Cervantes, równieśnik Szekspira

Polacy nie wiedzą wiele o Cervantesie i nie czytają „Don Kichota z La Manchy" tak często jak Szekspira. Czas zmienić te złe przyzwyczajenia. Cały literacki świat obchodzi 400-lecie śmierci hiszpańskiego pisarza.

Aktualizacja: 10.07.2016 18:18 Publikacja: 08.07.2016 01:00

Cervantes, równieśnik Szekspira

Foto: materiały prasowe

Żyd, homoseksualista, hazardzista, malwersant, muzułmański niewolnik, recydywista, cudzołożnik. I jeszcze do tego nieudacznik! Czyja biografia mogła pomieścić tyle skrajnych i intrygujących doświadczeń, prawdziwych albo zmyślonych przez różnej maści biografistów? Szekspira? A skąd! – jego hiszpańskiego kolegi po piórze Miguela de Cervantesa (1547–1616), autora pierwszej liczącej się do dziś nowożytnej powieści „Don Kichot" z 1605 roku, a także wciąż cenionych wśród literaturoznawców „Nowel przykładnych" (1613). Autora, który stworzył, jak dziś byśmy powiedzieli, ikoniczną postać błędnego rycerza o smętnym wejrzeniu i towarzyszącego mu giermka Sancho Pansę. A był też Cervantes poetą wygrywającym literackie turnieje i twórcą granych często sztuk, który debiutował dobrze przyjętą powieścią pasterską „Galatea" (1585).

Reszta ze wspomnianych na początku sugestii i epitetów to domysły, które rozpalały wyobraźnię kolejnych badaczy życia hiszpańskiego pisarza, bo wiele w nim niejasności. Cervantes nie powinien jednak zza grobu narzekać, ponieważ w przeciwieństwie do wspomnianego już Szekspira nikt nie śmiał podważać faktu jego istnienia. Tak, jak nie da się podważyć tego, że podobnie do swojego najsłynniejszego bohatera był żołnierzem i bił się w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto w 1571 roku. Tu dotykamy niesłychanie dla nas ważnego wątku, który sprawia, że Cervantes może się nam wydawać bardziej współczesny niż wykreowany przez eseje Jana Kotta „Szekspir współczesny" – hiszpański pisarz doświadczył bowiem na własnej skórze wielkiego napięcia wywołanego wojną Europy i świata chrześcijańskiego ze światem muzułmańskim. Można zapytać: skąd my to znamy?

Porwany przez piratów

W jego biografii znalazły się też dwa doświadczenia, które w różnych scenariuszach mogą być udziałem Europy w najbliższej przyszłości. Porwany przez piratów dla okupu, jak dziś porywa Państwo Islamskie, był przez pięć lat niewolnikiem i więźniem algierskich muzułmanów – po wielokroć próbując organizować ucieczki. A po szczęśliwym powrocie do Hiszpanii stał się świadkiem wygnania z kraju kilkuset tysięcy morysków, czyli tych muzułmańskich rodzin, które po odbiciu przez Hiszpan Półwyspu Iberyjskiego zdecydowały się przejść na chrześcijaństwo. Ale po kolei.

W Polsce, gdzie z tolerancją wciąż miewamy kłopoty, a dociekanie tajemnic cudzego pochodzenia połączone ze przypisywaniem cech fizycznych i charakteru ma odcień rasistowski – największe zainteresowanie wywołają z pewnością poszlaki, że Cervantes mógł być Żydem. Sam sobie winien, przyzna ktoś złośliwie, wszak we wstępie do drugiej części najsłynniejszej powieści napisał, że nos ma lekko zakrzywiony. Reszta była kwestią fantazji opartych na mniej czy bardziej poważnych domysłach. Dedukowali mianowicie badacze biografii Hiszpana z takich faktów, że rodzina Cervantesów często się przenosiła, tak jak on sam, po to – uwaga! – by zatrzeć rzekomo swoje pochodzenie. Innym dowodem na semicki rodowód miał być fakt, że ojciec pisarza otrzymał zgodę na bycie medykiem i puszczanie krwi, które to przywileje tradycyjnie przyznawano doświadczonym w tych kwestiach żydowskim synom. Dopatrywano się też żydowskiego semickiego pochodzenia Cervantesa w tym, że był przez lata królewskim poborcą, co dla ludzi uchodziło za synonim żydowskiej profesji. Antysemitów i filosemitów wypada jednak na końcu tego wątku rozczarować. Żadnych ostatecznych dowodów na to, że wielki Miguel miał przodków pośród tych, którzy spisywali Stary Testament, nie ma. Pisał księgi na własny rachunek.

Cerventes homoseksualista. W tej kwestii wydawałoby się, że można napisać wiele więcej, a choćby dlatego, że w jego dziełach, zdaniem wielu, nazbyt często pojawiają się nadzwyczaj piękni młodziankowie, a także piękni młodzieńcy przebrani za kobiety. No i co z tego? – zapyta ktoś słusznie. To tak, jakby na podstawie listów wnioskować, że gejami byli harcerze „Zośka" i „Rudy", nie biorąc pod uwagę tego, w jakiej konwencji pisało się listy przed 1945 rokiem.

O wiele mocniejsze poszlaki dowodzące homoseksualizmu Cervantesa związane są z okresem jego pięcioletniej niewoli w Algierze. Zwolennicy sensacyjnej obyczajowo teorii nadmieniają mianowicie, że w zwyczaju algierskich muzułmanów była gejowska miłość oraz obłaskawienie kochanków tej samej płci, wśród których byli najczęściej chrześcijańscy niewolnicy, mężczyźni porwani przez piratów na Morzu Śródziemnym. Tak jak Cervantes sprzedany bejowi Algieru! Co więcej, dowodzą zaciekawieni życiem seksualnym pisarza, on sam związki homoseksualne wspominał i opisywał w swoich utworach. Został też ulubieńcem mauretańskiego wielmoży, który o mało co, a zabrałby go ze sobą do Konstantynopola. To, czy spotykali się w alkowie i co tam wyrabiali – na zawsze musi pozostać tajemnicą. Nie ma więc niezbitych dowodów na to, że Cervantes był gejem. Wiadomo, że po pięciu latach dał się wykupić z algierskiej niewoli. Można jedynie wnioskować, że gdyby nawet został zachęcony do sodomii – to nie rozmiłował się w niej na tyle, by zrezygnować z wyjazdu do Hiszpanii, gdzie ożenił się z młodszą o 18 lat Cataliną de Salazar y Palacios, właścicielką winnic w La Manchy.

Wojak i uciekinier

Ktoś powie: nie miał z nią dzieci. Ano nie miał, bo podobno nie mogła być matką, Cervantes zaś miał już wcześniej córkę Izabelę z cudzołożnego związku z karczmarką Aną de Villafranca. To prawda, dowodzić będą zwolennicy homoseksualnej biografii pisarza, i zastanawiające dla nich będzie, że Cervantesa nie trzymało wiele w domu, jeśli po dwóch latach od ślubu na długo zniknął w poszukiwania grosza. Walczył o pieniądz w roli poborcy, a gdy wrócił do małżonki, nie zaskarbił sobie wdzięczności jej rodziny. Gdy umarła, jej familia ostentacyjnie pominęła wdowca przy egzekucji spadku. Równie mało szczęścia miały kobiety i siostry Cervantesa, który wdawały się w romanse z bogatymi co prawda, ale żonatymi mężczyznami. Dopiero po długich, ciężkich bojach w sądzie mogły liczyć na reparacje po miłosnych bitwach. Miały zszarganą opinię i nazywano je cervantkami – jakby to miało związek z jakimś męskim serwisem, o czym plotkowano na lewo i prawo.

„Don Kichot" wyszedł spod ręki Cervantesa nie przez przypadek, ponieważ Miguel wiele wiedział o wojaczce, a wojował bynajmniej nie z wiatrakami. Bycie żołnierzem było jego naturalnym stanem. Wszystko zaczęło się od tego, że w Madrycie, gdzie tak jak w łotrzykowskiej powieści, roiło się od pojedynków – a jakże, zakazanych – Cervantes ranił na królewskim dworze szlachcica lub murarza, za co groziły mu niezwykle surowe konsekwencje. Nie mając ochoty marnować życia w wieku 22 lat, zdecydował się na ucieczkę do Rzymu. Tam praca szambelana na dworze Acquavivy, którą otrzymał dzięki protekcji, okazała się nudniejsza niż wywijanie rapierem bądź strzelanie z arkebuza, skomplikowanej broni palnej, jakiej używał po przeszkoleniu. Służył zaś w morskiej armii chrześcijańskiej Ligi Świętej, którą Hiszpania stworzyła pod przywództwem papieża przeciwko imperium osmańskiemu, a pretekstem do tego stało się zajęcie przez muzułmanów Cypru.

Liga Święta wystawiła 300 okrętów, na których było 80 tysięcy ludzi, Turcy zaś jeszcze więcej, a do otwartej bitwy doszło pod Lepanto. Cervantes miał tego dnia kłopoty żołądkowe i śmiało mógł wybrać rolę dobrego wojaka Szwejka, czyli leserowanie w szpitalu. Jednak wspiął się na pokład, dzielnie stanął do bitwy, a gdy jego okręt został zniszczony i zginęło 40 kamratów, w tym kapitan, atakował Turczyna z szalupy. Strzelał, ale i do niego mierzono. Dostał dwa postrzały w pierś i najgorszy w rękę. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby była to ręka prawa. No cóż, w najlepszym wypadku „Don Kichot" wyszedłby spod ręki lewej. Ta jednak została przez tureckiego strzelca rozstrzaskana, dlatego powieść o błędnym rycerzu oraz inne dzieła wyszła spod ręki prawej!

Dzielny wojak Cervantes powoli dochodził do sił po wojennych przygodach i zyskał wdzięczność najwyższych czynników hiszpańskich. Zawdzięczał temu listy polecające. Miały poświadczyć męstwo Miguela i zmazać winy po madryckim pojedynku. W przygodzie, którą był powrót z Włoch do Hiszpanii, dał o sobie jednak znać pech Cervantesa, który w Polsce zwykliśmy nazywać zezowatym szczęściem. W listach wynoszony pod nieba, w rzeczywistości Miguel strącony został do mauretańskiego piekła, czyli do algierskiej celi, gdy statek, na którym wracał do ojczyzny, porwali piraci. Gdy w sakwach Hiszpana znaleziono listy skierowane do króla Filipa II, uznano skromnego żołnierza za VIP-a i stawka za wykup poszybowała. To sprawiło, że czas pobytu w Algierze przedłużył się do pięciu lat.

Narodowa choroba

Wróciwszy do Hiszpanii, Cervantes mógł dziękować za wykupienie z niewoli swojej ukochanej matce, ale też poczuć po raz pierwszy na własnych barkach balast długu, jakim obciążył swoją rodzinę. Trzeba jednocześnie dodać, że barki rodziny do tego ciężaru były przyzwyczajone. Familię zadłużał już dziadek i ojciec. Niestety, zarabianie pisaniem nie było najlepszym sposobem na bycie bogatym. Jeśli ktoś zna z lektury żmudny proces walki z wiatrakami i generalnie mozół egzystencji bohatera Cervantesa – doskonale zdaje sobie sprawę, jaką przyjemnością było w XVI-wiecznej Hiszpanii pisarskie życie. Mimo to Miguel pisał, zwłaszcza dla teatru, wymieniano go nawet razem z Lope de Vegą, choć nikt z ówczesnych znawców nie miał wątpliwości, że Cervantes jest słabszy od kolegi. Słabsze miał z pewnością dochody. I w tym trudnym czasie pomocną dłoń wysunęła w stronę pisarza... armia.

Hiszpania pod przywództwem Filipa II przygotowywała się do generalnej rozprawy z Anglią, chcąc ostatecznie rozstrzygnąć, kto jest liderem w chrześcijańskiej Europie. Pozbawiony władzy w lewej ręce Cervantes nie kwapił się tym razem do nadstawiania prawej na strzały rodaków Szekspira. Postanowił ją wykorzystać do spisywania kontyngentów zboża i oliwy, nałożonych przez króla na poddanych, by zgromadzić prowiant dla morskiej armii. I tym razem Cervantes mógł zakosztować losu Don Kichota, ponieważ odbieranie rodakom ich dóbr materialnych było walką trudną i rzadko zwycięską. Bronili się, jak mogli – głównie oszustwem. Osoby duchowne zaś szukały wsparcia w hierarchii kościelnej, co sprawiło, że na poborcę Cervantesa nałożono ekskomunikę. Na szczęście było to w czasach, gdy król był pobożny, ale święta inkwizycja nie szalała za nadto. W skomplikowanych zabiegach ekskomunikę udało się unieważnić. Jednocześnie, przemierzając Hiszpanię jak długa i szeroka, gromadził Cervantes obserwacje i rozmawiał z ludźmi wielu zawodów. Nie ma żadnej wątpliwości, że bez spisywania umów związanych z poborem zboża i oliwy wyimaginowane dzieje Don Kichota też nie zostałyby spisane.

Ekskomunika nie była najgorszą karą, jaka spadła na Cervantesa. Znowu, tak jak pod Levanto i w Algierze, wędrował z raju do piekła. Urzędnicy króla obiecywali mu spore dochody, ale ich nie wypłacali. Dysponował jednocześnie, o absurdzie, pieniędzmi na zakupy zboża. Na ten temat wiele jest domysłów. Możliwe, że zdarzało mu się roztrwonić kasę przy karcianym stoliku, bo też każdy, kto czyta Cervantesa, wie, że o hazardzie wiedział równie dużo, co o braku pieniędzy. Popełniał też dziecinne błędy: żyrował pożyczki, zastawił państwowe pieniądze u znajomego, który okazał się bankrutem, po czym wyparował bez śladu niczym kamfora. Gdyby nie był pechowcem, Cervantesowi uszłoby to może na sucho. Pech był jednak wtedy chorobą narodową Hiszpanii. Niezwyciężona Armada najpierw nie wykorzystała zwycięstwa pod Lepanto, a potem zamiast podbić Anglię – roztrwoniła swoją potęgę w drobnych potyczkach i sztormach. Sfrustrowany król, słysząc, że armia była źle zaopatrzona, bo jak to zwykle bywa z zakupami dla wojska, wiązało się to ze szwindlem, wziął się do rozliczeń i rozpoczął kontrole. Posypały się dymisje, karano również śmiercią. Sankcje dosięgły protektorów Cervantesa, a w końcu i jego samego. Tak trafił do więzienia, a przebywał w nim za finansowe sprawki kilkukrotnie.

Gdy po latach starał się zyskać posadę w zamorskich koloniach – odprawiano go z pogardą. Antyszambrował więc u znajomych, którym dobrze powodziło się na urzędach i królewskim dworze. I tym razem pechowo. Musiał wrócić do pisania. Dzięki temu więc, że był pechowcem, zawdzięcza Cervantes, że został cenionym do dziś autorem pierwszej słynnej nowożytnej powieści „Don Kichot".

Don Kichot – wiadomo, naczytał się rycerskich romansów i pojechał walczyć z wiatrakami. Tyle romantyczny miłośnik urody Dulcynei, ile wyśmiewany nieudacznik, naiwniak i fantasta. Zbyt proste to osądy, a przez wiele wieków nagromadziło się wiele interpretacyjnych stereotypów o bohaterze Cervantesa – tyle co fantazji na temat jego życia prywatnego. Dlatego wróćmy do faktów.

Doceniony przez Szekspira

W roku, gdy obchodzimy czterechsetną rocznicę śmierci Szekspira i Cervantesa, a odeszli z tego łez padołu w tygodniowym odstępie, trzeba powiedzieć, że połączyła ich nie tylko data śmierci. „Wolność Don Kichota jest powiązana z jego szaleństwem" – napisał Andres Trapiello w „Próbie innej biografii", którą gorąco polecam. Don Kichot mówi następująco: „Oszaleję naprawdę i jako szalony będę pozbawiony czucia". To znaczy, że nie będzie czuł cierpienia. Trapiello nie przypomniał jednak, że podobnie zachowuje się szekspirowski Hamlet, udając obłąkanie, co pięknie wyraża fraza „w tym szaleństwie jest metoda". Oto przerażająca rzeczywistość przełomu XVI i XVII wieku, w której Europa stała się polem wojen religijnych, więzieniem dla innowierców oraz domeną monarchów absolutnych, gdzie życie było ciężkie jak egzystencja Cervantesa. Dlatego lepiej było udawać szaleństwo, niż oszaleć naprawdę.

