Na szczyt dotarł jakby od niechcenia, tanecznym krokiem, w przeciwieństwie do dzisiejszych gwiazd, opętanych reżimem treningowym i dążeniem do doskonałości. Cytaty z Besta wszyscy znają na pamięć: „W 1969 roku rzuciłem alkohol i kobiety. To było najgorsze 20 minut mojego życia", albo ten, nieodłącznie kojarzony z enfant terrible wyspiarskiej piłki: „Mnóstwo pieniędzy wydałem na wódę, dziewczyny i szybkie samochody. Resztę po prostu przepuściłem".
Pod koniec życia George Best cierpiał na marskość wątroby. W 2000 roku poszedł na kolejny odwyk – został zamknięty w szpitalu w Chelsea. W tym czasie napisał autobiografię, która właśnie wyszła w Polsce nakładem wydawnictwa SQN. Książka zaczyna się od dramatycznego przyznania się przed samym sobą do alkoholizmu. Rozdział kończy się wyznaniem, że przestał pić. „Ale stawiając swoje pierwsze niepewne kroki w prawdziwym życiu, czując się, jakbym miał 100 lat, nie mogłem przysiąc, że skończyłem z piciem raz na zawsze. I mimo że upłynęło 12 miesięcy, wciąż nie mogę".
Przynajmniej się nie oszukiwał. Na początku co trzy miesiące wstrzykiwano mu do żołądka kolejną dawkę leków, które nie pozwalały mu tykać alkoholu. Ale znów zaczął pić. W 2002 roku musiał przejść przeszczep wątroby. Z nowym organem pił dalej. W Wielkiej Brytanii rozpętała się przy tej okazji debata, czy alkoholicy, ludzie, którzy sami niszczą swoje ciało, mogą korzystać z organów dawców. Czy nie jest to niemoralne marnowanie wielkiego daru ratującego życie?
Nie umierajcie tak jak ja
Z nową wątrobą Best przeżył zaledwie trzy lata. W październiku 2005 roku trafił do szpitala w Londynie i już z niego nie wyszedł. Silne leki, które brał, by przeszczep nie został odrzucony, zniszczyły jego układ odpornościowy. Alkohol także w tej sytuacji nie pomagał. 20 listopada na wyraźną prośbę samego legendarnego piłkarza angielski tabloid „News of the World" opublikował zdjęcie wychudzonego, poranionego i żółtego (żółtaczka jest jednym z objawów marskości wątroby) Besta leżącego w szpitalnym łóżku, podłączonego do kroplówek i innej aparatury medycznej. „Nie umierajcie tak jak ja" – brzmiał wypisany wielkimi literami tytuł. Pięć dni później – 25 listopada 2005 roku – 59-letni piłkarz zmarł.
W kondukcie żałobnym w Belfaście szło 100 tysięcy ludzi. Syna żegnał między innymi 87-letni ojciec Dickie. Matka Ann nie doczekała. Zmarła w 1978 roku – też jako alkoholiczka. BBC nakręciła fabularyzowany film dokumentalny o Ann Best zatytułowany „Matka swojego syna".
George miał 17 lat, gdy w sezonie 1963/1964 zaczął regularnie grać w Manchesterze United. Dwa lata wcześniej poszukiwacz talentów z Belfastu Bob Bishop nadał telegram do trenera Mata Busby'ego: „Wydaje mi się, że znalazłem dla ciebie geniusza". Best dojrzewał w drugiej drużynie, miał status amatora, pracował w porcie i trenował dwa razy w tygodniu. Gdy jednak w końcu przebił się do pierwszej drużyny, angielskie media nie miały wątpliwości, że pojawił się ktoś wyjątkowy. A gdy szybko się okazało, że ten wyglądający na nieśmiałego dzieciak z równą gracją i fantazją jak na boisku prezentuje się w nocnych lokalach Manchesteru, został okrzyknięty piątym Beatlesem.