Głowy w maciejówkach

Nazwisko Piłsudskiego tak zrosło się ?z Legionami, że w powszechnej opinii jest ich twórcą lub dowódcą ?albo jednym i drugim.

Publikacja: 08.08.2014 23:00

15 sierpnia 1913 na ulicy Marszałkowskiej w Zakopanem: przemarsz Kompanii Strzeleckiej. Na czele, ob

15 sierpnia 1913 na ulicy Marszałkowskiej w Zakopanem: przemarsz Kompanii Strzeleckiej. Na czele, obok komendanta Józefa Piłsudskiego, Kazimierz Sosnkowski, czwarty od prawej – dowódca plutonu Michał Tokarzewski-Karaszewicz. Czy mogli sobie wyobrazić, co będą robić za rok? Za siedem lat? A za 27?

Foto: ośrodek karta

Piłsudski nie był pierwszym, który po klęsce powstania styczniowego podjął sprawę walki zbrojnej o niepodległość. Ale, jak pisał Władysław Studnicki, jeden z tych, którzy ją głosili: „Od rzucenia i nawet spopularyzowania idei polskiego bojowego pogotowia przygotowania do realizacji tegoż pogotowia leży olbrzymia przestrzeń przepełniona wielkimi trudnościami. Kto tę przestrzeń opanuje, trudności przezwycięży, ten będzie twórcą polskiego militaryzmu". Studnicki uważał, że poza Piłsudskim nie ma nikogo innego, kto mógłby tej rzeczy dokonać.

Pod koniec 1907 r., kiedy dogorywała nad Wisłą rebelia przeciw Rosji, Piłsudski pisał do Witolda Jodki-Narkiewicza, jednego z najbliższych współpracowników w PPS-Frakcji Rewolucyjnej, że pracuje nad „agitacją militarną", czyli bojowym przygotowaniem się do rewolucji. A tak naprawdę – do powstania. Nie miała być to bowiem powtórka  lat 1905-1907: wieców, rezolucji, strajków, demonstracji, ulicznych strzelanin, zamachów na carskich żandarmów i policjantów.

Piłsudski studiuje doświadczenia powstania styczniowego, wojny burskiej i rosyjsko-japońskiej. W „Robotniku" publikuje artykuł „Jak mamy się gotować do walki zbrojnej". Na dobry początek trzeba szerzyć wiedzę o walce z wojskiem,  przekazywać innym doświadczenie zdobyte podczas „psiej służby pod batem" w armiach zaborczych, czytać broszury wydane przez Organizację Bojową PPS. O  mauzerze, browningu, materiałach wybuchowych, musztrze, nauce strzelania.

Piłsudski zwraca się do ludzi, których jak jego „pali rumieniec wstydu" z powodu przegranej rebelii przeciw Rosji. Chce iść w kierunku walki zbrojnej, ale targa nim niepewność.

W maju 1908 roku pisze do Jodki, że czuje się tak, jakby zszedł  z szerokiej drogi na ścieżynę, na której zaskoczyła go noc. „Lecz czy mi się siły nie wyczerpią przy przeczekiwaniu nocy, nie wiem (...) będę próbował i w ciemności iść do końca – końca czego, mnie i moich sił czy ścieżki".

Noc to grobowa cisza w Królestwie po klęsce, spokój, który panuje w Europie, wątpliwości, czy przekona współtowarzyszy z PPS-Frakcji Rewolucyjnej do walki zbrojnej, przyciągnąć do tej idei ludzi.

Ale właśnie w 1908 roku  zaczyna się przejaśniać. We Lwowie Kazimierz Sosnkowski, który odtąd staje się jednym z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, zakłada Związek Walki Czynnej. Jego celem jest kształcenie kadr przyszłej powstańczej armii. A w Europie przestaje być spokojnie. Jesienią wybucha międzynarodowy kryzys spowodowany aneksją Bośni przez Austro-Węgry. Na horyzoncie pojawia się wojna. Kolejny wstrząs to wojny bałkańskie.

Podczas zjazdu legionistów w 1924 roku Piłsudski mówił zgryźliwie: „Dobrze teraz od czasu do czasu nagle zadeklamować, że Polacy zgodnie z wolą Mickiewicza modlili się o wojnę światową, ale to przecież był tylko Mickiewicz, który, jak wiadomo, do pokolenia 1914 roku wcale nie należał". Polacy wojny nie chcieli – stwierdzał stanowczo. Owszem,  chcą niepodległości, ale za cenę dwóch groszy i dwóch kropli krwi. Nazbyt surowy wyrok.

Wprawdzie w programie PPS-Frakcji Rewolucyjnej była niepodległość i  zbrojne powstanie, ale Wasilewski, Jodko-Narkiewicz, Perl bali się, że partia stanie się zapleczem ruchu wojskowego, do którego są wciągane osoby spoza niej, i przestanie mieć charakter socjalistyczny.  Piłsudski położył na szalę swój autorytet. „Jeśli wy mnie nie poprzecie, w takim razie będę musiał dać temu spokój, bo bez waszego poparcia nie dam rady". Jak pisał Leon Wasilewski, uczestnicy narady rozeszli się z postanowieniem dania pełnego poparcia „militarystycznych prac" Ziuka i bronienia jej przed resztą partii.

Michał Sokolnicki – członek PPS od roku 1903, podczas wojny współtwórca POW, wspominał, że odtąd rozmowy z Piłsudskim nabrały charakteru z jednej strony raportów, a z drugiej wydawania rozkazów. Sokolnicki napisał na polecenie Piłsudskiego broszurę „Sprawa armii polskiej". Zadedykował ją „Pierwszemu żołnierzowi nowej Polski w nadziei, że nim się stanie, w wierze, że nim jest".

„Gdy pomyślę o przyszłości i zaczynam obliczać ludzi, to mi ręce chcą opadać" – zwierzał się Piłsudski. Przy wielu okazjach  powtarzał, że stał na czele  garstki ludzi, którzy wierzyli, że Polska może odzyskać niepodległość zbrojnie, korzystając „z tego czy innego momentu".

Wierzycie więc w Świt

Chociaż odwoływał się do uczestników rebelii 1905–1907 roku, w tym bojowców PPS, to jednak stawiał na kolejne pokolenie, które w tamtych właśnie latach, jak powiedział, oglądały zorzę. „Wierzycie więc w Świt. Może kiedyś za nas ten egzamin zdacie, czynu się nie ustraszycie" – mówił w 1912 roku. Od dwóch lat  istniały już lwowski Związek Strzelecki i krakowskie Towarzystwo  „Strzelec", nad którymi Piłsudski objął komendę. Ich członkowie uczą się musztry i strzelania. ZWC prowadzi kursy oficerskie.

Ale oprócz podporządkowanych Piłsudskiemu strzelców powstają Polskie Drużyny Strzeleckie, do których napływa młodzież narodowo-niepodległościowa. Przyszli żołnierze Legionów ćwiczą też w Drużynach Bartoszowych i Sokole.

Mowa tu o pokoleniu – a raczej należałoby powiedzieć: najlepszych z pokolenia – urodzonym w  końcu lat 80. i w latach 90.  XIX wieku.

Są wśród nich uczestnicy strajku szkolnego w Królestwie, młodzi emigranci polityczni przybywający do Galicji, tamtejsi gimnazjaliści i studenci ze Lwowa i z Krakowa oraz Królewiacy, którzy nie chcą studiować w Rosji i wyjeżdżają na wyższe uczelnie w Europie Zachodniej. W Gandawie, Liège, Paryżu, Zurychu, Vevieres, Sankt Gallen powstają koła „Strzelca" i Polskich Drużyn Strzeleckich.

„Każde pokolenie polskie musi zdać swój egzamin. Teraz kolej na was" – mówi Piłsudski do polskich studentów w Zurychu na początku 1914 roku. Dla wielu ze strzelców i drużyniaków to kwestia tradycji rodzinnej. Stefan Rowecki był wnukiem powstańca z 1831 roku. Zbigniew Dunin-Wąsowicz, który poprowadzi szarże pod Rokitną – wnukiem szwoleżera spod Somosierry. Pradziad Kazimierza Karskiego był oficerem armii Księstwa Warszawskiego, inny zginął w bitwie pod Ostrołęką, dziad poległ w powstaniu styczniowym. „Głos krwi powołał młodego Kazimierza na pole chwały, na którym złożył życie w dniu 25 czerwca pod Wojciechowicami w pościgu za cofającą się spod Konar piechotą rosyjską" – pisano w nekrologu poległego w 1915 roku legionisty.

Roman Starzyński, uczestnik strajku szkolnego, wyznawał we wspomnieniach, iż od dziecka wierzył, że kiedyś wybije godzina powstania, w którym weźmie udział. W takim duchu wychowywała go matka.

Ziarno militarystycznej agitacji padało na grunt przygotowany także przez galicyjskie szkolnictwo i lektury. Stanisław Maczek, członek Związku Strzeleckiego, pisał we wspomnieniach: „Jak przez chorobę wieku dziecinnego przechodziliśmy wszyscy od Skrzetuskiego do Kmicica, od Judyma do Rozłuckiego".

Zbiórki  na ćwiczenia o piątej rano, a po nich do pracy lub na wykłady. Albo odwrotnie: musztra i strzelanie zaraz po obowiązkach. Wieczorami wykłady. Niedziela wypełniona zajęciami w terenie.

Poeta Lucjan Rydel przyznawał w 1915 r., że na strzelców patrzono z niepokojem. Bo ich ćwiczenia, wprawdzie „szlachetne i rycerskie", mogą prowadzić w konsekwencji do czynów, które ściągną na cały naród najokropniejsze następstwa. Pobrzmiewał lęk przed powtórką 1863 roku.

Niedobrze było z finansowaniem ruchu strzeleckiego ze składek społeczeństwa. Do utworzonego w 1912 roku Polskiego Skarbu Wojskowego wpływało tak mało pieniędzy, że zdecydowano się nie ujawnić rezultatów zbiórki.

Stanisław Skotnicki, przyszły generał WP, studiował w Sankt Gallen. „Zapominając o swych handlowych studiach i szwajcarskiej przyjaciółce, pojechał do Galicji. Tam ukończył szkołę oficerską w Stróży (...) Przyjaciel kandydatem na polskiego oficera, a ja w dalszym ciągu na jakiegoś inżynierka" – wspomniał Michał Brzęk-Osiński, studiujący na politechnice w Köthen Anhalt. Dołączy do „Strzelca".

W 1911 roku Michał Tokarzewski przyjechał do Lwowa z myślą o zapisaniu się na wydział prawa. Skierował jednak kroki także do siedziby Związku Strzeleckiego. Jak pisze Daniel Bargiełowski, biograf przyszłego generała, przyjął z ochotą sugestię, by przed podjęciem studiów odbył jednoroczną służbę wojskową, ponieważ organizacja potrzebuje wykształconych oficerów.

Dwa lata później doktor medycyny Bolesław Wieniawa-Długoszowski, bywalec paryskich kawiarni, na czele z La Closerie des Lilas, miejscu spotkań artystów i intelektualistów, zaczął brać udział w ćwiczeniach koła Związku Strzeleckiego. Jest obecny na odczycie Piłsudskiego o polskim ruchu strzeleckim. Kilka dni później Długoszowski pisał do brata; „Mój drogi – od kilku dni czuję, że jestem naprawdę żołnierzem".

3 sierpnia 1914 roku Piłsudski wybrał z przybyłych do Oleandrów strzelców i drużyniaków żołnierzy 1 Kompanię Kadrową. Najlepszych z najlepszych spośród około 14 tysięcy przeszkolonych wojskowo, w tym na kursach oficerskich ZWC. Większość żołnierzy Kompanii Kadrowej była studentami lub absolwentami wyższych uczelni. Ale jak zwraca uwagę Jacek Majchrowski, autor monografii tego oddziału, była to w dużej mierze inteligencja z pierwszego pokolenia.

Kadrówka, a potem szczególnie I Brygada Legionów, miała nieproporcjonalnie dużo żołnierzy inteligentów. Legionowym szlakiem przeszli znani później twórcy, jak Juliusz Kaden-Bandrowski, Wilam Horzyca, na liście strat są polegli i zmarli rzeźbiarz Włodzimierz Konieczny i pisarz Jerzy Żuławski.

Janusz i Marek Ciskowie w książce „Do Niepodległej" piszą, że historycy i pamiętnikarze przyzwyczaili nas do elitaryzmu społecznego Legionów. Tymczasem wśród ochotników do Legionów, zgłaszających się zaraz po ich powstaniu, było ogromnie dużo rzemieślników, robotników i chłopów.

Zimny prysznic

6 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów wyrusza Kompania Kadrowa, obala rosyjskie słupy graniczne i wkracza do Królestwa. Strzelcy są przyjmowani z rezerwą, strachem, niechęcią, wrogością nawet. Patrzono na nich jak na zwiastunów wojny, której nikt nie pragnął, niebezpiecznych „socjałów". Bano się powrotu Rosjan, pamiętano o represjach popowstaniowych i tych po rebelii 1905–1907 roku. Antyniemieckie nastroje, nad którymi pracowała endecja, trafiały rykoszetem w strzelców.

Mieszkańcy Skały w  milczeniu przyglądali się obojętnie strzelcom jak jakimś szaleńcom. Tak to odebrał Roman Starzyński. Nikt nie podał szklanki wody ani kromki chleba „To Rosja zaludniona szczepem mówiącym po polsku, ale czującym po rosyjsku". Niesprawiedliwe słowa! Gorycz została wylana w „Marszu Pierwszej Brygady":

Nie chcemy od was dziś uznania waszych mów, ni waszych łez. Skończyły  się dni kołatania do waszych serc, do waszych kies.

Gorycz niezrozumienia, poczucie osamotnienia w walce o niepodległość zaowocowały w II Rzeczypospolitej elitarystyczną, niezrealizowaną jednak koncepcją Walerego Sławka stworzenia Legionu Zasłużonych i artykułem 7 konstytucji kwietniowej: „Wartością wysiłku i zasług obywateli na rzecz dobra wspólnego mierzone będą jego uprawnienia do wpływania na sprawy publiczne".

Nie wszędzie było jednak tak jak w Skale. Starzyński pisał o jakże innym przyjęciu w Iwanowicach. Wznoszono okrzyki „Niech żyją strzelcy", kapela wiejska grała „Mazurka Dąbrowskiego". Podobnie było w Jędrzejowie. „Rzucimy iskrę, a może natrafimy na materiały palne"– mówił do strzelców na chwilę przed wymarszem z Oleandrów.

Leszek Moczulski zatytułował swoją książkę „Przerwane polskie powstanie 1914". Dowodził, że nastroje w Królestwie zaczęły być coraz mniej niechętne strzelcom, coraz bardziej życzliwe. Pisał o tworzącej się „Rzeczypospolitej kieleckiej", organizowaniu polskiej administracji, życia publicznego, zaplecza dla oddziałów strzeleckich, ochotnikach wstępujących do nich.

Piłsudski przyznawał w przemówieniu na zjeździe legionistów w Kaliszu w 1927 r., że strzelcy, a potem legioniści coraz mniej byli obcy dla swoich. „Szło to jednak okropnie powoli, szło tak powoli, że ręczę, iż niejeden z was w noce ciche i łzy przelewał swoje, i gorzkniał, i gniewał się, i scyniczniał zbyt szybko z powodu tego braku odczucia ojczyzny".

Na całkowitą zmianę nastrojów zabrakło jednak czasu, którym zarządzali Austriacy. Korzyści militarne z akcji strzelców były niewielkie, zaczynała zaś stwarzać kłopoty. Piłsudski ogłosił przecież, że podlega – nieistniejącemu zresztą – Rządowi Narodowemu, a jego ludzie zaczęli tworzyć komisariaty wojskowe – polską administrację.

Po tygodniu od wymarszu kadrówki, Piłsudski został postawiony pod ścianą. Albo rozwiąże swoje oddziały, albo zgodzi się na włączenie do oddziałów pospolitego ruszenia.

Konstanty Srokowski, poseł do sejmu galicyjskiego, pisał już po wielkiej wojnie o wystąpieniu strzelców:  „Rozpatrywane jako akt rozumu politycznego musiało okazać się szaleństwem, jako plan militarny – marzeniem, jako konstrukcja polityczna – fikcją, wreszcie jako wyraz rzeczywistych sił – w najlepszym razie  mimowolnym złudzeniem".

Konstatował jednak, że kilka tysięcy polskiej młodzieży znajdowało się już pod bronią, więc nie było sensu potępiać inicjatywy Piłsudskiego. Należało ją obrócić na pożytek sprawy narodowej.

