Sądzi się powszechnie, że każdy nowy krok na drodze postępu nauki to kolejny gwóźdź do trumny Boga. Tego typu przekonanie podsycają posiadający duży wpływ sami naukowcy. Profesor Peter Atkins pisze: „Ludzkość powinna zaakceptować to, że nauka wyeliminowała wszelkie uzasadnienia dla wiary w jakiś kosmiczny cel, to zaś, że przetrwał on do dziś, wynika jedynie z sentymentu". W jaki sposób nauka, o której tradycyjnie się sądzi, że nie zajmuje się nawet kwestiami (kosmicznej) celowości, mogłaby w rzeczywistości dokonać tego, o czym pisze Atkins, nie jest – jak zobaczmy później – zbyt jasne. Jasne jest natomiast to, że Atkins za jednym zamachem nie tylko redukuje wiarę w Boga do sentymentu, lecz zarazem do sentymentu wrogiego nauce. Atkins nie jest w tym odosobniony. Richard Dawkins nie chce być gorszy i idzie krok dalej. Uważa wiarę w Boga za zło, które trzeba wyeliminować. „W modzie jest dzisiaj wieszczyć apokaliptyczne scenariusze dotyczące zagrożenia dla ludzkości, które stanowią wirus HIV, choroba szalonych krów czy wiele innych rzeczy, ja sądzę jednak, że da się obronić tezę, iż prawdziwym złem, jednym z największych na świecie, jest wiara, porównywalna z wirusem ospy, ale trudniejsza do wytępienia. Wiara, czyli wierzenie w to, co nie jest oparte na dowodach, to zasadnicze zło każdej religii".
Ostatnio wiara w oczach Dawkinsa awansowała, jeśli można tak powiedzieć, ze zła do urojenia. W książce „Bóg urojony" cytuje Roberta Pirsiga, autora książki „Zen i sztuka oporządzania motocykla": „Jeśli jedna osoba ma urojenia, mówimy o chorobie psychicznej. Gdy wielu ludzi ma urojenia, nazywa się to Religią". W przekonaniu Dawkinsa Bóg jest nie tylko urojeniem, lecz zgubnym urojeniem.
Tego rodzaju sądy to skrajny wariant w szerokim spektrum opinii prezentowanych przez ateistów i błędem byłoby uznać je za typowe. Wielu ateistom wcale nie podoba się takie wojownicze nastawienie do religii, nie mówiąc już o represyjnych, a nawet totalitarnych wydźwiękach takich poglądów. Niemniej, tak jak zawsze, właśnie takie poglądy przyciągają uwagę opinii publicznej i są eksponowane przez media, co sprawia, że wywierają wpływ na wielu ludzi. Byłoby zatem głupotą ignorować je i dlatego musimy zająć się nimi z całą powagą.
Ze słów Dawkinsa jasno wynika, że jedną z przyczyn jego wrogiego nastawienia do wiary w Boga jest (co trzeba stwierdzić ze smutkiem) żywione przez niego przekonanie, iż podczas gdy „wiara naukowców opiera się na dowodach, które każdy może sprawdzić, wiara religijna nie tylko że nie ma takich dowodów, to jeszcze się z tego cieszy i rozgłasza to na dachach". Innymi słowy, w mniemaniu Dawkinsa cała wiara religijna to ślepa wiara. Cóż, jeśli tak się sprawa przedstawia, to może rzeczywiście wiara zasługuje na to, by traktować ją jak wirusa ospy. Idąc jednak za radą samego Dawkinsa, pytamy: „Gdzie są dowody na to, że wiara nie opiera się na dowodach?". Nie da się, rzecz jasna, ukryć, iż niektóre osoby deklarujące wiarę w Boga przyjmują równocześnie wyraźnie antynaukowy i obskurancki punkt widzenia. Tego rodzaju godna ubolewania postawa sprawia, że wiara w Boga traci poważanie i niewykluczone, że Richard Dawkins miał pecha i poznał nieproporcjonalnie dużą liczbę takich osób.
To jednak nie zmienia faktu, że chrześcijaństwo w swoim głównym nurcie zawsze będzie utrzymywać, iż wiara jest nierozdzielnie związana z dowodami. Bo w istocie rzeczy wiara jest odpowiedzią na dowody, a nie radością z tego, że dowodów brak. Chrześcijański apostoł Jan pisze w swojej biografii Jezusa: „Te [znaki] zaś zapisano, abyście wierzyli..."(J 20,31). Innymi słowy, w jego przekonaniu to, co pisze, ma stanowić część dowodów, na których opiera się wiara. Z kolei apostoł Paweł mówi to, w co wierzyło wielu pionierów współczesnej nauki: „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się [oni] wymówić od winy" (Rz 1,20). Do biblijnego oglądu świata nie należy przekonanie, że trzeba wierzyć w coś, gdy brak na to dowodów. Tak jak w nauce – wiara, rozum i dowody przynależą do siebie nawzajem. Definicja wiary Dawkinsa jako „ślepej wiary" okazuje się zatem dokładnym przeciwieństwem wiary biblijnej. To ciekawe, że nie jest on świadom tej rozbieżności. A może to konsekwencja jego własnej ślepej wiary?