Jack (Rick Glassman), Violet (Sue Ann Pien) i Harrison (Albert Rutecki) są dwudziestopięciolatkami znającymi się od dzieciństwa. Niewiele jednak wskazuje na to, by byli najlepszymi przyjaciółmi. Nic z tych rzeczy. Po prostu dzielą mieszkanie w jednej z dzielnic Los Angeles i próbują wybić się na niezależność – każde z nich na swój własny sposób. Jack ma programowanie komputerowe w małym palcu. Sztukę tę opanował do tego stopnia, że nie może znieść faktu, iż jego szefostwo nie rozumie pewnych procesów tak dobrze jak on. Chłopak nie owija w bawełnę – przełożonych traktuje jak bandę głupców i ignorantów. Violet, istny wulkan emocji, dziewczyna zatrudniona w jednej z sieci gastronomicznych, marzy o tym, by znaleźć wreszcie partnera, z którym mogłaby spędzić resztę życia. Problem w tym, że każdy stawiany przez nią krok kontroluje jej starszy brat Van (Chris Pang). Z kolei Harrison, nie dość że walczy z nadwagą – bez kozery wytykaną mu przez innych domowników – to jeszcze cierpi na agorafobię. Wyjście do pobliskiej lodziarni to dla niego pełna nieprzyjemnych bodźców ekspedycja. Pieczę nad całą trójką sprawuje Mandy (Sosie Bacon), nad wyraz dojrzała młoda kobieta, która rzecz jasna zmaga się ze swoimi prywatnymi problemami.
Czytaj więcej
Nie dość, że Gary Valentine (Cooper Hoffman; syn zmarłego w 2014 r. Philipa Seymoura Hoffmana) nosi nazwisko uderzające w iście uczuciowe struny, to jeszcze stołuje się między innymi w knajpie U Kupidyna.
„Tak to widzimy" jest w gruncie rzeczy surowszą i nieco ostrzejszą wersją „Atypowego". Bohaterowie – co istotne, grani przez aktorów w spektrum – piją, przeklinają, oglądają porno, także stają w szranki z jak najbardziej realnymi trudnościami: a to ze śmiertelnymi chorobami, a to z utratą dziewictwa, a to z podejrzeniami o pedofilię.
Jason Katims, zdobywca nagrody Emmy za mało znany w Polsce serial „Friday Night Lights" (2006–2011), sam wychowujący autystyczne dziecko, przygląda się tym perypetiom z ogromną empatią i sercem na dłoni. W półgodzinnym formacie odcinka mieści często więcej treści niż w niejednym pełnometrażowym filmie, natomiast każdy odcinek to mieszanka doskonale wyważonych czynników: humoru i powagi. Śmiech przychodzi tu w najmniej spodziewanych momentach, podobnie jak chwile wzruszenia.
Czytaj więcej
Na „Czerwoną notę" Rawsona Marshalla Thurbera – reżysera m.in. „Millerów" (2013), jednej z najzabawniejszych komedii ostatnich lat, oraz na wskroś absurdalnego akcyjniaka „Drapacz chmur" (2018) – Netflix wyłożył, bagatela, 200 mln dolarów, co czyni z tytułu najdroższy jak dotąd utwór w portfolio giganta.