Kiedy ktoś podnosi problem „niemieckiej Europy", narażony jest na szydercze śmiechy euroentuzjastów. Udają oni, że nie ma o czym mówić, i demagogicznie argumentują, że o hegemonii Berlina mogą roić tylko zwolennicy spiskowych teorii.
Z kolei eurosceptycy straszący „niemiecką Europą" z góry zakładają, że stoi za nią projekt będący ponurym dziedzictwem bismarckowskich Prus i III Rzeszy. W kręgach konserwatywnych modne jest również postrzeganie Berlina jako sodomy i gomory, która na całym Starym Kontynencie rozpowszechnia zdobycze rewolucji obyczajowej lat 60. ubiegłego wieku (przywileje dla mniejszości seksualnych itp.).
Na uwagę zatem zasługuje wydanie specjalne „Krytyki Politycznej" (nr 34), w którym mamy do czynienia z naruszeniem wspomnianego na wstępie tabu. Redakcja „KP" nie chowa głowy w piasek i podejmuje kwestię „niemieckiej Europy", tyle że z pozycji euroentuzjastycznych.
I tak znany niemiecki socjolog Ulrich Beck przedstawia koncepcję dwóch nurtów w polityce Berlina wobec UE. Uosobieniem pierwszego jest Willy Brandt, socjaldemokratyczny kanclerz RFN w latach 1969–1974. Uprawiał on – jak twierdzi autor – „kosmopolityczną Realpolitik", był przeświadczony, że to Niemcy mają służyć Europie, a nie Europa Niemcom. Drugi nurt określa Beck mianem „modelu Merkiavelli". Zarzuca tym samym Angeli Merkel makiaweliczne podejście do integracji europejskiej, czyli podporządkowanie tego, co się dzieje w Unii, interesom Berlina. „Czy to nie oburzające, że Merkiavelli na europejskim poziomie odmawia dotkniętym kryzysem krajom tego, co koalicja CDU-SPD sama zrobiła – to znaczy zwalczania kryzysu przez poszerzenie publicznych inwestycji?" – grzmi socjolog. Opowiada się więc on „przeciwko niemieckiej Europie, ale za europejską odpowiedzialnością Niemiec".
Z kolei słynny niemiecki myśliciel Jürgen Habermas, niegdyś czołowy ideolog nowej lewicy, zastanawia się nad współczesnym znaczeniem solidarności europejskiej. I oświadcza: „Niemcy mają w polityce solidarności nie tylko interes; powiedziałbym wręcz, że mają związane z nią normatywne zobowiązanie". Habermas zwraca uwagę na rozmaite konsekwencje globalizacji, w tym „niszczycielską presję współzależności ekonomicznych, które przenikają dziś bezgłośnie narodowe granice", wywołując napięcia między państwami członkowskimi europejskiej unii walutowej. Receptą jest solidarność jako „wysiłek współpracy ze wspólnej perspektywy politycznej na rzecz promocji wzrostu i konkurencyjności strefy euro jako całości".