Trudno sobie wyobrazić gorszy termin oddania artykułu. Piszę go w dniach, gdy amerykańskimi wyborami wstrząsnęło kolejne tsunami w postaci oświadczenia szefa FBI Jamesa Comeya, że wznowione zostaje śledztwo w sprawie e-maili Hillary Clinton. Mój artykuł ukaże się już po częściowym przynajmniej wyjaśnieniu tej sprawy, ale na kilka dni przed wyborami 8 listopada.
Bardzo lubię się zakładać, grać w ruletkę i nawet bawiłam się (choć nie wiem, dlaczego) na wyścigach konnych – ale nie będę ryzykować przewidywań na temat tego, co się będzie działo przez następne dni. Można w każdym razie powiedzieć, że nigdy jeszcze w historii USA nie było takich wyborów prezydenckich, nawet jeśli nie weźmie się pod uwagę wydarzeń ostatnich dni.
Oto kandydatami na prezydenta są dwie osoby, które mają najwyższy w historii odsetek niepopularności, wahający się między 65 a 72 proc. Nic więc dziwnego, że wiele słychać o wyborze między jednym a drugim złem.
Kontekst i ewentualne konsekwencje ostatnich wydarzeń nie tylko są ciekawe, ale też doskonale ilustrują dzisiejszą Amerykę. Po pierwsze – afera mailowa dotycząca Hillary Clinton. Jest bardzo skomplikowana i występuje w niej wiele postaci. Jej fani znają wszystkie daty, okoliczności i zawiłości, ja jednak postaram się streścić co ciekawsze fakty.
W marcu 2015 roku wyszło na jaw (nie wiadomo, kto i od kiedy wiedział o tym w węższym gronie, do którego należał też prezydent Barack Obama), że będąc sekretarzem stanu USA w latach 2009–2013, Hillary Clinton posługiwała się w korespondencji internetowej serwerem prywatnym, a nie oficjalnym – co obowiązuje każdego urzędnika państwowego. Sprawa wyszła na jaw w kontekście odpowiedzialności Clinton za wydarzenia w Bengazi w Libii i początków jej kampanii prezydenckiej. Śledztwa w tej sprawie prowadziły komisje Kongresu, Departament Sprawiedliwości, FBI i oczywiście dziennikarze.