To nie jest moment na zadawanie pytań, trzeba po prostu wyciągnąć rękę. Więc może za wcześnie na to pytanie? Istotne jest jednak, żeby je kiedyś zadać, żeby się na zadawanie pytań przygotować.
Przyglądam się reportażom medialnym związanym z uchodźcami. Pierwsze były gorące, na żywo. Nikt ich nie kontrolował, nie poddawał obróbce politycznej poprawności. Widzieliśmy tłumy czekające na dworcu, tłumy, które cisnęły się do pociągu, nie wiedząc, że jedzie donikąd. My, siedzący przed telewizorem, wiedzieliśmy więcej niż tamci, którzy uczestniczyli w wydarzeniach. Patrząc, jak walczący o przetrwanie młodzi mężczyźni wpychają się do wagonów pociągu, słuchaliśmy jednocześnie lektora, który mówił, że ten pociąg nigdzie ich nie zawiezie. To coś więcej niż oglądanie rewolucji czy wojny na żywo, kiedy to ani my, ani uczestnicy nie znają przyszłości. Teraz my, widzowie, znaliśmy bliską przyszłość ofiar, ich rozczarowanie i gorycz zupełnie tak, jakbyśmy oglądali znany film.
Ale też mogliśmy zobaczyć, wyłowić z dworcowego chaosu prawdę zachowań uchodźców. I niezależnie od współczucia czy pomocy trudno było uwolnić się od pytania: dlaczego pierwsi wchodzą mężczyźni? Dlaczego młody człowiek w żółtej koszulce dociska się do wagonu, nie zważając na błagania kobiet? Dlaczego nikt nie widzi kobiety, która stoi tyłem do kamery i trzyma na ręku małe dziecko? W samo serce uderzył nas widok ciała trzylatka, który utonął w chaosie ucieczki. A co z tym dzieckiem, które trzyma kobieta przy ścianie wagonu? Jest w potrzasku między pociągiem a napierającym tłumem młodych mężczyzn. Ci z całą siłą instynktu przetrwania pchają się do wejścia wagonu. Nie patrzą na matkę z dzieckiem, która stoi tuż obok. Gdyby ktoś zrobił zdjęcie temu chłopcu, stałoby się być może symbolem dla tych, którzy wahają się, czy wpuścić do nas tych młodych mężczyzn.
Teraz wszystko jest pokazywane inaczej. Przed obiektyw kamery prosi się głównie kobiety. Pokazywane są rodziny, szczęśliwe i wolne w Europie. A ja nie umiem zapomnieć tego dziecka z matką na dworcu. Nie umiem, choć powinnam teraz właśnie, kiedy jest czas na wielkie wyzwanie, na otwartość wobec tych przerażonych ludzi. Myślę tylko, żeby, kiedy przyjdzie czas, tym osiadłym w Polsce – oby szczęśliwie! – zadać pytanie o tamten pociąg na węgierskim dworcu. Czy oswajając się wzajemnie ze sobą, będziemy mogli powiedzieć im, że kiedy statek tonie, kobiety i starcy wchodzą pierwsi na łodzie ratunkowe?
Niedawno na Kongresie Kobiet podjęto oczywistą rezolucję o konieczności wpuszczenia do nas uciekinierów. Żadna z feministek nie zająknęła się jednak na temat traktowania kobiet w społeczności emigrantów. A jeszcze niedawno taka gorąca była dyskusja o ustawie antyprzemocowej. Jak rozumieć, jak traktować napór młodych mężczyzn na pociąg ratujący życie?