Znaleźć się w barokowym pałacu Radziwiłłów z wspaniałym parkiem, sadem, rosarium, to przenieść się w inną rzeczywistość. Doznać iluzji, że jest się gościem prywatnym, który przyjechał w odwiedziny do gospodarzy z sąsiedniego dworu. Nie do hotelu z lobby, muzyczką z taśmy i recepcjonistką „w czym mogę pomóc".
Parkowa cisza, towar bezcenny w czasach, w których nie ma już przestrzeni publicznej bez łomotu. Samochodów nie słychać ani nie widać, bo od drogi oddziela park i nawet bezlistną zimą można się cieszyć tylko dźwiękami przyrody. Wydawałoby się, że inne rezydencje/zamki/pałace też oferują ten współczesny luksus, jakim jest cisza. Ale Krasiczyn czy Łańcut oplecione są ruchliwymi drogami. Co kiedyś było wiejskim traktem, gdzie słychać było najwyżej stuk kopyt, w XXI wieku jest krajową E ileś, po której przewalają się tiry.
Pałac Tylmana z Gameren ma też to, czego nie mają inne rezydencje magnackie, spalone, zniszczone, rozgrabione w czasie wojny lub po niej. Ma autentyzm. To nie makieta odbudowana za Gierka i urządzona „w stylu". To jedno z niewielu miejsc, które przetrwały nienaruszone. Na zewnątrz – park nieborowski to najlepiej zachowane założenie barokowe w Polsce – i w środku. Te mury zawierają w sobie ślad zniszczenia, przeszłości. Umeblowanie pokoi jest takie, jakby ktoś tu wciąż mieszkał.
Niestety. Ani ostatni właściciel Janusz Radziwiłł, ani żadne z jego dzieci nigdy po wojnie do pałacu nie wrócili.
Odbywały się tu wprawdzie arystokratyczne imprezy, śluby, pikniki, ale gościnnie, bo na stałe w Nieborowie nie mieszkał nikt. We wrześniu 1939 roku Janusz Radziwiłł nie skorzystał z możliwości ucieczki do Rumunii.