Lepsza droga do zbawienia

Mnie, jako historyka, nauczono wielkiego szacunku do naszych przodków, staram się zrozumieć ludzi przeszłości i darzyć ich sympatią. I dać im rację - mówi prof. Ewa Wipszycka-Bravo, historyk starożytności

Publikacja: 16.03.2013 00:01

Lepsza droga do zbawienia

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Wszyscy jesteśmy z Egiptu?



Ponieważ nasza cywilizacja ma wiele kolebek, to śmiało możemy powiedzieć, że Egipt był jedną z nich.



Hurgada, Szarm el Szeik, piramidy... Coś pominąłem?



Ruch monastyczny. Tam pojawili się pierwsi mnisi, pierwsze klasztory, a przecież ich cywilizacyjne znaczenie w kształtowaniu Europy jest nie do przecenienia.



Nie chodzi tylko o znaczenie duchowe.



W każdym wymiarze: od uprawy winorośli czy warzenia piwa po szkolnictwo i całą wiedzę techniczną. Nie mówiąc już o tym, że kiedy w Europie nastąpiło tąpnięcie kulturowe, mnisi przechowali tradycje i dzieła literackie czy filozoficzną spuściznę antyku.



A co ma z tym wspólnego Egipt?



To Egipcjanie zaproponowali światu fantastyczną nowość, jaką był monastycyzm. Stworzyli jego duchowe i organizacyjne podwaliny, dali wspaniałą literaturę, bogactwo, z którego chrześcijaństwo czerpie do dziś.

Kiedy to się zaczęło?

O ile nakaz ascezy jest w religii chrześcijańskiej od zawsze, o tyle monastycyzm pojawił się pod koniec trzeciego wieku, jeszcze przed prześladowaniami cesarza Dioklecjana.

Na początku na pustynię wędrują świątobliwi mężowie, którzy żyją tam w samotności. Po co?

Odpowiedź prawdziwa, choć banalna, jest znana: byli przekonani, że to lepsza droga do zbawienia niż życie wśród ludzi.

Eskapizm

?

To naturalne zjawisko religijne i tak należy je tłumaczyć. Wyjaśnienia, iż mnisi szli na pustynię, bo bali się poborców podatkowych albo prześladowań, albo że było im tam wygodniej, są niepoważne. Oczywiście, może byli i tacy mnisi, ale przecież monastycyzm nie powstał z powodów podatkowych.

Kiedy chrześcijaństwo stało się religią panującą w Imperium, monastycyzm nie tylko nie przygasł, ale się nasilił.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu moi koledzy historycy w habitach tłumaczyli to w ten sposób, że gdy chrześcijaństwo stało się religią panującą, zaczęli się do niego przyznawać zwyczajni karierowicze. W związku z tym ci, którzy szukali czegoś bardziej serio, uciekali na pustynię.

Jak nie kijem, to pałką: prześladują, to uciekamy na pustynię, nie prześladują – uciekamy tym bardziej.

Dlatego ja odrzucam takie wyjaśnienia. Monastycyzm to był ruch religijny szukający drogi zbawienia i dostrzegający możliwość jej realizacji właśnie w takich ramach.

Ale dlaczego akurat w Egipcie rozpoczął się ruch eremicki? Inni chrześcijanie nie chcieli się zbawić?

W Egipcie dużą rolę odegrały względy nie tylko religijne, ale pewien specyficzny charakter życia społecznego, wynikający z położenia geograficznego.

W jakim sensie?

Rzut oka na mapę pokazuje, że Egipt zajmuje na niej sporo miejsca, ale do zamieszkania nadają się tylko tereny wzdłuż Nilu. Już w starożytności gęstość zaludnienia była tam taka, że część osad i tak leżała na skraju pustyni. Domy przylegały jeden do drugiego, ludzie dosłownie zaglądali sobie do garnków stojących na małych paleniskach. Kobiety razem prały, gotowały, chodziły po wodę. W nocy spano na dachach, widząc sąsiadów śpiących na dachu obok...

Chce pani powiedzieć, że mieli dość tej ciżby ludzkiej i uciekali?

Życie tam było tak gęste od zgiełku i tłumu, tak męczące dla kogoś, kto pragnie oderwać się od tego świata, że wyjście poza strefę osadnictwa było błogosławieństwem.

Ale i koszmarem.

Nie tak strasznym, bo te osady mnisze i tak nie mogły być zbyt daleko, choćby ze względu na bliskość wody.

Jak daleko było Sketis, położone najdalej od Aleksandrii skupisko anachoretów?

Mniej niż 100 kilometrów. Sketis zresztą powstało w wyniku zagłębiania się mnichów w pustynię. Wcześniej powstała odległa o jakieś 20 kilometrów od brzegu pustyni Nitria, potem, niespełna 20 kilometrów dalej, Celle i wreszcie Sketis.

Co z niej zostało?

Oaza funkcjonuje do dziś, nazywa się Wadi an-Natrun, nadal mieszczą się tam chrześcijańskie klasztory. Ale na ogół mnisi instalowali się w bardzo dogodnych miejscach, jakie zostały po okresie faraońskim: w grobowcach, kamieniołomach, które były na brzegu pustyni. Inni budowali sobie domostwa na pustyni, przeznaczone dla jednego, dwóch czy kilku mnichów, bo oni często łączyli się w takie malutkie grupy.

O monastycyzmie szybko stało się głośno. Dziś można by wrzucić na YouTube filmik z kazaniem św. Antoniego czy Arseniusza, ale oni dość rzadko korzystali z Internetu, a jednak waliły do nich tłumy. Jakim cudem?

To prawda, że pielgrzymowało do nich bardzo wielu ludzi poszukujących swojej drogi. Często sami chcieli zobaczyć, na czym polega życie monastyczne.

Ale skąd o tym słyszeli? Mieszkaniec Aleksandrii mógł o tym wiedzieć, ale człowiek hen, za morzem?

Jako historyka nauczono mnie wielkiego szacunku do naszych przodków

W świecie późnego antyku ludzie utrzymywali ze sobą częste kontakty. Biskupi dużo podróżowali, nie zawsze zresztą dobrowolnie. Kościół bardzo intensywnie budował swoją tożsamość, zwoływano lokalne synody, dyskutowano, spierano się. Przy takich okazjach roznosiły się również informacje o mnichach.

I to bez środków komunikacji.

Właśnie dlatego, że ich nie było, biskupi wysyłali często swoich współpracowników, by obejrzeli, ocenili i zrelacjonowali, co widzieli. To jest też zresztą czas, kiedy wysyłano do siebie mnóstwo listów, które odgrywały niesłychanie istotną rolę.

Zdumiewające, jak potężny był ten pierwotny monastycyzm. Szacuje się, że w Egipcie żyło wtedy nawet kilkadziesiąt tysięcy mnichów.

Wielki wybuch monastycyzmu nastąpił właściwie za życia jednej generacji, pod koniec III wieku. Pachomiusz, umierając w połowie IV wieku, kierował już kongregacją, która miała 11 klasztorów, w których żyło kilka tysięcy mnichów! Z kolei w samej Nitrii też było ich kolejnych kilka tysięcy.

Całkiem spore, zwłaszcza jak na owe czasy, miasto.

I tak to wyglądało, że Nitria była monastyczną wioską czy miasteczkiem. To właśnie było centrum pielgrzymkowe, do którego trafiali wędrowcy z różnych zakątków Cesarstwa Rzymskiego.

Powodowało to skądinąd pewne trudności.

Zaczęło się to samo, przed czym mnisi uciekali na pustynię – zaglądanie sobie do garnków, gwar świata. Mnisi nie powinni słyszeć, jak inni się modlą, a modlono się głośno, więc eremy powinny być od siebie oddalone. A jak to zrobić, gdy brakuje miejsca? Część mnichów uznała więc, że jest ich zbyt wielu i odchodziła dalej na pustynię.

Kiedy czytałem o ojcach pustyni, uderzyła mnie ich lapidarność: przyjeżdżał do nich wędrowiec z krańca cesarstwa, poświęcił na to kilka miesięcy, oczekiwał pouczenia duchowego i słyszał jedno zdanie albo wręcz półsłówka.

To był też sposób na to, by mnichów bardziej ceniono... (śmiech)

No tak, jak ktoś mówi mało, znaczy, że mądrze prawi.

Właśnie. A poza tym namawiano, ba, naciskano na mnichów, by jak najmniej mówili. Tego się wręcz od nich domagano, wychodząc z założenia, iż milczenie jest wielkim ćwiczeniem ascetycznym. Mnisi nie powinni kłapać ozorem, zwłaszcza na byle jakie tematy. W regule jednego z ośrodków w okolicach Fajum jest nawet powiedziane, by mnisi nie przesiadywali na ławach przed domkami. Oczywiście różnie z tym bywało i zapewne niektórzy gadali bez potrzeby, ale wzorzec był inny.

Niektórzy jednak posuwali się w umiłowaniu milczenia daleko.

Jan z Lykopolis, gdy był już bardzo sławny i oblegany przez ludzi, kazał się zamknąć w kamieniołomie w trzech celach: jedna służyła do modlitwy, druga do załatwiania potrzeba fizjologicznych, a trzecia była swego rodzaju magazynem. Zamurowano go, a do kontaktów ze światem i mnichami z zewnątrz, którzy dostarczali mu jedzenie, służyło okienko. Przez nie komunikował się ze światem.

A co miał światu do powiedzenia? Czy tylko dawał pouczenia duchowe?

Skądże znowu! Oprócz tego był rozjemcą między chłopami, ale przede wszystkim znany był z tego, że przepowiadał przyszłość. To do niego w 396 roku zwrócił się cesarz Teodozjusz przed rozprawą z ostatnim uzurpatorem pogańskim z pytaniem o swe szanse i Jan z Lykopolis zapewnił cesarza, że zwycięży i umrze śmiercią naturalną, nie zginie na polu bitwy.

Ale przychodzono nie tylko do niego.

To się zaczęło już od Antoniego, który żył nieprawdopodobnie długo. Umierając w 356 roku, miał 105 lub 106 lat. Mieszkał na wschodnim brzegu Nilu, blisko 80 kilometrów na południe od dzisiejszego Kairu.

Kiedy wybrał się na pustynię?

To było około 271 roku, ale wiemy to tylko z relacji Atanazego, który opisał życie swego bohatera takie, jakie według niego Antoni powinien prowadzić.

Koloryzował?

Nawet nie, ale nie interesował się, jak wszyscy ludzie tamtych czasów, indywidualnymi motywacjami człowieka. Nie pytano: „Dlaczego on poszedł na pustynię?", lecz „Dlaczego człowiek powinien pójść na pustynię?".

Antoni był skądinąd niebywałym bogaczem.

Zostawił 80 hektarów żyznej ziemi, co wtedy, zwłaszcza nad Nilem, było dużym majątkiem. III wiek, kiedy Antoni wybiera życie mnisze i skupia wokół siebie innych eremitów, to dla Egiptu czas burzliwej chrystianizacji. Monastycyzm pociągał ludzi z różnych grup społecznych: od zamożnych jak Antoni czy Arseniusz po koptyjskich ubogich chłopów. Na tym polega całe piękno chrześcijaństwa, że nie daje się tłumaczyć w kategoriach społecznych.

Kim byli pierwsi egipscy chrześcijanie?

Pierwsi byli aleksandryjscy Żydzi, do których nowa religia trafiła bez wątpienia z Palestyny.

Najpierw pojawili się pustelnicy, ale wkrótce potem zaczęły powstawać klasztory.

Czterdzieści lat po śmierci Antoniego rodzi się twórca pierwszej reguły monastycznej, Pachomiusz.

Czym różnił się on od Antoniego?

Wokół Antoniego tworzyły się pierwsze zgrupowania mnichów, którzy widzieli w nim mistrza i starali się go naśladować, ale wciąż jeszcze żyli osobno, jak pustelnicy. Oni sami decydowali, ile i kiedy się modlić, ile spać, a ile pracować. Tymczasem w górnym Egipcie młody człowiek imieniem Pachomiusz decyduje się na założenie pierwszego klasztoru, wierząc, że wspólne życie mnichów nie tylko nie utrudni, ale wręcz ułatwi drogę do zbawienia.

W tych klasztorach byli kapłani?

Na początku nie. To powstawało może nie wbrew Kościołowi hierarchicznemu, ale z pewnością obok niego. Antoni zresztą nikogo się nie pytał, przez 20 lat siedział w opuszczonej fortecy i nie przyjmował eucharystii.

Jakby powiedziała moja młodsza córka: miał grzech.

Czasem opuszczał swoją pustelnię, uzdrawiając i wstawiając się w sprawach pokrzywdzonych. Był niezmiernie ruchliwym świętym, ale w końcu nie wytrzymał i uciekł nad Morze Czerwone.

A Pachomiusz?

Wędrował ze swymi mnichami do kościoła, potem zresztą zbudował jeden. Ale i on nie chciał przyjmować do klasztorów duchownych, a jeśli to robił, to tylko z obietnicą, że poza liturgią nie będą mieli większych praw niż inni. Bał się, że ludzie wyświęceni będą zagrażać równości mnichów.

Pani profesor, ale skąd w chrześcijanach ta potrzeba umartwiania się?

Asceza, czyli przekonanie, że człowiek, by zbliżyć się do Boga, powinien narzucić sobie dyscyplinę i nie ulegać pragnieniom ciała, skupić się na modlitwie, towarzyszy chrześcijaństwu od samego początku. Skądinąd jest ona dziedzictwem religii żydowskiej.

Przychodzi ona z ruchów może i marginalnych, ale bardzo ważnych dla duchowości żydowskiej. Oni byli przekonani, że odseparowanie się człowieka od świata przygotowuje go do ostatecznej batalii między dobrem a złem, do wielkiej bitwy o kosmos.

Na czym polegała asceza mnisza?

Po pierwsze, na poważnym ograniczaniu snu. Oni bardzo dużo modlili się w nocy.

Jak?

Głównie modlili się psałterzem. Uczyli się na pamięć fragmentów Biblii i je recytowali. Najstarsze zabytki piśmiennicze to właśnie teksty psalmów.

Jak wyglądał powszedni dzień mnicha?

Raz dziennie coś jadł, podstawą pożywienia na przykład św. Antoniego były dwa małe chlebki. Żadnego mięsa, do tego jakaś zielenina.

Uprawiali ją?

Zieleninę się zrywało, w Egipcie nikt nie uprawiał sałat. Uprawiano czasem trochę warzyw...

Kiszone ogórki...

A żeby pan wiedział, że to nie żart! Jadali ogórki, jak najbardziej. Jedli to, co miejscowi chłopi, czyli trochę oliwek, no i daktyle, które mają ogromną wartość kaloryczną, a palmy daktylowe rosną wszędzie. Zasadniczo stosowano jednak ascetyczną zasadę, by jeść tyle, by dalej chciało się jeść, nigdy do sytości. Tak samo zresztą było z pragnieniem – pito tyle, by jeszcze chciało się pić.

Skąd czerpano wodę?

Jeśli mnisi mieli pieniądze, to płacili oślarzom, jeśli nie, wędrowali po nią sami. Kiedy byłam na wykopaliskach w Fajum, w klasztorze na pustyni położonym w niewielkiej odległości od kanału, to do cel mnichów trafiałam po śladach skorup. Nosząc wodę, tłukli po drodze dzbany, znacząc swój szlak... (śmiech)

Niedostatek snu, jedzenia, wody – czy to wszystko nie powodowało acedii, owego demonu południa, jak to nazywano?

Autorzy opisujący życie monastyczne przestrzegali przed owym stanem kompletnego zniechęcenia, znużenia, przekonania, iż to wszystko nie ma sensu, mnichowi się nie uda.

Zachęcano, by traktować ten stan jako czas próby.

Nieustannie należało dążyć do podporządkowania sobie pragnień swego ciała, swoich myśli, do odcięcia wspomnień. W ascezie pomagała też praca: mnisi uznawali, że trzeba pracować nawet, jeśli ma się środki do życia, bo praca to właśnie zajęcie ascetyczne. Zajęcie rąk miało dyscyplinować, przeciwdziałać zniechęceniu. Stąd rękodzielnictwo mnichów: wyplatanie sznurów, koszy, tkactwo. Byli też tacy, którzy przepisywali rękopisy, głównie w języku koptyjskim, bo większość z nich była Koptami.

Kiedy rozpoczyna się eksport monastycyzmu?

Trzeba było co najmniej 100 lat, by trafić do reszty chrześcijańskiego świata. Istotną w tym zasługę miał biskup Aleksandrii, Atanazy Wielki. Gdy cesarz posłał go do Trewiru za nieposłuszeństwo, miał tam okazję głosić idee monastyczne. Jego „Żywot św. Antoniego", napisany między 356 a 362 rokiem szybko przetłumaczono na łacinę i języki wschodnie, stał się sztandarową książką tego ruchu.

