Każde dzieło poza swoją treścią i formą składa się też z atmosfery, w której zostało stworzone. „W poszukiwaniu straconego czasu” zalatuje duchotą samotności, w której uwięziono śmiertelnie chorego człowieka. Takiego, dla którego pamięć jest ostatnim i jedynym sposobem kontaktu ze światem. Baśniowa atmosfera „Pana Tadeusza” jest zaprawiona goryczą paryskiego bruku. Bo wygnanie potrzebuje sielanki, jak awers rewersu czy pogrążony w ciemności teatr snopu światła skierowanego na scenę. „O pocieszeniu, jakie daje filozofia” Boecjusza emanuje z kolei ciemnym blaskiem celi śmierci. Każde jej zdanie jest jak wydrapane więziennym widelcem na ścianie albo wystukane o nią alfabetem Morse’a do towarzyszy niedoli z sąsiedniej celi. Do nas.
Natomiast „Wyznania” i „Państwo Boże” świętego Augustyna odbijają echem nacierających zewsząd barbarzyńców. W każdej linijce słychać trzask pękającego w szwach starego świata. I przebija przez nie blask tego czegoś nowego, które dopiero nadchodzi, wyłoni się z mroku i krwi. Augustyn jest atmosferą kryzysu. Posmakiem przełomu. Wszystkiego, co straszne i wielkie w czasach przejściowych. Ich grozy i blasku. O takich jak on zwykło się mówić, że „jego nadzieja wydaje się paradoksalna”. Delikatne określenie jak na człowieka budującego wysublimowane konstrukcje intelektualne w rytm taranów barbarzyńskich hord uderzających o bramy jego miasta. Ale czy nadzieja jest kiedykolwiek inna? Czy paradoks nie jest samą jej esencją, materią, tym, z czego jest zbudowana?
Czytaj więcej
Miłość i opowieść nie chcą odwlec swojego zakończenia, ale je unicestwić. Dobra opowieść, jak pra...
Wiele setek lat później ten sam gest co Augustyn wykonała Edyta Stein, pisząc „Wiedzę Krzyża” w cieniu nadchodzącego aresztowania przez gestapo. I te dwa końce się ze sobą spotkały, w Hipponie i w Echt – koniec życia i koniec dzieła. Jakby jedni i drudzy barbarzyńcy spoglądali znad ich ramienia, grzecznie czekając, aż Augustyn i Edyta postawią ostatnią kropkę.