Władza się cieszy, że z nieba spadł jej temat przymusowej relokacji i wreszcie będzie na czym zbudować kampanię wyborczą, a mnie jest trochę smutno. Bo jeśli nawet wokół sprawy tak kontrowersyjnej i trudnej dla większości państw naszego regionu nie umieliśmy zbudować żadnego sensownego sojuszu, to nasza pozycja w Europie jest naprawdę słaba, a my nie mamy żadnej realnej zdolności koalicyjnej nawet z tymi sąsiadami, których jeszcze nie uznaliśmy za naszych wrogów. Niewykluczone zresztą, że nawet nie próbowaliśmy szukać sojuszników – zawsze to łatwiej chwalić się „bohaterskim” oporem niż trudnym kompromisem, zwłaszcza jeśli się kompromisów zawierać nie potrafi. Przyzwyczaiłam się już do tego, że obecna władza po prostu rozmawiać nie potrafi i nie ma w zwyczaju, ale nie kupuję narracji, że jest to dowód naszej mocnej pozycji, bo jest dokładnie odwrotnie. Nie liczą się z nami i nie liczą na nas nawet ci, z którymi mamy zbieżne interesy. I to jest bardzo smutny wniosek.

Czytaj więcej

Kataryna: Panświnizm

Nie wątpię, że Jarosław Kaczyński wygra referendum, a referendum wygra mu wybory, ale Polska wcale nie wygra na kolejnym polskim „nie ma na to naszej zgody”. Ale jeśli dzisiaj spin doktorzy Kaczyńskiego klepią się w samozadowoleniu po plecach, bo udało się wreszcie znaleźć temat pozwalający przedłużyć trwanie przy władzy, to mają bardzo mało wyobraźni. Rozbujane kampanią referendalno-wyborczą antyimigranckie emocje szybko się zemszczą, a ich pierwszymi ofiarami będą osoby przebywające w Polsce legalnie i niesprawiające żadnych problemów – tu ślę wyrazy współczucia choćby do tych sprowadzanych właśnie przez Orlen kilkunastu tysięcy robotników, także z krajów muzułmańskich. Nagonkę łatwo jest nakręcić, ale zazwyczaj ma to do siebie, że szybko przestaje być kontrolowalna. W kraju, który niedawno przyjął setki tysięcy ukraińskich uchodźców, wpuszczanie antyimigranckiej retoryki na salony jest igraniem z ogniem, bo dlaczego raz uwolniona niechęć do obcych miałaby się zatrzymać na tych o ciemniejszej skórze?

Nie wątpię, że Jarosław Kaczyński wygra referendum, a referendum wygra mu wybory, ale Polska wcale nie wygra na kolejnym polskim „nie ma na to naszej zgody”.

Tak, wiem, też pamiętam kampanię z 2015 roku i mam świadomość, że PiS nie ma tu żadnych dylematów moralnych. Ale żeby aż tak nie rozumieć, że polityką wiecznej obstrukcji długofalowo osłabia się pozycję Polski i sprowadza na nas kłopoty? Bo co, jeśli Niemcy zaczną naprawdę egzekwować konwencję dublińską i odsyłać do nas każdego imigranta, który do Unii Europejskiej dotarł przez Polskę? W przeciwieństwie do ewentualnej relokacji tu nie będziemy mieć żadnego wpływu na to, kto to będzie.