Włochy. Kraj, który cofnął się o prawie ćwierć wieku

Mafia, korupcja, paraliż administracji, załamanie demograficzne, bezrobocie wśród młodych: Włochy mają najwięcej przewlekłych chorób wśród krajów zachodniej Europy. Właśnie tu wirus ma największe szanse dobić państwo.

Publikacja: 29.01.2021 18:00

Włochy znów przeżywają polityczną burzę. Wpierw Matteo Renzi i jego Italia Viva wycofali poparcie dl

Włochy znów przeżywają polityczną burzę. Wpierw Matteo Renzi i jego Italia Viva wycofali poparcie dla rządu, by dwa tygodnie później premier Giuseppe Conte udzielił mu dymisji, odpowiadając poniekąd na żądania posłów opozycji z 18 stycznia (na zdjęciu)

Foto: AFP

Matteo Renzi dla jednych jest bohaterem, dla innych zdrajcą. Ci pierwsi rozumują w długiej perspektywie, drudzy mówią o sytuacji dzisiejszej. W środę 13 stycznia, w środku pandemii i najpoważniejszej zapaści gospodarczej od drugiej wojny światowej, były premier Włoch wycofał poparcie swojej niewielkiej partii Italia Viva dla premiera Giuseppe Contego. Rząd stracił większość w parlamencie, Włochy znalazły się raz jeszcze w środku politycznej burzy. – Nikt nie zrozumie, jak można zrobić coś podobnego w chwili, gdy stajemy przed taką mnogością wyzwań – nie krył oburzenia Conte. – Właśnie dziś znacznie trudniej jest powiedzieć „dość", niż trzymać się status quo – odparł sucho Renzi.

Conte próbował przez kolejne dni uratować rząd, przekonywał „odpowiedzialnych" niezależnych czy wręcz opozycyjnych senatorów i deputowanych, aby przeszli na jego stronę. Na próżno. 26 stycznia dał za wygraną i złożył dymisję na ręce prezydenta Sergia Mattarelli. Ten ma teraz kilka możliwości. Może, mimo wszystko, próbować raz jeszcze powołać ekipę pod egidą Giuseppe Contego. Może też spróbować stworzyć rząd jedności narodowej, co jednak jest mało realne z uwagi na zdecydowany sprzeciw prawicy. Może wreszcie rozpisać przedterminowe wybory, co, jeśli wierzyć sondażom, otworzy drogę do przedterminowych wyborów i przejęcia władzy przez eurosceptyczną koalicję Ligi i Braci Włochów. Jedno jest wszak pewne: na ustabilizowanie sytuacji politycznej w Rzymie przyjdzie długo poczekać.

Wielu uważa więc, że Renzim mogą kierować osobiste ambicje, a nie troska o dobro kraju. Dziś jego ugrupowanie zbiera ok. 3 proc. poparcia w sondażach, a to człowiek wciąż młody (właśnie skończył 46 lat). Nie pogodzi się więc łatwo z drugoplanową rolą w polityce. Przez dwa lata ( 2014–2016) był premierem, ledwie trzy lata temu mistrzowskim ruchem ograł lidera Ligi Matteo Salviniego, której miejsce w koalicji z radykalnym Ruchem Pięciu Gwiazd (M5S) zajęła założona przez niego Partia Demokratyczna (PD). Sparaliżowało to jednak rząd Contego, bo zajmując się bezustannym godzeniem dwóch bardzo różnych koalicjantów, premier nie miał ani czasu, ani możliwości przeforsowania poważnych reform.

Renzi, ostatni szef rządu, który na takie zmiany się zdobył (w szczególności gdy idzie o regulacje rynku pracy), uważa, że jeśli nie uda się odpowiednio wykorzystać szykowanego przez Brukselę Funduszu Odbudowy, nie będzie już więcej szans na uzdrowienie kraju. Włochy mają z niego otrzymać najwięcej ze wszystkich państw Unii: 81 mld euro darowizn i 127 mld euro preferencyjnych kredytów. Jeśli zostaną zmarnowane na bieżące subwencje socjalne czy wręcz utoną w korupcyjnych układach, utrzymuje florentczyk, Italię będzie czekać kryzys społeczny, załamanie systemu politycznego i bankructwa.

Powtórka z Grecji

Po dymisji premiera ten kryzysowy scenariusz zaczyna być coraz bardziej prawdopodobny. W opublikowanym na początku roku raporcie Konfederacja Włoskiego Przemysłu (Confindustria) wskazała, że pod względem wielkości gospodarka kraju cofnęła się o 23 lata, do stanu sprzed zawiązania unii walutowej. Włochy straciły więc dorobek całego pokolenia, które płaci teraz za niewydolną administrację, sztywne regulacje dla biznesu, korupcję, nadmierną presję fiskalną. Wszystko to powoduje, że Polska, którą jeszcze niedawno dzieliły od Włoch lata świetlne, teraz z 34 tys. dol. dochodu na mieszkańca (wg MFW) bardzo zbliżyła się do Italii (40 tys. dol.) i ma duże szanse w ciągu paru lat ją wyprzedzić.

W takim marazmie Włosi mogliby jednak żyć jeszcze wiele dekad, gdyby nie pandemia. Minister finansów Roberto Gualtieri podał, że z początkiem tego roku wartość długu kraju sięgnęła 158 proc. PKB i wciąż rośnie. Na dodatek, nawet przy optymistycznych założeniach, deficyt budżetowy kraju wyniesie w tym roku aż 8 proc. dochodu narodowego.

Proszący o zachowanie anonimowości przedstawiciel władz w Rzymie mówi „Plusowi Minusowi": – Prędzej niż później rynki przyjdą po nas, inwestorzy stracą wiarę w wypłacalność kraju, będą chcieli zwrotu wyłożonych na włoskie obligacje pieniędzy. Wtedy może spotkać nas los Grecji sprzed dziesięciu lat. Nasłana na Rzym Trojka (przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i MFW – red.) nałożą tak drakońskie oszczędności, że Włosi tego nie wytrzymają – przewiduje nasz rozmówca. Dla porównania grecka gospodarka skurczyła się w czasie ostatniego kryzysu finansowego o 26 proc., rzecz bezprecedensowa w czasach pokoju.

Ta perspektywa zaczyna już zresztą nabierać realnych kształtów, i to nie tyle za sprawą kryzysu politycznego, co zmiany polityki Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Jego prezes Christine Lagarde zasygnalizowała w połowie stycznia, że wart 1,8 biliona euro program skupu długu krajów strefy euro, z którego Włochy korzystały jak nikt inny, skończy się szybciej niż oczekiwano. To znacznie zwiększa ryzyko wzrostu rentowności włoskich obligacji (ceny, jakiej domagają się inwestorzy za ryzyko zakupu długu Włoch) i wpadnięcia przez Rzym w spiralę zadłużenia. Riccardo Fraccaro, wywodzący się z Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S) członek rządu Conte, już sygnalizował, że w tej sytuacji EBC powinien anulować dług, jaki zaciągnęły u niego Włochy. To wywołało mocne zaniepokojenie w innych stolicach państw Eurolandu, bo mogłoby to oznaczać załamanie wiarygodności wspólnej waluty. Luigi di Maio, szef włoskiej dyplomacji i lider M5S, musiał więc w wywiadzie dla „Financial Timesa" oficjalnie zdementować informacje, jakoby Rzym myślał o wymiganiu się ze swoich zobowiązań.

U części Włochów taka sytuacja przywodzi jednak na myśl czasy Giuliano Amato, premiera z początku lat 90., który w poszukiwaniu sposobu spłacenia długu sięgnął po oszczędności obywateli – te na kontach i te ulokowane w nieruchomościach. Tu zasoby są wszak przeogromne: mowa o narodzie, który przez wieki nieprzerwanej radykalnymi wstrząsami historii zdołał zgromadzić jeden z największych majątków w Europie i na świecie. Ale taki ruch miałby fatalne skutki: likwidację wkładów bankowych i sprzedaż domów przez uciekających przed fiskusem obywateli, a w konsekwencji mógłby nawet utrudnić odbicie się gospodarki.

Zmienne poparcie

Niewątpliwie byłby to też zapłon zamieszek społecznych i kryzysu politycznego. Już teraz sondaże wskazują, że zwycięzcą przedterminowych wyborów będzie radykalna prawica. W tym obozie doszło bowiem w ostatnim czasie do zasadniczych przesunięć. Jeszcze latem 2019 r. Liga miała blisko 40 proc. poparcia (co skłoniło Matteo Salviniego do zerwania koalicji z Ruchem Pięciu Gwiazd i podjęcia nieudanej próby sprowokowania przedterminowych wyborów), ale dziś może już liczyć tylko na 23 proc. głosów. Jednocześnie podczas gdy w ostatnich wyborach parlamentarnych latem 2018 r. prawicowi Bracia Włosi (Fratelli D'Italia) uzyskali 4,3 proc., dziś mają 16 proc. poparcia, zajmując trzecie miejsce na włoskiej scenie politycznej. Wszystko to po części kosztem Forza Italia Silvio Berlusconiego, jedynej znaczącej, proeuropejskiej i umiarkowanej siły, jaka pozostała na prawicy. Jej popularność spadła z 14,4 proc. w wyborach 2018 r. do 6 proc. dziś.

Liga, jeszcze jako Liga Północna, kilka lat temu dążyła do podziału Włoch. Zrezygnowała z tego, gdy Salvini uznał, że może zdobyć wielu wyborców także na południu i przejąć władzę nie tylko w Mediolanie czy Turynie, ale też w Rzymie. Ryzyko rozpadu kraju, jeszcze niedawno całkiem realne, bardzo więc osłabło. Powiązany z wielkim i średnim biznesem Lombardii czy Wenecji Euganejskiej Matteo Salvini rakiem wycofał się też z postulatu wyprowadzenia kraju ze strefy euro. To nie zaprowadziło go jednak do władzy. Błyskotliwy, ale też impulsywny, postawił na złego konia: strach przed masową imigracją z Afryki i Bliskiego Wschodu. Gdy bowiem powołanemu jesienią 2019 r. lewicowemu, drugiemu rządowi Conte udało się przywrócić względną kontrolę nad morską granicą, poparcie dla Salviniego spadło.

Na tym korzysta Giorgia Meloni. Założycielka Fratelli d'Italia jest politykiem innego pokroju: konsekwentną w swoim działaniu i grającą na nostalgii za minionymi, stabilnymi czasami. „Jestem Giorgia, jestem kobietą, jestem matką, jestem Włoszką i jestem chrześcijanką: tego już nie zmienię" – przesłanie z kampanii wyborczej w formie zremiksowanej stało się hitem włoskiego internetu. – Włoskie społeczeństwo jest bardzo zlaicyzowane, do kościoła chodzi niewielu. Ale to nie znaczy, że tradycyjne wartości nie mają wzięcia. Sam Franciszek jest bardzo popularny, bo pochyla się nad losem biednych, bezrobotnych, takich, których we Włoszech jest coraz więcej – podkreśla wspominane już źródło rządowe w Rzymie.

Wspomnienie Duce

Tęsknota za dawnymi czasami, na jakiej gra Meloni, może jednak zaprowadzić kraj znacznie dalej, na niebezpieczne obszary. Urodzona w zbudowanej przez Benito Mussoliniego rzymskiej dzielnicy Garbatella przywódczyni Braci Włochów była wychowywana tylko przez matkę. Ale mimo trudnego dzieciństwa karierę zrobiła błyskotliwą: w 2008 r. w wieku ledwie 33 lat została u Silvio Berlusconiego ministrem edukacji. Nawet to było jednak za mało jak na jej ambicje i talent. Cztery lata temu, rezygnując z ciepłych posad, jakie jej oferowała Forza Italia, utworzyła własne, znacznie bardziej radykalne ugrupowanie Fratelli d'Italia (od słów włoskiego hymnu).

Sukces Meloni opiera się na dwóch filarach: nostalgii części społeczeństwa za znaczeniem kraju, jakie miał rzekomo zapewnić Włochom Mussolini, oraz poczuciem braku perspektyw. Nieprzypadkowo kampanię do wyborów parlamentarnych 2018 r. rozpoczęła w Latina, mieście na południu od Rzymu, założonym przez Duce. Proszona o ocenę faszystowskiego dyktatora, Giorgia Meloni starannie dobiera słowa: „uważam go za bardzo odległą postać, która może być oceniana tylko w kontekście historycznym". Ale jest świadoma, że we Włoszech narasta tęsknota za „silnym człowiekiem", który „zaprowadzi porządek". W przeciwieństwie do Niemiec Włosi nigdy do końca nie rozliczyli się ze spuścizną historyczną. W otoczeniu liderki Fratelli d'Italia pozostaje wielu jego wyznawców.

Sukces Fratelli d'Italia nie jest jednak tylko wynikiem nierozliczonej do końca, wojennej przeszłości. Także powojenny cud gospodarczy, który sprawił, że pod względem potencjału przemysłowego Włochy wciąż nie mają sobie równych w Europie poza Niemcami, rozmywa się w mroku dziejów. Od czterech dekad państwo zapada się w gospodarczym marazmie, a małe i średnie przedsiębiorstwa, jeśli wciąż są w stanie się rozwijać, to wbrew działaniom państwa, a nie przy jego pomocy. Dla wielu Włochów demokracja nie wydaje się więc przepisem na sukces.

Młodzi Włosi nie widzą dla siebie perspektyw. 50,4 proc. tych w wieku od 25 do 34 lat wciąż mieszka z rodzicami (w Danii to 3,2 proc., a we Francji – 13,5 proc.). Mieszkania są dla nich za drogie, pracy brakuje, a ci, którzy znaleźli zajęcie, możliwości awansu mają blokowane przez starszych. Wiele mówią dane z Wielkiej Brytanii, gdzie Włosi (410 tys.) są po Polakach (773 tys.) i Rumunach (670 tys.) największą grupę imigrantów. Ale i w Polsce pracę podjęło ok. 6 tys. młodych Włochów, choć jeszcze kilka lat temu praktycznie ich nad Wisłą nie było.

Najbardziej wymownym wyrazem poczucia braku zaufania do przyszłości jest katastrofalna sytuacja demograficzna. Problem od lat narasta. W ub.r. w Italii urodziło się już tylko nieco ponad 400 tys. dzieci, najmniej od zjednoczenia kraju w 1861 r. Gdyby nie imigracja, ludność republiki zmniejszyłaby się o 300 tys. Młodsze pokolenie ugina się więc pod ciężarem wysokich podatków koniecznych dla utrzymania ogromnej liczby emerytów.

Wobec takich fundamentalnych problemów Włochy nie mają już czasu i energii patrzeć na zewnątrz. W Brukseli ich głos jest ledwo słyszalny, choć to trzeci co do wielkości kraj Wspólnoty. Wielu uważa, że bardziej wpływowa jest tam Hiszpania, a nawet Polska ze swoją koalicją krajów Europy Środkowej.

Wyjątkową porażką było też oddanie Rosji i Turcji wpływów w Libii, dawnej kolonii, która do obalenia Muammara Kaddafiego i wybuchu wojny domowej była uprzywilejowanym polem działania Agipu i innych włoskich koncernów.

Mafia tuczy się na pandemii

13 stycznia, tego samego dnia, kiedy Matteo Renzi wyszedł z koalicji rządowej, włoskie państwo pokazało jednak swoją siłę. W Kalabrii rozpoczął się spektakularny proces 320 osób powiązanych z 'Ndranghetą, największą i najbardziej brutalną z organizacji mafijnych Włoch. To był owoc wielu lat pracy, determinacji i odwagi prokuratora Nicola Gratteriego, godnego następcy zamordowanych przez mafiozów wielkich tropicieli organizacji przestępczych Giovanniego Falcone i Paolo Borselino.

Ale sam Gratteri, który od lat jest ściśle chroniony przez policję, w sprawie zaprowadzenia porządku wielkim optymistą nie jest. Bo jego zdaniem neapolitańska kamorra, sycylijska cosa nostra, a przede wszystkim 'Ndrangheta w czasach pandemii niezwykle umocniły swoją pozycję. Dla milionów Włochów, którzy byli zatrudnieni w szarej strefie i nie płacąc podatków, nie mieli też prawa do rekompensat państwa za utracone dochody, wsparcie mafii okazało się jedynym sposobem na związanie końca z końcem w czasach pandemii. Oczywiście nie za darmo, ale za lojalność, spłatę długu w przyszłości.

'Ndrangheta dawno przestała ograniczać się do działalności na południu kraju. Spenetrowała także bogatą północ, ma swoich ludzi w administracji, sądownictwie. Alternatywne centrum dowodzenia ma podobno w Turynie. Rozwinęła też swoją działalność w 30 innych państwach. To do niej należy połowa rynku kokainy sprowadzanej do Europy, w szczególności z Ameryki Łacińskiej.

Z ostatniego, siedmioletniego budżetu Unii, który wygasł w minionym roku, Włochy były w stanie wykorzystać ledwie 39 proc. funduszy strukturalnych. To kolejna miara słabości państwa. Jeśli z Funduszem Odbudowy nie pójdzie lepiej, mafia może się okazać nie do pokonania. I w tym sensie to już ostatni moment na poważne reformy. Może jednak Renzi nie kieruje się więc wyłącznie prywatą? 

Matteo Renzi dla jednych jest bohaterem, dla innych zdrajcą. Ci pierwsi rozumują w długiej perspektywie, drudzy mówią o sytuacji dzisiejszej. W środę 13 stycznia, w środku pandemii i najpoważniejszej zapaści gospodarczej od drugiej wojny światowej, były premier Włoch wycofał poparcie swojej niewielkiej partii Italia Viva dla premiera Giuseppe Contego. Rząd stracił większość w parlamencie, Włochy znalazły się raz jeszcze w środku politycznej burzy. – Nikt nie zrozumie, jak można zrobić coś podobnego w chwili, gdy stajemy przed taką mnogością wyzwań – nie krył oburzenia Conte. – Właśnie dziś znacznie trudniej jest powiedzieć „dość", niż trzymać się status quo – odparł sucho Renzi.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy