Flaubert, już stary, napisał w jednym z listów: »Wszystkie sztandary zostały do tego stopnia splamione krwią i gównem, iż byłby już czas nie mieć żadnego«. Czyż to nie typowe zdanie chuligana? Otóż ja, jako chuligan wolności, nie chcę się poddać kontroli" – pisał w jednym z listów Andrzej Bobkowski, pisarz, którego stulecie urodzin obchodzimy w tym roku, autor „Szkiców piórkiem", książki, po której przeczytaniu świat już nie wygląda tak samo. Bobkowski jest wciąż obecny w świecie ludzi nieoglądających „Na Wspólnej" i „The Voice of Poland", dowodem czego choćby wspaniała wystawa zorganizowana kilka lat temu w warszawskiej Podchorążówce oraz właśnie wydana książka krakowianina Macieja Urbanowskiego.

Urbanowski to badacz literatury od lat zgłębiający dorobek pisarza z Gwatemali. Mamy tu szereg szkiców przybliżających tę niezwykłą postać prozaika, modelarza, diarysty i epistolografa, przedwcześnie zmarłego na raka w wieku 48 lat. Bobkowski w ujęciu Urbanowskiego to przede wszystkim człowiek, z pogardą kontestujący wszelkie ideologie, niedający się w żaden sposób zaszufladkować i zglajszachtować. To szczególnie ważne w naszym świecie, w którym dominuje myślenie stadne, wedle wytycznych wodzów partyjnych czy dyktowane szyderczymi i bluźnierczymi okładkami popularnych tygodników. Czy już mamy świńskie ryje? A może jest nadzieja? Andrzej Bobkowski niezależny i odważny, klepiący biedę na przekór światu i kochający żonę Basię, miłość swego życia. Do dzisiaj serdecznie wspominany w Gwatemali, przybranej ojczyźnie.

Urbanowski po raz kolejny udowadnia tezę, że pisarz nie był wcale autorem jednego dzieła, arcydzielnych „Szkiców piórkiem". Ostatnia dekada pokazała nam innego Bobkowskiego, którego listy ułożyły się w niezwykły epistolograficzny wzór, bo zostały wydane w kilku tomach. Listy do Jerzego Giedroycia, Tymona Terleckiego, Anieli Mieczysławskiej, Jerzego Turowicza, Jarosława Iwaszkiewicza, który prawdopodobnie chciał go ściągnąć do komunistycznej Polski, wreszcie do matki Stanisławy, po wojnie klepiącej biedę jako garderobiana w krakowskim teatrze. Obfitość świetnej prozy, ni to listowej, ni eseistycznej czy reportażowej. A może wszystkie te gatunki zawierają się po trosze w jednym, co dowodzi po raz kolejny jak świetnym pisarzem był Andrzej Bobkowski?  Prawdziwie chuligańska kanonada, której nie dostrzegają chyba tylko samozaspokajające się historiami o szczęściu panie i panowie żyjący w światach fantasy, gdzie smoki pożerają genitalia innych smoków. Już najwyższy czas ogłosić Rok Bobkowskiego, czyli Rok Chuligana.

Maciej Urbanowski, „Szczęście pod wulkanem. O Andrzeju Bobkowskim", Wydawnictwo LTW, Łomianki 2013.