Dżin uwolniony

Dżihadyści pozbawieni poczucia przynależności państwowej i narodowej pojawiają się wszędzie, gdzie jakiś samozwańczy emir, kalif czy prorok ogłosi świętą wojnę. To tacy bojownicy stanowią jedną trzecią oddziałów Państwa Islamskiego.

Publikacja: 29.08.2014 21:30

Kalif Ibrahim przemawia w meczecie we właśnie wziętym Mosulu, czerwiec 2014 r.

Kalif Ibrahim przemawia w meczecie we właśnie wziętym Mosulu, czerwiec 2014 r.

Foto: AFP

Red

Zastępy dżihadystów opanowały 10 czerwca Mosul, drugie co do wielkości miasto w Iraku, a następnie błyskawicznym zagonem podeszły pod Bagdad, zajmując większość miast położonych w północnej części dolin Tygrysu i Eufratu. Na opanowanym terenie fanatyczni bojownicy proklamowali powstanie Państwa Islamskiego, którego wódz – występujący uprzednio pod pseudonimem Abu Bakr al-Bagdadi – przybrał na tę okazję tytuł Amir al-Mu'minin Caliph Ibrahim (Wódz Wiernych Kalif Abraham). Zgodnie ze skrajnie fundamentalistycznym ujęciem islamu sunnickiego (salafizm) ekstremiści zaczęli systematycznie niszczyć reprezentacje wszystkich innych religii.

W Mosulu wysadzono w powietrze szyickie świątynie Nabi Junis (uchodzącą za grób proroka Jonasza) oraz Nabi Szyit (sanktuarium proroka Seta), zdemolowano wszystkie kościoły chrześcijańskie, spalono znalezione w nich stare manuskrypty i zniszczono krzyże. 60-tysięcznej społeczności chrześcijańskiej dano alternatywę – albo natychmiastowe przejście na islam, albo opuszczenie miasta. W nocy z 6 na 7 sierpnia islamiści zajęli zamieszkane głównie przez chrześcijan 100-tysięczne miasto Karakusz, powodując masową ucieczkę jego mieszkańców.

Najgorszy los spotkał jednak jazydów. Ponieważ muzułmańscy fanatycy uważają ich za czcicieli diabła, za cel postawili sobie ich całkowitą eksterminację. Kiedy więc wkroczyli do miasta Sindżar stanowiącego główny ośrodek wspólnoty religijnej jazydów, wymordowali kilkuset mężczyzn i uwięzili znaczną liczbę kobiet. Tysiące salwowały się ucieczką, pozostawiając cały swój dobytek.

Skąd ta orgia zniszczeń?

Historia, która dzieje się dziś na Bliskim Wschodzie, do złudzenia przypomina opowiastkę z „Baśni 1001 nocy". Nierozważny uczeń czarnoksiężnika wypuszcza z butelki uwięzionego w niej dżina, a ten zły duch zaczyna siać wkoło przestrach i zniszczenie. Gdy Zachód gorączkowo szuka sposobów powstrzymania wydanej mu przez islamskich fanatyków świętej wojny, warto pamiętać, że do jej wywołania walnie przyczyniły się nierozważne działania i zaniechania Stanów Zjednoczonych oraz Europy Zachodniej.

Babilon, Mezopotamia, Niniwa czy Lewant to nie tylko punkty na mapie, ale też nazwy-symbole obecne w podręcznikach historii starożytnej, w Biblii, a nawet w popkulturze. Z obszaru dorzecza Tygrysu i Eufratu Europa zaczerpnęła koncepcje organizacji państwowej, pisma i kodeksu praw. Na tym stosunkowo niewielkim spłachetku naszego globu od niepamiętnych czasów krzyżowały się szlaki wędrówek ludów. Niektóre łupiły go na swej drodze, inne osiedlały się tam, podbijając poprzednich osiedleńców i mieszając się z nimi. Dlatego znaleźć tam można było niezwykłą mieszankę ludów, kultur i religii: Asyryjczyków, Chaldejczyków, zaratusztrian, jazydów, bahaitów czy ismaelitów obok Żydów, chrześcijan oraz dominujących liczebnie Arabów należących do dwóch największych odłamów islamu – sunnizmu i szyizmu.

