Po 1989 r. Europa – nie bez pewnej naiwności – widziała w sobie kontynent pokoju i dobrobytu. Wraz z napaścią Rosji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku to pierwsze przekonanie zostało brutalnie podważone, a to drugie przestało być pewne. Banałem jest stwierdzenie, że nie sposób przewidzieć, jaki będzie wynik toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny. Jednak pytanie o to, jaki kształt porządku międzynarodowego byłby z punktu widzenia polskiej – czy szerzej: zachodniej – racji stanu pożądany, banalne już nie jest. Gdy je stawiam, nie chodzi mi o nakreślenie jak najbardziej realistycznego planu – te bowiem cechuje zazwyczaj głęboki konformizm względem aktualnych uwarunkowań czy trendów. Chodzi natomiast o próbę możliwie klarownego określenia celu, do którego powinniśmy dążyć. O to, jaki wynik wojny faktyczne dawałby Polsce i Europie długotrwałe bezpieczeństwo. Po 1989 r. strategiczne znaczenie miało wejście naszego kraju do zachodnich struktur bezpieczeństwa oraz dokonanie skoku cywilizacyjnego dzięki członkostwu w Unii Europejskiej. Dziś powinniśmy myśleć o tym, jaką Europę chcemy ukształtować, jaką powinna ona mieć formę w XXI wieku.