Gdy Piłsudski gryzł się, co robić, z Wiednia wracał po rozmowach w ministerialnych gabinetach dr Juliusz Leo, prezydent Krakowa i przewodniczący Koła Polskiego w parlamencie austriackim. Srokowskiego uderzyło, że zimny i sztywny zwykle Leo mówił z zapałem i entuzjazmem o wiedeńskich rozmowach, prowadzonych wraz z ministrem skarbu Leonem Bilińskim. Wyłoniła się z nich zgoda Wiednia na polskie ochotnicze oddziały w ramach armii austro-węgierskiej.

W Krakowie 16 sierpnia Koło Polskie wydaje odezwę zapowiadającą stworzenie Legionów, które mają dokonać czynu będącego „warunkiem i zadatkiem lepszej doli dla narodu polskiego".  Miało ją dać połączenie Galicji i Królestwa i stworzenie Królestwa Polskiego pod berłem cesarza austriackiego jako trzeciego członu monarchii Habsburgów.

W herbie Galicji znajdowała się kawka. Leszek Moczulski z drwiną pisał o politykach galicyjskich: „Kawki podskakują przy ziemi. Gdzie im do wielkich koncepcji, głębokich myśli. Polityczni krótkowidze, czepiając się trwałości swego świata, chwytają tylko pojedyncze rozrzucone ziarna". Łatwo z perspektywy już choćby listopada 1918 r. było mówić  o ograniczonych horyzontach i braku śmielszej wizji polityków galicyjskich.

To oni jednak uratowali Piłsudskiego i strzelców przed niebytem, choć ratować wcale nie chcieli. Wykorzystali wymarsz dla stworzenia Legionów. Czy powstałyby, gdyby nie wymarsz z Oleandrów? Rzecz to wątpliwa.

Nazwisko Piłsudskiego tak zrosło się z Legionami, że w powszechnej opinii jest ich twórcą lub dowódcą albo jednym i drugim. Na nic chyba sprostowania. Niech jednak w setną rocznicę powstania Legionów, choć na chwilę wyłonią się z cienia ci, którzy doprowadzili do ich powstania: Leo, Jaworski, Biliński.

16 sierpnia powstał Krakowie Naczelny Komitet Narodowy, który miał się stać organizatorem i patronem Legionów. Szefem Departamentu Wojskowego został Władysław Sikorski. Piłsudski w tydzień zgłosił akces  swoich oddziałów do Legionów. Informując o tym strzelców, stwierdzał w rozkazie: „Obecnie naród budzić się zaczyna, nie chce nas zostawić samotnymi, tak jak byliśmy dotychczas".

Trzy dni później Stanisław Witkiewicz pisał z Lovrany do siostry:

„Cokolwiek będzie na początku tej potwornej wojny, my już zwyciężyliśmy, zwyciężyliśmy nasz strach poniżający – znowu jesteśmy narodem. Strzelcy – to Legiony naszych czasów i tę samą rolę odegrają w historii naszej".

Brak ofiarności dla strzelców, na którą narzekał Piłsudski, zamienia się w hojność społeczeństwa galicyjskiego dla Legionów. Jak pisał Konstanty Srokowski, dowody wpłat w księgach NKN odzwierciedlały stan moralny społeczeństwa. „Im wyżej w górę po drabinie społeczno-majątkowej, tem składki stają się rzadsze, ale bynajmniej nie o tyle hojniejsze". Ofiarodawcami byli głównie niezamożna inteligencja, drobnomieszczaństwo, robotnicy, służący i „szerokie sfery ludowe".

Stojący na czele NKN Władysław Leopold Jaworski z niewielkiego dystansu, bo po roku od wymarszu z Oleandrów, emocjonalnie pisał w  „Kalendarzu Legionisty", przypominając dzień 6 sierpnia: „Wiecie, jaki to miało skutek. W ciągu dziesięciu dni społeczeństwo dojrzało. Garstkę tę uznało za swoją ideę, która skłoniła Piłsudskiego do historycznego przedsięwzięcia (...) Piłsudski ma tę zasługę, że był zdolnym do powzięcia decyzji i że ją powziął. Piłsudski ma to szczęście, że pociągnął za sobą społeczeństwo. Czy potrzebuję wam przypominać, co się potem działo? Czy nie umiecie na pamięć wszystkich bitew, w których okryli się sławą legioniści w Królestwie Polskiem, w Galicyi, w Karpatach, w Bukowinie, w  Besarabii?".

Piłsudski w rozkazie na pierwszą rocznicę wojny stwierdzał: „Nie chciałem dopuścić, by na szalach losów, ważących się nad naszymi głowami, na szalach, na które miecze rzucono, zabrakło szabli polskiej".

Wydawać by się mogło: naiwność i szaleństwo. Bo czymże była garstka szabel i bagnetów strzelców, a potem legionistów, wobec milionowych armii państw zaborczych. Niemal nic nie ważyła. Do czasu jednak. Dramatyczna i krwawa bitwa pod Kostiuchnówką w lipcu 1916 roku, twardy opór stawiony przeważającym siłom Rosjan, zwróciły uwagę niemieckiego naczelnego dowództwa, dotąd dość pogardliwie wyrażającego się o wartości bojowej i morale austro-węgierskiego sojusznika. Generał Ludendorff stwierdził: „Polak to dobry żołnierz".

W 1944 roku Churchill odezwał się brutalnie do Mikołajczyka „Może pan sobie zabrać swoje dywizje". Podczas I wojny  światowej sytuacja była – szczęśliwie dla sprawy polskiej – inna. Państwa centralne wyczerpywały swoje rezerwy ludzkie. Potrzebowały polskiego żołnierza. Musiały jednak pójść w tym celu na koncesje polityczne, o które na próżno dobijał się Piłsudski. Gdyby Polacy w Legionach bili się tak jak Czesi, jest wątpliwie, czy Berlin i Wiedeń zdecydowałyby się na utworzenie 5 listopada 1916 roku Królestwa Polskiego. Niesamodzielnego, okupowanego, ale budującego przecież zręby państwa polskiego. Był to duży krok – do dziś niedoceniany – na drodze do niepodległości.

Ponowny egzamin

Trzy dni przed wymarszem z Oleandrów Piłsudski wydał  Władysławowi Belinie-Prażmowskiemu  rozkaz przeprowadzenia patrolu na terenie zaboru rosyjskiego. Wśród wybranych przez Belinę znalazł się Stanisław Skotnicki. Sosnkowski, szef sztabu ZWC i zastępca Piłsudskiego, na jego nazwisko zareagował: „Co, ten laluś? Nie będzie miał ochoty iść na pewną śmierć i odmówi".  Skotnicki  „wbrew przewidywaniom szefa strzepnął tylko palcami i ze swą zwykłą werwą powiedział: psiakrew, idę" Zginie w 1939 roku nad Bzurą. Pokolenie, do którego należał, musiało po ćwierć wieku ponownie – jak śpiewano w I Brygadzie – rzucić na stos swój życia los. Musiało ponownie zdawać egzamin, teraz ze swoimi synami:  Janem Bytnarem i Krzysztofem Kamilem Baczyńskim, Stanisławem Januszem Sosabowskim, Zbigniewem Okulickim.

Piłsudski nie był pierwszym, który po klęsce powstania styczniowego podjął sprawę walki zbrojnej o niepodległość. Ale, jak pisał Władysław Studnicki, jeden z tych, którzy ją głosili: „Od rzucenia i nawet spopularyzowania idei polskiego bojowego pogotowia przygotowania do realizacji tegoż pogotowia leży olbrzymia przestrzeń przepełniona wielkimi trudnościami. Kto tę przestrzeń opanuje, trudności przezwycięży, ten będzie twórcą polskiego militaryzmu". Studnicki uważał, że poza Piłsudskim nie ma nikogo innego, kto mógłby tej rzeczy dokonać.

Pod koniec 1907 r., kiedy dogorywała nad Wisłą rebelia przeciw Rosji, Piłsudski pisał do Witolda Jodki-Narkiewicza, jednego z najbliższych współpracowników w PPS-Frakcji Rewolucyjnej, że pracuje nad „agitacją militarną", czyli bojowym przygotowaniem się do rewolucji. A tak naprawdę – do powstania. Nie miała być to bowiem powtórka  lat 1905-1907: wieców, rezolucji, strajków, demonstracji, ulicznych strzelanin, zamachów na carskich żandarmów i policjantów.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą