Świat, przed którym przestrzegał autor, był hiperbolą, przejaskrawieniem możliwości, a nie samą rzeczywistością. Nawet w stalinizmie totalna kontrola istoty ludzkiej nie była przecież możliwa. Państwo trzymało się jednak jakichś granic, a i bohaterowie antyutopii mieli przestrzeń na elementarną prywatność, wystarczyło wychylić się poza zasięg kamery teleekranu i mówić na tyle szeptem, by treści rozmowy nie mógł wychwycić zintegrowany z urządzeniem mikrofon.
Ze współczesnym smartfonem zainfekowanym Pegasusem tak się nie da. Pegasus wykorzystuje do inwigilacji każdą z kamer smartfona. Telefon łypie więc okiem niezależnie od tego, na której stronie spoczywa. Gdybyśmy jeszcze wiedzieli, że łypie, można by było go przyrzucić sweterkiem czy zakryć czapką, ale skąd mamy wiedzieć, że właśnie na nas patrzy? Podobnie z dźwiękiem. Ci, których potraktowano izraelskim wynalazkiem, twierdzą, że zbiera dźwięki w promieniu 20 metrów, ale i to nie jest najgroźniejsze. Istnym koszmarem jest fakt, że penetruje całą zawartość smartfona. Przegryza cyfrowe zabezpieczenia komunikatorów, penetruje WhatsAppa, Signala, Messengera czy co tam sobie zainstalujemy. Wchodzi w skrzynki pocztowe, wygrzebuje maile sprzed miesięcy i lat, otwiera załączniki, słuchając oczywiście zarazem, z kim i o czym się rozmawia.