Tomasz P. Terlikowski: Czy idioci z Barbie byliby w stanie zaprowadzić patriarchat?

„Barbie” może drażnić. Chyba że... odczyta się ją w kluczu egzystencjalnym.

Publikacja: 11.08.2023 17:00

Ryan Gosling i Margot Robbie w filmie "Barbie"

Ryan Gosling i Margot Robbie w filmie "Barbie"

Foto: materiały prasowe

Nie chcę narzekać, ale moje dzieciństwo to czas sprzed polskich edycji lalek Barbie. Nie wiem, czy jakaś moja koleżanka ją miała, bo w tamtym okresie nawet klocki Lego, obiekt westchnień chłopców, można było kupić tylko w Peweksie. Emocje związane z lalkami nie są zatem moimi, a i moja o dwa lata młodsza żona nie zachowała w pamięci wielkiej ekscytacji związanej z tą zabawką. Jednym słowem, cała nostalgiczna strona tego filmu jest mi obca.

Czy to wpłynęło na moje wrażenia z filmu? Z pewnością. Podobnie jak fakt, że nie jestem kobietą. I chociaż rozumiem część zarzutów wobec zdominowanej przez mężczyzn rzeczywistości, obraz ten nie jest współmierny z moimi osobistymi doświadczeniami. Doceniam zarówno styl „Barbie”, jak i gigantyczny marketing, dzięki któremu zapisze się on w historii popkultury. Delektowałem się także kulturowymi odniesieniami, ale mimo wszystko czułem, że nie jest to produkcja przeznaczona dla mnie. Powód takiego stanu rzeczy jest dość oczywisty. Greta Gerwig nawet nie spróbowała przedstawić na ekranie jakiejkolwiek męskiej postaci, z którą mógłbym się utożsamić lub choćby polubić.

Czytaj więcej

Film "Barbie" zarobił już ponad miliard dolarów na całym świecie

Wszyscy pojawiający się w filmie faceci to idioci. Część z nich to brutalni idioci, inni są zagubionymi idiotami, a kolejni to zwykli idioci. Żaden z nich nie dorasta do poziomu kobiet, których pomocy potrzebują, aby uświadomić sobie, kim są. W końcu nie poradziliby sobie z tak trudnym zadaniem samodzielnie. Ich rola ogranicza się do tego, że są skołowani, a przemoc stanowi ich podstawowe narzędzie.

Naturalnie zgodnie z przyjętą konwencją jest to pastisz rzeczywistości istniejącej w wizjach męskich szowinistów. W tym świecie na opak nigdy nie było zatem ani patriarchatu, ani kultury przemocy, ani dyskryminacji czy szklanych sufitów. A mężczyźni są tymi głupszymi i mniej ogarniętymi. Jednak nawet w pastiszu warto dać jakąś pozytywną postać. Szczególnie że bohaterki „Barbie” są o wiele bardziej różnorodne – za przykład niech posłużą Gloria czy Sasha.

Można na to odpowiedzieć, że w wielu filmach o Bondzie nie ma zbyt wielu kobiecych postaci, z którymi mogłyby się utożsamić zwykłe kobiety. W ogóle mnie to jednak nie przekonuje. Czy odpowiedzią na jedną patriarchalną kliszę zawsze musi być inna? Przy okazji nie będę ukrywał, że akurat Bond zawsze mnie nudził i nigdy nie przetrwałem do końca seansu. Za dużo jest też w „Barbie” myśli z taniego coachingu, popularnego feminizmu z gazet dla pań oraz porad, których nie powstydziłaby się kobieca wersja Paula Coelho. A wszystko polano tak ciężkostrawnym różem, że momentami nie wiadomo, co traktować jako żart bądź karykaturę, a co jako próbę poważnej analizy.

Należy jednak oddać „Barbie” sprawiedliwość, o ile podejmiemy się trudnego zadania odczytania tego filmu w bardziej egzystencjalnym kluczu. Cały ten Barbieland z patriarchatem Kenów i feminizmem Barbie wraz z aspiracjami do przedstawienia przerysowanej wizji realnego świata to tylko pozór, gra, zabawa kliszami konsumpcji i popkultury. Dzięki temu otrzymujemy myśl, która jak klamra spaja początek i koniec obrazu.

Czytaj więcej

Mattel zapowiada całkiem nową lalkę Barbie, inspirowaną filmem Grety Gerwig

Tym, co określa nasze istnienie oraz pozwala zrozumieć, kim jesteśmy i do czego zmierzamy, jest śmierć. To świadomość przemijania, obserwowanie dorastania dzieci, a także obserwowanie starzenia się własnego ciała, stanowi istotę człowieczeństwa. Dodatkowo umożliwia wyjście ze świata konsumpcji, tożsamościowych narracji czy fałszywych obrazów samego siebie. Taka konkluzja znajduje się ponad pastiszem i plastikowym różowym feminizmem.

Nie chcę narzekać, ale moje dzieciństwo to czas sprzed polskich edycji lalek Barbie. Nie wiem, czy jakaś moja koleżanka ją miała, bo w tamtym okresie nawet klocki Lego, obiekt westchnień chłopców, można było kupić tylko w Peweksie. Emocje związane z lalkami nie są zatem moimi, a i moja o dwa lata młodsza żona nie zachowała w pamięci wielkiej ekscytacji związanej z tą zabawką. Jednym słowem, cała nostalgiczna strona tego filmu jest mi obca.

Pozostało 88% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Ostatnia przysługa”: Kobieta w desperacji
Plus Minus
„Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie": Władza tłumaczyć się nie musi
Plus Minus
"Nobody Wants to Die”: Retrokryminał z przyszłości
Plus Minus
Krzysztof Janik: Państwo musi czasem o siebie zadbać
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Plus Minus
Z rodzinnych sag tylko Soprano