Tak było przez tysiące lat. Ostatnie dwa miesiące zmieniły to bezpowrotnie. Szukając wyjaśnienia tej nagłej orgii zniszczeń wywracającej ustalony od wieków porządek, należy przede wszystkim wskazać dwa fakty historyczne. Jednym z nich była inwazja na Irak wiosną 2003 roku i zniszczenie przez Amerykanów oraz ich koalicjantów reżimu Saddama Husajna. Sponsorowane przez USA reżimy postsaddamowskie niemal całkowicie odsunęły od władzy sunnitów, którzy rządzili Irakiem przez dziesiątki – a uwzględniając władców otomańskich, przez setki – lat. Poczucie ucisku i upokorzenia, jakie wywołało to wśród irackich sunnitów, stało się zarzewiem partyzantki, której współtwórcą był Abu Musab al-Zarkawi. Stworzona przez niego siatka terrorystyczna zwana popularnie Al-Kaidą w Iraku przeżyła śmierć swego założyciela oraz jego kolejnych czterech następców i po kilkukrotnej zmianie nazwy i struktury stworzyła w październiku 2006 roku Państwo Islamskie w Iraku.

W marcu 2011 roku wybuchło w Syrii powstanie przeciwko reżimowi Baszara Asada i kierowanej przez niego partii Baas (tej samej, której irackim odłamem kierował Saddam Husajn). Amerykanie udzielili powstańcom poparcia moralnego, a dystrybucję relatywnie skromnej pomocy materialnej pozostawiono graniczącej z państwem syryjskim Turcji. Pozostawienie tej pomocy w rękach kraju rządzonego przez islamistyczną partię AKP musiało się skończyć tym, że przekazywane pieniądze i broń trafiły przede wszystkim do ideowych pobratymców władz tureckich.

Do rebelianckich oddziałów zaczęły napływać setki islamistycznych ochotników, weteranów wojen w Bośni, Afganistanie i na Kaukazie. To plus pomoc w ludziach i sprzęcie ze strony irackich sojuszników spowodowało, że po dwuletnich walkach islamiści syryjscy zdobyli wśród rebeliantów dominującą pozycję. Przypieczętowało ją w kwietniu 2013 roku zjednoczenie, w którego rezultacie powołano Państwo Islamskie w Iraku i Syrii.

W styczniu 2014 przejęło ono pełną kontrolę nad syryjskim miastem Rakka i uczyniło je swą stolicą. Zignorowało przy okazji edykt Ajmana al-Zawahriego, szefa Al-Kaidy, nakazujący rozwiązanie Państwa Islamskiego i podporządkowanie go Frontowi al-Nusry.

Tymczasem stało się odwrotnie. Związane z tym ostatnim, liczące około tysiąca bojowców oddziały czeczeńskie przeszły niemal wszystkie pod komendę Państwa Islamskiego. Co istotniejsze, na stronę islamistów przeszli też iraccy żołnierze sunnici. Wyekwipowana i wyszkolona przez USA kosztem miliardów dolarów armia iracka rozleciała się jak domek z kart. Znaczna część jej sprzętu dostała się w ręce islamistów.

Bogate państwo

Państwo Islamskie dysponuje blisko 2 miliardami dolarów. Składają się na to dochody z ropy naftowej, podatki, haracze nakładane na „niewiernych" i okupy za ich uwalnianie oraz finansowanie przez „czynniki zewnętrzne". Te ostatnie to – jak twierdzą eksperci – darowizny, ponoć od osób prywatnych, głównie z Arabii Saudyjskiej i Kataru, ale też, choć w dużo skromniejszych rozmiarach, z krajów zachodnich. Amerykańskie służby wywiadowcze są świadome finansowania międzynarodowego islamizmu przez indywidualnych, superbogatych Saudyjczyków. Problem polega na tym, że na szczeblu państwowym Katar i Arabia Saudyjska to główni sojusznicy USA w geostrategicznej grze przeciwko Iranowi i opłacanymi przez Teheran organizacjami antyizraelskimi jak libański Hezbollah czy Hamas w Strefie Gazy.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednym istotnym źródle pieniędzy islamistów. Jest nim rabowanie pamiątek starożytności, będących – w ich oczach – obiektami pogańskich kultów. Przedmioty te chętnie odkupują od nich pozbawieni skrupułów zachodni kolekcjonerzy.

Zasoby finansowe i ewidentna pomoc znakomicie wykształconych (z pewnością na Zachodzie) specjalistów od reklamy tłumaczą też skuteczność materiałów propagandowych Państwa Islamskiego. Bez trudu znaleźć je można na YouTube, Facebooku czy Twitterze. Warto polecić choćby filmik „The End of Sykes-Picot", na którym młody, brodaty bojowiec nienaganną angielszczyzną, co prawda przetykaną co chwila inwokacją „Allah Akbar", oprowadza po tym, co do niedawna stanowiło granicę iracko-syryjską.

„Zwycięstwo krzyża nad półksiężycem"

Hasło „koniec linii Sykes-Picot" odwołuje się do drugiego faktu historycznego, leżącego u podstaw wszystkich obecnych wstrząsów na Bliskim Wschodzie. W czasie pierwszej wojny światowej państwa ententy, głównie Wielka Brytania, podjęły w tym rejonie działania dywersyjno-wywiadowcze, zmierzające do rozbicia Państwa Osmańskiego, członka Trójprzymierza Państw Centralnych. Zainspirowano powstanie bliskowschodnich plemion arabskich pod wodzą Amira Faisala al-Husajna. W październiku 1918 roku połączone siły arabsko-brytyjskie wyparły z tego obszaru wojska i władze otomańskie, a Faisal al-Husajn został koronowany na króla Wielkiej Syrii.

Już w 1916 roku w tajemnicy przed Arabami francuski dyplomata Francois Georges-Picot i jego brytyjski odpowiednik Mark Sykes podpisali w imieniu swych rządów tajne porozumienie dzielące Bliski Wschód na strefy wpływów. Obszar dzisiejszych Syrii i Libanu przypadł Francji, a Iraku, Jordanii i Palestyny – Brytyjczykom. Latem 1920 roku Francuzi „przyszli po swoje", niewiele przejmując się tym, że na „ich" terenie istniało już niepodległe państwo arabskie. Wojska Faisala al-Husajna poniosły klęskę w bitwie pod Maysalun, a on sam salwował się ucieczką do Bagdadu. Przegraną Arabów francuski głównodowodzący gen. Henri Gouraud ogłosił jako „zwycięstwo krzyża nad półksiężycem".  W zbiorowej świadomości arabskiej wydarzenia te zapisały się jako historyczne upokorzenie ze strony chrześcijańskiej Europy.

Arabska eksplozja demograficzna

Kilka lat później powstało Bractwo Muzułmańskie, organizacja stawiająca sobie za cel unifikację „islamskich państw i krajów, głównie arabskich, i wyzwolenie ich spod cudzoziemskiego imperializmu" oraz wprowadzenie islamskiego prawa szarijatu „jako podstawy sprawowania kontroli nad urządzeniem państwa i społeczeństwa".

Bractwo powołał do życia w marcu 1928 roku w egipskiej Ismailii nauczyciel i działacz społeczny Hassan al-Banna wraz z sześcioma pracownikami Kompanii Kanału Sueskiego. Kompania pomogła zbudować Al-Bannie meczet, który stał się główną kwaterą Bractwa. Jak widać, nie przeszkodziło w tym hasło Bractwa: „Allah jest naszym celem, Koran konstytucją, Prorok naszym przywódcą, święta wojna naszą metodą, śmierć za Allaha naszym życzeniem".

W tym miejscu warto wskazać, że motyw świadomej bądź przypadkowej pomocy materialnej ze strony zachodnich rządów, firm i indywidualnych osób przewija się przez całą historię islamizmu.

Idee al-Banny trafiły w Egipcie na wyjątkowo podatny grunt. W 1936 roku Bractwo Muzułmańskie liczyło 800 członków, dwa lata później – 200 tysięcy. Jego rozwojowi nie przeszkodziła nawet wojna, bo w 1948 roku miało ono już pół miliona członków zrzeszonych w 2 tys. oddziałów. W tym samym roku doszło do pierwszego aresztowania przywództwa Bractwa w odpowiedzi na rozpętaną przez nie kampanię terroru, podkładanie bomb i skrytobójcze morderstwa, między innymi premiera Egiptu.

W lipcu 1952 roku posłuszny Brytyjczykom król Egiptu Faruk zostaje obalony przez Ruch Wolnych Oficerów, na którego czele staje Gamal Abdel Naser. Staje się to wzorem do całej serii nacjonalistycznych puczów militarnych w innych krajach arabskich, Iraku, Syrii, Jemenie i Sudanie. W żadnym z nich nie udaje się wojskowym rozwiązać palących problemów ekonomicznych. W dodatku państwa arabskie przegrywają trzy kolejne wojny z państwem Izrael, które powstało w części dawnej Palestyny. Z pomocą spieszą Związek Sowiecki i jego kraje satelickie, oferując nie tylko szerokie programy rozwojowe, ale i swój model „gospodarki planowej" i „demokracji socjalistycznej". Okres „arabskiego socjalizmu", którego sztandarowymi reprezentantami były partie Baas (w Syrii i Iraku) oraz algierski FLN (Front Wyzwolenia Narodowego), tylko pogłębił błędy ekonomiczne popełnione przez umundurowanych nacjonalistów.

Począwszy od lat 60., przyrost ludności w krajach arabskich zaczyna nabierać charakteru eksplozji demograficznej. Co prawda rozwijane jest szkolnictwo, ale przy zastoju gospodarczym i braku nowych miejsc pracy po 20 latach wyrośnie całe pokolenie niemające żadnych – mimo zdobytego wykształcenia – perspektyw lepszego życia. Świadomość fiaska projektu nacjonalistycznego i arabskiego socjalizmu zmotywuje wielu do poszukiwania alternatyw. Spora część znajdzie ją w islamskim fundamentalizmie.

Mieszanka wybuchowa

W przeciwieństwie do islamu będącego religią islamski fundamentalizm stanowi świecką ideologię głoszącą konieczność podporządkowania zarówno życia osobistego, jak i społecznego oraz politycznego wskazówkom islamu. Na kształt tej ideologii decydujący wpływ miała publicystyka Saida Kutba. Ten stracony w 1966 roku za udział w przygotowywaniu zamachu na prezydenta Egiptu Gamala Nasera pisarz, poeta i nauczyciel był prominentnym działaczem Bractwa Muzułmańskiego, gdzie pełnił przez kilka lat funkcję szefa propagandy. Pozostawił on po sobie dwie kluczowe książki, „Kamienie milowe" oraz  30-tomowe dzieło „W cieniu Koranu", ale szczególnie interesujący jest jego tekst „Ameryka, jaką zobaczyłem".

Ten opublikowany w 1950 roku esej napisany po powrocie z dwuletniego stypendium naukowego w Stanach Zjednoczonych stanowi totalne potępienie amerykańskiego społeczeństwa i jego stylu życia. Kutb oskarża Amerykanów o to, że są wulgarni i prymitywni, ich religijność – płytka, a kobiety opętane seksem. Sformułowania Kutba znajdziemy niemal dosłownie powtórzone w „edyktach" Osamy bin Ladena czy jego zastępcy i następcy Ajmana al-Zawahriego, a nawet w pismach i przemowach ajatollaha Chomeiniego. Znajdziemy w nich też charakterystyczny dla twórczości Kutba antysemityzm i skrajny, wręcz patologiczny mizoginizm.

Po nieudanym zamachu na Nasera Bractwo Muzułmańskie zostaje poddane represjom. Był wśród nich zakaz działalności. Większość przywódców Bractwa opuściła więc Egipt. Znacznej części uciekinierów gościny udzieliła Arabia Saudyjska, będąca ówcześnie w otwartym konflikcie z Egiptem. Tu młodzi, radykalni intelektualiści egipscy zetknęli się z wahhabizmem, ultrakonserwatywną odmianą islamu, będącą religią państwową Arabii Saudyjskiej. Z tego powstała wybuchowa, w dosłownym tego słowa znaczeniu, mieszanka.

Wahhabizm uchodzi szczególnie wśród jego wyznawców za islam w swej najczystszej, czyli fundamentalnej, postaci, wywodzącej się wprost z nauk samego Mahometa, „niezanieczyszczonej" późniejszymi interpretacjami.

Wahhabitów często utożsamia się z salafitami, choć ten drugi termin ma dużo szerszy zakres, odnosi się bowiem do wszystkich fundamentalistycznych nurtów islamu odwołujących się do początków tej religii (od słowa „salaf", czyli „przodkowie"). Salafizm to dziś najbardziej ekspansywny, najszybciej powiększający swe szeregi nurt islamu. Jako salafickie określają się wszystkie organizacje posługujące się metodami terrorystycznymi, od Al-Kaidy i Talibanu do Państwa Islamskiego.

Armia do wynajęcia

W popularyzacji wahhabizmu znaczną rolę odegrała polityka Stanów Zjednoczonych.  Rzucając w latach 80. wyzwanie sowieckiemu ekspansjonizmowi, Amerykanie postanowili wesprzeć antykomunistyczną partyzantkę mudżahedinów w Afganistanie. Aby nie wejść w bezpośrednią kolizję z ZSRR, pomoc dla mudżahedinów zaczęto kierować poprzez państwa trzecie – Arabię Saudyjską i Pakistan. Stając się dostarczycielami sprzętu i finansów, Saudyjczycy zaczęli też finansować nauczanie – w duchu wahhabizmu – w położonych na pogranicznych terenach Pakistanu medresach, szkołach religijnych uczących dzieci tysięcy uciekinierów z Afganistanu. Z czasem też zaczęli przybywać tam z Arabii  Saudyjskiej, Egiptu i innych krajów muzułmańskich młodzi ochotnicy, motywowani ideą świętej wojny, dżihadu, z „niewiernymi", tworząc „Bazę" (po arabsku „Al-Kaida").

Dodatkowym efektem mnożących się konfliktów w państwach muzułmańskich stało się pojawienie się tysięcy islamskich bojowników wyszkolonych i zaprawionych w walkach, pod sztandarem Proroka w niejednym już kraju. Ci dawno już pozbawieni poczucia przynależności państwowej, więzów narodowościowych i kulturowych dżihadyści tworzą „armię do wynajęcia" pojawiającą się wszędzie tam, gdzie jakiś samozwańczy emir, kalif czy prorok ogłosi świętą wojnę. Wiadomo, że stanowią oni blisko jedną trzecią oddziałów Państwa Islamskiego.

O kondotierskim, a nie religijnym, charakterze motywacji „dżihadystów do wynajęcia" świadczy też ich kult silniejszego, choć pewnie oni sami racjonalizują to jako wybór bardziej skutecznego, przywódcy. W początkach sierpnia poddanie pod rozkazy „kalifa Abrahama" zgłosił oddział Al-Kaidy w Jemenie. Kilka dni później libijska organizacja islamistyczna Ansar al-Szaria ogłosiła powstanie Islamskiego Emiratu ze stolicą w Bengazi. Niewykluczone, że historia dopisze ironiczne zakończenie Al-Kaidy, gdy okaże się, że zdemontowały ją nie działania zachodnich wojsk i służb wywiadowczych, ale dezercje jej członków do islamistycznej konkurencji.

Znana jest teza o „zderzeniu cywilizacji" i zagrożeniu zachodniego świata islamem, co poszczególne akty terroru mogą uprawdopodobniać. Pozostaje jednak faktem, że na razie wszystkie wojny islamiści toczą głównie ze swymi współwyznawcami. Dotychczasowa historia islamskiego dżihadyzmu sugeruje, że rozprawią się z nim w końcu sami Arabowie, pod warunkiem wszakże, że Zachód im w tym nie przeszkodzi.

Autor jest publicystą, afrykanistą i dyplomatą, w latach 70. był również dziennikarzem muzycznym. Zaangażowany w działalność opozycji demokratycznej w Polsce, w latach 1982–1989 przebywał na emigracji w Londynie, gdzie współtworzył struktury zagraniczne „Solidarności", był też działaczem antykomunistycznego skrzydła PPS. W latach 2002–2010 prowadził zajęcia ze studiów kulturowych i afrykanistyki w Collegium Civitas w Warszawie.

Zastępy dżihadystów opanowały 10 czerwca Mosul, drugie co do wielkości miasto w Iraku, a następnie błyskawicznym zagonem podeszły pod Bagdad, zajmując większość miast położonych w północnej części dolin Tygrysu i Eufratu. Na opanowanym terenie fanatyczni bojownicy proklamowali powstanie Państwa Islamskiego, którego wódz – występujący uprzednio pod pseudonimem Abu Bakr al-Bagdadi – przybrał na tę okazję tytuł Amir al-Mu'minin Caliph Ibrahim (Wódz Wiernych Kalif Abraham). Zgodnie ze skrajnie fundamentalistycznym ujęciem islamu sunnickiego (salafizm) ekstremiści zaczęli systematycznie niszczyć reprezentacje wszystkich innych religii.

W Mosulu wysadzono w powietrze szyickie świątynie Nabi Junis (uchodzącą za grób proroka Jonasza) oraz Nabi Szyit (sanktuarium proroka Seta), zdemolowano wszystkie kościoły chrześcijańskie, spalono znalezione w nich stare manuskrypty i zniszczono krzyże. 60-tysięcznej społeczności chrześcijańskiej dano alternatywę – albo natychmiastowe przejście na islam, albo opuszczenie miasta. W nocy z 6 na 7 sierpnia islamiści zajęli zamieszkane głównie przez chrześcijan 100-tysięczne miasto Karakusz, powodując masową ucieczkę jego mieszkańców.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy