Historia w wersji pop

Oprócz kotwicy w klapę kurtki można wpiąć katyński guzik. Na torbie i plecaku zaczepić znaczek z rotmistrzem Pileckim, a na półce położyć grę historyczną z IPN. Czyżby Polacy pokochali historię?

Publikacja: 25.10.2013 22:21

Gry miejskie uczą, bawiąc

Gry miejskie uczą, bawiąc

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Znak Polski Walczącej, popularnie zwany kotwicą, ma lśniące nowością audi, wysłużony peugeot i duży wóz dostawczy. W stolicy co rusz widzi się samochody z takimi naklejkami. Na zderzaku, na klapie bagażnika czy na szybie. Ale ci, którzy aut nie mają, nie muszą czuć się poszkodowani. Podróże miejskim autobusem to często okazja do obejrzenia galerii historyczno-patriotycznych naklejek zwanych „vlepkami". Oprócz kotwicy są marszałek Piłsudski, żołnierze wyklęci, scena nawiązującą do bitwy warszawskiej 1920 r. albo kadr z Janem Englertem z filmu „Katyń" przypominający o zbrodni sprzed 73 lat.

Na naklejkach się nie kończy. Wystarczy baczniej przyjrzeć się temu, co nasi znajomi mają wpięte w klapy płaszczy i marynarek, jakie znaczki noszą na torbach i plecakach czy jakie gry planszowe piętrzą się na ich półkach, by odkryć wspólny historyczny mianownik.

Oprócz kotwicy w klapę można wpiąć katyński guzik albo wpinkę z kwiatem lnu przypominającą o ludobójstwie na Wołyniu i Kresach. Na torbie i plecaku zaczepić znaczek z rotmistrzem Witoldem Pileckim albo małym powstańcem, a na półce mieć gry historyczne IPN jak „Kolejka", „Znaj Znak", „303", „Pamięć '39", „Awans – zostań marszałkiem Polski". Czyżby Polacy pokochali historię? – Widać zainteresowanie historią, ale nie wiem, jak jest to trwałe. Mam nadzieję, że nie będzie z tym tak jak z wydawnictwami i programami kulinarnymi, które choć zalały nasz rynek, to tylko na chwilę oderwały nas od kaszanki i schabowego. W końcu znajomość przeszłości pozwala nam lepiej rozumieć teraźniejszość – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to wzrastające zainteresowanie historią można już nazwać modą – mówi z kolei dr Anna Siudem, psycholog społeczny z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – W końcu jest to zjawisko, które dotyczy całego społeczeństwa, zarówno dzieci, młodzieży, ludzi w średnim wieku, jak i starszych. Wcale nie jest to zainteresowanie okolicznościowe. Ono się utrzymuje – podkreśla.

Dizajnerskie polo, powstańczy ołówek

Historia to pasja Karola Kobylińskiego, studenta ekonomii. Interesują go szczególnie dzieje najnowsze i losy Żołnierzy Wyklętych. Choć gadżetów historycznych specjalnie nie kolekcjonuje, to przyznaje, że trochę się ich uzbierało. – Mam znaczek z kotwicą, który noszę, ale także sporo różnych długopisów i koszulki. Dziś nie brakuje firm, które je produkują. Są dobrej jakości, ładnie wykonane, więc można nosić je nie tylko w święta narodowe, ale na co dzień i w ten sposób się wyróżniać w tłumie – mówi. Jego zdaniem gadżety historyczne mają sens. – Zdarza się, że ktoś zapyta o jakieś wydarzenie, które prezentuje znaczek, długopis czy koszulka. Noszenie takich znaków wskazuje także na to, że popieramy konkretne wartości. Poza tym te wszystkie rzeczy wchodzą do popkultury i sprawiają, że o jakimś wydarzeniu z historii zaczyna się więcej mówić, przestaje być ono zapomniane – dodaje Kobyliński.

Z zakupem gadżetów nie ma problemów. Handel w Internecie kwitnie. Kto ma chęć propagowania wydarzeń historycznych, może zainwestować 3–6 zł i na jednym z popularnych portali aukcyjnych kupić 50 sztuk różnych „vlepek". Naklejka na samochód, to nieco poważniejszy wydatek – od 7 do 10 zł za sztukę. Ale ma posłużyć kilka lat, bo wykonana jest z najwyższej jakości niemieckiej (sic!) folii winylowej. Tak przynajmniej twierdzi producent.

Pod hasłem „biżuteria patriotyczna" można znaleźć nie tylko wpinki z repliką przedwojennego orła Wojska Polskiego, jaki nosili na mundurach żołnierze, ale i odznakę NSZ czy krzyż WiN. Kiedy wpiszemy frazę „koszulki patriotyczne", znajdziemy te z kotwicą, małym powstańcem, rotmistrzem Pileckim, ale także dizajnerskie polo z nadrukowanym orderem Virtuti Militari czy T-shirty z niedźwiedziem Wojtkiem, który na frontach II wojny towarzyszył żołnierzom armii Andersa i wziął udział w bitwie pod Monte Cassino.

Wiele tego typu materiałów dystrybuują kibice klubów piłkarskich. Filip Marciniak z Sosnowca w swoim sklepie Gangstaff sprzedaje „odzież uliczną i kibicowską". W ofercie jest odzież z motywami historycznymi, ale też patriotyczne „vlepki". – Środowisko kibicowskie, z którego się wywodzę, kultywuje tradycję i pielęgnuje historię. Dlatego w naszej ofercie są patriotyczne „vlepki" rozlepiane na przystankach, w przejściach, środkach komunikacji. Klienci chętnie je kupują, a my traktujemy to jako działalność ideową  – mówi Marciniak. – Takich „vlepek" patriotycznych jest na rynku mnóstwo. Co ciekawe, z moich prywatnych statystyk wynika, że przez Internet chętniej kupują je kobiety. To 65 proc. wszystkich kupujących – dodaje.

Gadżety z historyczną duszą można nabyć w muzeach. W Muzeum Powstania Warszawskiego zwiedzający mają do dyspozycji specjalny sklepik. – Najlepiej sprzedają się drobiazgi: pocztówki z powstańczymi zdjęciami, ołówki, znaczki, zakładki do książek czy kubki z powstańczymi motywami. Cena gadżetów waha się od kilku do kilkunastu złotych, dlatego najchętniej kupują je uczniowie przyjeżdżający z wizytą do muzeum – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor MPW. Zaznacza przy tym, że sklep to bardzo ważny punkt we współczesnych muzeach narracyjnych. – Nie jest tylko po to, by zarabiać. Ekspozycja muzealna powinna skłaniać do refleksji, ale także przekonywać do sięgnięcia po publikacje, zajrzenia do Internetu. Wystawa musi budzić emocje, a sprzedawane w sklepie, specjalnie przygotowane dla muzeum rzeczy są ich nośnikiem. Zachęcają do aktywności, sprawiają, że wypracowujemy sobie stosunek do konkretnego wydarzenia, a jego przejawem jest właśnie posiadanie znaków i symboli – tłumaczy Ołdakowski.

Oferta muzealnego sklepu jest starannie dobrana. – Chcemy, by było w nim coś dla młodszych i starszych zwiedzających. Stąd publikacje dla dzieci przygotowane przez znanych dziecięcych pisarzy, puzzle, gry, karty, kolorowanki, kredki z motywami powstańczymi, stylizowane ołówki czy notesy. Dla starszych mamy duży wybór literatury historycznej, płyty muzyczne, śpiewniki z powstańczymi piosenkami czy mapoprzewodniki po architekturze przed- i powojennej Warszawy, tzw. Archimapy – wymienia dyrektor.

– Znaczki, przypinki, odznaki to jeden z najpiękniejszych elementów fascynacji historią. Nie tylko niosą za sobą wartość poznawczą, ale pozwalają na bliższy kontakt z przeszłością, wywołują silne pozytywne emocje – dodaje prof. Nęcki

Dziś każda historyczna inicjatywa stawia na ekspansję w sieci. Karol Kobyliński, który wiedzę historyczną chce propagować wśród młodzieży, właśnie zarejestrował Fundację Macte Animo. W planach jest aktywność w Internecie właśnie, gry historyczne i konkursy na Facebooku. – Internet i portale społecznościowe świetnie nadają się do przypominania i uczenia historii – mówi.

Dr Andrzej Zawistowski, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, przyznaje, że w dużej mierze to dzięki upowszechnieniu się Internetu obserwujemy rosnące zainteresowanie naszymi dziejami. – W Polsce zawsze było dużo miłośników historii, ale dopiero Internet pozwolił im się zobaczyć, skrzyknąć i nakręcać nawzajem. Dziś już nie trzeba nawet iść na manifestację, marsz czy zapalać świeczki w oknie w ramach jakiejś akcji, żeby poczuć przynależność do grupy. Wystarczy gdzieś kliknąć, coś udostępnić – mówi Zawistowski. Jego zdaniem łatwiej też interesować się historią, ponieważ mamy dostęp do wielu ciekawych materiałów. – Książki historyczne są pisane w sposób zrozumiały dla zwykłego człowieka, a nie tylko dla historyka. Są pozycje przeznaczone zarówno dla dzieci, młodzieży, jak i dorosłych „niezawodowych" fascynatów przeszłości. Swoją rolę odgrywają także koszulki, wpinki, znaczki, także te wirtualne zawieszane na profilach w portalach społecznościowych. Pozwalają się nam samookreślić i poczuć wspólnotę z naszymi bliskimi, chociażby wtedy, kiedy wnuczek nosi znak Polski Walczącej, który w czasie wojny na murach malował jego dziadek – mówi dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN.

Kolejka po „Kolejkę"

Okazją do wielopokoleniowych spotkań i dyskusji o historii są niezwykle popularne w ostatnich dwóch, trzech latach historyczne gry planszowe. W takich wydawnictwach przoduje IPN, który przebojem na rynek wprowadził chociażby „Kolejkę".

Gra przybliża realia zakupów w PRL. Uczestnicy zabawy wysyłają rodzinę na zakupy. Musi ona zgromadzić wszystkie artykuły z listy. Oczywiście są kłopoty z dostawami, konieczność stania w ogonku, a w dodatku na jej czoło może się wcisnąć typ, który zna kogoś w wojewódzkim komitecie PZPR.

Kiedy gra w 2011 r. pojawiła się w sprzedaży, zaczęły się po nią ustawiać kolejki i tworzyć listy oczekujących. Pierwsze 16 tys. egzemplarzy rozeszło się na pniu. – Dziś dobijamy do 100 tys., kiedy zazwyczaj gry planszowe rozchodzą się w 2–3 tys. nakładu – cieszy się Zawistowski.

O grze zrobiło się głośno nie tylko w Polsce, ale i na świecie.  – Mówiły o niej media w 160 krajach. Trochę pomogło nam określanie „Kolejki" mianem  komunistycznego „Monopoly", choć odżegnywaliśmy się od tego określenia. Byliśmy proszeni o przygotowanie tłumaczeń na inne języki. W tej chwili mamy osiem wersji językowych, w tym japońską, ale gracze z zagranicy, którzy nie mają swojej wersji, sami tłumaczą grę i wrzucają instrukcje do Internetu.

Gra powstała, bo IPN stawia na aktywność przy propagowaniu historii. – Takie kryteria spełnia właśnie gra planszowa. Spotykamy się z wieloma opiniami, że do gry zasiada kilka pokoleń. Jest pretekstem do dyskusji o tym, jak żyło się w PRL. W komplecie jest książeczka dotycząca tamtych czasów. Wiele osób zaczyna od zabawy, a na koniec właśnie po nią sięga, żeby sprawdzić, czy matka z dzieckiem, gdy taka karta jest akurat w grze, rzeczywiście mogła kupić coś poza kolejnością – wyjaśnia Zawistowski i dodaje, że grą, z której wychodzi się ze sporą wiedzą, jest inna publikacja IPN – „Znaj Znak". Cieszy się ogromnym zainteresowaniem nauczycieli, także tych ze szkół polonijnych. W przygotowaniu są kolejne gry, m.in. „Reglamentacja – gra na kartki".

– Grałam w kilka gier tego typu, zarówno w grupie znajomych, jak i na spotkaniach harcerskich. Znam „Kolejkę", „Znaj Znak", „Małych Powstańców" – opowiada Katarzyna Kupis, studentka, drużynowa harcerskiej drużyny wędrowniczej.  – To nie tylko świetna zabawa, ale także okazja to zdobycia wiedzy. W niektórych grach do kolejnego etapu przechodzi się dopiero wtedy, gdy odpowie się na pytania, więc nie da się odejść od stołu bez konkretnej wiedzy – mówi. – Chcę jeszcze zagrać w grę „Żołnierze Wyklęci". Wielu znajomych ją poleca – dodaje Kupis.

Po sukcesie „Kolejki" także inne firmy zainteresowały się takimi wydawnictwami. Jest już gra oparta na fabule popularnego serialu „Czas Honoru", „Bohaterowie wyklęci" „Na Grunwald", „Odkryj Wawel". W Lublinie Fabrykę Gier Historycznych założyło dwóch doktorantów historii UMCS. – Wszystko zaczęło się od warsztatów projektowania gier historycznych, które prowadzili współtwórca firmy Adam Kwapiński oraz Jakub Wasilewski. Na tych zajęciach powstało tyle projektów gier, że postanowiliśmy to wykorzystać. Połączyliśmy pasję historyczną z zamiłowaniem do gier planszowych – mówi Michał Sieńko z Fabryki Gier Historycznych.

W ofercie firmy jest gra „Sigismundus Augustus", która przybliża czasy Rzeczpospolitej szlacheckiej ,czy „W Zakładzie. Lubelski Lipiec '80", gdzie gracze mogą się wcielić w robotników z Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Gry Fabryki Gier Historycznych sprzedały się w kilkutysięcznych nakładach. – Zainteresowanie grami historycznymi jest duże, bo to połączenie edukacji i rozrywki. I to nie tylko dla dzieci. Trafiamy zarówno do młodych odbiorców, jak i nauczycieli czy wytrawnych graczy. Zresztą dziś w ogóle jest popyt na historię – podkreśla Sieńko.

W plenerze

Kto, zamiast siedzieć nad planszą, woli lekcje historii w terenie, też ma w czym wybierać. Większość dużych miast oferuje historyczne gry miejskie. Cyklicznie organizuje je Muzeum Powstania Warszawskiego, w wielu miastach ich inicjatorem jest IPN, ale także lokalne stowarzyszenia, muzea i fundacje.

We Wrocławiu na początku października polska i czeska młodzież wzięła udział w grze osadzonej w realiach opozycji lat 80., w Gorzowie Wielkopolskim na listopad zaplanowano grę pod tytułem „Ruch Młodzieży Niezależnej w Gorzowie Wielkopolskim", w grudniu na ulicach Szczecina odbędzie się gra wspominająca wydarzenia z 1970 r. – Z moich obserwacji wynika, że nie słabnie zainteresowanie grami, w których planszą jest miasto, a pionkami uczestnicy. Na takie wydarzenia przychodzą całe rodziny. Dostają karty, mają zadania do rozwiązania i ruszają w miasto – podkreśla Jan Ołdakowski. – Przeżywają swego rodzaju przygodę detektywa. Tropią historię. Tu nikt nie mówi o edukacji, to jest zabawa, ale zabawa, która uczy. Popularnością cieszą się nie tylko gry miejskie, ale także gry fotograficzne, historyczne rajdy rowerowe czy gry nawigacyjne. Nasze społeczeństwo się zmieniło, w latach 90. nie umieliśmy korzystać z przestrzeni historyczno-kulturalnej, dziś wychodzi nam to świetnie – mówi Ołdakowski.

Anna Siudem zwraca uwagę, że swoją rolę w popularyzowaniu historii odgrywają globalizacja, cyfryzacja i nieustanny postęp technologiczny, które często trudno nam ogarnąć. – Wielu z nas zamiast wybiegać myślą w przód, zwraca się ku przeszłości. Interesuje się historią, bo tam w centrum zawsze jest jakiś interesujący człowiek, bohater – tłumaczy psycholog. – Szukamy naszych korzeni, identyfikujemy się z konkretnymi wydarzeniami, by być w jakiejś grupie, nie tylko w gronie znajomych z portalu społecznościowego, z większością których niewiele nas zresztą łączy. Dlatego chętnie bierzemy udział w różnych akcjach, paradujemy z przypiętymi znaczkami, w koszulkach, które niosą ze sobą jakiś przekaz. Młodzi ludzie szukają pozytywnych bohaterów w historii, starsi, którzy w swojej młodości nie lubili historii, bo była zafałszowana, kojarzyła się z aparatem władzy, teraz na nowo się nią zainteresowali. Korzystają z tego, że o pewnych sprawach można mówić otwarcie – podkreśla dr Siudem i zauważa, że wiele instytucji i naukowców nauczyło się w ostatnich latach podawać historię w ciekawej formie. – Moja córka która brała udział w grze historycznej po Lublinie, była zachwycona. Ciekawe zadania, niecodzienna sceneria, emocje i nagrody. Trzeba to ocenić bardzo pozytywnie, ale i przestrzec przed komercjalizacją tej mody.

Zawistowski podkreśla jeszcze, że nie można spocząć na laurach. – W tej chwili najpopularniejsza jest historia najnowsza, co mnie nie dziwi, bo w jej przypadku mamy jeszcze szanse spotkania świadków wydarzeń. Często dotyczą one naszych rodziców czy dziadków, przez co wydają się nam bliższe i ciekawsze – zwraca uwagę dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. – Wciąż jako społeczeństwo niewiele wiemy np. o okupacji poza terenami Generalnego Gubernatorstwa czy wydarzeniach (nie tylko dotyczących Polaków) na Wschodzie. O rzezi wołyńskiej do niedawna publicznie mówiło się niewiele. Niedoceniony jest wiek XIX, który tak naprawdę ukształtował współczesnych Polaków. Przed nami trudny egzamin związany z jubileuszem odzyskania niepodległości w 1918 r. Na pewno wrócą poważne spory o drogę do niej. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.

Znak Polski Walczącej, popularnie zwany kotwicą, ma lśniące nowością audi, wysłużony peugeot i duży wóz dostawczy. W stolicy co rusz widzi się samochody z takimi naklejkami. Na zderzaku, na klapie bagażnika czy na szybie. Ale ci, którzy aut nie mają, nie muszą czuć się poszkodowani. Podróże miejskim autobusem to często okazja do obejrzenia galerii historyczno-patriotycznych naklejek zwanych „vlepkami". Oprócz kotwicy są marszałek Piłsudski, żołnierze wyklęci, scena nawiązującą do bitwy warszawskiej 1920 r. albo kadr z Janem Englertem z filmu „Katyń" przypominający o zbrodni sprzed 73 lat.

Na naklejkach się nie kończy. Wystarczy baczniej przyjrzeć się temu, co nasi znajomi mają wpięte w klapy płaszczy i marynarek, jakie znaczki noszą na torbach i plecakach czy jakie gry planszowe piętrzą się na ich półkach, by odkryć wspólny historyczny mianownik.

Oprócz kotwicy w klapę można wpiąć katyński guzik albo wpinkę z kwiatem lnu przypominającą o ludobójstwie na Wołyniu i Kresach. Na torbie i plecaku zaczepić znaczek z rotmistrzem Witoldem Pileckim albo małym powstańcem, a na półce mieć gry historyczne IPN jak „Kolejka", „Znaj Znak", „303", „Pamięć '39", „Awans – zostań marszałkiem Polski". Czyżby Polacy pokochali historię? – Widać zainteresowanie historią, ale nie wiem, jak jest to trwałe. Mam nadzieję, że nie będzie z tym tak jak z wydawnictwami i programami kulinarnymi, które choć zalały nasz rynek, to tylko na chwilę oderwały nas od kaszanki i schabowego. W końcu znajomość przeszłości pozwala nam lepiej rozumieć teraźniejszość – mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą