestem morfinistą" – odpowiada bohater. Owo „jestem" i „nie jestem" kieruje nas będzie nieustannie w stronę głównego tematu powieści. A co nim jest?

Warszawa zgwałcona i realizm

Kto poza Konstantym opowiada nam "Morfinę", kim jest ta pojawiającą się co jakiś czas, wszechwiedząca opowiadaczka? „Głupi Kosteczek szuka źródeł bólu, głupi Kosteczek nie rozumie, że czerń po prostu jest, że to, co obwinia Polaków i Niemców pospołu, jest po prostu zwykłym człowieczeństwem. Kostek nurza się w czerni, bo jest człowiekiem. Jestem czernią. Ze mnie rodzą się czarne bogi, ze mnie rozlewają się oceany rozpaczy (...)" – przedstawia się zjawa. Czerń jako praotchłań, pierwotna przestrzeń poza dobrem i złem domaga się od bohatera uznania swojego znaczenia?

W dalszych partiach narratorka, głos-czerni, wpada w tonację znaną z  "Wiecznego Grunwaldu" – tam mieliśmy metaforę matki Polski gwałconej i bohatera bękarta: „Zgwałcona Warszawa już mniej drażni, przywykłem, czy gdyby mi żonę zgwałcili, gdyby w jej brzuchu nie moje dziecko pęczniało, też bym przywykł? Gdybyś tylko mógł mnie usłyszeć, to chętnie odpowiedziałabym ci na twoje pytanie, głupi Kosteczku. Ale nie możesz, nie możesz... Jeszcze nie możesz. Jeszcze nie czas, byś mnie słyszał, mój miły.". Co to znaczy? Jak mamy rozumieć owe zapowiedzi? Kiedy Kostek będzie mógł usłyszeć ów głos? Czy to przypadkiem do Kostka nie mówi Polska, Polska zdradzona 23 sierpnia 1939 roku, Polska napadnięta, Polska zdradzona i pozostawiona sama sobie, Polska zamieniająca się w czarną czeluść?

Nieujawnione wprost, ale dające się wyłapać przesłanie Twardocha dotyczące polskości to wołanie o Polskę realistyczną, Polskę pragmatyczną, Polskę zrywającą z mistycyzującym i samouwznioślającym się użalaniem. Niekonsekwentne w świetle tego wydają się uwagi o antysemityzmie teścia Kostka; „higieniczny eugeniczny Peszkowski" jako narodowiec krytykowany jest za antysemityzm kulturowy i ekonomiczny. Willemann broni zatem przekonań opartych o transcendencję? Podobnie, kiedy Kostek otrzymuje misję, zadanie od polskiego podziemia, starając się nakłonić siostrę zakonną, przechowującą skład broni, do wydania mu jednego pistoletu, domaga się tego w imieniu Rzeczpospolitej. „Rzeczpospolitej już nie ma" – odpowiada mu siostra. „Rzeczpospolitej nie może nie być, proszę siostry. Rzeczpospolita jest wieczna" – odpowiada (z ironią, której świadomi jesteśmy mu, lecz już nie rozmówczyni) bohater powieści. Afirmacja „dogadania się", kompromisu i polityki realistycznej widoczna jest w wielu fragmentach powieści, zarówno na poziomie polityki międzynarodowej jak i wyborów indywidualnych. „Przegraliście, sromotnie, bitwę graniczną i bitwę nad Bzurą i bitwę o Warszawę i bitwę pod Kockiem i bitwę o Polskę i o wszystko i o wasze życie zasrane". Jak to zatem jest? Owo pragnienie Polski skutecznej jest wyraźne, ale nie jest konsekwentne. Ów brak konsekwencji wydaje się być świadomym zabiegiem, zabiegiem, który fascynuje i ostatecznie przyczyni się do twardochowego, wielkiego hymnu i uwielbienia polskości. Trop odnaleziony?

Póki my żyjemy

Pod koniec powieści narratorka zmienia ton, nie zapowiada spotkania, Nawołuje: słyszymy, jak z irytacją w głosie chce odzyskać zaufanie bohatera: „Głupstwa, głupstwa, słabości, czy tego nie widzisz, Kosteczku? Kładziesz na szali swoje życie. Dlaczego? Dlaczego nie chcesz mnie już słuchać, Kosteczku? Ukradli mi ciebie (...) Opowiedziałabym ci, gdybyś mnie słuchał. Gdyby coś mnie z ciebie nie wyparło, bo przecież nie ty sam, tylko coś innego!" Willemann pod koniec powieści zmienia się i poszukuje. Już nie jest bywalcem-cynikiem, zdrajcą-samolubem. Pewne nawyki i forma pozostaną, jest jednak w Kostku rodzące się zobowiązanie, wzrasta odwaga i konieczność poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim jestem ja sam? Narratorka-zjawa drwi z Kosteczka, który usłyszawszy od Warszawiaka o tym, że lubi Niemców, że w mieście porządek będzie, o sanacyjnych „skurwysynach, jak wiali tymi swoimi autami tłuściochy i te ich kurwy...". „I co Kosteczku będziesz bronił własnej kasty? Powinieneś - drwi - O tobie mówi, o twoich ludziach". Upokorzenie i pomieszanie własnych ról i tożsamości okażą się z czasem siłą, która nawet jeśli nie wiadomo po co i gdzie, będzie napędzać bohatera.

Wiemy, że nie jest on uzależniony od morfiny: hipoteza narratorki- morfiny przestała nas już dawno kusić. Czy to Polska czuje się wyparta z bohatera? Czy to Polska domaga się owego narodowego „uporządkowania"? Czy to polskość szamoce się i nawołuje widząc triumf gołej, nagiej, czystej podmiotowej jednostki? „Jestem Kostek Willeman" – powtarza jak na haju bohater, dodając sobie animuszu i walcząc o własną, indywidualną, jednostkową niczym nieskażoną tożsamość. Brak mu konsekwencji, niejednokrotnie Kostek przeczy sobie, plącze się, wije i cierpi. Nie wie kogo reprezentuje, nie wie czego chcieć, kogo kocha, czego broni i komu służy.

W poszczególnych fragmentach wewnętrznych monologów Willemana, odkrywamy głód odpowiedzi na najważniejsze pytania, palącą potrzebę czegoś stałego; Twardoch potęguje to napięcie, dowiadujemy się, że bohater coś czyta. W reakcji na to, zaborcza zjawa-narratorka przychodzi z ostrzeżeniem: „Powiedziałabym ci, gdybyś mnie tylko dopuścił do głosu, Kosteczku, mój kochany mój miły mój drogi mój jedyny piękny chłopcze moje życie moje serce moja miłości. (...) Łudzisz się, że dostrzeżesz w tym jakiś sens i porządek, bo jesteś głupi i nie wiesz, że dostrzec go nie mógłbyś, nawet gdyby ten porządek tam był, ale go tam nie ma, i nie dostrzeżesz go tym bardziej, chociażbyś oczy nad tymi książkami wypatrzył, mój miły, nic nie zobaczysz. Ale pożądasz tego porządku, mój miły, jak niczego innego; bo gdyby był, to byłby również sens i twoje istnienie mogłoby mieć ten sens, mimo pęknięcia i pustki, którą niesiesz w sobie." To jedna z istotniejszych odsłon narratorki. Pustka, która przepełnia bohatera wydaje się nie znajdować wypełnienia a ból – ukojenia.

Jeśli Sensu nie ma, to co pozostaje? „Jest tylko ciemna, czarna pulsująca substancja ukryta pod cienką skórą tego świata i tylko na zewnątrz, na wierzchu szuka odpowiedzi na pytanie „dlaczego". Czy to Twardocha nihilistyczna afirmacja samego bycia? Nie tak prosto. Wreszcie następuje ostateczne zerwanie narratorki z bohaterem: „Pogrążonego w czerni, otulałam cię ramionami, mój miły, ale niedługo cię porzucę". Końcowa deklaracja opowiadaczki nie wydaje się nam zrozumiała. Utulenie zdaje się mieć przeciwstawny charakter do owej czerni. Bohater pogrążony w niej, niebawem zostanie opuszczony i usłyszy deklarację przeniesienia uczuć przez zjawę, na kogo innego. „Bo ja muszę kogoś kochać". Opowiadaczka chce pozostać przy kimś żywym. A jednak. Mimo pustki i braku sensu? Póki my żyjemy? Wieczna? Nie wiemy, dramat bohatera pozostaje nierozstrzygnięty. Nie wiemy, kto nam go opowiada. Chce się pozostawać w tej niewiedzy. Zalewają nas oceany rozpaczy, a poszczególne słowa uzależniając nas, dają chwile rozkoszy, podtrzymują przy życiu. Bo to jest literatura, fascynująca literatura.

Autor jest prozaikiem i publicystą związanym ze środowiskiem „Teologii Politycznej". Ostatnio wydał powieść "Boiduda" (2012).

Szczepan Twardoch, Morfina, Wydawnictwo Literackie, 2012

Czy najnowsza powieść Twardocha przedstawia możliwości ucieczki z tej wciąż opisywanej pułapki – zdrady, niemieckości, polskości, splatających się i prowadzących do dalszych fałszów? Konstanty Willemann, główny bohater "Morfiny", jest niespełnionym artystą, choć zdaje się, że bardziej od braku twórczej maestrii doskwiera mu wstyd, że jako grafik nie sprzedaje własnych prac i żyje za pieniądze matki (spolszczonej Ślązaczki.) Jego życie wyznacza narkotyczny rytm – alkohol, kobiety, alkohol, zdrada, restauracje, kawiarnie, alkohol, artyści, orgie. Tak jest, Kostek Willemann, mąż Heleny i ojciec Jureczka, trzydziestolatek po kampanii wrześniowej, z właściwą sobie swadą dąży do uwolnienia się od obowiązków wobec rodziny, Polski, wobec czegokolwiek. „Pan się biłeś? – Tylko w knajpach z alfonsami, jak mi kurwa darmo dać nie chciała". I tak będzie drwił i uciekał, prowokował i droczył się, ale do czasu. Pogrążony w rozpaczy, zacznie szukać ukojenia.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą