O staraniach tych ostatnich zaświadcza lawina nowych książek poświęconych tamtym dniom: jak do tego doszło, jak to się mogło stać? Autorzy nie ujawnią żadnych sekretów: wszystkie ważne fakty dotyczące tamtych dni są już znane. To tamtego lata wicehrabia Edward Grey, brytyjski minister spraw zagranicznych, którego nazwisko pamiętane dziś jest głównie za sprawą wybornej odmiany herbaty, patrząc z okien swego gabinetu na londyńskim West Endzie, wypowiedział słynne zdanie o „światłach gasnących nad całą Europą, które nie rozbłysną już za naszego życia". Mówiąc ściśle, był w błędzie: żył jeszcze przez dwadzieścia lat, w którym to czasie światła zajaśniały ponownie. Nie da się jednak ukryć, że w następstwie roku 1914 zdarzyło się nadzwyczaj wiele nadzwyczaj nieprzyjemnych rzeczy – i że w pewnym ograniczonym stopniu doświadczamy ich następstw aż do dziś.
Zarazem coraz głośniej o wybuchu wojny na Dalekim i Bliskim Wschodzie. To już nie książki traktujące o tamtym zgubnym lecie – to rozważania, czy w wiek później możliwy jest kolejny konflikt na tamtą skalę. Można spotkać się z opinią, że nowa wojna możliwa jest nawet w Europie. To ostatnie wydaje się niemożliwe – nie tylko ze względu na fakt, że nie istnieją już potężne armie i floty z dawnych czasów. Nigdy dotąd nakłady na zbrojenia nie były tak niskie (średnio 1,5 proc. PKB), co więcej, są one nadal redukowane. Kto miałby walczyć na nowych polach bitew?
Co jednak począć z coraz wyraźniej-szymi zapowiedziami wojny dobiegają-cymi ze Wschodu? Chiny najwyraźniej pragną zademonstrować światu, że są już nie tylko potęgą gospodarczą, lecz również mocarstwem politycznym i militarnym. Część obserwatorów jest zdania, że Pekin jest na najlepszej drodze do powtórzenia błędów, jakie stały się udziałem cesarza Wilhelma II, który w latach poprzedzających rok 1914 podejmował kolejne agresywne działania mimo braku przesłanek po temu. Tego rodzaju paralele mają jednak ograniczoną wartość: owszem, w Chinach można zauważyć wzrost postaw nacjonalistycznych, brak jednak podstaw, by sądzić, że Pekin zamierza tworzyć klasyczne imperium kolonialne.
A Bliski Wschód? Nie wydaje się prawdopodobne, by udało się powstrzymać Iran w jego dążeniu do posiadania broni jądrowej, a skoro tak, w całym regionie można spodziewać się jej rozprzestrzenienia. Owszem, doświadczenie zimnej wojny pokazuje, że posiadanie broni jądrowej niekoniecznie prowadzi do wybuchu konfliktu zbrojnego. Czy jednak zasada odstraszania sprawdzi się w regionie kipiącym od radykalizmu, w którym tak żywe są idee świętej wojny? Owszem, wybuch wojny gdzieś na Bliskim Wschodzie, a następnie rozszerzenie jej na cały region jest w pełni możliwe – nadal jednak nie będzie to wojna o zasięgu światowym. USA są w trakcie wycofywania się z Iraku i Afganistanu, interwencja na Bliskim Wschodzie jest też ostatnią rzeczą, jakiej mogłyby sobie życzyć Moskwa i Pekin. Niemal na pewno dojdzie do wybuchu kilku konfliktów lokalnych, odbędzie się kilka spotkań szefów dyplomacji, kto wie, może nawet prezydentów. Napięcie może sięgać zenitu – wybuch konfliktu na dużą skalę ze względu na fakt, że sprawy wymknęły się spod kontroli, wydaje się jednak nieprawdopodobny.
A skoro tak, najważniejszą kwestią w oczach świata pozostanie gospodarka. Ta będzie prawdopodobnie powracać do zdrowia, choć wolniej, niż się oczekuje. Czeka nas szereg wyborów: najmniej istotne wydają się te do Parlamentu Europejskiego, gdzie nie należy spodziewać się wysokiej frekwencji: euroentuzjazm, zawsze dość ograniczony w swym zasięgu, dziś zdecydowanie przygasa. Najciekawsze wybory czekają nas w Indiach. Indyjski Kongres Narodowy (INC) jest u władzy od dłuższego czasu, nie odnotował jednak znaczących sukcesów; ugrupowanie nacjonalistów ma większe niż kiedykolwiek szanse na zwycięstwo. Może to przyczynić się do widoków na wzrost gospodarczy, z drugiej jednak strony, nacjonaliści z Bharatiya Janata nigdy nie zadali sobie trudu, by pokazać, że zależy im na integracji pokaźnej islamskiej mniejszości. Indyjscy muzułmanie byli do tej pory znacznie mniej agresywni w swoich postawach niż ich współwyznawcy na Bliskim Wschodzie. Ostatnio jednak dochodziło na tym tle do szeregu napięć. Jeśli New Delhi nie zdecyduje się na prowadzenie bardziej niż dotąd umiarkowanej polityki wobec muzułmanów, napięcia wewnętrzne w Indiach mogą skończyć się katastrofalnie.