Pośrednio to on przyniósł monastycyzm Europie.

Zainspirowany jego dziełem św. Marcin z Tours założył pod koniec IV wieku pierwszą wspólnotę w Liguge w dzisiejszej Francji. Potem byli następni, ruch monastyczny cały czas rozwijał się również na wschodzie. Na terenie Syrii niezależnie od istniejących form premonastycznych rodził się również znany z Egiptu monastycyzm.

Syria to w w ogóle dziwne miejsce. Stylici...

Zwani po polsku słupnikami, czyli przedstawiciele radykalnych form ascezy.

Szymon Słupnik spędził na słupie 37 lat.

A Symeon Słupnik Młodszy podobno 60.

Wszystko ma swój koniec, zmierzch...

Pod koniec V wieku punkt ciężkości ruchu monastycznego przesunął się z Egiptu ku Palestynie i Syrii. Tam pojawi się nieco inny typ ascezy, inna literatura.

Egipskie klasztory podupadły?

Nie, po prostu przestały być nowatorskie, ale wciąż mnisi cieszyli się ogromnym prestiżem. Nawet przyjście Arabów nie zachwiało tym od razu. Przez pierwsze dwa pokolenia Kościół i mnisi kwitli, ich przywilejów nie ograniczano. Dopiero potem Arabowie poczuli się pewni i z początkiem VIII wieku wzmożono wobec nich nacisk fiskalny, ale cios Kościołowi egipskiemu zadały dopiero krucjaty, bo mnisi padali ofiarą zarówno krzyżowców, którzy widzieli w nich heretyków, jak i Arabów podejrzewających ich o sprzyjanie chrześcijanom.

Co z tej tradycji zostało w Egipcie?

Kilka bardzo ważnych i silnych klasztorów koptyjskich będących przewodnikami duchowymi i kulturowymi chrześcijan egipskich. Klasztory wciąż są miejscem, do których się przyjeżdża, gdzie się spotyka. Są też podejmowane próby odrodzenia ruchu eremickiego, ale oczywiście daleko im do skali sprzed półtora tysiąca lat.

Pani, która sporą część życia poświęciła badaniom monastycyzmu, sama jest osobą niewierzącą...

Wierzę w Boga Ojca, stworzyciela nieba, ziemi i wszystkiego, co żyje, o którym niewiele więcej mogę powiedzieć. Na pewno nie jestem osobą, która należy do jakiejś wspólnoty religijnej i uczestniczy w jakimś kulcie. Ale z ogromnym wysiłkiem staram się wczuć się w przeżycia religijne innych.

Niewierzący historyk Kościoła to jednak rzadkość.

Mnie, jako historyka, nauczono wielkiego szacunku do naszych przodków, staram się zrozumieć ludzi przeszłości i darzyć ich sympatią. I dać im rację.

—rozmawiał Robert Mazurek

Prof. Ewa Wipszycka jest wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego. Współzałożycielka miesięcznika „Mówią Wieki", uczestnik prac wykopaliskowych m.in. w Mareotis w pobliżu Aleksandrii, Naqlun i Ptolemais. W ubiegłym roku została laureatką „polskiego Nobla" – Nagrody Funduszu na Rzecz Nauki Polskiej w obszarze nauk humanistycznych i społecznych. Redaktor  „Vademecum historyka starożytnej Grecji i Rzymu", autorka fundamentalnej, trzytomowej „Historii starożytnych Greków". Ostatnio opublikowała „Jak kształtował się autorytet mnichów egipskich: casus kongregacji pachomiańskiej pierwszych pokoleń" (IH UAM, 2012)

Wszyscy jesteśmy z Egiptu?

Ponieważ nasza cywilizacja ma wiele kolebek, to śmiało możemy powiedzieć, że Egipt był jedną z nich.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Jakub Ekier: Zabójcy z ust do ust
Plus Minus
„Bad Boys: Ride or Die”: Chłopaki już tak mają
Plus Minus
Pamięć jest najważniejsza
Plus Minus
Prowincjusz i rewolucja w filozofii
Materiał Promocyjny
Jaki jest proces tworzenia banku cyfrowego i jakie czynniki są kluczowe dla jego sukcesu?
Plus Minus
Irena Lasota: Rozbiór Rosji