Atom z wilczymi oczami

Wizja polskiego atomu jednych podnieca, innych przeraża.

Publikacja: 01.03.2014 10:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Dla pierwszych to w mniejszym stopniu element zawiłej układanki narodowego bilansu energetycznego, a bardziej symbol postępu, nadwiślańskiego progresizmu, pogoni za światem; drudzy, przeciwnie, widzą w atomie jeśli nie cień Hiroszimy, to pierwszy krok na ścieżce do całkowitej degradacji planety.

Czy jesteśmy w tym różni od reszty świata? O tyle może, że podobne histerie w Stanach, Francji czy Rosji są domeną ruchów o charakterze marginalnym (świadomie wyłączam z tego wyliczenia Niemcy i Japonię, gdzie w przeciwieństwie do reszty świata obywatele gotowi są w tej kwestii bronić któregoś z okopów), w Polsce zaś, dla której atom (jeśli nie liczyć Czarnobyla) to ciągle abstrakcja, przybierają rozmiary dość powszechnych społecznie traum. I to traum na tyle mocnych, że programy rozwoju energetyki jądrowej nie mogły się rozwinąć przez trzydzieści lat z górą. Zarówno pierwszy projekt żarnowiecki (inwestycja rozpoczęła się w 1982 roku), jak i próby jego odgruzowania, a potem kolejne debaty o narodowym planie w zakresie energetyki jądrowej zawsze wyzwalały takie emocje, że temat odkładano na później.

Nie będę udawał, że jestem specjalistą; nie wiem, czy energetyka jądrowa jest dobrym pomysłem dla Polski. Nie mam za to żadnych wątpliwości, że obyczaj wyskakiwania do publicznych debat z widłami nie służy porządnemu namysłowi. A namysł jest potrzebny, bo świat jest pełen przykładów, że energetyka jądrowa nawet jeśli nie dziś, to w nieodległej przyszłości może stać się najpoważniejszą alternatywą.

Co u nas w przyszłości, gdzie indziej już dziś. Ledwie kilka dni temu wróciłem z Francji, która jest liderem eksportu energii elektrycznej w Europie. Mało kto wie, że 80 procent elektryczności wytwarzają tam elektrownie jądrowe (reszta to węgiel i górskie zwykle rzeki). Zarazem ów kraj pięćdziesięciu ośmiu rozkręconych na całego reaktorów jest mekką światowej turystyki, utrzymuje nieskażone kurorty narciarskie, plaże, produkuje całkiem niemałe ilości sławnych w świecie serów, win i w ogóle radzi sobie z ekologią całkiem nieźle. Gdzież nam do tych standardów! Podobnie zresztą jak do francuskich cen za prąd.

Inny przykład, zdecydowanie bliższy naszej granicy. Wstrząsana politycznym spazmem, srodze doświadczona w przeszłości przez Czarnobyl Ukraina. Czy mamy świadomość, że ponad czterdzieści procent ukraińskiego prądu powstaje w elektrowniach jądrowych? Nad krajem rozłożonego na łopatki Janukowycza wznosi się 15 reaktorów pięciu elektrowni atomowych. Dwa kolejne są w budowie. I znowu refleksja. Kraj zrewoltowany, Majdan wywraca władzę, a energia elektryczna z atomu płynie sobie spokojnie w druty na terenie całego kraju. Co prawda atom próbowano wykorzystać w polityce, mobilizując oddziały MSW do rzekomej ochrony reaktorów przed zamachami, ale ów błyskotliwy pomysł, jak zresztą wszystkie koncepty byłego już prezydenta, niewiele mu pomógł.

Czy w istocie było zagrożenie? Szczerze wątpię, choć – rzecz jasna – nie można go wykluczyć. Tak zresztą, jak nie można wykluczyć zagrożenia terrorystycznego w innych krajach, w których stawia się na energetykę jądrową. Ale czy takie zagrożenie jest realne? Czy to tylko wilcze oczy strachu? Doświadczenie uczy, że w całej historii światowej energetyki jądrowej nie było przypadku zagrożenia spowodowanego aktami sabotażu. Procedury bezpieczeństwa stosowane w elektrowniach jądrowych są pewnie równie doskonałe jak te związane z bronią nuklearną. Powtórzę, nie można ich wykluczyć, ale w normalnych, stabilnych krajach, nawet ogarniętych sytuacją rewolucyjną jak Ukraina, energia nuklearna pozostawała dotąd pod pełną kontrolą.

Tyle doświadczenie. A co grozi atomowi? Niewiele, ale dużo zarazem. Ludzka ignorancja, niedbalstwo i katastrofy naturalne. Większość znanych publicznie przypadków awarii w elektrowniach jądrowych miała te właśnie przyczyny. Na szczęście ludzkość się uczy. W przypadku energetyki jądrowej refleksję racjonalną wspiera do tego instynkt samozachowawczy. Fukushima nauczyła nas na przykład tego, że nie powinno się budować elektrowni jądrowych w strefach aktywnych sejsmicznie. Właśnie dlatego japońskie plany w dziedzinie energetyki jądrowej uległy korekcie.

I jedno jeszcze na koniec. Nie wiem, czy atom to dobry pomysł dla Polski, ale należę do tych, którzy w sporze o energetykę jądrową nie kierują się strachem, tylko racjonalnością. Wolę debatę niż protesty. Ma to związek z moim lekkim skrzywieniem, czyli pewną dozą optymizmu cywilizacyjnego, którym się kieruję. Wiem, że są również pesymiści. Szanuję ich zdanie. Mają swoje argumenty. Trzeba ich wysłuchać.

Dla pierwszych to w mniejszym stopniu element zawiłej układanki narodowego bilansu energetycznego, a bardziej symbol postępu, nadwiślańskiego progresizmu, pogoni za światem; drudzy, przeciwnie, widzą w atomie jeśli nie cień Hiroszimy, to pierwszy krok na ścieżce do całkowitej degradacji planety.

Czy jesteśmy w tym różni od reszty świata? O tyle może, że podobne histerie w Stanach, Francji czy Rosji są domeną ruchów o charakterze marginalnym (świadomie wyłączam z tego wyliczenia Niemcy i Japonię, gdzie w przeciwieństwie do reszty świata obywatele gotowi są w tej kwestii bronić któregoś z okopów), w Polsce zaś, dla której atom (jeśli nie liczyć Czarnobyla) to ciągle abstrakcja, przybierają rozmiary dość powszechnych społecznie traum. I to traum na tyle mocnych, że programy rozwoju energetyki jądrowej nie mogły się rozwinąć przez trzydzieści lat z górą. Zarówno pierwszy projekt żarnowiecki (inwestycja rozpoczęła się w 1982 roku), jak i próby jego odgruzowania, a potem kolejne debaty o narodowym planie w zakresie energetyki jądrowej zawsze wyzwalały takie emocje, że temat odkładano na później.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał