Dzień po wyborach prezydenckich, w poniedziałek 20 listopada, giełda w Buenos Aires zareagowała z entuzjazmem na wiadomość, kto zostanie nowym przywódcą Argentyny. Notowania niektórych argentyńskich spółek na Wall Street skoczyły zaś o 40 proc. Do tej pory wśród inwestorów powszechna była opinia, że na ten kraj można machnąć ręką: nigdy się nie zmieni. Czyż w ciągu ostatnich 90 lat, w przerwach między sześcioma wojskowymi zamachami stanu, Argentyńczycy nie wybrali dziewięciu peronistycznych prezydentów: zwolenników swoistej mieszanki populistycznego nacjonalizmu i socjalistycznej rozrzutności wspieranej przez związki zawodowe? A przecież to właśnie ta ideologia przemieniła ten niegdyś jeden z najbogatszych krajów świata w bankruta.
Czytaj więcej
Domagając się wpisania na listę oficjalnych języków Unii Europejskiej katalońskiego, galicyjskiego i baskijskiego, premier Hiszpanii wywołał burzę. W całej Europie mowy regionalne są potencjalnym elementem wywrotowym.
Nie ma miejsca na półśrodki
W kampanii wyborczej Milei zapowiadał wszystko poza kontynuacją dotychczasowego porządku. Rywali, jak burmistrza Buenos Aires Horacia Rodrigueza Larretę, nazywał „kawałkiem gówna”, paląc przy tym mosty do jakiegokolwiek porozumienia z dotychczasowym establishmentem. Z piłą łańcuchową w ręku pokazywał, jak przeprowadzi końską kurację odchudzającą peronistycznego państwa. Wydatki publiczne za jego rządów mają spaść o połowę, do trudnych do wyobrażenia 15 proc. dochodu narodowego. A to wszystko za sprawą likwidacji publicznej służby zdrowia i edukacji: każdy otrzyma w zamian talony do wykorzystania w prywatnych szpitalach, przychodniach i na uczelniach. Lista prywatyzowanych przedsiębiorstw ma objąć wszystkie 23 konglomeraty państwowe.
Jednocześnie Milei chce zalegalizować handel ludzkimi narządami, a zdelegalizować aborcję. Zamiast policji przywróceniem porządku publicznego ma zająć się wojsko i to pomimo tego, że równocześnie zwycięzca wyborów zapowiedział poluzowanie dostępu do broni.
Ale wisienką na torcie programu ekonomisty, który sam siebie nazywa „anarchokapitalistą”, jest likwidacja peso, tego „odchodu, który udaje, że jest walutą narodową”. Jego miejsce ma zająć amerykański dolar. A uwolniony od swoich konstytucyjnych zadań bank centralny ostatecznie zostanie „wysadzony w powietrze”. Argentyna znajduje się w stanie terminalnym. Nie ma miejsca na gradualizm – zapewniał przed wyborem Milei.