Gucio arachnolog

Szkice Roberta Pucka będą szukać sobie miejsca na półkach księgarskich ?między działami „Podróże" i „Nauki przyrodnicze", regałami z filozofią i esejem. Mimo że w tytule mają pająki, miejmy nadzieję, że w żadnym z tych miejsc ?nie osnuje ich pajęczyna.

Publikacja: 11.07.2014 23:22

Robert Pucek, „Pająki pana Roberta”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2014

Robert Pucek, „Pająki pana Roberta”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2014

Foto: Plus Minus

Z

arówno tytuł, jak rojąca się od wizerunków różnych ośmionogów okładka „Pająków pana Roberta" na pozór nie kryją niczego: tłumacz i eseista, wprowadziwszy się pewnej jesieni do „starej drewnianej chatki stojącej na leśnych pagórach", uważnie i życzliwie przygląda się mikrokosmosowi wokół, szczególną uwagę poświęciwszy nie kunie czy myszom polnym (choć i o nich traktuje kilka czułych wersów), lecz stworzeniom budzącym lekki wstręt, a w najlepszym wypadku ciekawość.

Inspiracją do tego wyboru było polemiczne odczytanie znanego eseju Herberta, zainteresowanie tekstami XVII-wiecznych filozofów natury, a może również pamięć o świetnych szkicach Maeterlincka poświęconych mrówkom i pszczołom? Rok na odludziu zaowocował kilkunastoma szczegółowymi opisami gatunków, znanych nam pewnie z widzenia, lecz nie z nazwy, cienkonogich, szarobrunatnych zwykle mieszkańców naszych łazienek, piwnic lub ogródków, od nasosznika po skakana.

Gdyby te zapiski były tylko inwentaryzacją pająków dokonywaną gdzieś na Przedgórzu Karpackim, już okazałyby się wystarczająco egzotyczne. Pisanie o przyrodzie wyszło przecież z mody wiele lat temu. Dziś dwóch–trzech biologów bywa dopuszczanych do mediów po to, by opowiedzieli jakąś pocieszną ciekawostkę, w żaden sposób niesłużącą zrozumieniu świata natury, pisanej jeszcze nie tak dawno temu wielką literą. Opowiedzą co najwyżej jakąś anegdotkę z pieprzną puentą, w rodzaju „jak TO robią żółwie".

Szkice Roberta Pucka są jednak zupełnie inne. Pisane z ogromną elegancją języka i precyzją, szczegółowo wyliczają szczękoczułki i kądziołki przędne. Pouczają nas, nie stroniąc od łaciny, o źródłosłowie nazw gatunków, o fundamentalnym dla pajęczego rodu rozróżnieniu na przędniki (Cribellate) i nieprzędniki (Ecribellate), głosząc u tych pierwszych pochwałę funkcjonalności grzebyczka (calamistrum), czyli „pojedynczego lub podwójnego rzędu szczecin na przedstopiach ostatniej pary odnóży".

Czytamy o ubarwieniu odwłoków i rodzajach sieci, nader wiele dowiadujemy się o, jak ujmuje to autor, „protokołach alkowianych" poszczególnych gatunków, nie ma w tym jednak nic z puszczania oka do znudzonych słuchaczy, których rozbawić może już tylko wzmianka o seksie, bodaj i praktykowanym przy użyciu nogogłaszczków. To po prostu referowanie faktów fundamentalnych, Eliotowskiej triady „birth, copulation and death". Stąd opisy gniazd i kokonów rozmaitego kształtu, zachowań matek, najczęściej dokonujących żywota w trakcie opieki nad wykluwającym się potomstwem, i losu schnących w samotności samców: ot, pajęcze życie.

Mikroskop i nawłoć

Zapiski Roberta Pucka nie są jednak w żadnym razie próbą „popularyzacji dzisiejszych dokonań nauki", przepisywaniem bez przypisów ustaleń z kwartalników arachnologicznych. Książkę o polskich pająkach pisał humanista, dla którego najwyższym autorytetem w dziedzinie opisania świata natury pozostaje Arystoteles i który lubi  wtrącić wzmiankę o tym, że „kwestia wytwarzania pajęczej nici zaprzątała już najznakomitsze umysły starożytności". Pucek pisze o ośmionogich twórcach pajęczyn bądź zdając sprawę z własnych obserwacji, bądź przywołując przyrodników i badaczy najchętniej XVII-wiecznych: niesłusznie odsądzonego przez Herberta od czci i wiary Swammerdama, doskonalącego mikroskopy Leeuwenhoeka czy doktora Martina Listera, autora „Tractatus de araneis" z 1678 roku.

Najdalej idące ustępstwo na rzecz nowoczesności czyni dla XIX-wiecznego uczonego Jeana-Henriego Fabre'a, a i to przede wszystkim ze względu na fakt, że jego opisy są świetne literacko, po trosze może i ze względu na niebanalne metody badawcze Francuza. Skąd bowiem wiemy o kształcie sieci łownych lejkowca labiryntowego? Oto „w lipcowe poranki Fabre w towarzystwie miejscowych dzieci, obdarowanych na zachętę pomarańczami, wyruszał z Sérigan-du-Combat i zasłuchany w śpiew drozdów błąkał się po okolicznych polach w poszukiwaniu pajęczych sieci. Brzemienne »łzami nocy« pajęczyny lejkowców, oświetlone przez pierwsze promienie wznoszącego się słońca, sprawiały wrażenie żarzących się kandelabrów, co wywoływało zachwyt całej wędrującej gromadki".

Tak nie piszą współcześni przyrodnicy z Zakładu Badania Bezkręgowców. Ba, tak pisać im nie wolno. Z pewnością nie zdarza im się przywoływać rozważań talmudystów o tajemnej sztuce gematrii, listów herezjarchy Pelagiusza czy Upaniszad. Nie piszą o „małych swastykach słońca", o morelowopomarańczowym księżycu ani o nawłoci i nie uprawiają haiku, obserwując  wyniosłą samotność martwego motyla, „której jedynymi świadkami były do tej pory ledwie dwa nasionka dmuchawca uwięzione obok w białym labiryncie".

Filozofia w ambarze

Samozwańczy arachnolog doskonale wie, że swoje pisanie praktykuje całkowicie wbrew obowiązującym formułom, ale nie przejmuje się tym. Spekuluje nad losem szkutnika, który opuścił swoją sieć „dającą złudzenie bukszprytu", opisując niezwykłą symetrię kolistych sieci łownych. Wylicza uwięzione w nich nie tyle muchy i jętki, co „algorytmy oparte na ciągach Fibonacciego, tajemnicze liczby Eulera oraz inne nieuchwytne, ale kabalistyczne znaki, które uparcie tkwią w piwnicach Stworzenia" i z żartobliwą powagą zasyła podziękowania pani profesor z Katedry Bioróżnorodności i Taksonomii Ewolucyjnej UW, która „zechciała pochylić się nad warstwą arachnologiczną i ją skorygować, odżegnując się jednocześnie od »herezji, jakie autor wypisywał na temat ewolucji«".

Bo też rzeczywiście wśród wielu odwołań do wielkich przyrodników próżno by u pana Roberta szukać wzmianki o Darwinie, który zburzył wizję porządku świata, będącego czymś więcej niż kopulacją i pożeraniem. Owszem, słychać rozpacz, pokrewną gombrowiczowskiej trwodze na widok pamiętnej plaży, pełnej schnących w słońcu krabów. Autorowi zdarza się szukać przeciwko niej odsieczy u zapomnianego niemal XVII-wiecznego zakonnika i filozofa Nicolasa Malebranche'a. Z nader dyskretnych wzmianek wolno zaś chyba przypuszczać, że pociechy przeciw „grozie i gnozie świata" szuka u tego, któremu swoje ziemskie życie ofiarował Malebranche.

Nie są jednak „Pająki pana Roberta" traktatem teologicznym: są pochwałą uważności i, jak u Miłosza, Erosa. Zachwycenia, które ocala nas przed wizją darwinowskiego kosmosu pożerających się nawzajem szczęk, kopulacji i nicości. Zachwyt widzimy w opisie dzwonu topika i w rytmach życia toczącego się między pniem do rąbania brzozy, wiklinowym fotelem a butelką zimnego piwa.

Ta uważność wydaje się w niejednym bliska zdolności patrzenia Michała Cichego, którą poznaliśmy tej wiosny dzięki wydanemu, również przez Wydawnictwo Czarne, tomikowi „Zawsze jest dzisiaj". Zastanawiam się nawet od niechcenia, czy to przypadek, że odwiedzający pana Roberta przyjaciel i towarzysz studiów nad naturą również ma na imię Michał? Przede wszystkim cieszę się jednak, że oficyna z Wołowca, opisawszy w setkach swoich tytułów cały bez mała świat podksiężycowy, od pustyń Azji Środkowej po zdarty asfalt wschodnioeuropejskich szos, wpuszcza do wydawanych przez siebie książek – bodaj i tylnymi drzwiami – metafizykę, bez której rzeczywistość jest tak płaska.

—współpraca Andrzej Konikiewicz

Z

arówno tytuł, jak rojąca się od wizerunków różnych ośmionogów okładka „Pająków pana Roberta" na pozór nie kryją niczego: tłumacz i eseista, wprowadziwszy się pewnej jesieni do „starej drewnianej chatki stojącej na leśnych pagórach", uważnie i życzliwie przygląda się mikrokosmosowi wokół, szczególną uwagę poświęciwszy nie kunie czy myszom polnym (choć i o nich traktuje kilka czułych wersów), lecz stworzeniom budzącym lekki wstręt, a w najlepszym wypadku ciekawość.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy