„Ile wolno artyście?" – pytają dziś najczęściej skandaliści, performerzy i wszelkiej maści admiratorzy nowych mód, szukający rozgłosu i frajdy natrząsania się z „uczuć religijnych". Wielki artysta zazwyczaj wie, na ile może sobie pozwolić, bo jak ujął to Josif Brodski: „Poeta pisze, żeby podobać się swoim poprzednikom, a nie swoim współczesnym". Ci, którzy z furią przywykli zarzucać Kościołowi ograniczenie swobody wypowiedzi twórczej, tkwią po prostu w rupieciarni samodzielnie wyhodowanych stereotypów. Nie wspomnę już, jak żałośnie wypadają ci, którzy nadużywają frazy; „To jakieś średniowiecze!". Wnioskowanie z pozorów to ich specjalność.
Na pytanie: „Ile wolno artyście?" katedra w Toledo odpowiada: „Zadziwiająco wiele". Ta zjawiskowo piękna świątynia stanowi opus magnum hiszpańskiego gotyku. Toledo od wieków szczyci się mianem religijnej i duchowej stolicy Hiszpanii.
Nawet w zakrystii czają się na człowieka rozkosze wzrokowe i duchowe: 15 płócien El Greco z wyeksponowanym, słynnym „El Expolio" (Obnażenie z szat). Bogatą pinakotekę współtworzą Caravaggio, Tycjan, Goya, van Dyck, Bellini i wielu innych. Serce statystycznego Polaka katolika z przeciętnej parafii z trudem wytrzymuje takie nagromadzenie bogactw i piękna w jednym kościele. A w samym sercu katedry, naprzeciw ołtarza głównego, tradycyjnie w tym zakątku Europy – El Coro. Na masywnych, bogato dekorowanych fotelach zasiadać miał nie tylko arcybiskup, biskupi, kanonicy, lecz również królowie katoliccy: Ferdynand i Izabela. „Coro stanowiło nieprzenikliwy ekran, za którym chór, arystokracja i kanonicy kościelni tworzyli własny ekskluzywny parlament" – pisał o kościołach hiszpańskich Gijs van Hensbergen.
Propagandzista
Nic więc dziwnego, że do prac związanych z jego wykonaniem zatrudniono najbardziej cenionego w owym czasie mistrza dłuta Rodriga Duque, zwanego popularnie Alemánem (przydomek sugerował germańskie korzenie, ale wówczas Niemcem nazywano niemal każdego, kto miał antenatów z krainy dalszej niż sąsiednia Francja). Jeśli wierzyć domysłom szperaczy archiwów, Rodrigo Alemán przyszedł na świat w 1470 roku w Sigüenzie. Uchodzi za niezwykle twórczą i tajemniczą postać z początku renesansu hiszpańskiego. Jego nieodgadniona biografia i fascynująca spuścizna artystyczna nie przestają rozpalać wyobraźni historyków sztuki.
Przy okazji jego nazwiska padają najróżniejsze określenia – geniusz, bluźnierca, rzeźbiarz wszech czasów, hiszpański Dedal, pionier aeronautyki, architekt, cieśla, nawrócony Żyd... Szacuje się, że w ciągu 45 lat życia spod jego dłuta wyszło aż tysiąc rzeźbionych reliefów i figur. Imponująca kreatywność nawet przy uwzględnieniu zastępu pomocników pracujących pod jego kierunkiem.