Reklama
Rozwiń

Polska nową Hiszpanią? Zmiany klimatyczne i rynkowe pchną do nas masy turystów

Wszędzie tam, gdzie pojawiła się masowa turystyka, urokliwe wioski rybackie zamieniły się w lasy betonowych apartamentowców, drożyzna wypchnęła miejscowych z centrów zabytkowych miast, a parki narodowe resztką sił bronią ekologicznej równowagi. Problemy, jakie znamy z południa Europy, wkrótce mogą się stać i naszym udziałem.

Publikacja: 11.07.2025 06:03

Polska nową Hiszpanią? Zmiany klimatyczne i rynkowe pchną do nas masy turystów

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

To nie jest przywitanie, jakiego spodziewali się tego lata Niemcy, Brytyjczycy czy Polacy, którzy czekali cały rok, aby wreszcie wygrzać się pod hiszpańskim słońcem. Przed Sagrada Familia, ikoną Barcelony, otoczył ich tłum manifestantów krzyczących: „Turyści, do domu!”. Na sąsiedniej alei Rambla delektujący się na tarasach kafejek lokalnym winem urlopowicze znienacka zostali z pistoletów oblani lodowatą wodą. Na wąziutkich uliczkach Toledo – jednego z najstarszych i najpiękniejszych miast królestwa – za zwiedzającymi ruszyli protestujący, ciągnąc za sobą walizki z umyślnie nienaoliwionymi kółkami. Hałas, który wydawały, podskakując na średniowiecznym bruku, był po prostu nie do zniesienia. Na Majorce miejscowi zatrzymali z kolei klimatyzowany autobus z turystami i rzucili pod jego koła petardy.

Podobnych incydentów było dużo więcej. Ruch sprzeciwu wobec masowej turystyki, zrodzony w Hiszpanii, rozlał się w ciągu paru tygodni na Portugalię, Włochy i Francję. Po raz pierwszy nabrał skali, jeśli nie kontynentalnej, to już z pewnością międzynarodowej.

– Doszliśmy do punktu, w którym dotychczasowe tempo rozwoju masowej turystyki jest nie do utrzymania. Chyba że pogodzimy się z utratą na zawsze walorów przyrodniczych i kulturowych naszego kraju – mówi „Plusowi Minusowi” Pedro Dorta, profesor Uniwersytetu La Laguna na Teneryfie specjalizujący się w badaniu turystyki i ochronie środowiska.

Demonstracja w Barcelonie z hasłami: „Ograniczenie turystyki teraz!”, „Masowa turystyka zabija miast

Demonstracja w Barcelonie z hasłami: „Ograniczenie turystyki teraz!”, „Masowa turystyka zabija miasto”. W tle Sagrada Familia; 15 czerwca 2025 r.

Foto: Manu Alvarez / NurPhoto via AFP

Kolejki do muzeum Prado. Jak Madryt turystycznie goni Barcelonę

Chorwacja, Turcja, Grecja, Włochy, Francja – lista krajów samego basenu Morza Śródziemnego, które postawiły na goszczenie rzesz zagranicznych letników, jest długa. Hiszpania stanowi jednak przykład szczególny. W ubiegłym roku kraj odwiedziło 94 mln turystów z innych krajów, zostawiając tam niewyobrażalną kwotę 126 mld euro. To aż 16 proc. więcej niż rok wcześniej. I razem z krajowym ruchem turystycznym daje 11 proc. dochodu narodowego. Jedynie przemysł i usługi wnoszą więcej do hiszpańskiej gospodarki.

Reklama
Reklama

Na świecie jeszcze tylko Francja potrafi ściągnąć więcej turystów i skłonić ich do wydania więcej pieniędzy. Ale i ona, jak wynika z raportu firmy Deloitte, zostanie w nadchodzących latach prześcignięta przez królestwo.

– Potrafiliśmy zaoferować niezwykle atrakcyjną paletę korzyści: piękne słońce, wspaniałe zabytki, znakomitą kuchnię i atrakcyjny styl życia. A do tego znakomitą organizację ruchu turystycznego – tłumaczy sekret tego sukcesu prof. Dorta.

To, rzecz jasna, kusi w pierwszym rzędzie północ Europy: najwięcej do Hiszpanii przyjechało w ubiegłym roku Brytyjczyków (18 mln), Francuzów (13 mln) i Niemców (12 mln).

Na pomysł, aby wykorzystać niezwykłe atuty Hiszpanii, wpadł już w latach 60. ubiegłego wieku krwawy dyktator Francisco Franco. To był czas, kiedy izolowany kraj z trudem podnosił się po wojnie domowej. W okolicach Benidormu czy Gandii, gdzie dziś wznoszą się ogromne apartamentowce, zasadniczo nie było nic. Starsi Hiszpanie opowiadają, że jako dzieci musieli pomagać rodzicom w pracy na roli, a studia były niedościgłym marzeniem, bo nie było na nie środków.

Masowa turystyka ten obraz biedy w kilka dekad przeorała. Dzięki niej wioski, miasteczka i całe regiony zaczęły unosić się na fali do tej pory nieznanej zamożności. Turystyka, niczym kałuża hiszpańskiej oliwy, stopniowo rozlała się na większość królestwa. Pierwsza była Costa del Sol na północ od Gibraltaru. Symbolem sukcesu stała się Marbella, gdzie swój letni pałac ma król Arabii Saudyjskiej, a na ulicach często słychać rosyjski, tak wielu oligarchów ze Wschodu się tu osiedliło. Ale szybko modne na świecie stały się kolejne fragmenty wybrzeża Morza Śródziemnego: Costa Tropical, Costa de Almeria, Costa Blanca, aż po Costa Brava przy granicy z Francją. Potem przyszła kolej na wyspy, które są dziś niezaprzeczalnymi mekkami zagranicznych urlopowiczów. W zeszłym roku trzy z nich należące do Balearów – Majorkę, Minorkę i Ibizę – które na stałe zamieszkuje milion osób, odwiedziło ponad 15 mln turystów spoza królestwa. Sam Park Narodowy wokół wulkanu Teide na Teneryfie zobaczyło w tym czasie 4 mln osób.

Na turystyce plażowej się jednak nie skończyło. Następnym etapem były miasta. Igrzyska olimpijskie w Barcelonie w 1992 r. zapoczątkowały niezwykłą popularność stolicy Katalonii na świecie. W 2024 r. tę dwumilionową metropolię odwiedziło niemal 30 mln osób spoza Hiszpanii. Kolej na Madryt przyszła dużo później. Jeszcze 20 lat temu w ogóle nie było to miasto turystyczne. Dziś przed Muzeum Prado czy Pałacem Królewskim ustawiają się wielogodzinne kolejki, a w sezonie przedarcie się przez Gran Via czy Calle de Alcala wymaga wyjątkowej determinacji.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Nie powstrzymasz zalewu turystów, to przynajmniej na nich zarób

Wybrzeże Morza Śródziemnego zmienione nie do poznania. „Znalezienie dziewiczych terenów na Costa del Sol graniczy z cudem”

Koszt tego turystycznego zalewu jest ogromny. W ubiegłym roku po raz pierwszy więcej rodowitych Hiszpanów spędziło letnie wakacje nie na wybrzeżu Morza Śródziemnego, ale na północy, w Galicji, Asturii, Kantabrii i Kraju Basków. Nieznośne upały, jakie przyniosło ocieplenie klimatu, są jednym z tego powodów. Innym są urocze, malutkie wioski nad Zatoką Biskajską, jak Puerto de Vega, czy eleganckie kurorty zbudowane jeszcze w XIX w. jak San Sebastian. Tu pogoda bywa kapryśna, ale za to nie ma gigantycznych lotnisk jak Alicante czy Malaga, które każdego dnia wypluwają tłumy turystów. Można usłyszeć fale morza, przez chwilę pozostać samemu ze sobą. I z Bogiem.

Coś podobnego na hiszpańskim wybrzeżu Morza Śródziemnego coraz trudniej znaleźć. Owszem, Malaga, która wiekiem może konkurować z Rzymem, obroniła swoje niezwykłe dziedzictwo kulturowe, a nawet przekształciła się w centrum muzealne światowej klasy. Jednak na północny wschód i na południowy zachód od niej ciągną się w nieskończoność rzędy identycznych domków czy wielorodzinnych apartamentowców, które już nie mają nic wspólnego z hiszpańskim, arabskim czy rzymskim dziedzictwem tej ziemi. Powstał turystyczny kombinat.

– Znalezienie dziewiczych terenów na Costa del Sol graniczy z cudem – mówi prof. Dorta.

Protesty eskalują. Gdy jeszcze rok temu np. plażowicze co najwyżej potykali się o tabliczki ustawion

Protesty eskalują. Gdy jeszcze rok temu np. plażowicze co najwyżej potykali się o tabliczki ustawione przez przeciwników masowej turystyki („Potrzebujecie autostrady nad morze? Więcej natury, mniej cementu. Koniec z niszczeniem Majorki”), to w tym roku mogli już paść ofiarą ostrzału z pistoletów na (lodowatą) wodę – jak w połowie czerwca w Barcelonie

Foto: Clara Margais / dpa Picture-Alliance via AFP

Masowa turystyka przemieniła też nie do poznania hiszpańskie miasta. Jednym z przykładów jest Madryt. Lavapies dwie dekady temu to była robotnicza dzielnica w okolicach głównego dworca kolejowego stolicy Atocha. Centralne położenie i mnogość XIX-wiecznych czynszówek wypełnionych małymi mieszkaniami uczyniła jednak z niej wymarzony cel spekulantów nastawionych na zagranicznych gości. Bez konsultacji z mieszkańcami wiele klitek przemieniono w lokale na krótki wynajem, często przez platformę internetową Airbnb. Hałasujący po nocach turyści nie dają żyć lokalnym mieszkańcom.

Reklama
Reklama

– Oni się bawią, a my musimy wieczorem uśpić dzieci, a rano iść do pracy. Duch tej dzielnicy został po prostu zabity – mówi jeden z nich.

Szacuje się, że w Madrycie nielegalnie przekształcono 16 tys. mieszkań w lokale na krótkoterminowy wynajem. W całym kraju 66 tys. To powoduje lawinowy wzrost cen nieruchomości. W hiszpańskiej stolicy, drugiej po Paryżu największej metropolii Unii Europejskiej, metr kwadratowy kosztuje już średnio 5,6 tys. euro (23,8 tys. zł). Jak podaje podstawowy portal pośrednictwa w sprzedaży mieszkań idealista.com, oznacza to tylko w ciągu roku wzrost cen o 25 proc.

Z najlepszych dzielnic wypychani są mieszkańcy o niższych dochodach, tym bardziej, że Madryt stał się też ulubionym celem zakupu mieszkań dla elity finansowej Ameryki Łacińskiej. Skokowy wzrost cen wynajmu powoduje też, że wiele osób nawet w średnim wieku musi godzić się z życiem ze współlokatorami, o ile w ogóle nie mieszka bez końca u rodziców.

Czytaj więcej

Superman tęczowy czy z czapką MAGA?

Czym się różnią plaże na Maderze i na Wyspach Kanaryjskich

Uniezależnić się od turystyki nie jest jednak łatwo. Hiszpania to po Grecji kraj z najwyższym bezrobociem w Unii Europejskiej. Pensje są tu relatywnie niskie, a wiele osób musi pracować na czarno. W tej sytuacji zajęcia w restauracjach, hotelach czy obsłudze wycieczek, nawet jeśli sezonowe, często stanowią podstawowe źródło utrzymania. Na Wyspach Kanaryjskich i Balearach to 40 proc. miejsc pracy, na Costa del Sol – jedna trzecia. W Barcelonie z obsługi turystów żyje 150 tys. osób. Ukrócenie rozwoju tego sektora czy nawet spowolnienie jego rozwoju może więc doprowadzić do buntu społecznego w kraju, gdzie głęboka polaryzacja polityczna przebiega nie tylko między konserwatywną Partią Ludową (PP) i lewicową PSOE, ale także między centrum a dążącymi do coraz większej autonomii Katalonią czy Krajem Basków.

Reklama
Reklama

Innym czynnikiem, który sprzyja lawinowemu rozwojowi turystyki, są ogromne interesy finansowe, jakie za tym stoją. Hiszpania dorobiła się wielkich grup hotelowych jak Melia czy Barceló. Ale w letnich kurortach inwestują też międzynarodowe sieci gotowe poświęcić duże środki, by przekonać lokalne władze do zgody na zabudowanie kolejnych fragmentów nietkniętych dotąd ziem. – Niczym rozpędzony pociąg rozwijamy turystykę bez żadnego planu, na oślep – uważa prof. Dorta.

Są jednak wyjątki. Od końca 2028 r. ma zacząć obowiązywać zakaz wynajmowania krótkoterminowego mieszkań w Barcelonie. To zasługa lewicowego burmistrza Jaume Collboni. W Madrycie, gdzie rządzi Partia Ludowa, coś podobnego jednak się nie udało. Tu przyjęto zasadę, że na zamianę prywatnego mieszkania na lokal na krótkoterminowy wynajem muszą się zgodzić sąsiedzi. Najlepiej, aby taki przybytek miał oddzielne wejście. Na razie jednak efektem tych regulacji jest zamiana całych kamienic na potrzeby turystów. A ceny nieruchomości galopują nadal.

– Generalnie te wspólnoty autonomiczne, gdzie rządzi prawica, stawiają mniej ograniczeń dla rozwoju masowej turystyki – uważa prof. Dorta.

Pere Bonet takiej różnicy jednak nie dostrzega. Od dwóch lat należy on do ruchu Zeroport, który stara się zablokować plany rozbudowy tak lotniska El Prat w Barcelonie, jak i barcelońskich nabrzeży portowych dla wycieczkowców. – Nasze lotnisko i tak jest już siódme pod względem ruchu pasażerskiego w Europie. Jego rozwój jest lawinowy – mówi „Plusowi Minusowi”.

Foto: Marc Asensio / NurPhoto via AFP

Reklama
Reklama

I faktycznie, jeszcze w 2004 r. rocznie przez barcelońskie lotnisko przewinęło się 24 mln pasażerów, tyle samo, co dziś przez warszawskie Okęcie. Ale już w ubiegłym roku skorzystało z niego 55 mln osób.

– Wielki biznes naciska na władze, aby zwiększyły przepustowość lotniska o kolejne 15-20 mln rocznie. To będzie koszmar – przekonuje aktywista. – Masowa turystyka wpływa na każdy aspekt naszego życia. Musiałem przeprowadzić się na obrzeża miasta, bo w centrum jest za drogo. Za 20-metrową kawalerkę trzeba zapłacić przynajmniej 600 euro czynszu miesięcznie. A pensje przeważnie nie przekraczają tysiąca euro na miesiąc, bo skoro tyle osób pracuje przy obsłudze turystów, to obowiązujące tam marne stawki przelały się i na inne sektory gospodarki. Wreszcie ceny i jakość tego, co jest serwowane w barach i restauracjach centrum miasta, są takie, że rodowici Barcelończycy tu nie jedzą – tłumaczy.

Czy można było zrobić inaczej? Odmienną od Wysp Kanaryjskich drogę rozwoju obrała portugalska Madera. Górzysty interior pozostał tu do dziś w zasadzie nietknięty, a na wybrzeżu zbudowano pojedyncze hotele w wybranych miejscowościach. Czyżby Portugalia, do której należy wyspa, wygrała na „premii zapóźnienia”, wyciągając wnioski z doświadczeń Hiszpanii, która wcześniej postawiła na rozwój masowej turystyki? Prof. Dorta wskazuje raczej na zupełnie inne warunki naturalne Madery i Wysp Kanaryjskich. – Madera w zasadzie nie ma plaż. Zamiast piasku są tam skały i kamienie. Turystyka masowa jest więc tam niemożliwa – dowodzi.

Jego zdaniem niemal wszystkie wyspy Morza Śródziemnego, które miały po temu warunki, poszły śladem hiszpańskiego wzorcu. Po prostu pokusa wielkich pieniędzy okazała się nie do odparcia. Podobnie jak na Balearach kombinaty hotelowe powstały na Krecie, Sycylii czy wysepkach Chorwacji. Nie inaczej jest poza Europą. Na taki sam model rozwoju postawiły Dominikana, Tajlandia czy Sri Lanka. W kolejce ustawiają się kolejne kraje, które wierzą, że dzięki masowej turystyce zdołają szybko wyrwać się z biedy.

Czytaj więcej

Polska jest na celowniku Rosji. Jaka polityka wobec Ukrainy byłaby najlepsza?
Reklama
Reklama

Ostrzeżenie dla Bałtyku. Kombinaty turystyczne wdzierają się w najpiękniejsze miejsca

Inną drogę obrała jednak Sardynia. Tu silny jest ruch autonomiczny czy wręcz separatystyczny. Na jego fali przyjęto szereg zakazów administracyjnych, które powodują, że wielkie, często włoskie grupy hotelowe tylko w niewielkim stopniu mogły pojawić się na wyspie. Zostały dziewicze plaże, średniowieczne mieściny, rozległe pastwiska. Wszystko to, co trudno dziś znaleźć na sąsiedniej Sycylii, która szeroko otworzyła wrota dla zagranicznych turystów.

Sardyński przykład jest jednak coraz trudniejszy do naśladowania w miarę, jak potok międzynarodowych turystów wzbiera. W zeszłym roku prawie 800 mln pasażerów wybrało loty wakacyjne ku słońcu. I ta liczba rośnie z roku na rok o kilkanaście procent.

Dylemat masowej turystyki staje także przed Polską. W miarę ocieplania się klimatu, gdy jednocześnie infrastruktura drogowa czy hotelowa w naszym kraju osiąga europejski poziom, coraz więcej zagranicznych gości zaczyna spoglądać ku Bałtykowi. Tu odziedziczyliśmy jeszcze po czasach niemieckich prawo, które wymaga, aby nie budować tuż przy plaży. Stąd wspaniałe lasy i wrażenie dzikiej przyrody. Ale ta tama pęka w najbardziej obleganych miejscowościach jak Międzyzdroje czy Pobierowo, gdzie powstają wielkie kombinaty hotelowe z bezpośrednim widokiem na morze.

Coraz trudniej jest też żyć w centrum Krakowa, Wrocławia, Gdańska. Warszawa przez długi czas była chroniona opinią o swojej rzekomej brzydocie. Ale to odchodzi w przeszłość, tym bardziej że stolica staje się też centrum biznesowym całej Europy Środkowej. Czy za pokolenie Polska okaże się nową Hiszpanią: mekką turystów? Nie toczy się w tej sprawie żadna społeczna debata. A skoro tak, to wiadomo, co okaże się decydujące: pieniądze.

To nie jest przywitanie, jakiego spodziewali się tego lata Niemcy, Brytyjczycy czy Polacy, którzy czekali cały rok, aby wreszcie wygrzać się pod hiszpańskim słońcem. Przed Sagrada Familia, ikoną Barcelony, otoczył ich tłum manifestantów krzyczących: „Turyści, do domu!”. Na sąsiedniej alei Rambla delektujący się na tarasach kafejek lokalnym winem urlopowicze znienacka zostali z pistoletów oblani lodowatą wodą. Na wąziutkich uliczkach Toledo – jednego z najstarszych i najpiękniejszych miast królestwa – za zwiedzającymi ruszyli protestujący, ciągnąc za sobą walizki z umyślnie nienaoliwionymi kółkami. Hałas, który wydawały, podskakując na średniowiecznym bruku, był po prostu nie do zniesienia. Na Majorce miejscowi zatrzymali z kolei klimatyzowany autobus z turystami i rzucili pod jego koła petardy.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Rafał Lisowski: Dla oddechu czytam komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama