Książka jest poetyckim zapisem doświadczenia więzienia, do którego zostali wtrąceni uczestnicy zamachu na króla Maroka. Przebywając w niewielkich celach, w ciemności, skazani na okrutną, powolną śmierć, pogrzebani żywcem. A jednak życie okazuje się silniejsze, a codzienna recytacja Koranu prowadzi do odkrycia niezgłębionych dotąd pokładów duchowości, do doświadczeń mistycznych, dialogowania z aniołami. Ben Jelloun dał się poznać jako autor o wielkiej wyobraźni, a jednocześnie zdyscyplinowanym piórze, dzięki któremu powstały zapadające na długo w pamięci obrazy.

Teraz mamy okazję przeczytać wcześniejszą prozę Marokańczyka, za którą w 1987 r. otrzymał – jako pierwszy pisarz pochodzący z krajów Maghrebu – Nagrodę Goncourtów i zyskał sławę. „Dziecko piasku" to opowieść, której głównym bohaterem jest ludzka tożsamość i seksualność. Tocząca się w Maroku akcja, czasowo umiejscowiona gdzieś na początku ubiegłego stulecia, to dzieje Ahmeda, w istocie kobiety, którą oszalały na punkcie przekazania swego majątku synowi ojciec wychowuje na chłopca. Ma już bowiem siedem córek, co uważa za przekleństwo, a kiedy rodzi się ósma, wpada na diabelski pomysł, który położy się cieniem na całym życiu dziewczyny.

Przy bramie miejskiej siada arabski bajarz, wokół gromadzą się gapie, a on zaczyna opowieść o cierpieniu i samotności, o walce z samym sobą i o odkrywaniu tożsamości. Ludzie słuchają, czasem ten i ów doda coś od siebie, zaśmieje się, rzuci opowiadającemu monetę i odejdzie w swoją drogę. Ahmed, któremu, gdy zaczyna dojrzewać, owija się bandażami piersi, jest traktowany jak mężczyzna, chodzi do męskiej łaźni, jest ostrzyżony jak chłopak. Sam nie wie, kim jest, a kiedy umiera szalony ojciec i Ahmed dziedziczy schedę, na którą łapczywie spoglądali stryjowie, zamyka się w wielkim domu i zaczyna zadawać sobie pytania. Nie pokazuje się już na mieście, prowadzi notatki, pali kif (haszysz), koresponduje z tajemniczym nieznajomym, który ponoć zna jego tajemnicę. Zaczyna poznawać swoje ciało, dotyka podbrzusza, przestaje krępować piersi.

Dużą zasługą wciągającej prozy Ben Jellouna jest jej baśniowość, nawiązanie do snującej się niczym dym z nargili opowieści pełnej dziwów, zmyśleń i fantastycznych przygód, właściwej arabskiej literaturze. W tym świecie Szeherezady pokazany jest jednak konkretny dramat człowieka, który za wyrządzoną mu krzywdę nienawidzi świata i chce zeń zniknąć, a jednocześnie poszukuje w nim własnego miejsca, oparcia i szczęścia. Czytamy notatki Ahmeda prowadzone najpierw w rodzaju męskim, a potem w żeńskim, słuchamy różnych relacji o jego losach, o jego śmierci. O przemocy, z którą spotkała się bezładnie, podróżując od miasteczka do miasteczka, bo w końcu postanawia opuścić rodzinny dom, dostaje się w łapy przestępców i jest pokazywana w klatce jako „kobieta z niedogoloną brodą". A może jednak to wszystko nieprawda?

Tajemniczy gawędziarz spod bramy odchodzi, ale jego opowieść kontynuują inni, staje się ona prawdziwym ogrodem o rozwidlających się ścieżkach. A ponieważ pojawia się tajemniczy ślepiec, który ponoć spotkał bohaterkę w Buenos Aires, rozumiemy, że Ben Jelloun składa hołd Borgesowi, mistrzowi opowiadań opartych na wieloznaczności.  Jednak to nie komplikowanie fabuły jest treścią książki Marokańczyka. Dobrze wyraża ją fragment zapisków Ahmeda, który był kobietą: „Opróżniłam ciało i spaliłam pamięć... Urodziłam się w pozornym szczęściu i radości. Odchodzę w ciszy. Byłam, jak mówi poeta, »ostatnim i najbardziej samotnym z ludzi, pozbawionym miłości i przyjaźni, nędzniejszym od najmniej doskonałych zwierząt«. Byłam pomyłką i życie pokazało mi tylko maski i kłamstwa...".