Zamierzali oni na jego gruzach, w imię sprawiedliwości społecznej i innych szczytnych pojęć, zbudować nowy wspaniały świat, w którym coś tak obrzydliwie prozaicznego jak pieniądz nie będzie wartością najwyższą.
Tymczasem wiek XX w sposób dobitny sfalsyfikował pomysły tych z jednej strony śmiałków, z drugiej – hochsztaplerów. Kapitalizmu nie da się zabić. Mamy bowiem do czynienia z żywiołem, z którym nawet tak twardzi zawodnicy jak spadkobiercy Mao musieli się w pewnym momencie zacząć liczyć.
Państwo Środka to jednak dla Polaków wciąż egzotyka. Inaczej rzecz się ma oczywiście z krajami Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej, gdzie skądinąd w latach 60. ubiegłego stulecia głupców zapatrzonych w chińską rewolucję kulturalną nie brakowało. Wielu z nich troskę o wyzyskiwane przez kapitalistów klasy społeczne i padające ofiarą kolonializmu ludy łączyło z dekadenckim stylem życia, który niegdyś był domeną wyłącznie zepsutych, gardzących wszelkim motłochem elit. Hipis z Berkeley pochylał się nad niedolą narodu wietnamskiego, a zarazem w osobliwy sposób wspierał go, uciekając od nieznośnej rzeczywistości w narkotyczne transy i spółkowanie z kim popadnie – z czego w „Zapiskach dyletanta" uroczo szydził Leopold Tyrmand.
Tak i pokolenie '68 poważyło się wystąpić przeciwko kapitalizmowi. Ale nie tylko jako ustrojowi wytwarzającemu i utrwalającemu nierówności społeczne, lecz także jako narzędziu panowania kultury mieszczańskiej, z takimi jej hierarchicznymi, autorytarnymi instytucjami jak szkoła. Tyle że tym razem chodziło o to, by ten system z piekła rodem wziąć sprytem, „robieniem miłości, a nie wojny" („Make love, not war"): bez ekscesów w rodzaju jakiejś siermiężnej dyktatury proletariatu, tylko poprzez radykalną zmianę obyczajów i powszechnej mentalności.
Dziś niejeden weteran tej rewolty sprzed pół wieku jest dumny ze swego dawnego zaangażowania. Bo przecież kto za młodu nie był eksperymentującym z „dziecięcą seksualnością" Danielem Cohnem-Benditem czy tłukącym się z policjantami Joschką Fischerem, ten na starość będzie świnią. Czy więc za sprawą pokolenia '68 świat stał się lepszy?