Historia nie jest oryginalna. W odległej przyszłości na planecie Rubicon 3 odnaleziono złoża substancji zwanej Koralem. Miała ona stanowić cenne źródło energii, a doprowadziła do gigantycznej katastrofy. Pół wieku później Koral znów pojawił się w tym regionie i gracz – a ściślej C4-621 – wyrusza, żeby pracować dla walczących o surowiec korporacji.

Czytaj więcej

„O psie, który jeździł koleją”: O psie, który zastępował NFZ

W „Armored Core VI: Fires of Rubicon” japońskiej firmy FromSoftware nie walczą ze sobą ludzie, lecz mechy. To rozbudowane maszyny bojowe przypominające połączenie gigantycznego stalowego skafandra z robotem kroczącym. Potrafią chodzić, biegać, unosić się w powietrzu, wykonywać uniki, a przede wszystkim strzelać z wbudowanych dział i karabinów. To właśnie za ich pomocą gracz wykonuje zlecone zadania. Odwiedza różne zakątki planety, toczy boje z przeciwnikami, od czasu do czasu mierzy się z bardziej zaawansowanym bossem.

Twórcy wiedzieli, że najważniejsza w tej grze będzie walka. Dlatego dopracowaniu jej poświęcili sporo czasu i to przynosi efekty. „Fires of Rubicon”, mimo wysokiego poziomu trudności, dostarcza sporych emocji. Zmusza do wykorzystywania różnych rodzajów broni, trafnego namierzania najgroźniejszych przeciwników i szybkiego ich eliminowania. Bez refleksu nie ma nawet co do tej gry podchodzić. Gra jest efektowna i wciąga. Ma dobrą grafikę, udźwiękowienie, niezłe tempo. Jednocześnie ma też wady. Największą są przeciwnicy, których pokonanie trzeba okupić dziesiątkami rozczarowujących prób. Strasznie to frustrujące. Osoby, które łatwo się irytują, czeka droga przez mękę.