Tamta noc, tamten poranek 24 lutego przed dwoma laty odmieniły wszystko. Przede wszystkim, jak nic innego od 1989 r., poszerzyły granice naszej wyobraźni. Udowodniły, jak mało wiemy o świecie, polityce, naturze człowieka, meandrach ludzkiego myślenia.
Podsumowanie dwóch lat wojny Rosji z Ukrainą
Druga rocznica wybuchu wojny Rosji z Ukrainą: Dwa lata temu perspektywa marszu armii Putina na Kijów nie mieściła się w głowie
O perspektywie ataku wiedziałem już poprzedniego wieczora. Należałem do wąskiego grona ludzi, których służby zaprzyjaźnionego mocarstwa poinformowały o spodziewanej inwazji. A jednak przedstawiona dość szczegółowo perspektywa marszu pancernych kolumn armii Putina na Kijów nie mieściła się w głowie. Przecież jeszcze kilka dni wcześniej publikowaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” artykuł Grzegorza Kołodki, że wojna jest niemożliwa. Bo nieracjonalna, bo nikomu się nie opłaca, bo jest sprzeczna z każdym rachunkiem: ekonomicznym, geopolitycznym, wizerunkowym. Po co Putinowi atakować wolny świat, skoro niemal wszystkich i wszystko ma w kieszeni? Niezłe relacje z Paryżem, fantastyczne z Berlinem, swoich ludzi w Brukseli, a nawet w Waszyngtonie. Po co rozbijać układ działającej na rzecz Kremla koniunktury, dzięki której tak łatwo przepompowuje się do kieszeni miliardy petrodolarów.
Czytaj więcej
Czyż edukacja polega na wymuszaniu za wszelką cenę przewidzianych przez starszych zachowań? A nie inspirowaniu, budzeniu głodu wiedzy, prezentowaniu dobra i piękna?
Próbuję w życiu być racjonalistą, więc przemawiała do mnie ta argumentacja. Jeszcze 16 lutego napisałem do „Plusa Minusa”: „konwencjonalnej wojny z Ukrainą chyba jednak nie będzie. Putin co chciał, już osiągnął. Zdemolował moralnie Ukrainę, podzielił Zachód i wspiął się na szczyty geopolityki. Dziś to do niego, nie do towarzysza Xi, dzwonią światowi politycy. Do niego wpraszają się z wizytami. Znów jest wielki. I zyskał coś jeszcze; kreując światowe zagrożenie konfliktem zbrojnym, podbił ceny surowców. To grube miliardy dolarów, które na psychozie wojennej zarobiła Rosja. Warto więc straszyć, mówią na Kremlu, bijąc brawo przywódcy. Straszyć tak, ale walczyć? To już zupełnie inna sprawa”.