Czarne chmury nad magnatami

Nad Dnieprem wyczerpał się system, w jakim dotąd funkcjonowało państwo. Wiktor Janukowycz, który do niedawna sprzyjał oligarchom, zaczyna być dla nich konkurentem. Ukrainę, jeśli ma przetrwać, czeka ciężki okres zmian.

Publikacja: 22.06.2013 01:01

Rinat Achmetow, najbogatszy człowiek na Ukrainie, i jego stadion

Rinat Achmetow, najbogatszy człowiek na Ukrainie, i jego stadion

Foto: AFP

Red

W ciągu 20 lat na Ukrainie wykształcił się system oligarchiczny. System, w którym zasadniczy wpływ na kształt sceny politycznej, gospodarczej i społecznej mają ludzie posiadający wielki kapitał. Choć zbudowali oni swoje fortuny na majątku zagrabionym państwu, to dzisiaj są obrońcami Kijowa przed Moskwą i zaporą przed globalizacją.

Ojciec narodu

Miodowe lata ukraińskich bogaczy dobiegają jednak końca. Państwowa kasa jest pusta, a spauperyzowane społeczeństwo nie jest w stanie znosić dalszych obciążeń. Na kijowskiej ulicy coraz częściej pada słowo „rewolucja". Komplikuje się także sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa ukraińskiej magnaterii. Obecny prezydent dąży do zmiany istniejącego układu sił, a wielkie przedsiębiorstwa najbogatszych Ukraińców przegrywają wyścig z czasem. Do powstania wielkich fortun nad Dnieprem doszło za rządów prezydenta Leonida Kuczmy. Wielkie zakłady przemysłowe zostały przejęte przez lokalne klany przy wsparciu władz i nierzadko grup przestępczych. Proces ten zachodził głównie w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku. Rozlokowanie głównego potencjału produkcyjnego Ukrainy we wschodniej i południowej części kraju zdecydowało, że od początku największe wpływy w kraju osiągnęły klan dniepropietrowski (matecznik Leonida Kuczmy i Julii Tymoszenko) i doniecki (zaplecze Wiktora Janukowycza). Przez długi czas ośrodki te konkurowały między sobą, a topór wojenny nigdy nie został do końca zakopany. W 2010 roku po przejęciu władzy przez Wiktora Janukowycza wyraźnego znaczenia nabrała także grupa RUE (nazwa pochodzi od firmy RosUkrEnergo) oraz „Simia", czyli klan rodziny Janukowyczów, który obecnie korzysta z koniunktury politycznej i stara się dołączyć do pierwszej ligi.

Mimo wciąż zauważalnego podziału na klany – grupy wpływów – dziś większość kapitału ukraińskiego skupiona jest w rękach kilku, kilkunastu osób. Większość z nich urodziła się w latach 60. XX wieku. Najbogatszym obywatelem Ukrainy jest syn górnika z Tatarstanu Rinat Achmetow. Wartość jego majątku szacuje się na sumę od 16 do 30 mld dolarów. Na dalszych pozycjach wymienia się zięcia Leonida Kuczmy, Wiktora Pińczuka (6 mld dolarów), Igora Kołomojskiego i Hennadija Boholubowa z grupy Prywat (obaj po około 6–6,5 mld dolarów), a także Dmytra Firtasza, który jest głównym filarem wspomnianej grupy RUE (co najmniej 4 mld dolarów). Istnieje jeszcze grupa około 20 „drobniejszych biznesmenów" z wartością majątku od 1 do 3 mld dolarów, ale oni zazwyczaj podporządkowani są silniejszym układom.

W krzywym zwierciadle

Powyższy ranking bogatych ludzi, z którymi w Europie Wschodniej konkurować może jedynie oligarchia rosyjska, odzwierciedla kontrasty w społeczeństwie, w którym – według danych ONZ –  78 proc. ludzi żyje w ubóstwie. Ukraina to także jedno z najbardziej skorumpowanych państw na świecie (144. miejsce na 174 pozycje). Wskaźnik swobód prowadzenia działalności gospodarczej, według Heritage Foundation, pozycjonuje naszego sąsiada na 164. miejscu wśród 179 krajów. A pod względem poziomu wolności Ukraina plasuje się pomiędzy Zambią a Rwandą, a w zakresie wolności słowa zajmuje 131. miejsce na 178 państw (Reporterzy bez Granic).

Można by długo jeszcze przytaczać podobne statystyki, ale jedna powinna budzić refleksję. Ukraina jest bowiem na 22. pozycji wśród krajów zagrożonych wybuchem rewolucji społecznej („The Wall Street Journal"). Warto postawić pytanie: jak więc doszło u naszego sąsiada do powstania tak wielkich dysproporcji społecznych i zainstalowania się systemu oligarchicznego? Dlaczego nikt temu nie przeciwdziałał?

W kamiennym kręgu

Ukraina jest nie tylko krajem postsowieckim z całym bagażem doświadczeń społecznych, gospodarczych i kulturowych, lecz także jako państwo nigdy wcześniej nie miała okazji przejść przez okres, w którym formowałyby się zwyczajowe instytucje cywilizacyjne i struktury społeczne. Nie powstała tam np. nigdy dotąd warstwa klasy średniej czy burżuazji, która w przeciwieństwie do oligarchii dążyłaby do zagwarantowania swojej pozycji poprzez zwierzchnictwo prawa.

Oligarchia jest na tyle silna, że nie potrzebuje prawa. Jest w stanie zagwarantować sobie bezpieczeństwo poprzez bezpośredni wpływ na władzę. W efekcie drapieżnego, o ile nie dzikiego, kapitalizmu lat 90. ubiegłego wieku nad Dnieprem wytworzyła się sytuacja, którą chyba dość trafnie określił były premier Ukrainy Jurij Jechanurow: „Teraz na Ukrainie działa milcząca społeczna zmowa: doły godzą się z tym, żeby góra żyła poza prawem, a możnowładcy wspaniałomyślnie pozwalają dołom na drobne wykroczenia w zamian za posłuszeństwo. Tak tworzy się zaklęty krąg, który przekształca państwo prawa w królestwo krzywych zwierciadeł". Zdaniem polityka społeczeństwu ukraińskiemu nie udało się obronić wartości uniwersalnych i teraz „faktycznie żyje ono nie według prawa, lecz według kodeksu więziennego" („Ukrainska Prawda", 03.02.2011 r.). W ten sposób czyni też aluzję do przeszłości obecnego prezydenta, który dwukrotnie odbywał karę pozbawienia wolności.

Dziś w posiadaniu oligarchów są nie tylko ukraińskie przedsiębiorstwa, kopalnie, elektrownie czy banki. Oligarchowie są właścicielami ponad 90 proc. mediów elektronicznych i większości papierowych. Bez ich wiedzy i zgody nie przepływa żadna informacja. Prawie wszystkie telewizje i portale internetowe uprawiają politykę prorządową. Po blamażu pomarańczowej rewolucji nie jest już dla nikogo tajemnicą, że partie ukraińskie, obojętnie co głoszą na sztandarach, reprezentują interesy konkretnych oligarchów. Witalij Portnikow, znany ukraiński publicysta, mówi, że wszyscy dotychczasowi przywódcy Ukrainy, łącznie z Julią Tymoszenko i nie wyłączając obecnego lidera opozycji Arsenija Jaceniuka, reprezentowali i reprezentują „różne odcienie jednego szarego koloru". Wszyscy byli i są częścią powstałego systemu.

Nic więc dziwnego, że Ukraińcy nie są zainteresowani hasłami politycznymi (zaledwie 25 proc. manifestacji – w większości i tak sponsorowanych – dotyczy żądań politycznych). Obecnie interesują ich tylko hasła socjalne i antysystemowe. Zdaniem ukraińskich politologów brak buntu „dołów" jest tylko wynikiem braku autentycznego przywódcy narodowego. Ta informacja dociera na Bankową (siedziba prezydenta). Odpowiedzią Janukowycza na nią jest konsekwentne podnoszenie budżetu struktur siłowych.

Kasa, Misiu, kasa

Choć klasa posiadająca sprywatyzowała prawie wszystko, co było do przejęcia, to na tym nie kończy się przygoda Ukraińców ze swoimi „panami". Okazuje się bowiem, że to, co im naród „podarował", jest w nie najlepszej kondycji i potrzebuje wsparcia. Dodatkowo w 2009 roku, kiedy Rosja podniosła ceny gazu, rentowność ich przedsiębiorstw jeszcze bardziej osłabła, domeną przemysłu ukraińskiego bowiem są gałęzie energochłonne, a jego efektywność jest jedną z najsłabszych na świecie.

W 2011 roku, po wprowadzeniu nowego kodeksu podatkowego, który gorzej potraktował mały i średni biznes (drobni przedsiębiorcy skarżyli się, że po zapłaceniu podatków nie mają na łapówki), nad Dnieprem rozgorzała dyskusja: kto więcej – mały czy wielki biznes – łoży na utrzymanie państwa? Okazało się, że jak zawsze najwięcej do budżetu, bo aż 51 proc., wnoszą zwykli obywatele z podatków VAT. Mały biznes unika płacenia podatków (szara strefa to około 7 mln ludzi i 120 mld hrywien), a duży korzysta ze wsparcia państwa. Aby wiązać koniec z końcem, oligarchowie unikają oczywiście płacenia podatków na Ukrainie. Swoje dochody transferują do rajów podatkowych (rocznie około 10 mld dolarów), skutecznie ograniczając wpływy do budżetu. Co ciekawe, od dwóch lat ich rajem podatkowym nie jest Cypr. Tamtejsze banki okazały się dla nich zbyt małe.

Lenin wiecznie żywy

Najbogatsi Ukraińcy nie zawsze zapominają o współplemieńcach. W swoich społecznościach uchodzą często za „dobrych panów". Budują stadiony, utrzymują kluby sportowe będące dumą kraju. Niektórzy prowadzą działalność charytatywną, np. w Doniecku Rinat Achmetow wszystkim dzieciom idącym do szkoły funduje szkolne wyprawki i wozi je na kolonie do słynnego Arteku na Krymie. Wiktor Pinczuk z kolei jest wielkim mecenasem sztuki współczesnej i prowadzi Fundację Jałtańska Strategia Europejska (YES), w której zatrudnia m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego. Filantropia oligarchów wielu Ukraińcom przypomina jednak anegdotkę o Leninie: idzie Lenin ulicą, idą dzieci. Lenin mógłby je zabić, a jednak nie zabija. Lenin kocha dzieci.

O ile jednak normalizacja sytuacji wewnątrz Ukrainy pozostaje w gestii władz i oligarchów, o tyle na arenie międzynarodowej obie te grupy tracą w dużym stopniu swoją podmiotowość. Obecnie klasa posiadająca stoi przed trudnym wyborem. Trudnym, ponieważ zarówno jeden, jak i drugi wariant, przed którymi one stoją, oznaczają straty, a nawet groźbę zejścia ze sceny. Mowa oczywiście o przystąpieniu Ukrainy do unii celnej z Rosją, Kazachstanem i Białorusią (Ukraińcy mówią, że Rosja zagania do niej ich kraj pałką) lub o podpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE i poszerzeniu z nią strefy wolnego handlu.

I to jest ten moment, w którym o oligarchii ukraińskiej można powiedzieć coś pozytywnego. Mianowicie trzeba jej przyznać, że przez wiele lat stanowiła i stanowi ona o niepodległości Kijowa. Dlaczego? Bo nie wpuszczała na rynek ukraiński kapitału rosyjskiego, co w bezpośredni sposób przekłada się na niezależność polityczną Kijowa. Rosyjski kapitał posiadający dostęp do tanich surowców byłby wielką konkurencją dla ukraińskiego przemysłu i w krótkiej perspektywie przejąłby rynek ukraiński.

Do tej pory rosyjski kapitał nad Dnieprem mógł się pochwalić małymi postępami za rządów Julii Tymoszenko. Jednak większość tych transakcji po 2010 roku została „odbita" przez rodzimy biznes. Cichym sprzymierzeńcem porozumienia z Rosją mogą być poszczególni biznesmeni, w tym przedstawiciele grupy RUE, którym zależy na pozyskaniu taniego gazu z Rosji.

Nam dobrze u siebie

Zdaniem Sławomira Matuszaka z Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie inwestycji zachodnich też nie lubią nad Dnieprem. Zmuszałyby one rodzimych potentatów do modernizacji własnych niekonkurencyjnych przedsiębiorstw. Oczywiście parę ukraińskich spółek jest notowanych na giełdzie w Londynie, a także w Warszawie (głównie spółki agrarne) i oligarchowie chętnie skorzystaliby z tego bezpiecznego parasola, ale dzisiaj nie są skłonni zrezygnować z uprzywilejowanej pozycji na własnym rynku. Wejście do UE czy choćby podpisanie umowy stowarzyszeniowej to obecnie szukanie gruszek na wierzbie. Stąd także niechęć ukraińskiego biznesu do przyjęcia równych standardów, w których globalne koncerny przejęłyby lub doprowadziły do upadłości ich niedofinansowane i nieefektywne fabryki, kopalnie, banki, a może i telewizje.

Matuszak uważa, że przed podjęciem działań secesyjnych we własnych przedsiębiorstwach powstrzymuje oligarchów także sytuacja polityczna Ukrainy. Jest ona dalece niestabilna i żaden z biznesmenów nie może myśleć swobodnie o swoich interesach w dłuższej niż dwu-, trzyletniej perspektywie. Łatwiej jest im obecnie przeforsować zmiany prawne blokujące rozwój konkurencji, niż inwestować w modernizację.

Paradoks sytuacji polega jednak na tym, że oligarchia wprawdzie gnębi naród, ale ratuje Ukrainę przed rosyjską inwazją gospodarczą oraz globalnymi koncernami. „Chroni" ją jednak także przed modernizacją i rozwojem, bez których za kilka lat, a może i wcześniej, bardziej konkurencyjne gospodarki państw trzecich zepchną ukraiński przemysł w ekonomiczny niebyt. Zapaść nawet jednej gałęzi gospodarki może być nie tylko upadkiem danego oligarchy, ale też może spowodować bardzo poważny kryzys gospodarczy całego państwa.

Boże, chroń cara!

Wydaje się także, że kończy się okres przyjaźni oligarchii i władzy. Janukowycz nie zamierza całe życie być ubogim krewnym proszącym o wsparcie. Nie jest tajemnicą, że jego ambicją jest zostać carem. Może nie aż takim jak Władimir Putin, którego majątek jest oceniany na 130 mld dolarów („The Sunday Times" i „Lidove Noviny"), ale politykiem, który bez wsparcia Rinata Achmetowa i RUE może sam sfinansować swoją kampanię wyborczą w 2015 roku i mieć większą swobodę w sprawowaniu władzy. Ponadto Ukraina ma w tym roku 9 mld dolarów zobowiązań zewnętrznych i 100 mld hrywien należności wewnętrznych, a państwowe rezerwy walutowe już wcześniej zostały mocno uszczuplone. Kredyty nie pokryją wszystkiego. Kwestią otwartą pozostaje osiągnięcie celu.

Dziś Janukowycz mami kompanów Funduszem Inwestycyjnym à la Tusk, na który zrzuciłyby się przyszłe pokolenia. Ale tak naprawdę uszczelnia transfery do rajów podatkowych i ustanawia swoją nową gwardię w postaci Policji Finansowej, która już dziś zyskała miano „opryczniny". Podjęcie walki z możnymi naraża jednak obecnego prezydenta na poważny opór, a nawet na niebezpieczeństwo. Oligarchowie już dziś zauważyli jego zbyt mocną pozycję i dużą chęć wzbogacenia się kosztem innych. W tej sprawie odbywali tajne spotkania. Doszło też do pierwszych potyczek. Niewykluczone, że w sytuacji bezpośredniego zagrożenia część oligarchów może szukać wsparcia w Moskwie. Trudno się więc dziwić, że obecny prezydent jest przewrażliwiony na punkcie własnego bezpieczeństwa.

Czy to już naprawdę koniec możnych na Ukrainie? Niekoniecznie. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że znikną oni całkowicie z ukraińskiej sceny. Należy się jednak spodziewać, że czas ich obecnego wpływu na władzę dobiega końca. Dalszy rozwój sytuacji rodzi dwa warianty: albo Janukowyczowi lub jego silnemu następcy uda się zainstalować system podobny do rosyjskiego, w którym krajem kolegialnie zarządza grupa kilku oligarchów, ale w którym pierwszym i ostatecznym arbitrem pozostaje prezydent i jego służby, albo system ten po okresie populizmu i chaosu wprowadzi sama Moskwa. W tej kwestii prawo głosu wciąż mają zarówno oligarchowie, jak i Janukowycz.  ?

Autor był wiceprezesem Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie" oraz wicekonsulem RP we Lwowie

W ciągu 20 lat na Ukrainie wykształcił się system oligarchiczny. System, w którym zasadniczy wpływ na kształt sceny politycznej, gospodarczej i społecznej mają ludzie posiadający wielki kapitał. Choć zbudowali oni swoje fortuny na majątku zagrabionym państwu, to dzisiaj są obrońcami Kijowa przed Moskwą i zaporą przed globalizacją.

Ojciec narodu

Miodowe lata ukraińskich bogaczy dobiegają jednak końca. Państwowa kasa jest pusta, a spauperyzowane społeczeństwo nie jest w stanie znosić dalszych obciążeń. Na kijowskiej ulicy coraz częściej pada słowo „rewolucja". Komplikuje się także sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa ukraińskiej magnaterii. Obecny prezydent dąży do zmiany istniejącego układu sił, a wielkie przedsiębiorstwa najbogatszych Ukraińców przegrywają wyścig z czasem. Do powstania wielkich fortun nad Dnieprem doszło za rządów prezydenta Leonida Kuczmy. Wielkie zakłady przemysłowe zostały przejęte przez lokalne klany przy wsparciu władz i nierzadko grup przestępczych. Proces ten zachodził głównie w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku. Rozlokowanie głównego potencjału produkcyjnego Ukrainy we wschodniej i południowej części kraju zdecydowało, że od początku największe wpływy w kraju osiągnęły klan dniepropietrowski (matecznik Leonida Kuczmy i Julii Tymoszenko) i doniecki (zaplecze Wiktora Janukowycza). Przez długi czas ośrodki te konkurowały między sobą, a topór wojenny nigdy nie został do końca zakopany. W 2010 roku po przejęciu władzy przez Wiktora Janukowycza wyraźnego znaczenia nabrała także grupa RUE (nazwa pochodzi od firmy RosUkrEnergo) oraz „Simia", czyli klan rodziny Janukowyczów, który obecnie korzysta z koniunktury politycznej i stara się dołączyć do pierwszej ligi.

Mimo wciąż zauważalnego podziału na klany – grupy wpływów – dziś większość kapitału ukraińskiego skupiona jest w rękach kilku, kilkunastu osób. Większość z nich urodziła się w latach 60. XX wieku. Najbogatszym obywatelem Ukrainy jest syn górnika z Tatarstanu Rinat Achmetow. Wartość jego majątku szacuje się na sumę od 16 do 30 mld dolarów. Na dalszych pozycjach wymienia się zięcia Leonida Kuczmy, Wiktora Pińczuka (6 mld dolarów), Igora Kołomojskiego i Hennadija Boholubowa z grupy Prywat (obaj po około 6–6,5 mld dolarów), a także Dmytra Firtasza, który jest głównym filarem wspomnianej grupy RUE (co najmniej 4 mld dolarów). Istnieje jeszcze grupa około 20 „drobniejszych biznesmenów" z wartością majątku od 1 do 3 mld dolarów, ale oni zazwyczaj podporządkowani są silniejszym układom.

W krzywym zwierciadle

Powyższy ranking bogatych ludzi, z którymi w Europie Wschodniej konkurować może jedynie oligarchia rosyjska, odzwierciedla kontrasty w społeczeństwie, w którym – według danych ONZ –  78 proc. ludzi żyje w ubóstwie. Ukraina to także jedno z najbardziej skorumpowanych państw na świecie (144. miejsce na 174 pozycje). Wskaźnik swobód prowadzenia działalności gospodarczej, według Heritage Foundation, pozycjonuje naszego sąsiada na 164. miejscu wśród 179 krajów. A pod względem poziomu wolności Ukraina plasuje się pomiędzy Zambią a Rwandą, a w zakresie wolności słowa zajmuje 131. miejsce na 178 państw (Reporterzy bez Granic).

Można by długo jeszcze przytaczać podobne statystyki, ale jedna powinna budzić refleksję. Ukraina jest bowiem na 22. pozycji wśród krajów zagrożonych wybuchem rewolucji społecznej („The Wall Street Journal"). Warto postawić pytanie: jak więc doszło u naszego sąsiada do powstania tak wielkich dysproporcji społecznych i zainstalowania się systemu oligarchicznego? Dlaczego nikt temu nie przeciwdziałał?

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy