Mówi z wyraźnym rosyjskim akcentem, nie rozstaje się z czerwonym kapeluszem i do niedawna z białymi koronkowymi rękawiczkami. Przez lata lubiła chodzić w szpilkach i męskich skarpetkach jednocześnie. Po prostu nie wiedziała, że jedno z drugim się nie łączy.
Jest Niemką pochodzącą z Kirgizji i żoną prominentnego polityka, niedoszłego premiera z Krakowa, Jana Rokity. Jej obecność w telewizyjnym studio daje gwarancję, że będzie powiew egzotyki. Nie tylko przez to, jak mówi – a mówi jak typowy ekstrawertyk, ze swadą i żywiołową gestykulacją, kalecząc polski język. Ale także przez to, co mówi. Nie przypomina to w niczym dyplomatycznego języka polityki. Potrafi powiedzieć, że „Stefan Niesiołowski jest pajacem, a Bronisław Komorowski chodzi na sznurku”. Bywa szczera do bólu, szokując tym słuchaczy. I zdarza się, że wprawia ich w zażenowanie. Bez żadnego problemu potrafi w jednej wypowiedzi zawrzeć dwie sprzeczne tezy. Zdaniem psychologów ma dużą tolerancję na niespójności we własnych wypowiedziach. I nie ma żadnego problemu z tym, aby się z kimś nie zgodzić. Sama siebie reklamuje jako osobę, która „łamie reguły” i tę, która „wprowadziła do polityki element szczerości”.
Mówi, co myśli, i czasami mówi za dużo – ocenia przyjazna jej koleżanka, z którą wspólnie działały w pierwszej partii Nelli Rokity, czyli w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym.
Wydawałoby się więc, że wszystko, co trzeba, opinia publiczna o Nelli Rokicie już wie. Łącznie z meandrami jej kosmopolitycznego życiorysu. Nic bardziej błędnego. Nawet nie wiadomo – choć to zupełny drobiazg, ale symboliczny – czy ma na imię Nelly, czy też Nelli. W powszechnym obiegu występuje jako Nelly, ale na sejmowym serwerze nazywa się Nelli.
Chętnie opowiada o swoim życiorysie. – Ona opowiada tylko o tych fragmentach swego życiorysu, o których sama chce mówić – ujawnia jej bliska znajoma, jeszcze z czasów SKL, Małgorzata Rodhe.