Ambasador polski w Londynie Edward Raczyński wspominał, jak niedługo po pierwszej wojnie światowej Józef Piłsudski wysyłał Józefa Becka w pewnej misji do Francji.
– Komendancie, ja przecież sprawy tej wcale nie znam! – tłumaczył się Beck.
– Dlatego właśnie ciebie wybrałem.
Raczyński komentował, że paradoksalnie świadczyło to na korzyść Becka – przynajmniej wiedział, że nie wie. Krytycy Becka chcieliby rozciągnąć jego ignorancję na drugą połowę lat 30., choć prowadząc swoje publicystyczne boje okiem nieuzbrojonym w źródła, zapewne nawet tej anegdoty nie znają. Tymczasem nie zdają sobie sprawy, że minister spraw zagranicznych w istocie konsekwentnie kroczył drogą utorowaną przez Marszałka, który chciał – jak pisał Michał Łubieński, dyrektor gabinetu MSZ – aby „niepodległość była równocześnie całkowitą niezależnością".
Honor nie był pretekstem
Adam Jerzy Czartoryski nie miał wątpliwości, że pojęcie honoru jest czymś wymiernym w polityce zagranicznej i jeżeli państwo „nie reaguje choćby na najmniejsze urazy, upada we własnym mniemaniu i w oczach drugich, i traci połowę swoich rzeczywistych sił, tracąc dobrą opinię".
Internowany w Rumunii Beck odsłaniał przed Władysławem Pobóg-Malinowskim kulisy przygotowywania swojego słynnego przemówienia z 5 maja 1939 roku: „myślałem o Komendancie, który nieraz powtarzał: »gdy człowiek ma przed sobą kilka dróg, gdy męczy się i waha, i nie wie, którą wybrać – niech wybiera drogę honoru, ta zawsze będzie właściwsza«". A kroczenie tą drogą było dla Piłsudskiego świętością. Polemizując w „Poprawkach historycznych" z Ignacym Daszyńskim, podkreślał, że nie zwykł nigdy łamać słowa honoru. Zresztą była to wartość silnie zakorzeniona wśród elit politycznych Drugiej Rzeczypospolitej – niezależnie od zabarwienia politycznego. Beck wiedział, co mówi, i wiedział, do kogo mówi. Ale nie była to jedyna inspiracja.
Niektórzy publicyści, czyniąc podjazdy pod polską politykę zagraniczną lat 30., posługują się kontrapunktem brytyjskim. Na tle pragmatycznej, cynicznej i zorientowanej na własny interes polityki Zjednoczonego Królestwa Polska miała powodować się abstrakcyjnymi, romantycznymi pobudkami, w których tyle było realizmu, ile trucizny w zapałce. Jednak jeden z wyrazicieli polityki „zdradzieckiego Albionu", David Lloyd George, w czasie drugiego kryzysu marokańskiego mówił, że jeśli koszt zachowania pokoju dla Wielkiej Brytanii stanowiłoby utracenie jej zdobytej przez lata pozycji, „to mówię to z całym naciskiem – pokój za taką cenę byłby upokorzeniem dla tak wielkiego kraju jak nasz".
Posłowie polscy usłyszeli 5 maja 1939 roku z mównicy sejmowej: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor". Sapienti sat.