Czarnobyl: znikający punkt

Mimo rutynowych zapewnień nie tak dawna największa katastrofa atomowa zniknęła w czasach pokoju ze świadomości i kultury masowej społeczeństw dawnego Związku Radzieckiego, które zostały najbardziej nią dotknięte. A właściwie nigdy jej tam nie było.

Aktualizacja: 02.03.2014 19:33 Publikacja: 01.03.2014 03:11

Gry komputerowe, (tu hit nastolatków „Stalker”) z ich nieskomplikowaną fabułą, upodobaniem do opuszc

Gry komputerowe, (tu hit nastolatków „Stalker”) z ich nieskomplikowaną fabułą, upodobaniem do opuszczonych miast i zombies, najchętniej sięgają po fabułę i scenerię Czarnobyla

Foto: materiały prasowe

Jeden z rosyjskich krytyków filmowych ze zdziwieniem niedawno zauważył, że w ciągu 27 lat w nieistniejącym już ZSRR, w tym na Ukrainie, czyli terytoriach najbardziej dotkniętych katastrofą czarnobylską, nakręcono zaledwie kilka filmów na jej temat – a co więcej, dość miernej jakości. Można do tego dodać z dziesięć piosenek, jeden poemat symfoniczny i jeden wiersz. Nie licząc, rzecz jasna, znacznej ilości filmów dokumentalnych, ale one tylko opisywały katastrofę, bez prób jej analizy.

A przecież wtedy wydawało się, że 26 kwietnia 1986 roku to początek końca całego świata. Nieznane i straszne niebezpieczeństwo zawisło chmurą nad przepiękną, bagnistą okolicą ujścia Prypeci do Dniepru. Świat, dosłownie cały, zamarł z przerażenia. Przeczucie czegoś nieodwracalnego było powszechne jak w chwili wybuchu wielkiej wojny światowej.

Od tego czasu naukowcy zdążyli już wyjaśnić, co się stało w Czarnobylu. Artyści odwrócili się zaś do niego plecami. Było tyle ważniejszych spraw, że przestano sobie zaprzątać głowę czymś, co może i było groźne, ale skoro nie zabiło od razu, to znaczy, że da się z tym żyć. Tym bardziej że wokół zaroiło się od niebezpieczeństw, które mogły zabić w mgnieniu oka. Bowiem ponad ćwierć wieku temu błąd człowieka doprowadził do atomowej katastrofy, która stała się początkiem końca imperium. I to ta druga, „największa geopolityczna katastrofa" (taką dumną nazwę nadał jej niedawno rosyjski prezydent Władimir Putin) przyćmiła wszystko.

Antysowiecka refleksja

W rzeczy samej społeczeństwa ZSRR od razu uznały, że katastrofie było winne państwo radzieckie, które w dodatku próbowało ukryć jej rozmiar. Z takiej konstatacji rodziły się masowe „czarnobylskie" ruchy społeczne na Białorusi i Ukrainie, które żądały zmian. W ten sposób katastrofa stała się siłą napędową największego ruchu społecznego w historii Białorusi oraz „kamieniem węgielnym przyszłej państwowości ukraińskiej".

Dopóki jednak żył jeszcze nieboszczyk Związek Radziecki, jego propagandyści (ale też tamtejsi niezależni artyści) próbowali jakoś przedstawić i przemyśleć Czarnobyl. Szybko powstające i krążące po kraju wiersze i piosenki pozostawały jednak w większości poza zasięgiem zbrojnego ramienia radzieckiej władzy – cenzury. Ukraiński bard występujący pod pseudonimem Tryzubyj Stas śpiewał na przykład o balu urzędników Ministerstwa Energetyki, wydanym po katastrofie. Na garniturach błyszczą świeżo wręczone ordery, wódka leje się strumieniami.

Większość twórców kierowała się właśnie w stronę krytyki społecznej i politycznej, atakując zmurszałą radziecką machinę państwową. Sam problem atomowej katastrofy i jej długofalowych skutków pozostawał jedynie tłem. Świetnie to widać w jednym z dwóch radzieckich filmów o czarnobylskiej katastrofie (tak, tak, mimo swej zmurszałości radzieckie instytucje kulturalne zdążyły doprowadzić do nakręcenia takich filmów, a przecież w pięć lat po Czarnobylu nie było już samego ZSRR!).

Najbardziej znanym jest „Rozpad" w reżyserii Michaiła Bielikowa, gdzie w głównej roli występuje Siergiej Szakurow (znany później u nas z drugoplanowych ról w filmach „Szwadron" i „Psy 2"). Film opowiada o dziennikarzu z Kijowa. Umeblowane mieszkanie, wódka w lodówce, kolorowy telewizor, własny samochód Łada (symbol naprawdę wysokiego statusu materialnego głównego bohatera), piękna i niewierna żona oraz brak jakichkolwiek wyższych wartości w życiu wszystkich – do tego również odnosi się tytuł. W takiej sytuacji zastaje bohaterów  katastrofa czarnobylska. Szakurow dostaje przepustkę do „strefy", by dokumentować działania ratowników. A tam, wraz z ratownikami (wyglądającymi w swych dziwacznych, skórzanych kombinezonach jak armia samurajów), odnajduje swój wielki ideał i dokonuje czynu godnego „radzieckiego człowieka": wdziera się na ruiny czwartego reaktora, by...  zawiesić na nich czerwoną flagę jako symbol zwycięstwa ZSRR nawet nad niewidzialnym promieniowaniem. Bohater wraca do Kijowa, zostaje redaktorem naczelnym i zasiada do stołu z kolegami. W tle zaś słychać Władimira Wysockiego śpiewającego: „A wszystko nie tak".

Wtedy film odbierano jako gorzką ironię, dziś zaś wygląda jak surrealistyczna komedia. Trudno nie roześmiać się, widząc „szczeroradziecką" twarz głównego bohatera z czerwonym sztandarem na gruzach reaktora.

Bezradni wobec postępu

W sumie to jednak niezły zapis swego czasu, ostatnich chwil życia Związku Radzieckiego, a przede wszystkim działań jego aparatu propagandowego (który próbował jakoś oswoić Czarnobyl) i sprzeciwu artystów (którzy zrobili satyrę z założonej z góry, propagandowej tezy o zwycięstwie ustroju radzieckiego, nawet nad nuklidami). Mimo wszystko jednak Czarnobyl stanowi w nim jedynie tło.  Nie ma w filmie nic ze straszliwej specyfiki tamtej katastrofy. Nie ma nic z grozy niewidzialnego niebezpieczeństwa, które nie ma kształtu, zapachu ani smaku. Niebezpieczeństwa, które można zobaczyć tylko jako cyferki na wyświetlaczu liczników radioaktywności. W „Rozpadzie" (i większości innych filmów o katastrofie) równie dobrze mogłaby je zastąpić, powiedzmy, wielka powódź czy trzęsienie ziemi, a od takiej zamiany krytyka społeczna filmu nabrałaby wyrazistości (przy okazji, w schyłkowym ZSRR nie brakowało innych katastrof – w tym również trzęsień ziemi).

W tym i cały problem, że w drugiej połowie lat 80. Czarnobyl był traktowany instrumentalnie, jako dobry powód do krytyki władz i społeczeństwa. Być może był to duch czasu, ale równie dobrze mógł być to znak, że artyści i odbiorcy ich twórczości stanęli bezradni w obliczu Czarnobyla, nie będąc w stanie uwierzyć i zrozumieć, jak straszne oblicze ukazał w bagnach Prypeci postęp technologiczny.

Kilka lat później w jednym ze lwowskich klubów grupa rockowa Bratja Hadjukiny zaśpiewała: „Co to było, początek czy koniec?". W 2011 roku odwiedzający Kijów moskiewski patriarcha Cyryl próbował ująć odpowiedź w kategoriach religijnych. W kijowskiej Ławrze Peczerskiej powiedział: „Pan mógł wszak powstrzymać rękę operatora, który nadzorując reaktor, popełnił straszny błąd. (...) Wielu ludzi swą śmiercią być może wniosło swój wkład w odkupienie grzechów (ludzkości)". Wcześniej, tuż po katastrofie, najbardziej znany ukraiński poeta Iwan Dracz poświęcił jej wiersz „Czarnobylska Madonna". W jego najbardziej przejmującej części opisuje ślady bosych, kobiecych stóp, które pojawiają się co rano w pobliżu elektrowni i wiodą do sarkofagu przykrywającego zrujnowany, czwarty reaktor. Żołnierze pilnujący elektrowni próbują używać psów do wyśledzenia tajemniczej istoty, ale zwierzęta nie chcą podjąć tropu. U Dracza wątek religijny był jednak tylko delikatnym i niepewnym cieniem, którego sam autor do końca nie był pewien.

Na przełomie lat 80. i 90. popularne były jednak w masowej kulturze odniesienia do Czarnobyla jako Armagedonu. Gazety często przypominały, że Apokalipsa św. Jana zapowiada upadek gwiazdy zwanej Piołun, a to dokładnie znaczy „Czarnobyl" po ukraińsku. Jednak te chwytliwe odniesienia nie zadomowiły się w żaden sposób w masowej kulturze i świadomości. Być może z powodu ateizacji społeczeństwa, dla którego Biblia była wtedy równie egzotyczna jak wierzenia Papuasów. A być może dlatego, że inne „piołuny" szybko przesłoniły czarnobylski – cała seria wojen na obrzeżach imperium, zamachy i kontrzamachy stanu w samej Moskwie. Wątek religijny szybko też zniknął z twórczości artystów, a obecnie pojawia się jedynie w rzeźbach na temat Czarnobyla (po prostu jako smutne Madonny): nie podejmuje go żaden inny rodzaj sztuki.

Na dalekich obrzeżach popkultury pozostały też teorie spiskowe zwane alternatywnymi wariantami katastrofy. Bazowały one głównie na tym, że obok elektrowni znajdowała się ogromna, wojskowa stacja radarowa Duga-2 (zwana też Czarnobyl-2), czyli stacja tzw. wczesnego ostrzegania mogąca wykrywać atak rakietowy z terytorium USA. Natychmiast pojawiły się teorie o zamachu CIA, która niszcząc elektrownię, chciała po prostu unieruchomić radar. W rzeczy samej po katastrofie skażoną stację zamknięto, a personel ewakuowano. Taki wątek przewija się nadal w kilku grach komputerowych. Ostatnio zaś „alternatywny wariant" (prawda, już nie w wykonaniu CIA) powrócił w najnowszej części amerykańskiego filmu „Szklana pułapka".

Cicho sza na Białorusi

W dawnym ZSRR Czarnobyl pozostaje tematem dla artystów już tylko na Ukrainie. Znacznie bardziej dotknięta katastrofą Białoruś została teraz dotknięta urzędową amnezją. „Batko" Łukaszenka nienawidzi opozycji, która na Białorusi wyrosła przecież z ruchów społecznych po katastrofie. W Mińsku o Czarnobylu wolno mówić jedynie na oficjalnych obchodach tragedii, a najlepiej wcale. W Rosji zaś artyści przeżywają i przeżuwają cały czas „największą katastrofę geopolityczną". Usiłują też „dogonić i przegonić Amerykę", realizując dumną zapowiedź Nikity Chruszczowa z połowy XX wieku – dzisiaj przynajmniej w „hollywoodyzacji" swoich filmów.

Nad Dnieprem zaś pisarka Oksana Zabużko (podsumowując historyczne doświadczenia Ukrainy) bezradnie przyznała: „Jesteśmy narodem z ogromnym tragicznym doświadczeniem, który nie znalazł swego odbicia w jego kulturze. Sami nie wiemy, jak o tym mówić".

Pełne rezygnacji pogodzenie się z tą diagnozą trwało wśród artystów przez całe dziesięciolecie. Do połowy pierwszej dekady naszego wieku Czarnobyl nie stanowił tematu dla  artystów. Jeden z amerykańskich scenarzystów, który odwiedził wtedy Kijów, ze zdziwieniem zauważył: „W waszych filmach zawsze pojawiają się albo jadące pociągi, albo jakieś wspomnienia drugiej wojny światowej". Zupełnie jakby nic się nie stało, a ZSRR cały czas istniał. A przecież katastrofa i jej skutki dotknęły prawie co drugą rodzinę na Ukrainie, nawet przywódcy ukraińskiej opozycji Witalija Kliczki. Jego ojciec, oficer lotnictwa wojskowego, był tzw. czarnobylskim ratownikiem. Zmarł na raka w 2011 roku, a sam Kliczko mówił, że według lekarzy na „90 proc. jego śmierć była związana z udziałem w akcji ratunkowej".

Cały też czas – do dziś – istnieje zresztą zamknięta strefa wokół elektrowni, strasząc opustoszałymi wioskami i dwoma miastami, z których ludzi wysiedlono jeszcze w 1986 roku. Z Kijowa jedzie się do niej niecałą godzinę, ale w samym mieście w żaden sposób nie odczuwa się jej tchnienia.

Po długiej przerwie kino ponownie odkryło Czarnobyl dopiero w 2006 roku, próbując znaleźć sposób opowiedzenia o nim. Jednak znów, tym razem w całej serii filmów (m.in. „Aurora", „W sobotę" czy francusko-ukraiński „Znieważona ziemia"), katastrofa stanowi tło dla – zazwyczaj – melodramatu. Wybuch reaktora łamie ludziom życie, rozdziela ukochanych czy rodziny, ukazuje prawdziwe twarze bohaterów lub zasłania je maskami. Jednak poza „Aurorą" (której bohaterka cierpi na chorobę popromienną) nie ma w nich nic ze strasznej specyfiki katastrofy. Bohaterowie równie dobrze mogliby mieć w tle wybuch wojny czy jakiś naturalny kataklizm.

Zmagania w zonie

Wyjątkiem wśród najnowszych filmów jest ukraiński miniserial telewizyjny „Motylki" (z jesieni 2013 roku), gdzie i atomowa awaria, i jej skutki (a przede wszystkim powstanie zamkniętej „strefy") odgrywają bardzo ważną rolę.

Właśnie nie sama katastrofa, ale jej następstwa zogniskowane w tajemniczej „strefie" zaczynają coraz bardziej przyciągać umysły. Jeszcze dwadzieścia lat temu, w 1994, powstał rosyjsko-francuski film „Rok pod znakiem psa" – ostatni i najlepszy z serii filmów „radziecko-postradzieckich", w których pojawiał się Czarnobyl. Ciężko doświadczona życiem para bohaterów ucieka do zamkniętej „strefy", gdzie próbuje ułożyć sobie życie. Przeklęte przez ludzi, ogrodzone drutem pola i lasy stają się azylem. Choć w filmie pojawienie się właśnie czarnobylskiej „strefy" sprawia dość sztuczne wrażenie, to jednak sens, jaki nadał jej film, pozostał trwały.

Równolegle z nową falą filmów o Czarnobylu powróciła w 2007 roku też „Strefa": azyl i przekleństwo w jednym. Wtedy to nie artyści, ale programiści komputerowi z Kijowa przypomnieli wszystkim, że istnieje już artystyczna wizja takiego postapokaliptycznego świata – i to z najwyższej półki. Genialni bracia Strugaccy, radzieccy pisarze science fiction, przedstawili ją jeszcze w 1972 roku w szaleńczo popularnej w ZSRR książce „Piknik na skraju drogi", a na ekran przeniósł ją siedem lat później Andriej Tarkowski. Właśnie tytuł jego filmu „Stalker" stał się nazwą gry komputerowej, która stworzona została w kijowskim studiu. Publikacja kolejnych dwóch „Stalker. Czyste niebo" i „Stalker. Zew Prypeci" ogłosiło triumfalny powrót Czarnobyla do popkultury i świadomości masowej. Wszystkie rozgrywają się w tajemniczej Zonie (Strefie). Dość wiernie oddaje ona krajobraz wokół prawdziwej elektrowni wraz z tak charakterystycznymi elementami jak na przykład Czerwony Las (istniejący naprawdę w pobliżu elektrowni las zrudziałych sosen) czy Wysypisko, czyli złomowisko starych maszyn używanych w akcji ratunkowej w 1986, skażonych i pozostawionych w zonie przy drodze z Kijowa do Czarnobyla. Nie mówiąc już o samej elektrowni.

W literackim pierwowzorze gry (będącej w sumie zwykłą „strzelanką", choć osadzoną w niezwykłych krajobrazach) w tajemniczej Strefie znajdowały się rzeczy porzucone przez kosmitów, a mające cudowne właściwości. Właśnie stalkerzy wydostawali je z zamkniętej Zony. Zarówno przeżywająca renesans książka, jak i gra, tak silnie oddziałały na umysły, że powstał nieformalny ruch stalkerów. Modne stało się „spacerowanie po nuklidach", czyli przedostawanie się nielegalnie przez ogrodzenie do realnej strefy na całodzienne wycieczki. Zrozpaczona milicja, pilnująca ogrodzenia od kilku lat, informuje o kilkuset zatrzymanych rocznie za próbę sforsowania płotu (plus pewnie drugie tyle wycieczkowiczów, którzy złapani wywinęli się  łapówką). Nie są to już, jak dotychczas, rabusie i maruderzy okradający domy w opustoszałych wioskach, lecz młodzież, która „stalkeruje". A dwa lata temu grupa z Kijowa skoczyła ze spadochronami ze stojącej cały czas w zonie anteny stacji Duga-2, bijąc kolejny rekord w BASE jumpingu i oswajaniu strefy.

Autor jest historykiem i dziennikarzem, wieloletnim korespondentem w Moskwie. Do niedawna był członkiem zespołu redakcyjnego „Uważam Rze Historia".

Energia atomowa: ?lęki i sukcesy

Drugi grudnia 1942 r.

– pierwsza kontrolowana reakcja łańcuchowa w eksperymentalnym reaktorze jądrowym CP-1 (zwanym z początku stosem jądrowym), zbudowanym pod kierunkiem włoskiego uczonego Enrico Fermiego na Uniwersytecie w Chicago w ramach „Projektu Manhattan", czyli tajnego programu budowy bomby atomowej, uruchomionego przez władze USA.

Wrzesień 1944 r. –

uruchomienie pierwszych reaktorów produkcyjnych w ośrodku w Hanford w stanie Waszyngton.

1 sierpnia 1946 r. –

powołanie w amerykańskiej Komisji Energii Atomowej cywilnego organu, który przejął uprawnienia projektu Manhattan.

20 grudnia 1951 r. –

zbudowany w pobliżu Idaho Falls reaktor badawczy EBR-1 jako pierwszy na świecie dostarczył energię elektryczną. W Idaho Falls powstały też dwa prototypy, które dziś są najczęściej eksploatowanymi rodzajami reaktorów: prototyp reaktora wodno-ciśnieniowego PWR i prototyp reaktora BWR.

8 grudnia 1953 r. –

prezydent USA Dwight David Eisenhower, przemawiając na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, zapowiada program „Atom dla pokoju", czyli nowy kierunek w dziedzinie energii jądrowej. Miejsce tajnych ośrodków z projektu Manhattan zajmują państwowe laboratoria prowadzące badania nad pokojowymi aspektami wykorzystania energii atomowej.

26 czerwca 1954 r. –

uruchomiono pierwszą na świecie cywilną elektrownię jądrową w położonym 100 km od Moskwy Obnińsku (APS-1 Obninsk). Była to elektrownia o mocy jedynie 5 MWe, służąca do zaopatrywania w energię pobliskiego Instytutu Atomowego.

17 października 1956 r. –

otwarcie pierwszej komercyjnej elektrowni jądrowej Calder Hall w zakładach Sellafield w Wielkiej Brytanii. Elektrownia z reaktorem brytyjskiej konstrukcji Magnox (moderator grafitowy, chłodzenie gazowe).

29 lipca 1957 r.

– z ramienia ONZ powstaje Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Jej siedzibą zostaje Wiedeń. Odradza się międzynarodowa współpraca w kwestii energii jądrowej.

10 października 1957 r. –

„wypadek w brytyjskich zakładach Sellafield, szerzej znany jako „pożar w Windscale". W rdzeniu wojskowego reaktora służącego do produkcji plutonu i chłodzonego powietrzem atmosferycznym doszło do samozapłonu grafitu i największego radioaktywnego skażenia środowiska aż do katastrofy w Czarnobylu.

2 grudnia 1957 r. –

uruchomienie elektrowni jądrowej w Shippingport w stanie Pensylwania, pierwszej komercyjnej elektrowni jądrowej w USA. Elektrownia z reaktorem wodnym typu PWR.

Lata 60. i 70.

– złota era energetyki jądrowej. Powstają elektrownie jądrowe we Francji (1959), Kanadzie (1962), Włoszech (1964), Szwecji (1964), Japonii (1966), Niemczech (1967), Holandii (1968), Indiach (1969), Szwajcarii (1969), Hiszpanii (1971), Pakistanie (1972), Czechosłowacji (1972), Argentynie (1974), Bułgarii (1974), Belgii (1974), Finlandii (1977), Korei Południowej (1977), a także wiele elektrowni na terenie całego ZSRR, np. w Kazachstanie (1972), Armenii (1977) czy na Ukrainie (1978)

28 marca 1979 –

wypadek reaktora TMI typu PWR w elektrowni jądrowej Three Mile Island w stanie Pensylwania, USA. W wyniku wypadku jedna osoba zmarła na zawał, nikt nie został napromieniowany, ale wyhamowano rozwój energetyki jądrowej w USA: odwołane zostały plany budowy ?40 elektrowni i 51 reaktorów firmy Babcock and Wilcox, producentów reaktorów TMI. Do 2009 roku nie podjęto żadnych nowych planów budowy elektrowni jądrowej w USA.

26 kwietnia 1986 r. –

awaria elektrowni jądrowej w Czarnobylu, 100 km na północ od Kijowa: wybuch stosowanego wyłącznie w ZSRR reaktora RBMK-1000 z grafitowym moderatorem i uwolnienie do atmosfery ogromnych ilości promieniotwórczych izotopów. Z rejonu w promieniu ?30 km od elektrowni ewakuowano mieszkańców, ogółem przesiedlono ok. 350 tys. osób, 100 tys. hektarów ziemi rolnej wyłączono z użytkowania. Skażeniu uległo 9 proc. powierzchni dzisiejszej Ukrainy.

11 marca 2011 r. –

seria wypadków w reaktorach typu BWR w elektrowni jądrowej Fukushima I, które były efektem silnego trzęsienia ziemi oraz fali tsunami, jakie nawiedziły Japonię. Skutkiem awarii było m.in. przedostanie się do środowiska skażonej wody morskiej stosowanej do chłodzenia reaktorów.

—puo

Jeden z rosyjskich krytyków filmowych ze zdziwieniem niedawno zauważył, że w ciągu 27 lat w nieistniejącym już ZSRR, w tym na Ukrainie, czyli terytoriach najbardziej dotkniętych katastrofą czarnobylską, nakręcono zaledwie kilka filmów na jej temat – a co więcej, dość miernej jakości. Można do tego dodać z dziesięć piosenek, jeden poemat symfoniczny i jeden wiersz. Nie licząc, rzecz jasna, znacznej ilości filmów dokumentalnych, ale one tylko opisywały katastrofę, bez prób jej analizy.

A przecież wtedy wydawało się, że 26 kwietnia 1986 roku to początek końca całego świata. Nieznane i straszne niebezpieczeństwo zawisło chmurą nad przepiękną, bagnistą okolicą ujścia Prypeci do Dniepru. Świat, dosłownie cały, zamarł z przerażenia. Przeczucie czegoś nieodwracalnego było powszechne jak w chwili wybuchu wielkiej wojny światowej.

Od tego czasu naukowcy zdążyli już wyjaśnić, co się stało w Czarnobylu. Artyści odwrócili się zaś do niego plecami. Było tyle ważniejszych spraw, że przestano sobie zaprzątać głowę czymś, co może i było groźne, ale skoro nie zabiło od razu, to znaczy, że da się z tym żyć. Tym bardziej że wokół zaroiło się od niebezpieczeństw, które mogły zabić w mgnieniu oka. Bowiem ponad ćwierć wieku temu błąd człowieka doprowadził do atomowej katastrofy, która stała się początkiem końca imperium. I to ta druga, „największa geopolityczna katastrofa" (taką dumną nazwę nadał jej niedawno rosyjski prezydent Władimir Putin) przyćmiła wszystko.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom