Reklama
Rozwiń

Ukraińskie służby okazały się tak skuteczne jak Mosad

Ukraiński atak na rosyjskie bombowce strategiczne stopniem przygotowania i wykonaniem przypomina operację Mosadu z wykorzystaniem pagerów. To kolejny przykład, jak sprawne i profesjonalne stały się w ostatnich latach ukraińskie służby.

Publikacja: 27.06.2025 10:30

Ukraińcy zdecydowanie zainwestowali w drony i eksperymentują z ich wykorzystywaniem. Wojna często je

Ukraińcy zdecydowanie zainwestowali w drony i eksperymentują z ich wykorzystywaniem. Wojna często jest motorem innowacji.To był genialny pomysł, by użyć ich w ten sposób – stwierdza dr Avia Guttman

Foto: Ministerstwo Obrony Ukrainy

Na nagraniach z telefonu widać grupę mężczyzn z niedowierzaniem patrzących, jak z ciężarówki zaparkowanej na postoju w okolicach Irkucka wylatują niewielkie drony. Gdy mija pierwszy szok, dwóch z nich wskakuje na dach kontenera, w którym znajdują się bezzałogowce, i kamieniami próbuje powstrzymać kolejne z nich przed startem. Ci, którzy zostali na dole, zbierają z ziemi następne kamienie, by podać je kolegom. Sami też rzucają w drony. „Każdy chciał pomóc, by nie mogły się wzbić w powietrze. Były w środku samochodu, więc chcieliśmy je uziemić kamieniami” – mówi rosyjskim mediom kierowca z Białorusi Anton Mackiewicz.

Po przeanalizowaniu nagrań z tego zdarzenia gubernator obwodu irkuckiego Igor Kobzew zapowiedział nagrody dla „zaniepokojonych obywateli” i „śmiałków”, którzy starali się pomóc. Nagrody nie wykluczył także rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. O „dzielnych” cywilach wspomina propaganda, podkreślając, że pochodzili oni z całej Rosji i wspólnie zjednoczyli się wobec wrogiego ataku. To, jak dużo uwagi państwowa machina poświęca grupce ludzi, która w chaotyczny sposób chciała powstrzymać drony, pokazuje, jakim szokiem dla Rosjan był ukraiński atak. Wobec bezzałogowców nie zdążyli zareagować inaczej niż kamieniami.

Czytaj więcej

Kłopoty Rosji. Kolejne kraje wymykają się spod jej wpływów

Ukraińskie służby zadały Rosji zawstydzający cios

Dron kamikadze unosi się ze skrzyni, przelatuje nad ruchliwą drogą i coraz szybciej rusza w stronę kłębiących się w oddali chmur czarnego dymu. Bezzałogowiec przez chwilę leci nad polami, aż dolatuje nad lotnisko Biełaja w obwodzie irkuckim, na którym pali się już kilka rosyjskich samolotów. Powoli okrąża pas startowy, po czym zawisa nad bombowcem Tu-22M3. Następnie obniża się w stronę maszyny. Transmisja urywa się w momencie eksplozji. Podobnych nagrań przedstawiających ataki na rosyjskie lotnictwo strategiczne Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) opublikowała kilka. Łącznie 117 dronów FPV, czyli takich, którymi można sterować z perspektywy pierwszej osoby, uderzyło na cztery wojskowe lotniska rozsiane po całej Rosji, od koła podbiegunowego aż po Irkuck leżący ponad 4 tys. km od Ukrainy. Według SBU bezzałogowce trafiły 41 maszyn należących do rosyjskiego lotnictwa strategicznego, stanowiącego część triady nuklearnej Kremla. Mowa m.in. o wspomnianych już Tu-22M3, bombowcach Tu-160 oraz Tu-95. Te ostatnie Moskwa wykorzystuje do ostrzału ukraińskich miast. Drony miały uszkodzić również samoloty wczesnego ostrzegania A-50. Jeśli wierzyć liczbom przedstawionym przez Ukraińców, w jednym ataku Rosja straciła jedną trzecią wszystkich swoich bombowców strategicznych.

