Zostałam niedawno zaproszona do jednej z klas licealnych, gdzie chodzi dziecko moich znajomych. Niedługo już zresztą, bo zamierzają je przenieść do szkoły „mniej PiS-owskiej, bo nad tą wisi duch ministra Czarnka”. Miałam opowiadać o zawodzie aktora, więc poszłam, nie mając pojęcia, że to raczej ja mam słuchać, a będą to recytacje wierszy Adama Mickiewicza przygotowane przez młodzież i bardzo już niemłodego polonistę.
Zaczęło się od mowy na temat pięknej i wzniosłej poezji romantycznej, która powinna stanowić wzorzec dla tych oraz przyszłych pokoleń. Młodzież powinna się wstydzić za swój język, gdzie zamiast długiej frazy komunikuje się jakimiś (cytuję) żółtymi buźkami. Jeśli (i znowu cytuję) nasz wieszcz widzi z góry, co dzieje się z językiem, to wstydzi się za swój kraj, o który tak walczył.
Czytaj więcej
Wyobrażam sobie, jak młodzi rosyjscy katolicy siedzą w skupieniu, podążając za słowami Franciszka i słyszą nagle – idźcie naprzód, idźcie po Wielką Rosję.
Po tym długim wywodzie nastąpiła część artystyczna. Licealiści, stając w pozie przypominającej pomniki, recytowali wieszcza trochę tak, jakby ktoś niewierzący odmawiał głośno modlitwę. Zwieńczeniem występu miała być „Oda do młodości”, do której właśnie stanął jeden z uczniów, wysuwając jedną nogę, a prawą rękę kładąc na piersi jak recytatorzy z przedwojennych kółek amatorów poezji. Nauczyciel syknął cicho, dając znak, żeby patrzył w jego stronę na wypadek pomyłki, więc uczeń wyrzucał z siebie słowa młodego Mickiewicza wprost w oczy tego starszego człowieka.
Słuchając, zastanawiałam się, czy profesor właściwie rozumie, co się tutaj dzieje. Otóż na oczach całej klasy, nie mówiąc już o mnie, ten starszy pan zostaje właśnie zwyzywany od szkieletów, odpadów i miernot, a to z powodu wieku, któremu należy się tylko trumna. Nie ma przecież bardziej bluźnierczego tekstu, większego kopa w przepaść dla starych, jakie kiedykolwiek zostały napisane, niż właśnie „Oda do młodości”. Przecież ten recytator, patrząc w oczy nauczycielowi, odpowiada mu w mało elegancki sposób, że to, co mówił, jest zgniłe, a jego „tępe oczy” widzą jedynie ciasny horyzont i nie ma już żadnych praw do świata, który domaga się nowego języka. Właściwie wyrzuca go z klasy i woła kolegów, żeby zajęli szkołę i zrobili rewolucję.