Odkrycie: rękopis zaginiony w Saragossie

To sensacja. „Rękopis znaleziony w Saragossie", który znaliśmy dotychczas, nie jest dziełem Jana Potockiego, lecz kompilacją kilku wersji autora dokonaną przez Edmunda Chojeckiego, który nie szczędził własnych dopisków, w 1847 roku. Prawdziwy tekst poznajemy dopiero teraz.

Publikacja: 13.11.2015 00:00

Jedna ze stylowo-pastiszowych ilustracji Marka Pawłowskiego do nowego wydania „Rękopisu”

Jedna ze stylowo-pastiszowych ilustracji Marka Pawłowskiego do nowego wydania „Rękopisu”

Foto: materiały wydawnictwa

Żyjący w latach 1761–1815 Jan Potocki, twórca „Rękopisu znalezionego w Saragossie", to z pewnością jedna z najbarwniejszych i najbardziej ekscentrycznych postaci XVIII wieku. To polski powieścio- i dramatopisarz (choć tworzący w języku francuskim), podróżnik, polityk, historyk, publicysta, etnograf, pierwszy archeolog polski, badacz starożytności słowiańskich, inżynier, pierwszy nasz aeronauta, kawaler maltański zaszczycony Krzyżem Devotionis. Ten potomek wielkiego polskiego rodu, przedstawiciel polskiej, a właściwie europejskiej, kultury w naszym kraju wciąż nie ma szans na popularność i uznanie, na jakie zasłużył. Najlepszym przykładem jest przypadające w tym roku dwustulecie jego śmierci, które przechodzi bez echa.

O przypomnienie niezwykłego twórcy zadbał jedynie dyrektor Zamku w Łańcucie Wit Wojtowicz, organizując poświęconą mu wystawę. Wkrótce obejrzymy ją też w Zamku Królewskim w Warszawie. Najmocniejszym wydarzeniem jest nowe tłumaczenie „Rękopisu znalezionego w Saragossie" dokonane z francuskiego oryginału przez Annę Wasilewską. Nowe, czyli drugie po ponad 150 latach. A sprawa pierwszego, opublikowanego przez Edmunda Chojeckiego, jest zagmatwana. Podobnie zresztą jak życie Potockiego i jego powieść.

Jan Potocki rozpoczął pracę nad nią w latach 90. XVIII wieku, a ukończył prawdopodobnie niedługo przed śmiercią. Ciągle powieść poprawiał, doskonalił, zmieniał wątki. Ostatecznie powstały trzy wersje, z których dwie ostatnie Potocki pisał w latach 1804–1810. To, co weszło do kanonu naszej literatury w 1847 roku, to wersja tłumacza Edmunda Chojeckiego, skompilowana przez niego i ocenzurowana.

Lube szczebiotania tłumacza

Anna Wasilewska, autorka obecnego przekładu, zaznacza, że „Rękopis" Chojeckiego przy całym swym bogactwie językowym, stylu giętkim i opisach barwnych zawiera wiele nieścisłości, przekłamań, wręcz rażących błędów. Niezależnie od olbrzymiej pracy Leszka Kukulskiego, który po latach skorygował wiele nieścisłości i „poddał rewizji" rozważania filozoficzne i matematyczne dokonane przez tłumacza.

Zapytana przeze mnie, jaki rodzaj cenzury zastosował w swojej wersji pierwszy tłumacz powieści, Anna Wasilewska odpowiada:

– Przekład Chojeckiego, jakkolwiek sprawny, znacząco odbiega od tonacji oryginału. Czyta się go znakomicie jako dzieło suwerenne, które odznacza się barwnością i zmysłowością opisów, dopóki nie weźmie się do ręki oryginałów. Wychodzą wtedy na jaw nieścisłości, przekłamania, dopiski i amputacje. Dotyczą zwłaszcza scen erotycznych, zresztą w oryginale dosyć niewinnych, oraz charakterystyki postaci kobiecych. Pod piórem tłumacza pojawiają się nieobecne u Potockiego „śnieżne ramiona", „alabastrowe rączki" czy „lube szczebiotania". Znikają także równie gorszące rekwizyty, jak „pas cnoty" czy „kłódka". Nie ma też mowy o „sztuce miłosnej" czy „bratanicach libertyńskich księży". Tam, gdzie fraza Potockiego jest zwięzła, sucha bądź eliptyczna, Chojecki uzupełnia i rozwija opis, budując klimat całkowicie obcej hrabiemu egzaltacji, czułostkowości i sentymentalizmu. Stąd Kleopatra „zastawia sidła niewieściej zalotności nad Antoniuszem", a „Manuela wyzionęła ducha na łonie Avadora". W jego przekładzie są dziesiątki takich dopisków.

Czytelnik nowego przekładu „Rękopisu znalezionego w Saragossie" ma oczywiście sporo pytań. Na przykład, dlaczego dopiero na początku XXI wieku dowiadujemy się o istnieniu różnych wersji powieści? Wciąż mam wrażenie, że do Potockiego, który uznany jest na Zachodzie za „jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie Polska sprawiła Europie", mamy stosunek lekceważący. Zupełnie jakbyśmy się obrazili, że napisał swe dzieło i większość utworów po francusku. A wśród polskich badaczy literatury specjalizujących się w jego życiu i twórczości Michał Otorowski nie ma wielu konkurentów. Nie ma się więc czemu dziwić, że autorami wielkiej monografii Potockiego wydanej niedawno w Polsce są cudzoziemcy: Szwajcar François Rosset, profesor uniwersytetu w Lozannie, oraz Francuz Dominique Triaire, profesor uczelni w Montpellier.

Powieść dziwnie wydłużona

W roku 2002 Dominique Triaire, pracujący w tandemie z François Rossetem, odkrył w zbiorze jarocińskim zdeponowanym w Archiwum Państwowym w Poznaniu manuskrypt powieści złożony głównie z kopii poszczególnych dekameronów, z odręcznymi poprawkami Potockiego.

– To odkrycie pozwoliło obu uczonym odtworzyć genezę powieści – wyjaśnia Anna Wasilewska. – Według ich rozpoznania istnieją dwie równoprawne jej wersje, które roboczo nazwali wersją 1804 i wersją 1810. Zaraz po powrocie z Chin, w roku 1805, Potocki zaczął przerabiać piąty dekameron, a następnie zmienił konspekt utworu. Wersja 1810 jest utrzymana w tonacji już nie tak lekkiej i swawolnej, za to w przeciwieństwie do wersji 1804 jest powieścią dokończoną i ma 61 dni. Prawdopodobnie Chojecki miał w ręku obie wersje i do czterech dekameronów z wersji 1804 dołączył dwa ostatnie z wersji 1810, zakończenie zaś zmanipulował, w efekcie czego powieść liczy 66 dni, podczas gdy druga wersja Potockiego zamyka się w 61 dniach.

François Rosset – wnuk Zofii Kossak, specjalizujący się w twórczości Jana Potockiego, autor naukowej edycji jego utworów i licznych prac, m.in. „Z Warszawy do Saragossy. Jan Potocki i jego dzieło" – zauważył: „Chojecki, nie posiadając pełnego zestawu rękopisów, nie zrozumiał kolejności etapów powstawania dzieła. A jeśli ją zrozumiał, to uchylił się przed wyborem między wersją 1804 i wersją 1810. Jego tłumaczenie łączy dwie zupełnie różne koncepcje zarówno pod względem estetycznym, jak i ideowym. Stało się to możliwe wskutek poważnych manipulacji, np. dopisania kilku dni, wprowadzenia zmian w fabule, rezygnacji z niektórych elementów, dopisanych potem przez autora".

Z „Rękopisem znalezionym w Saragossie" obchodził się dość swobodnie nie tylko Chojecki. Kilkanaście lat po wydanej w Petersburgu wersji oryginalnej ukazał się we Francji plagiat utworu. Jego autor był na tyle bezczelny, że uskrzydlony sukcesem „swojego" dzieła, zgodził się na jego druk w odcinkach w jednym z dzienników. Wówczas dopiero został zdemaskowany.

Warto zauważyć, że jedyna do niedawna wersja tłumaczenia dokonana przez Chojeckiego uchodziła za kanoniczną nie tylko w Polsce. W 1989 roku stała się podstawą wydania... francuskiego, ogłoszonego przez Rene Radrizzaniego jako „pierwsza we Francji pełna prezentacja oryginału". Sytuacja okazała się dość groteskowa. Francuzi potraktowali wersję polskiego tłumacza z tak wielkim pietyzmem, że nie mogąc – co zrozumiałe – znaleźć francuskich odpowiedników dopisanych przez niego fragmentów, uznali je za nieznane elementy zaginionego oryginału  i dlatego przetłumaczyli na francuski.

Badania François Rosseta i Dominique'a Triaire'a obaliły tezę, że Chojecki dysponował ostateczną wersją oryginału przekazaną mu przez autora i że ów oryginał zaginął wkrótce po tym, jak ukazało się tłumaczenie.

Na pytanie, dlaczego sam autor nie doprowadził do wydania „Rękopisu" w wersji ostatecznej, odpowiedź wydaje się łatwiejsza. Wiąże się z pewnością z tragiczną śmiercią Potockiego w 1815 roku, która obrosła zresztą legendą.

Barwne życie ekscentryka

Badacze od dawna się zastanawiają, czy samobójcza śmierć była kolejnym, ostatnim dziwactwem tego ekscentryka, czy wręcz formą manifestacji antyreligijnej. Patrząc na całe szalone i niezwykle barwne życie Jana Potockiego, widzimy wyraźnie, jak konsekwentnie unikał on jednoznaczności. Jak skutecznie opierał się łatwym ocenom. Stąd tak dużo plotek, domysłów, oskarżeń na jego temat.

Na sukces „Rękopisu znalezionego w Saragossie" składa się wiele czynników. Nie tylko talent literacki autora poparty jego rzetelnym wykształceniem przez francuskojęzycznych nauczycieli w Europie Zachodniej, ale także pasja podróżnicza. Potocki – typowe dziecko oświecenia – zachwyca wnikliwością obserwacji, reporterskim wręcz postrzeganiem rzeczywistości. W opisach wyczuwa się dociekliwość i szczegółowość etnologa.

Autor „Rękopisu" był zresztą nie tylko podróżnikiem, ale i odkrywcą. W czasie burzliwego życia docierał do miejsc tak egzotycznych i odległych, jak Chiny, Maroko, Malta, Tunezja, Turcja czy Egipt. Odwiedzał Europę Zachodnią i Wschodnią. Na rok przed ogłoszeniem Konstytucji 3 maja w towarzystwie przerażonego służącego i ulubionego psa zdecydował się na podróż balonem nad Warszawą. Przyjął wtedy zaproszenie słynnego konstruktora Jeana Pierre'a Blancharda, a całe wydarzenie odbiło się głośnym echem.

W czasach Sejmu Czteroletniego, którego Jan Potocki był posłem, krążyła o nim anegdota: „Z polska po kozacku chodzi, różny koncept w nim się rodzi, zwiedził liczne kraje cudze, i w powietrznej był żegludze".

W czasie sejmowych obrad, choć był posłem, właściwie nie zabierał głosu. Ze względu na wykształcenie był zdecydowanie francuskojęzyczny i mówienie po polsku sprawiało mu kłopoty. Postanowił więc być przydatny w inny sposób. Założył Drukarnię Wolną, która wydała ponad 250 pism politycznych. Stworzył też wydawany po francusku tygodnik sejmowy objaśniający i komentujący Europie sytuację polityczną w Polsce.

Zaskakujące są liczne wolty w jego życiu. Służył w armii austriackiej, potem z pełnym oddaniem angażował się w działalność Sejmu Czteroletniego. Stanisław August Poniatowski powierzał mu wielokrotnie tajne misje. Podjął się także m.in. roli negocjatora przymierza z Prusami. A gdy Polska zniknęła z mapy Europy, postanowił wiernie służyć Rosji. Czyżby rodzące się w jego czasach pojęcie narodu było dla niego zbyt abstrakcyjne, a on – jak niedawno stwierdzono – wolał do końca życia wyznawać tezę, że ojczyzną jest jego ziemią, a życiowym drogowskazem – rodowy interes?

Dla rodziny samobójcza śmierć pisarza była takim szokiem, że przez wiele lat nie udostępniano archiwów artysty. Polski przekład ukazał się staraniem jednego z synów Jana Potockiego w 1847 roku w Lipsku. Podjął się tego zadania właśnie Edmund Chojecki.

Opowieść dla erudytów

Powieść Potockiego ma kompozycję szkatułkową, wielowątkową. W ciągu 61 dni, jakie obejmuje, jej bohater Alfons van Worden wciąż balansuje na granicy rzeczywistości i halucynacji. Styka się – jak zauważył Yves Citton – z orszakiem postaci i z kalejdoskopem tradycji religijnych, stanowisk filozoficznych, systemów naukowych oraz mniej lub bardziej egzotycznych kultur za pośrednictwem wtrąconych opowieści ukazujących wszystkie gatunki i formy powieściowe oświecenia.

W tłumaczeniu Anny Wasilewskiej wyczuwa się wyraźną harmonię między tym, co konkretne, i co zmysłowe. Podane jest to z pewną pikanterią. Jest metafizyka, mistyka i pewna tajemnica. Język został wyraźnie odświeżony, choć bez nachalnego uwspółcześnienia.

– Długo namyślałam się nad kształtem językowym, jaki mógłby przybrać dzisiaj „Rękopis" – powiedziała mi tłumaczka. – Potocki nie jest naszym współczesnym, ale wiele zastosowanych rozwiązań stylistycznych i językowych brzmi bardzo nowocześnie, a to, co ma nam do powiedzenia, zasługuje na wysłuchanie, zgodnie z najcelniejszą może definicją klasyka, jaką podał Italo Calvino: „Klasyk to ktoś, kto nigdy nie kończy mówić tego, co ma nam do powiedzenia". Jeśli mamy wysłuchać Potockiego, niechaj przemówi w języku wyzbytym stylizacji, ale też nienacechowanym nadmiernie mową dzisiejszą. Przekład takiego dzieła powinien być wypadkową wiedzy o dawnej literaturze i umiejętności odczytania utworu zgodnie z wrażliwością dzisiejszego czytelnika.

Jeden z badaczy po przeczytaniu „Rękopisu znalezionego w Saragossie" zauważył, że Potocki to artysta „mający odwagę posługiwania się własnym rozumem". To dzieło od początku okazało się niezwykle inspirujące. Aleksander Puszkin po lekturze wydanego w Petersburgu „Rękopisu" przymierzał się do napisania poematu będącego rodzajem jego poetyckiej parafrazy.

To, że wielu ludzi na świecie i w Polsce wie o istnieniu powieści, zawdzięczamy też znakomitej ekranizacji dokonanej przez Wojciecha Hasa. Film ze Zbigniewem Cybulskim zyskał miano kultowego, a wzmocniła to opinia Martina Scorsese uznającego tę opowieść za filmowe arcydzieło. Fenomenem Potockiego i jego „Rękopisem" zainteresowali się najwybitniejsi twórcy kina animowanego – bracia Stephen i Timothy Quay. Ich trwające 20 minut „Inventorium śladów" jest połączeniem dokumentu z animacją, z wielką rolą muzyki Krzysztofa Pendereckiego.

Jan Potocki, jak wspomniałem, podchodził do napisania swej powieści trzykrotnie. Dwa ostatnie razy zaowocowały wersjami na tyle rozwiniętymi, że można się w nich dopatrzyć dwóch różnych projektów. Wszystko wskazuje na to, że odzwierciedlają one ewolucję poglądów autora. François Rosset i Dominique Triaire zwracają uwagę, że wersja z 1804 roku zawiera treści wyraźnie relatywistyczne, mocno zabarwione oświeceniowym materializmem, który daje się wyczuć zwłaszcza w połączeniu nauk Żyda Wiecznego Tułacza w dziedzinie religii oraz wywodów geometry Velasqueza. Zniknięcie postaci Żyda Wiecznego Tułacza z wersji 1810 roku i zmiana orientacji w wywodach Velasqueza znacznie osłabiają materialistyczną wymowę powieści. Materializm zostaje zastąpiony neokartezjanizmem, który Potocki zaczerpnął najprawdopodobniej z dzieł przyrodników protestanckich.

Wiele wskazuje więc na to, że autor „Rękopisu" pod koniec życia okazał się rozczarowanym adeptem oświecenia. Niektórzy zwracają też uwagę, że zmiany wprowadzone w wersji z 1810 roku mogą wynikać z obawy przed cenzurą, która w opanowanej przez Napoleona Europie stawała się coraz bardziej dotkliwa. Istnieje też inna hipoteza. Decyzja o radykalnej reorganizacji powieści mogła nastąpić w momencie, kiedy autor doszedł do wniosku, że nie jest już w stanie utrzymać w ręku wszystkich nici skomplikowanej fabuły. I nie zdoła powiązać ich w całość.

Jak bardzo różne są obie wersje „Rękopisu znalezionego w Saragossie", wkrótce będziemy się mogli przekonać. Wydawnictwo Literackie, które wydało właśnie nowe tłumaczenie ostatecznej wersji utworu z 1810 roku, za kilka miesięcy wyda także w tłumaczeniu Anny Wasilewskiej  wersję z 1804 roku. Tym razem w formie e-booka. Będzie więc okazja do porównań.

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku