4 czerwca. Skojarzenia

Można mieć różne skojarzenia z 4 czerwca. Przez wiele lat kojarzyłam tę datę z masakrą na placu Tiananmen.

Publikacja: 31.05.2013 20:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Czy wielu w Polsce pamięta, że masakra ta miała miejsce w 1989 roku, że można było oglądać tego dnia prawie na żywo czołgi jadące na protestujących (nazywanych zazwyczaj studentami, choć w maju dołączali już do strajkujących Chińczycy z całego kraju reprezentujący wszystkie  grupy społeczne)?

Właśnie 4 czerwca 1989 roku samotny chłopak stanął naprzeciw jadącego czołgu na placu Tiananmen i stał się symbolem kilku rzeczy naraz: że odwaga jednej osoby może powstrzymać (choćby na krótko) nagą siłę, że spontaniczny gest może stać się ikoną ruchu społecznego, ale też że silna władza, zwłaszcza komunistyczna, jest obojętna na masowe, pokojowe wystąpienia tych, którzy jej zagrażają.

W 1994 roku wyprodukowano w Kanadzie świetny film dokumentalny o chińskim 4 czerwca „Ruszyć górę" („Moving the Mountain").

Moje drugie skojarzenie dotyczy 4 czerwca 1992 roku. Przyleciałam do Warszawy z Sofii 5 czerwca, oderwana od wszelkich wiadomości przez ponad tydzień, i już na lotnisku dowiedziałam się, że rząd Jana Olszewskiego już nie istnieje. Jana Olszewskiego, czy też „Jana" jak nazywano go, gdy opozycja była na tyle nieliczna, że  często samo imię wystarczało, by wiedzieć, o kogo chodzi, „Naczelnika Lewicy" – jak nazywali go wtajemniczeni – znałam z widzenia i słyszenia od lat 60. jako obrońcę Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, Janusza Szpotańskiego, a później komandosów, członków grupy „Ruch", jako współautora wielu kluczowych apeli i deklaracji opozycji. I jako zwolennika (wraz z Karolem Modzelewskim), rozwiązania, które zagwarantowało „Solidarności" realne zaistnienie – czyli zarejestrowania jednego, ogólnokrajowego związku zawodowego, zamiast dziesiątków czy setek małych związków.

Myślę czasami, że gdyby w Polsce  była innego rodzaju kultura polityczna, może nawet więcej represji, ale też więcej skupienia wokół wartości, takich jak demokracja, pluralizm i jawność, Jan Olszewski miałby szansę odegrać u nas rolę Vaclava Havla. Karta 77 – czechosłowacka opozycja – od początku uznała za swoją wartość i siłę to, że składa się z ludzi reprezentujących różne opcje polityczne.

Karta miała nie przywódców, ale trzech rzeczników wybieranych przez tzw. liberałów, chrześcijańskich demokratów i eurokomunistów. Jeszcze w 1989 roku jeden z nich mówił mi „płyniemy na razie na jednym statku i dopiero jak zobaczymy brzeg i będziemy na płytkiej wodzie, wyskoczymy ze statku i będziemy biec, każdy na własną rękę". Jeśli trzymać się tej metafory, to można by powiedzieć, że w Polsce, gdy piraci napadli na statek w grudniu 1981 roku, niektórzy jeńcy zaczęli po jakimś czasie szukać  sposobów wyjścia na pokład przed innymi, by szybciej dopłynąć do Magdalenki.

A w Bułgarii, z której wtedy przyleciałam, był u władzy gabinet Filipa Dimitrowa, lidera Zjednoczonych Sił Demokratycznych. Jego rząd przetrwał 11 miesięcy i w październiku 1992 roku został obalony przy czynnym udziale prezydenta Żelu Żelewa. Dimitrow wprowadzał reformy polityczne i ekonomiczne, prywatyzował fabryki, ograniczał wpływy Rosji i silnej jeszcze partii komunistycznej.

Gdy został w prasie oskarżony o współpracę z bułgarską bezpieką, nie czekał na przeprowadzenie przez parlament ustawy lustracyjnej, lecz wydał dekret nakazujący ujawnienie wszystkich danych dotyczących jego i innych członków rządu. Okazało się to o wiele skuteczniejsze niż procesy sądowe. I nikt już potem nie powtarzał tych zarzutów. A Żelu Żelew jest dziś prezesem fundacji swojego imienia.

Oczywiście był też 4 czerwca datą częściowo wolnych wyborów w Polsce. Jako wynik niezbyt jawnych negocjacji prowadzonych przez samomianowanych i dokooptowanych przedstawicieli nie wiadomo dokładnie kogo (nie „Solidarności", skoro Komisja Krajowa i Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarności" ustąpiły miejsca Komitetowi  Obywatelskiemu przy Lechu Wałęsie) wybory te były dzieckiem z nieprawego łoża. Po druzgocącym zwycięstwie kandydatów spoza PZPR można było wypowiedzieć choćby część umów Okrągłego Stołu, ale zamiast tego energia nowych elit politycznych i nowopowstałej gazety skupiła się najpierw na wyborze Jaruzelskiego na prezydenta, potem na pozostawieniu wojsk sowiecko-rosyjskich w Polsce, na zapobieżeniu prywatyzacji, dekomunizacji i lustracji i – na koniec - na obaleniu rządu Jana Olszewskiego.

A Wikipedia (anglojęzyczna), która dostarcza mi zawsze wiele radości, odnotowuje również, że są to urodziny Alicji Janosz, śpiewaczki, i Bronisława Komorowskiego, prezydenta Polski.

Czy wielu w Polsce pamięta, że masakra ta miała miejsce w 1989 roku, że można było oglądać tego dnia prawie na żywo czołgi jadące na protestujących (nazywanych zazwyczaj studentami, choć w maju dołączali już do strajkujących Chińczycy z całego kraju reprezentujący wszystkie  grupy społeczne)?

Właśnie 4 czerwca 1989 roku samotny chłopak stanął naprzeciw jadącego czołgu na placu Tiananmen i stał się symbolem kilku rzeczy naraz: że odwaga jednej osoby może powstrzymać (choćby na krótko) nagą siłę, że spontaniczny gest może stać się ikoną ruchu społecznego, ale też że silna władza, zwłaszcza komunistyczna, jest obojętna na masowe, pokojowe wystąpienia tych, którzy jej zagrażają.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy