Śląsk jest specyficzny. Nawet model rodziny jest taki, że mąż pracuje, a żona wychowuje dzieci – tłumaczył Konradowi Piaseckiemu w „Kontrwywiadzie" RMF FM przewodniczący NSZZ „Solidarność" Piotr Duda. I choć mogłoby się wydawać, że szef związku wie o Śląsku wszystko, bo mieszka tam od lat, to okazuje się, że nieco nagiął rzeczywistość. Bo Śląsk nie jest już taki jak kiedyś. Mimo że tradycja wciąż jest tam w cenie, zachodzące przemiany obyczajowe, społeczne i zawodowe mogą szokować – zwłaszcza starsze pokolenia Ślązaków.
Ślązaczka wychodzi z domu
W moim domu rodzinnym podział ról był jeszcze tradycyjny. Mama nie pracowała, tylko obsługiwała męża górnika. I nadal to robi. Tata ma już 88 lat – mówi Stefania Klimek, która ze Śląskiem i górnictwem związana jest przez całe swoje życie. W jej rodzinie jest już jednak inaczej. Oboje z mężem – są po pięćdziesiątce – zatrudnili się na kopalni. On jest górnikiem, ona pracuje w administracji i dodatkowo szefuje Związkowi Zawodowemu Kobiet w Górnictwie.
Rodzin górniczych, w których dwie osoby pracują, jest zresztą wiele. Z badań przeprowadzonych przez prof. Urszulę Swadźbę z Zakładu Socjologii Ogólnej Uniwersytetu Śląskiego wynika, że niepracujące żony górników to zdecydowana mniejszość. Aż 60 proc. ankietowanych mieszkanek Śląska miało pracujące matki. A zaledwie 26 proc. badanych uważa, że za zarabianie pieniędzy odpowiedzialny jest mężczyzna. Ponad połowa respondentów odpowiedziała, że obowiązek utrzymania rodziny spoczywa w równym stopniu na kobietach i na mężczyznach.
Wyniki badań socjologicznych potwierdza przykład Dawida Bendkowskiego, 26-letniego górnika z zabrzańskiej kopalni Sośnica-Makoszowy. To jedna z tych kopalń, które zgodnie z podpisanym niedawno porozumieniem między rządem Ewy Kopacz a związkowcami mają być poddane restrukturyzacji. Jedna część zakładu – Sośnica – ma przejść do nowej Kompanii Węglowej, a druga – Makoszowy – do spółki restrukturyzacyjnej. Dawid wychował się w tradycyjnej rodzinie. W domu było sześcioro dzieci, a na ich utrzymanie pracował tylko ojciec. Ale Dawid nie wyobraża sobie, aby taki model miał obowiązywać w jego własnym domu. Choć jego narzeczona też pochodzi z górniczej rodziny, także ona nie chce się poddawać tej tradycji.
Styl życia, o jakim opowiadali przewodniczący „Solidarności" oraz nasi rozmówcy, obowiązywał jeszcze w pokoleniu ich dziadków. Górnictwo określało styl życia całej rodziny. Przed wojną pracująca poza domem żona byłaby dla górnika przyczyną hańby. Pobożny i autorytarny ojciec ciężko pracował pod ziemią na całą rodzinę. Wypłatę przynosił do domu i w całości oddawał żonie. Do obowiązków kobiety należała zaś dbałość o dom i dzieci. Zgodnie z tą tradycją małżonkom nie wolno było rozstawać się w gniewie. Zanim górnik wyszedł do pracy, musieli się pogodzić. Nigdy nie było bowiem wiadomo, czy zjeżdżający na dół mąż wyjedzie na powierzchnię.
Tradycyjna obyczajowość zaczęła się zmieniać po wojnie. Coraz więcej kobiet kończyło studia i wyrywało się do pracy. Może nie tyle zależało im na pieniądzach, bo 30–40 lat temu górnicy na zarobki nie narzekali, ile chciały uzyskać samodzielność. Być kimś. Dziś natomiast zwyczajnie trudno utrzymać się z jednej pensji. – Wypłaty w górnictwie od lat się nie zmieniły, a rachunki są wysokie, życie też tanie nie jest – mówi Dawid.
– Zarówno podczas reform przeprowadzanych przez rząd Jerzego Buzka, jak i teraz wiele żon górników zrozumiało, że ich aktywność zawodowa jest bardzo ważna dla stabilności finansowej rodziny, i dlatego pracuje – tłumaczy Karolina Baca-Pogorzelska, była dziennikarka „Rzeczpospolitej" pisząca bloga Gornictwo2-0.pl, autorka książek „Drugie życie kopalń" i „Babska szychta". – Może nawet wtedy musiały być bardziej zaangażowane. Śląskie kobiety są silne i zaradne, nie siądą i nie będą załamywać rąk, zawsze znajdą rozwiązanie.