Jak pisze Agencja Reutera, eksperci z renomowanego Royal United Services Institute po przeanalizowaniu zdjęć satelitarnych oraz nagrań wskazują na mniejszą liczbę zniszczonych maszyn. Większość mówi o 12–13 samolotach bazujących na dwóch lotniskach. Stany Zjednoczone rosyjskie straty szacują na 10–20 bombowców. Niezależnie od tych różnic analitycy nie mają wątpliwości, że to znaczący cios.

– Ten atak może być z pewnością uznany za jedną z najbardziej innowacyjnych i znaczących operacji sił specjalnych w najnowszej historii. Istnieją wyraźne paralele do operacji z pagerami Mosadu. Obie łączyło innowacyjne myślenie, odważne podejmowanie politycznych decyzji oraz wysokiej jakości rzemiosło wywiadowcze, które doprowadziły do efektów znacznie przewyższających koszty – mówi „Plusowi Minusowi” Fabian Hinz, analityk ds. obronności i dronów z think tanku International Institute for Strategic Studies.

Według ukraińskich szacunków w wyniku ataku Rosja poniosła straty w wysokości ponad 7 mld dol. – Nigdy w historii żaden kraj nie uderzył i nie zniszczył środków strategicznego uderzenia nuklearnego wroga. Mówi się o tym, ile ten atak kosztował Rosję, ale nie ma takich kwot, które pozwoliłyby jej odbudować utracone samoloty radzieckiej konstrukcji, ponieważ nie są już one produkowane – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Leonid Szwiec, ukraiński politolog i publicysta. Eksperci są zgodni, że to także zawstydzający cios dla prestiżu Rosji.

Choć sam atak dronów trwał zaledwie jeden dzień, to przygotowania do „Pajęczyny”, bo taki kryptonim nadano całej operacji, zajęły ponad 18 miesięcy. Z ustaleń kilku redakcji, w tym Agencji Reutera i portalu Insider, w całość układa się plan skomplikowanej intrygi, za którą stało SBU. Wynika z nich, że w październiku zeszłego roku 37-letni Ukrainiec mieszkający w obwodzie czelabińskim założył firmę transportową, która dwa miesiące później pozyskała kilka samochodów ciężarowych. To tych aut użyt potem w ataku na lotniska. W międzyczasie do Rosji prawdopodobnie z Chin poprzez Kazachstan sprowadzono części niewielkich dronów FPV, które następnie złożono w wynajętym magazynie w Czelabińsku (według innej wersji drony o nazwie Osa skonstruowano w Ukrainie i w częściach przeszmuglowano do Czelabińska). Do tej kryjówki przeszmuglowano także specjalne drewniane kontenery. Według źródeł, na które powołują się dziennikarze AP, już zmontowane bezzałogowce podczepiono pod wieka kontenerów wyposażone w mechanizm pozwalający na ich zdalne otwarcie. W każdej „skrzyni” znajdowało się po 20 dronów.

Kontenery umieszczono później na pięciu ciężarówkach, a wspomniany już 37-letni mężczyzna zatrudnił kierowców, których poinstruował, gdzie mają jechać. Dodatkowe instrukcje były im przekazywane telefonicznie. W ramach całej operacji ukraińskie służby śledziły też ruchy rosyjskich bombowców, by wiedzieć, gdzie i w którym momencie najlepiej uderzyć.

Gdy samochody zbliżyły się do lotnisk w okolicach Murmańska, Irkucka, Riazania oraz Iwanowa, pokrywy „skrzyń” otwarto zdalnie, a z ich wnętrza zaczęły wylatywać drony kamikadze. Według niepotwierdzonych informacji SBU planowała uderzyć na pięć baz lotnictwa strategicznego, ale jedna z ciężarówek nie dotarła do celu w obwodzie amurskim, ponieważ zapaliła się w trakcie jazdy. Bezzałogowce użyte w ataku miały być sterowane przez Ukraińców ręcznie z wykorzystaniem rosyjskiej sieci telekomunikacyjnej, choć w momencie, gdy część z nich straciła sygnał, kontrolę przejęła nad nimi sztuczna inteligencja.

Komentując „Pajęczynę”, prezydent Wołodymyr Zełenski stwierdził, że centrala, z której koordynowano operację, znajdowała się tuż obok lokalnej dyrekcji Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w jednym z regionów Rosji. I choć nie wiadomo, czy to tylko nie wrzutka, by jeszcze bardziej pognębić Rosjan, to cel działań SBU pozostaje jasny – dostać się możliwe najbliżej lotnisk przeciwnika tak, aby go zaskoczyć oraz zminimalizować ryzyko wykrycia i zestrzelenia dronów.

Czytaj więcej

Podniebne targi mocarstw

Operacja ukraińskiego SBU to pokaz wielkiej kreatywności i zaangażowania

Pajęczyna”, choć najbardziej spektakularna, to niejedyna operacja SBU przeprowadzona od początku wojny na tyłach wroga, która wymagała od tej służby kreatywności i długiego przygotowania. Chwilę po uderzeniu na lotniska jedną z podpór mostu krymskiego łączącego okupowany półwysep z Rosją wstrząsnęła eksplozja, która uszkodziła konstrukcję. Do zamachu przyznała się SBU. W specjalnym komunikacie jej przedstawiciele podali, że przygotowania do ataku trwały kilka miesięcy, a w ich ramach agenci zamontowali podwodne ładunki o sile odpowiadającej tonie dynamitu, które potem zdalnie zdetonowano.

Był to trzeci ukraiński atak na most od początku inwazji. Wcześniej, w lipcu 2023 r., drony morskie opracowane przez specjalną jednostkę SBU uderzyły w jego filary, prowadząc do osunięcia się do wody jednego z przęseł. W październiku 2022 r., dzień po 70. urodzinach Władimira Putina, ciężarówka pełna ładunków wybuchowych eksplodowała na środku przeprawy w momencie, gdy tuż obok przejeżdżał pociąg wiozący cysterny, z których część stanęła w ogniu. Na skutek ataku do wody runęły trzy z czterech przęseł po jednej stronie mostu.

W rozmowie z dziennikiem „Kyiv Post” dyrektor SBU Wasyl Maliuk przyznał, że pomysł uderzenia na konstrukcję będącą dla Kremla ważnym symbolem propagandowym oraz drogą zaopatrywania wojsk na półwyspie pojawił się zaraz po wybuchu wojny w lutym 2022 r. Największym problemem było to, jak w niezauważony sposób dostarczyć dużą ilość materiałów wybuchowych na most. Ostatecznie zdecydowano się na samochód ciężarowy i metalowe cylindry, w których ukryto ładunki owinięte grubą warstwą folii, tak by zmylić systemy skanerów znajdujące się przy wjeździe na przeprawę. By zatrzeć wszelkie ślady, SBU przekazywała przesyłkę opisaną jako „transport folii polietylenowej” między różnymi rosyjskimi firmami spedycyjnymi, aż ostatecznie trafiła na most krymski. Dziennikarze niezależnej rosyjskiej „Nowej Gaziety” byli w stanie ustalić, że w całym tym łańcuszku pojawiła się nieświadoma niczego firma logistyczna z Petersburga. Z kolei ze śledztwa przeprowadzonego przez rosyjską FSB wynika, że „folia polietylenowa” została załadowana na statek w Odessie, skąd trafiła do Bułgarii, a następnie przez Armenię, Gruzję i Osetię Północną dotarła do Krasnodaru.

Ponadto w ostatnich trzech latach oficerowie SBU prowadzili w Rosji kampanię zabójstw generałów wysokiej rangi. Jednego z nich zabili, detonując ładunek ukryty w hulajnodze stojącej przy stacji metra.

Patrząc na te wszystkie operacje, nie da się nie zauważyć, jaką przemianę przeszła SBU od czasu swojego powstania w latach 90. I choć pewne problemy zostały, to ze służby oskarżanej o korupcję, nadużycia władzy, tortury, handel bronią czy bycie narzędziem w rękach oligarchów, a do tego zinfiltrowanej przez Rosjan, stała się, jak poetycko zauważa „Wall Street Journal”, „ostrym grotem ukraińskiej włóczni”.

– Udało nam się zbudować skuteczne struktury z doświadczonym, sprawdzonym personelem. Oczyszczono szeregi z agentów wroga i opracowano metody pracy wywiadowczej i sabotażowej na terenie Rosji i terenach okupowanych. Co więcej, na stanowiskach dowódczych pracują ludzie, którzy przeszli cały szlak bojowy w ciągłej konfrontacji z Rosjanami. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że taki personel ukraińskich służb wykuła sama Rosja, zmuszając je do ciągłego utrzymywania wysokiego poziomu mobilizacji i gotowości bojowej – mówi Leonid Szwiec.

Niewątpliwy wpływ na skuteczność SBU ma jej dyrektor, wspomniany już Wasyl Maliuk. Przejął on nad nią kierownictwo w lipcu 2022 r., gdy Wołodymyr Zełenski odwołał swojego przyjaciela z czasów dzieciństwa Iwana Bakanowa. 42-latek w odróżnieniu od poprzedników nie jest politycznym spadochroniarzem. Przeszedł wszystkie szczeble kariery w SBU i – jak pisze „Wall Street Journal” – jest znany z twardego charakteru i stawiania na kreatywne rozwiązania. „Zna każdego oficera po imieniu i jest zawsze gotowy na szczerą rozmowę” – mówi dziennikarzom jeden z jego podwładnych.

Swoje sukcesy SBU zawdzięcza również umiejętności dostosowywania się do szybko zmieniających się warunków wojny, szczególnie że toczona jest ona z większym przeciwnikiem. – Ten konflikt zmusza Ukrainę do myślenia w nowy sposób. Na korzyść SBU działa to, że pracuje w środowisku bogatym w cele. Operuje za linią frontu w ogromnym kraju jak Rosja, gdzie jest mnóstwo celów. Rosjanie nie są w stanie skutecznie chronić ich wszystkich. Ukraińcy wykorzystują te luki – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Daniel Lomas, specjalista ds. służb specjalnych oraz ich historii z Uniwersytetu Nottingham.

Według ekspertów skuteczność ukraińskich wywiadowców to efekt współpracy całego aparatu państwa. – Udało się wdrożyć wewnętrzny ekosystem, w którym wysoce innowacyjne podejście może być w pełni wykorzystane. Opracowanie takich operacji jak „Pajęczyna” to jedno, ale przekonanie rządu i instytucji, nawet w czasie wojny, do ich wsparcia i przeprowadzenia to drugie – tłumaczy Fabian Hinz.

Czytaj więcej

Nowa szefowa wywiadu narodowego USA. Dla Rosjan: „nasza dziewczyna”

Atak ukraińskich dronów na rosyjskie bombowce ukazał nowe oblicze wojny

Jeden z najsłynniejszych amerykańskich dowódców gen. Douglas McArthur miał kiedyś powiedzieć, że wojen nigdy nie wygrywa się w przeszłości. Oceniając działania ukraińskich służb, można stwierdzić, że tę lekcję odrobili na piątkę i w działania wojenne zaprzęgli technologiczne nowinki. – Ukraińcy zdecydowanie zainwestowali w drony i eksperymentują z ich wykorzystywaniem. Wojna często jest motorem innowacji, zwłaszcza w odniesieniu do nowych technologii, takich jak bezzałogowce właśnie. To był genialny pomysł, by użyć ich w ten sposób. Zadziałało to niezwykle dobrze – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Avia Guttman, specjalistka ds. służb specjalnych oraz zwalczania terroryzmu z Uniwersytetu Aberystwyth.

W ostatnich latach w Ukrainie znacznie rozwinął się przemysł dronowy, stąd też SBU coraz częściej korzysta z rodzimych konstrukcji. W 2023 r. eksperci z Center for European Policy Analysis pisali, że w kraju działa ponad 200 firm produkujących bezzałogowce na potrzeby wojska. Często są to nieduże drony kamikadze z systemem FPV. Koszt jednej sztuki to niecałe 400 dol., a może ona zniszczyć lub uszkodzić czołg, samolot albo rafinerię wartą setki milionów.

– O tym, że jedyną drogą do skutecznej konfrontacji z Rosją jest innowacyjne podejście i przełomy technologiczne, napisał ówczesny dowódca sił zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny na łamach „The Economist” w 2023 r. Nie ma innej drogi. Nie da się prześcignąć Rosji pod względem liczby żołnierzy. To podejście podziela też obecny głównodowodzący gen. Ołeksandr Syrski. W lutym 2024 r. w armii pojawił się nowy rodzaj sił zbrojnych: Siły Systemów Bezzałogowych. Operacja „Pajęczyna” zademonstrowała dodatkowe możliwości małych dronów wykorzystujących sztuczną inteligencję – mówi Szwiec. Jak zauważają eksperci waszyngtońskiego think tanku Center for Strategic and International Studies (CSIS), równolegle z rosnącą produkcją dronów Ukraina rozwija właśnie technologię AI. Zdaniem CSIS celem Kijowa jest pełne wykorzystywanie sztucznej inteligencji na polu bitwy, czy to poprzez zbieranie informacji, czy też poprzez wsparcie bezzałogowców w atakowaniu celów. Szczególnie że algorytmy nie odczuwają zmęczenia, presji psychicznej czy złej pogody. Pomagają również w momencie, gdy operator drona traci z nim kontakt z powodu zakłóceń łączności, jak miało to miejsce w trakcie operacji „Pajęczyna”.

Mimo wojny kolejne systemy cały czas są rozwijane. Z Kijowem współpracuje m.in. firma Quantum Systems, która pracuje nad systemem Receptor AI pozwalającym jej dronom Vector automatycznie rozpoznawać i namierzać cele. Podobne rozwiązania zaprezentowało niedawno ukraińskie przedsiębiorstwo ZIR System. Jego system sztucznej inteligencji ma umożliwiać bezzałogowcom rozpoznawanie siedmiu typów celów, w tym pojazdów opancerzonych, artylerii oraz czołgów. Twórcy zapewniają, że może on być zamontowany w dowolnym typie drona kamikadze FPV.

Drony korzystające z algorytmów AI sprzedaje Ukrainie także firma Skydio. Jej X10D ma być wyposażony w kamery termalne najwyższej jakości, co pozwala wykryć wroga w całkowitych ciemnościach. Ponadto dron ma być w stanie operować bez sygnału GPS oraz być odporny na zagłuszanie.

– Sytuacja z wykorzystaniem AI podczas ataków nie jest do końca jasna. Niektóre bezzałogowe statki powietrzne mogły używać zautomatyzowanych systemów na wypadek utraty łączności, ale nie do końca wiadomo, na ile opierało się to na sztucznej inteligencji. W przyszłości jednak zobaczymy znacznie więcej małych bezzałogowców, które będą polegać na systemach naprowadzania opartych na AI. Uniezależni je to od jakiegokolwiek łącza radiowego, a ich wykrywanie stanie się jeszcze trudniejsze – tłumaczy Hinz.

Czytaj więcej

Donald Trump zmieni rynek kryptowalut? „Będziemy supermocarstwem bitcoina”

Ta ukraińska operacja to cenna lekcja pokazująca, jakie zagrożenia mogą czekać na zachodnie armie

Operacja „Pajęczyna” poza uderzeniem w Rosję miała za zadanie pokazać Zachodowi, a w szczególności Stanom Zjednoczonym, że wbrew słowom Donalda Trumpa Kijów wciąż „ma karty” w ręku. Według ekspertów zachodni partnerzy Ukrainy powinni też wyciągnąć wnioski z działań SBU.

– Zachód zdecydowanie musi się uczyć na ukraińskich operacjach z dronami. Nie chodzi nawet o modus operandi konkretnej operacji, ale tego, jak tworzyć instytucje, które szybko dostosowują się do rozwijających się technologii i wykorzystują je w zaskakujący sposób – przekonuje Fabian Hinz.

„Pajęczyna” to też cenna lekcja pokazująca, jakie zagrożenia mogą czyhać na zachodnie armie. – Ukraiński atak pokazuje skuteczność strategii asymetrycznych, podkreślając wrażliwość rosyjskich bombowców strategicznych, ale zapewne także tych amerykańskich. Istnieje wiele środków ostrożności, które USA i ich sojusznicy mogą podjąć, aby zmniejszyć swoją podatność na podobne ataki. Jednym z nich jest inwestowanie w lepszą obronę przed dronami w bazach lotniczych, np. poprzez montowanie większej liczby systemów walki elektronicznej oraz zagłuszania sygnałów GPS. Innym może być budowa schronów lotniczych – mówi „Plusowi Minusowi” Sam Lair, analityk ds. bezpieczeństwa z think tanku James Martin Center for Nonproliferation Studies.

Fabian Hinz zwraca dodatkowo uwagę na to, że nie wszystkie potencjalne cele ataku dronów można łatwo zabezpieczyć. – Nie mówimy tylko o bombowcach strategicznych. Krytyczna infrastruktura, węzły logistyczne i wąskie gardła przemysłu również mogą paść ofiarą ataków – mówi ekspert.

Do tych zasłużonych zachwytów nad kreatywnością i skutecznością SBU trzeba jednak dodać łyżkę dziegciu. – Myślę, że potrzebujemy także przestrogi. Wywiad i operacje specjalne są tylko częścią szerszej strategii, a same służby specjalne nie mogą być wykorzystywane do przezwyciężenia takich słabości, jak brak logistyki czy rekruta. Wywiad pozwala Ukrainie sprytnie wykorzystywać konflikt i uderzać w Rosję w jej najsłabszym punkcie, ale nie przezwycięży słabości materialnej. Przy całej pomysłowości SBU ten atak, choć niewątpliwe podniósł morale, tak naprawdę nie zmieni sytuacji Ukrainy na polu bitwy – konkluduje prof. Lomas.

Na nagraniach z telefonu widać grupę mężczyzn z niedowierzaniem patrzących, jak z ciężarówki zaparkowanej na postoju w okolicach Irkucka wylatują niewielkie drony. Gdy mija pierwszy szok, dwóch z nich wskakuje na dach kontenera, w którym znajdują się bezzałogowce, i kamieniami próbuje powstrzymać kolejne z nich przed startem. Ci, którzy zostali na dole, zbierają z ziemi następne kamienie, by podać je kolegom. Sami też rzucają w drony. „Każdy chciał pomóc, by nie mogły się wzbić w powietrze. Były w środku samochodu, więc chcieliśmy je uziemić kamieniami” – mówi rosyjskim mediom kierowca z Białorusi Anton Mackiewicz.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Teorie spiskowe Grzegorza Brauna. Z jego słów wypływa rosyjska terminologia
Plus Minus
Popatrzmy jak ktoś gra. Poznajmy nową generację celebrytów
Plus Minus
Chaos we Francji rozleje się na Europę
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polski Kościół włączył „całą wstecz”. A słowa papieża są jasne
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Po co wydano miliony na Polaka w kosmosie? Bareja znowu miał rację