Dobiecki: Europejska polityka cmentarna

Pojednanie to nie miłość, nie wymaga składania wciąż nowych dowodów.

Aktualizacja: 05.06.2016 20:46 Publikacja: 02.06.2016 15:21

Dobiecki: Europejska polityka cmentarna

Wystarczy, że nic mu nie zaprzecza. Nie ma też powodu mnożyć jego symboli, by nie dewaluowały się te rzeczywiście mocne. Najmocniejszym symbolem pojednania francusko-niemieckiego pozostaje znak pokoju uwieczniony na słynnej fotografii. Rok 1984, François Mitterrand i Helmut Kohl dłoń w dłoń nad mogiłami żołnierzy obu narodów poległych pod Verdun. Potężnej postury kanclerz wygląda jak starszy brat opiekujący się mniejszym i słabszym. A przecież wtedy, jeszcze wtedy, to raczej Francuz prowadzał Niemca za rękę...

Teraz François Hollande mógł co najwyżej trzymać parasol nad głową Angeli Merkel. I tak, jak wiadomo, nieprzemakalnej. Kadr pokazujący ich dwoje w deszczu nie trafi do galerii symboli. Również – lub może zwłaszcza – dlatego, że to nie oni mieli być bohaterami tegorocznych ceremonii. Na pewno też nie ich narody. W roli heroiny obchodów stulecia rzeźni pod Verdun (300 tys. zabitych) obsadzona została Unia Europejska. Z pozoru naturalnie, lecz w gruncie rzeczy dość uzurpatorsko utożsamiana przez swych notabli z Europą tout court. Dla Europy pojednanie francusko-niemieckie było i pozostaje błogosławieństwem. Czy to samo na pewno da się powiedzieć o francusko-niemieckim sterowaniu (dziś już hegemonii Berlina) – kolejno – Wspólnotami, EWG i UE?

29 maja kanclerz Niemiec i prezydent Francji dali wykład topornej polityki historycznej. Gorzej nawet – polityki cmentarnej. Sugerowali, że nagrobki nekropolii w Douaumont to stuletnie kamienie węgielne dzisiejszej Unii Europejskiej, a przynajmniej kamienie milowe na drodze do jej zbudowania. I że ofiara tych, co pod nimi spoczęli, pójdzie na marne, jeśli – jak to ujęła Merkel – „powróci myślenie i działanie w kategoriach czysto narodowych".

Czytaj także:

Była to uwaga nie na temat i nie na miejscu. Odzierała z sensu i znaczenia śmierć żołnierzy spod Verdun, którzy ginęli nie tylko dlatego, że mocarstwa rzuciły ich na pożarcie XX-wiecznej wojnie. Otóż ginęli także dlatego, że drogie im były właśnie „kategorie czysto narodowe". Inną figurą retoryczną błysnął François Hollande, apelując: „Kochajmy naszą ojczyznę, ale chrońmy nasz wspólny dom – Europę". Tam, gdzie aż prosiła się koniunkcja, szef V Republiki zbudował alternatywę; jego niemądre „ale" zabrzmiało w istocie jak „albo". Jak negacja Europy ojczyzn, jasnej formuły generała de Gaulle'a. Uczciwej i pojemnej.

Nim jednak słowa obojga przywódców zdążyły wybrzmieć rzeczywistym znaczeniem, już ich oficjalni interpretatorzy skierowali uwagę na front artystyczny, by i nim się zachwycić. Front ów przebiegał wśród tysięcy mogił cmentarza Douaumont. Wbiegły tam w barwnych strojach tysiące młodych Niemców i Francuzów, prezentując widowisko rekonstrukcyjno-alegoryczne w reżyserii sławnego Volkera Schlöndorfa. Zbiorowa choreografia zawierała motywy walki, upadku i śmierci, a potem życia odrodzonego i marszu w przyszłość (co jest przyszłością – wyjaśnili przywódcy).

Koncept średnio oryginalny; w końcu tak się właśnie plotą losy kolejnych pokoleń, nawet jeśli nie poszarpie ich wojna. Tu jednak oryginalna była scena. Żołnierze spod Verdun nie mogli przewidzieć, że prawnuki będą tańczyć na ich grobach. Z weteranami tego nie skonsultowano: ostatni zmarł w 2008 r. Uroczystości rocznicowe, organizowane ku czci poległych, polityka cmentarna zamieniła w postmodernistyczny happening. Ambitniejszy od dawnego nieudanego eventu: wojny.

Nie doczekał się natomiast przypomnienia, choć ze wszech miar na nie zasługiwał, inny symbol pojednania francusko-niemieckiego. Scena z 1958 r.: Charles de Gaulle i Konrad Adenauer modlący się obok siebie w katedrze w Reims.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wystarczy, że nic mu nie zaprzecza. Nie ma też powodu mnożyć jego symboli, by nie dewaluowały się te rzeczywiście mocne. Najmocniejszym symbolem pojednania francusko-niemieckiego pozostaje znak pokoju uwieczniony na słynnej fotografii. Rok 1984, François Mitterrand i Helmut Kohl dłoń w dłoń nad mogiłami żołnierzy obu narodów poległych pod Verdun. Potężnej postury kanclerz wygląda jak starszy brat opiekujący się mniejszym i słabszym. A przecież wtedy, jeszcze wtedy, to raczej Francuz prowadzał Niemca za rękę...

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?