Czy bojkot rosyjskich artystów ma jeszcze sens?

W czwartym roku wojny w Ukrainie coraz mocniej brzmi pytanie, czy bojkot rosyjskiej kultury ma nadal sens. Kiriłł Sieriebriennikow udowadnia w Amsterdamie, że tak, bo w „Borysie Godunowie” pokazał, jaka dzisiaj jest jego ojczyzna i dlaczego tak podłe stało się w niej życie.

Publikacja: 20.06.2025 10:50

Obraz współczesnego społeczeństwa rosyjskiego w „Borysie Godunowie” według Kiriłła Sieriebriennikowa

Obraz współczesnego społeczeństwa rosyjskiego w „Borysie Godunowie” według Kiriłła Sieriebriennikowa

Foto: Marc Borggreve/De Nationale Opera (2)

Wmrocznych losach Borysa Godunowa najpełniej odbija się Rosja, jej potęga i słabość, jej duchowa siła i ludzka beznadzieja. Historię panującego w Rosji na przełomie XVI i XVII wieku cara opisał Aleksander Puszkin, bardziej jednak tworząc szekspirowską w klimacie tragedię władcy, który zasiadł na tronie, zgładziwszy tego, komu się on należał. Co prawda, historycy są zgodni, że Borys nie zamordował nieletniego potomka Iwana Groźnego, ale legenda o morderstwie małego Dymitra, zrodzona zaraz po śmierci tego prawdziwego pretendenta do korony, okazała się silniejsza od faktów. I pozostało też przekonanie, że władza wyrastająca na zbrodni prowadzi nieuchronnie do tragedii.

Poza Rosję Borysa Godunowa wprowadził Modest Musorgski, stworzywszy na kanwie poematu Puszkina wielki muzyczny fresk, do rozterek cara dodawszy wyjątkowy operowy rozmach. Opera Musorgskiego z początku niedoceniana w Rosji w świat ruszyła z początkiem XX wieku. I w kolejnych dekadach stała się wizytówką promocyjną rosyjskiej kultury i samej Rosji – jej mocarstwowości i bogactwa, jej duchowej siły i władzy o niemal boskim charakterze, ale i jej mrocznych tajemnic. Ten obraz z genialną wręcz muzyką, a wedle inscenizacyjnej tradycji obowiązkowo wzbogacany bogatymi strojami, świętymi obrazami, biciem cerkiewnych dzwonów i potęgą brzmienia chórów, niezmiennie fascynował bogatą publiczność zachodniego świata.

Czy „Borys Godunow” Modesta Musorgskiego to opowieść o Rosji Władimira Putina?

Kiedy w grudniu 2022 roku mediolańska La Scala postanowiła otworzyć kolejny sezon – a to we Włoszech wciąż niemal narodowe święto – premierą „Borysa Godunowa” Musorgskiego, protesty związane z wyborem takiego tytułu w czasie rosyjskiej agresji na Ukrainę nie były zbyt głośne. W premierowy wieczór przed teatrem zgromadziły się grupki manifestantów wyrażających swój sprzeciw, kolejne przedstawienia odbywały się już jednak bez zakłóceń.

Czytaj więcej

Rosjanin nagrodzony World Press Photo. Organizatorzy cofają zaproszenie i myślą o zmianie zasad

Dyrekcja La Scali tłumaczyła wówczas, że opera Musorgskiego pokazuje, do jakiego zła prowadzi nadużywanie władzy, a duński reżyser Kasper Holten, artysta o dużym dorobku w europejskich teatrach, starał się uciec od wszelkich odniesień do współczesności. Skupił się na kwestiach sumienia, władzy, manipulacji, cenzury i prawdy. I choć ponadczasowego charakteru „Borysowi Godunowowi” w La Scali nadawały kostiumy z różnych epok – od XVI wieku do współczesności – to i tak najbardziej zapadała w pamięć uderzająca przepychem scena koronacji Borysa.

O mediolańskim spektaklu będzie się raczej pamiętać ze względu udział w nim Ildara Abdrazakova, najwspanialszego współcześnie odtwórcy postaci Borysa, kontynuatora wielkiej tradycji wschodnioeuropejskich ciemnych i głębokich basów. Był to jednocześnie jeden z ostatnich w zachodnich teatrach występów Abdrakazova, który opowiedział się jednoznacznie po stronie Putina. W nagrodę za wierność prezydentowi Rosji w grudniu 2024 roku został mianowany dyrektorem generalnym Teatru Opery i Baletu w Sewastopolu. Jej gmach zaprojektowany po aneksji Krymu przez słynną austriacką firmę architektoniczną Coop Himmelb(l)au należy do najbardziej awangardowych obiektów teatralnych w Europie. Ma być symbolem rosyjskiego panowania na tym półwyspie.

Czy rosyjską klasykę potrafią zinterpretować wbrew skostniałej tradycji jedynie twórcy rosyjscy?

Kolejne europejskie inscenizacje mocniej odnosiły się do współczesnej Rosji. W początkach 2024 roku w paryskim Théâtre des Champs-Elysées francuski reżyser Oliver Py scenę w carskich apartamentach na Kremlu rozgrywał przy ogromnym stole Francuzom jednoznacznie kojarzącym się z tym, przy którym Putin rozmawiał z prezydentem Macronem. Była też w spektaklu siedziba Dumy z komunistycznym symbolem sierpa i młota, nie zabrakło cerkiewnego ikonostasu i prawosławnych hierarchów w złotych strojach, a nawet wizerunków Putina i Stalina na kotarze oraz litery „Z” symbolu rosyjskiej inwazji. Tego typu pomysły inscenizacyjne zostały użyte przede wszystkim po to, by wzmocnić atrakcyjność wielkiego widowiska Musorgskiego.

W tym samym mniej więcej czasie w Hamburgu „Borysa Godunowa” wystawił Frank Castorf – wielka indywidualność niemieckiego teatru dramatycznego przez niektórych polskich krytyków nazywany niemieckim Krystianem Lupą. Ale on, podobnie jak inni zachodni inscenizatorzy, zaakcentował jedynie pewną zewnętrzność tego dzieła, nie wnikając w głąb. Ten sposób inscenizacji ułatwia aktualizację, ale spłyca wieloznaczność „Borysa Godunowa”.

Castorf sięgnął po pierwszą wersję opery Musorgskiego, w której nie ma dopisanego później tzw. aktu polskiego. Postaci w nim występujące pojawiły się jednak na hamburskiej scenie – Maryna Mniszech z białoczerwoną flagą i portretem polskiego papieża oraz jej doradca, jezuita Rangoni, rozrzucający ulotki z napisem „Solidarność” w chwili, gdy oddziały samozwańczego Dymitra ruszały na Rosję. Takich płytkich odniesień było więcej – ogromna butelka coca-coli jako symbol pieriestrojki czy plakat z wizerunkiem Jurija Gagarina i jego słowami wypowiedzianymi po powrocie z kosmosu na Ziemię: „Boga nie ma”, a mającymi stanowić potwierdzenie materialistycznej idei komunizmu.

Obejrzawszy tego typu próby współczesnych odczytań dzieła Musorgskiego, można dojść do wniosku, że rosyjską klasykę potrafią zinterpretować wbrew skostniałej tradycji jedynie twórcy rosyjscy. Tak robi pracujący od lat na Zachodzie Dmitrij Czerniakow, albo Iwan Wyrypajew, autor wyjątkowej inscenizacji „Borysa Godunowa” w Teatrze Wielkim w Poznaniu w 2016 roku. Wykreował on minimalistyczny, surowy spektakl nie tyle o dylematach władcy, ile o dwóch narodach. Zderzył ubóstwo i pokorę rosyjskiego chłopstwa z dumą i bogactwem naszej szlachty, będącą symbolem innego świata. Obie tak odmienne społeczności pokazał jednak w podobny sposób jako zbitą masę, poruszającą się dość niezdarnie – Polacy z polonezowym dygnięciem, Rosjanie drobili kroczki jak ich ludowe tancerki.

Kiriłł Sieriebriennikow przeciw bojkotowi rosyjskiej klasyki. „Nie jest tak łatwo odciąć rosyjską kulturę”

Najciekawszą osobowością stał się Kiriłł Sieriebriennikow, reżyser teatralny i filmowy, który w 2012 roku stworzył w Moskwie Centrum Gogola. Realizowane przez niego w tym teatrze nowatorskie spektakle stały się głośne, zapraszano je do wielu krajów. A on sam był człowiekiem niepokornym, protestował przeciwko inwazji na Gruzję, bronił członkiń zespołu Pussy Riot i społeczności LGBT, coraz bardziej więc przeszkadzał władzy. W 2021 roku nie przedłużono z nim umowy na prowadzenie Centrum Gogola, a w ciągnącym się przez kilka lat procesie będącym w istocie parodią sądu skazano go na karę grzywny, więzienie w zawieszeniu i zakaz opuszczenia kraju. Powód – rzekoma defraudacja państwowych pieniędzy.

Wiosną 2022 roku pozwolono mu opuścić Rosję. Kilka tygodni później podczas prezentacji na festiwalu w Cannes swojego najnowszego filmu „Żona Czajkowskiego” Sieriebriennikow potępił wojnę w Ukrainie, ale wypowiedział się też przeciw bojkotowi rosyjskiej klasyki. – W pełni rozumiem ludzi, dla których nawet słuchanie języka rosyjskiego jest bardzo bolesne z powodu wojny. Nie możemy jednak powstrzymać języka, nie możemy powstrzymać muzyki, nie możemy powstrzymać inscenizacji, nie możemy powstrzymać kina – powiedział wtedy. – Nie jest tak łatwo odciąć rosyjską kulturę, gdyż jest ona częścią kultury światowej.

Tomasz Konieczny jako Borys Godunow w Amsterdamie

Tomasz Konieczny jako Borys Godunow w Amsterdamie

Foto: borggreve

W przedstawieniach realizowanych od czasu aresztu domowego i później nadal burzy stare konwencje, szokuje publiczność i zaskakuje nieoczywistymi tropami interpretacyjnymi. Czasami pojawiały się w nich odniesienia do spraw rosyjskich, tak było w przejmującym „Parsifalu” Wagnera w Wiedniu, gdzie pokonani rycerze świętego Graala przypominali więźniów sowieckiego gułagu. Sieriebriennikow jednak unikał bezpośrednich wypowiedzi o swojej ojczyźnie. Uczynił to dopiero teraz w czerwcu w Holenderskiej Operze Narodowej w Amsterdamie, realizując „Borysa Godunowa”.

Pozbawił operę Musorgskiego tak atrakcyjnej dla widza wizualnego przepychu i rozmachu. I choć zachował kolejność wszystkich zdarzeń, nie zrobił spektaklu o Borysie Godunowie i jego rozterkach albo dokładniej – nie o nim przede wszystkim. To jest opowieść o Rosji 2025, ale nie tej wielkiej i dumnej, ale stłoczonej w swoich komunalnych mieszkaniach jak w klatkach. Tu wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą.

Na scenie w Amsterdamie Rosja żyje z dnia na dzień, bez perspektyw w trzykondygnacyjnej konstrukcji niby-domu (Sieriebriennikow jest także autorem scenografii i kostiumów). Ludzie piją wódkę, rozmawiają ze sobą, czasem się kłócą i biją, czasem uprawiają niezdarny seks. Mijają pory roku, a życie toczy się niezmiennym rytmem. Co pewien czas – i to głównie nie z własnej woli – trzeba wyjść przed dom, by zamanifestować poparcie dla władzy, czasami po to, by na nią popsioczyć. Gdy władza zaczyna mieć kłopoty, zaostrza rygor. Do drzwi niektórych mieszkań wali policja, robi rewizje, wyciąga ludzi z domów.

W maleńkim mieszkaniu spisuje prawdziwą historię swojego kraju niezależny historyk Pimen. Stary, chodzący o kulach i właściwie bezradny (świetny ukraiński bas Vitalij Kowaljow) pracuje nocą, a za jego plecami telewizor nadaje relację z jakichś oficjalnych państwowych uroczystości, choć te Pimena nie obchodzą.

Tylko jeden człowiek w tym mieszkaniowym kołchozie ma odwagę się buntować, pisać ulotki, wywieszać transparenty, apelować do sumień rodaków. Bywa więc nieustannie nękany przez służby, czasami bity, ale się nie poddaje. „Jeśli to twój kraj, to nie ma tu dla ciebie miejsce” – mówi w jednej z pierwszych scen. „Ale ja nigdzie nie pójdę, zostanę tutaj”. I do końca będzie pełnił rolę komentatora zdarzeń, jemu jednemu Sieriebriennikow dodał mówione kwestie, delikatnie jednak ingerujące w muzykę.

Czytaj więcej

Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol

Reżyser tak uwspółcześnił postać Jurodiwego, silnie obecną w rosyjskiej tradycji i odgrywającej ważną rolę w operze Musorgskiego. To głupiec, ale o pewnych znamionach świętości, pogardzany i wyśmiewany, a jednocześnie jako jedyny mający odwagę powiedzieć prawdę carowi Borysowi. Był biedakiem żebrzącym o jałmużnę. Zdaniem Sieriebriennikowa Jurodiwy to inteligent, którego dziś traktuje się jak szaleńca. „Jak to jest, że czasami jedna osoba lub dziesięć potrafi obalić władzę, a na co dzień wszyscy ludzie są bezradni” – mówi w spektaklu zrezygnowany.

Dwóch rosyjskich śpiewaków zrezygnowało z występu w amsterdamskiej inscenizacji „Borysa Godunowa”. Czego się bali?

Oczywiście, jest też i on, przywódca narodu, Borys Godunow. W przeciwieństwie do innych inscenizacji nie zastosowano w Amsterdamie tanich chwytów, by utożsamiać go wprost ze Stalinem czy Putinem. W ostatnim ćwierćwieczu galerię rosyjskich władców od Iwana Groźnego poprzez Piotra Wielkiego, Lenina i Stalina aż do innych komunistycznych sekretarzy prezentowano w operze Musorgskiego na scenie wielokrotnie. Kiriłł Sieriebriennikow wraz z polskim bas barytonem Tomaszem Koniecznym zerwali z operowo-teatralną tradycją. Stworzyli zupełnie inny portret Borysa.

Amsterdamski spektakl jest spektaklem społecznym, o losie narodu. Ale równocześnie jest spektaklem o współczesnej polityce i jej mechanizmach. Borys Godunow pozbawiony boskich atrybutów i ceremonialnych szat nabiera prawdziwie ludzkich cech, a w portretowaniu takiego właśnie przywódcy Tomasz Konieczny idealnie się odnajduje, pogłębiając jego wizerunek z każdą kolejną sceną.

Wraz z rozwojem akcji śledzimy zatem proces obrastania władzy w siłę. We współczesnym świecie obserwujemy przecież, że każdy polityk o autokratycznych skłonnościach jest przekonany, iż zapewni rządzonym przez niego powszechną szczęśliwość. Borysa Godunowa często przedstawia się jako działającego w opozycji do ludu, natomiast w tym spektaklu mocniej wybrzmiewa jego przekonanie – zgodne zresztą z prawdą historyczną – że dał swojemu krajowi targanemu konfliktami sześć lat pokoju. Dlaczego więc poniósł klęskę? Może dlatego, że nie było w nim prawdziwych zdolności przywódczych? Do najwyższej godności został wyniesiony jakby wbrew woli, on sam miał wątpliwości. Zadecydowała pokazana w spektaklu współczesna, zakulisowa polityka – grono doradców sterujących Borysem i podsuwających mu teksty wystąpień.

Na scenie w Amsterdamie Rosja żyje z dnia na dzień, bez perspektyw w trzykondygnacyjnej konstrukcji niby-domu

W ujęciu Tomasza Koniecznego Borys jest prostolinijny, a jednocześnie wyniosły, stara się być silny, ale bywa też bezradny. I coraz bardziej staje się pogubiony, bo zadanie, jakiego się podjął, po prostu go przerosło. I jest to też Borys przejmująco tragiczny, wręcz wzruszający wtedy, gdy czuje zbliżającą się śmierć. W tej jednej scenie znika cyniczny świat współczesnej polityki, spektakl po raz pierwszy i ostatni nabiera zaś wymiaru duchowego. A Borys staje przed widzami psychicznie obnażony, a jednocześnie uwznioślony.

Cara zabrakło, ale sprawny aparat władzy pozostał i potrafi zawczasu przewidzieć bieg zdarzeń. Kiedy targany tragicznymi wizjami Borys szykuje się do publicznego wystąpienia, Szujski, którego tenor Ya-Chung Huang przedstawia jako zimnego, bezdusznego aparatczyka, zakłada mu czerwony krawat. To obowiązkowy element ubioru, każdemu politykowi dodaje powagi. Tym razem jednak prosta czynność wiązania krawata przypomina zaciskanie stryczka na szyi. Wyrok już przecież zapadł.

Nie ma odrobiny optymizmu w sposobie, w jaki Kiriłł Sieriebriennikow postrzega świat współczesnej polityki. Pozbawiony empatii Szujski nie będzie lepszym przywódcą. Jeszcze gorzej prezentuje się samozwańczy Dymitr – dostawca pizzy, który na swoim rowerze uciekł za granicę i wiedzie tam nędzne życie emigranta. Nagła kariera w świecie nie jest efektem jakichkolwiek jego talentów. To ambitna polityczka Maryna (ciemnoskóra Raehann Bryce-Davis o dźwięcznym, mezzosopranowym głosie) postanowiła wykorzystać go do swoich mocarstwowych planów. Ubrała więc w garnitur niezdarnego Dymitra (bo tak go przedstawia tenor Dumitru Mitu), i przed telewizyjnymi kamerami, na tle amerykańskiej flagi podpisuje z nim umowę o politycznej współpracy. W życiu tych, którzy mieszkają w ciasnych rosyjskich mieszkaniach, nic ona nie zmieni.

W tym spektaklu nawet muzyka Musorgskiego wydaje się tracić moc, Vasily Petrenko zaś tak prowadzi orkiestrę, by dostosowała się do obrazów stworzonych przez Sieriebriennikowa, a te nie straciły swej siły. W międzynarodowej obsadzie „Borysa Godunowa” miało zaś wziąć udział również dwóch śpiewaków rosyjskich. Po pierwszych próbach, na których reżyser przedstawił swoją koncepcję inscenizacyjną, zrezygnowali. Nie dlatego, że byli jej przeciwni. Zrobili to w obawie o los swoich bliskich, którzy pozostali w kraju.

Wmrocznych losach Borysa Godunowa najpełniej odbija się Rosja, jej potęga i słabość, jej duchowa siła i ludzka beznadzieja. Historię panującego w Rosji na przełomie XVI i XVII wieku cara opisał Aleksander Puszkin, bardziej jednak tworząc szekspirowską w klimacie tragedię władcy, który zasiadł na tronie, zgładziwszy tego, komu się on należał. Co prawda, historycy są zgodni, że Borys nie zamordował nieletniego potomka Iwana Groźnego, ale legenda o morderstwie małego Dymitra, zrodzona zaraz po śmierci tego prawdziwego pretendenta do korony, okazała się silniejsza od faktów. I pozostało też przekonanie, że władza wyrastająca na zbrodni prowadzi nieuchronnie do tragedii.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Plus Minus
„Materialiści” oferują miłośnikom komedii romantycznych dokładnie to, po co przyszli