We fragmencie  poświęconym Cervantesowi, tak pisał Nietzsche: „Poeci – zgodnie ze swoją naturą, która jest dokładnie naturą artystów, to znaczy ludzi rzadkich i wyjątkowych – nie zawsze sławią to, co według wszystkich godne jest sławienia; często wybierają rzeczy, które tylko im, jako artystom, wydają się autentycznie dobre". Tak więc „Don Kichot" napisany przez Cervantesa, gdy kolos imperium hiszpańskiego zaczął się walić u szczytu potęgi, napisał dla swoich rodaków rzecz do śmiechu, ale jego bohater nie był idiotą, lecz filozofem. Szekspir o tym wiedział, doceniał książkę, a nawet wystawił jeden z jej fragmentów – historię Kardenia. Niewykluczone, że panowie spotkali się na dworze króla Hiszpanii, angielski aktor i dramaturg był bowiem ozdobą delegacji angielskiej na rokowania z Hiszpanami.

Cervantesa i Szekspira łączyła też katolicka duchowość. Przecież pojawienie się ducha ojca Hamleta na scenie protestanckiej Anglii, gdzie katolicyzm zszedł do katakumb, było manifestacją wiary Williama, w której został ochrzczony. A Cervantes? Ten rzekomy przechrzta, homoseksualista, recydywista, hazardzista – pod koniec życia wstąpił najpierw do Bractwa Sług Najświętszego Sakramentu, a potem do zakonu  świętego Franciszka i został pochowany we franciszkańskim habicie. „Nie jest to wiek odpowiedni, by dworować sobie z przyszłego życia" – pisał przed śmiercią. Najbliższe mu kobiety też nie próżnowały. Żona zaczęła nowicjat, puszczalskie siostry zaś skończyły jako zakonnice. „Umieram, lecz wierzę, że wkrótce, w przyszłym życiu, znów się z radością spotkamy" – mówił na łożu śmierci Don Kichot. I mogły to być myśli samego Cervantesa.

Na koniec, warto zapytać, co Polacy, którzy przez wielu rozsądnych ludzi mogą być uważani za Don Kichota Europy, zrobili dla popularyzacji Cervantesa i jego bohatera? Niewiele. Pisali o nim Słowacki i Fredro. W 1976 roku Józef Szajna wystawił w Teatrze Studio „Cervantesa", rzecz o grotesce ludzkiej egzystencji oraz o tęsknocie do duchowych wartości w czasach, gdy najważniejszą kwestią jest, cytuję, „Co by tutaj zrobić, żeby się nie narobić, a żeby zarobić?".

Może czas na polską akcję „Cervantes. Reaktywacja"? Choćby dlatego, że bez „Don Kichota" nie byłoby „Rękopisu znalezionego w Saragossie" Jana Potockiego!

Don Kichot według Wilkonia

Józef Wilkoń, rocznik 1930, jeden z najznakomitszych polskich artystów, światowej sławy ilustrator, plakacista i rzeźbiarz, kończy prace nad ilustracjami do „Don Kichota" Miguela de Cervantesa. Pierwsze obrazy inspirowane arcydziełem Cervantesa Wilkoń malował już pół wieku temu, ale dopiero w tym roku, w którym przypada czterechsetna rocznica śmierci autora „Don Kichota", stworzył kolekcję pełną i zamkniętą. Ilustracje Wilkonia odwołują się do europejskiej tradycji malarskiej, a jednocześnie od początku są rozpoznawalne. Powstała kolekcja, w którym realizm spotyka się z baśniowością, bogactwo kolorów przeplata się z ilustracją monochromatyczną, portrety współwystępują ze scenami zbiorowymi, a krótki plan pojawia się obok horyzontalnych pejzaży. W historii polskiego edytorstwa nie było tak bogato ilustrowanego „Don Kichota". Książka ukaże się jesienią tego roku nakładem Chain Fundacji Chem Poland na rzecz Kultury. Mecenasem wydania jest Budimex SA. —d.k.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą