To nie jest przywitanie, jakiego spodziewali się tego lata Niemcy, Brytyjczycy czy Polacy, którzy czekali cały rok, aby wreszcie wygrzać się pod hiszpańskim słońcem. Przed Sagrada Familia, ikoną Barcelony, otoczył ich tłum manifestantów krzyczących: „Turyści, do domu!”. Na sąsiedniej alei Rambla delektujący się na tarasach kafejek lokalnym winem urlopowicze znienacka zostali z pistoletów oblani lodowatą wodą. Na wąziutkich uliczkach Toledo – jednego z najstarszych i najpiękniejszych miast królestwa – za zwiedzającymi ruszyli protestujący, ciągnąc za sobą walizki z umyślnie nienaoliwionymi kółkami. Hałas, który wydawały, podskakując na średniowiecznym bruku, był po prostu nie do zniesienia. Na Majorce miejscowi zatrzymali z kolei klimatyzowany autobus z turystami i rzucili pod jego koła petardy.
Podobnych incydentów było dużo więcej. Ruch sprzeciwu wobec masowej turystyki, zrodzony w Hiszpanii, rozlał się w ciągu paru tygodni na Portugalię, Włochy i Francję. Po raz pierwszy nabrał skali, jeśli nie kontynentalnej, to już z pewnością międzynarodowej.
– Doszliśmy do punktu, w którym dotychczasowe tempo rozwoju masowej turystyki jest nie do utrzymania. Chyba że pogodzimy się z utratą na zawsze walorów przyrodniczych i kulturowych naszego kraju – mówi „Plusowi Minusowi” Pedro Dorta, profesor Uniwersytetu La Laguna na Teneryfie specjalizujący się w badaniu turystyki i ochronie środowiska.
Demonstracja w Barcelonie z hasłami: „Ograniczenie turystyki teraz!”, „Masowa turystyka zabija miasto”. W tle Sagrada Familia; 15 czerwca 2025 r.
Kolejki do muzeum Prado. Jak Madryt turystycznie goni Barcelonę
Chorwacja, Turcja, Grecja, Włochy, Francja – lista krajów samego basenu Morza Śródziemnego, które postawiły na goszczenie rzesz zagranicznych letników, jest długa. Hiszpania stanowi jednak przykład szczególny. W ubiegłym roku kraj odwiedziło 94 mln turystów z innych krajów, zostawiając tam niewyobrażalną kwotę 126 mld euro. To aż 16 proc. więcej niż rok wcześniej. I razem z krajowym ruchem turystycznym daje 11 proc. dochodu narodowego. Jedynie przemysł i usługi wnoszą więcej do hiszpańskiej gospodarki.