Lech Jeziorny i Paweł Rey, którzy byli prototypami bohaterów „Układu zamkniętego", podobnie jak dziesiątki innych współtwórców polskiego sukcesu gospodarczego lat 90., nie wyrośli z jałowego korzenia ekonomii realnego socjalizmu. W schyłkowym okresie PRL, pod koniec lat 80. uczestniczyli w skromnym wówczas, ale nabierającym siły nurcie odrodzeniowym polskiego kapitalizmu.
To zjawisko wciąż niedostatecznie opisane. Do dziś w cieniu sztandarów podziemnej „Solidarności", NZS, KOR i KPN, ale jakże ważne wówczas dla nadchodzącej wolnej Polski. Niewielu było w tamtym czasie propagatorów wolnego rynku. Robotnicza „Solidarność" nie odżegnywała się od socjalizmu. Światła opozycja, z „Tygodnikiem Powszechnym" na czele, szukała trzeciej drogi. Marksistowskie schematy, w których po kapitalizmie zawsze nadchodzi socjalizm, były intelektualnie tak dominujące, że przywoływanie myśli Hayeka, Friedmana czy Misesa zakrawało na tępy reakcjonizm.
A jednak pojawili się ludzie, którzy nie bali się promować prywatnej własności i przedsiębiorczości. Nie było ich wielu. W Warszawie Janusz Korwin-Mikke i twórcy ruchu towarzystw gospodarczych. W Krakowie może najważniejszy z nich wszystkich, założyciel Krakowskiego Towarzystwa Przemysłowego, doktor filozofii Mirosław Dzielski.
To wspomnienie dedykowane jest właśnie jemu. Kim był? Dlaczego uznaję go za postać wyjątkową? Ważny był nie tylko dlatego, że konsekwentnie promował idee wolnorynkowe na łamach pisma „Trzynastka". Dzielski stworzył oryginalną, systematyczną i opartą na solidnym warsztacie myśl, którą nazwał „chrześcijańskim liberalizmem".
Nie poprzestał na ideach. Miał naturę społecznika. Od połowy lat 80. cementował mocne i wielonurtowe środowisko, które idee liberalne zaczęło stosować w praktyce. W 1987 roku doprowadził nawet do jego legalizacji jako jednej z pierwszych inicjatyw czysto antysystemowych w PRL. Mocno angażował się w politykę i pewnie byłby jednym z kandydatów na lidera wolnej Polski, gdyby nie przedwczesna śmierć 15 października 1989 roku, u progu wolności.