[b]Rz: Jak się nazywał ten Turek?[/b]
Ahmed Cahar.
[b]Dla milionów Polaków jest „panem Turkiem”.[/b]
No, był z Turcji.
[b]„Panie Turek! Kończ pan wreszcie to spotkanie! Turku, kończ ten mecz!”.[/b]
Aktualizacja: 13.03.2010 14:00 Publikacja: 13.03.2010 14:00
Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek
[b]Rz: Jak się nazywał ten Turek?[/b]
Ahmed Cahar.
[b]Dla milionów Polaków jest „panem Turkiem”.[/b]
No, był z Turcji.
[b]„Panie Turek! Kończ pan wreszcie to spotkanie! Turku, kończ ten mecz!”.[/b]
To był 1996 rok, Widzew grał rewanżowe spotkanie z Broendby Kopenhaga o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To do dziś żyje w Internecie…
[b]Ale trudno to nazwać komentarzem. Pan na sędziego krzyczał, błagał, niemal szlochał. „Wracajcie, Polacy, wracajcie, brońcie się! Wybij! Wybij tę piłkę!”. Czyste szaleństwo.[/b]
Pan wie, co tam się działo?! Duńczycy pewni swego, za mną już mrozi się szampan, kelnerzy wnoszą półmiski, za chwilę rozpocznie się bankiet, a tu w 89. minucie Polacy strzelają na 3:2, przegrywają jedną bramką, ale to daje nam awans. I zamiast bankietu stypa. Moje emocje chyba zrozumiałe? Pan jako kibic…
[b]Robiłem to samo.[/b]
A sprawozdawca jest nie tylko kibicem, ale i okiem, uchem, a i trochę sercem kibica. Swoją drogą, ten mecz był 14 lat temu…
[b]Zawsze pan taki był?[/b]
Jak w 1989 roku w Chambery Joachim Halupczok został mistrzem świata w kolarstwie, to podobno wskoczyłem na pulpit.
[b]Podobno?[/b]
No, ja tego nie pamiętam, ale powiedział mi o tym później Maciek Biega i mam takie zdjęcie. Człowiek jest tak nakręcony, że całkiem poważnie pojawiają się myśli: „Stary, możesz nie wyrobić, kojfniesz tutaj”. Było kilka takich chwil, że serce wali jak młot, tętno ze 200 uderzeń i trzeba jakoś ochłonąć, bo w końcu mam rodzinę, dzieciaki…
[b]Ludzie to dostrzegają?[/b]
W 2003 roku na mistrzostwach świata w Predazzo, kiedy Małysz zdobył dwa złote medale, nagle ocknąłem się i patrzę, a tu przed kabiną sprawozdawcy stoją ludzie. Stoją tyłem do skoczni i gapią się na mnie!
[b]Patrzyli na pana jak na słynnego latynoskiego komentatora, który krzyczy „Gooooool!” przez półtorej minuty.[/b]
W Vancouver podeszła do mnie grupa Szwajcarów, a wśród nich ojciec Andreasa Kuettela, i pogratulowali. Niczego z tego, co krzyczałem, nie zrozumieli, ale chyba byli pod wrażeniem (śmiech).
[b]Teraz Polacy są pod wrażeniem pana komentarzy do występów Małysza i Kowalczyk.[/b]
Jest mi bardzo miło.
[b]30 lat pracy, a wybuchł pan jak supernowa, jest gwiazdą Internetu.[/b]
Sam się zastanawiam, dlaczego. Co ja takiego zrobiłem?
[b]Szczerze?[/b]
Jasne.
[b]Popłynął pan. Był pan z Marsa.[/b]
Szaleni faceci są z Marsa. Ale przecież ja niczego takiego…
[b]Bardzo proszę: „Adam Małysz poruszył teraz uszami jak pies, kiedy go pieszczotliwie głaszczemy”.[/b]
To zatrzymajmy się na tym. Niech pan na chwilę będzie Małyszem: siedzi pan na belce…
[b]I spylam stamtąd czym prędzej. Nie dam się zabić.[/b]
Na tym polega urok skoków! Każdy z nas może wziąć piłkę do kosza i mniej lub bardziej udanie naśladować Michaela Jordana, możemy sobie udawać Wlazłego, grając na plaży w siatkówkę, Bońkiem czy Lubańskim zostaniemy na każdym boisku szkolnym, ale nikt z nas nie przypnie nart i nie poleci. A człowiek chce latać!
[wyimek]Bez dmuchania nie ma trąbienia. Bez dmuchania nie ma dobrych skoków. Bez dmuchania nawet w naszej wyobraźni[/wyimek]
[b]Niektórym komentatorom to się udaje.[/b]
(śmiech) To wróćmy do Małysza. Sprawdza pan wiązania, kask, porusza okularami. Niech pan teraz ruszy…
[b]Brwiami mogę, ale uszami?[/b]
A nie?
[b]To niech pan poruszy teraz uszami jak pies, kiedy go pieszczotliwie głaszczemy.[/b]
(Tomasz Zimoch rusza brwiami)
[b]Myli pan brwi z uszami, panie Tomku, niestety…[/b]
Ja nie potrafię.
[b]A Małysz tak?[/b]
Bo on był w kasku! Okropny prowokator z pana, ostrzegano mnie!
[b]„Skały z prawej strony zeskoku stały się nagie, bo słońce tam mocno operuje, śniegu tam nie ma, ale wolę patrzeć na absolutnie inną nagość. Inna nagość cieszy, ta martwi”.[/b]
Pamiętam te skały naprzeciwko mnie, bo słońce coraz mocniej świeciło, śniegu było coraz mniej, po prostu zima gdzieś uciekała. Martwiło mnie to.
[b]Ale co panu zaraz z tą nagością?[/b]
Zaraz pan powie o seksie?
[b]Ja? Skąd! Wszyscy, którzy słyszeli, że ta nagość martwi, a inna cieszy…[/b]
Myśleli o seksie?
[b]Boże broń! O geologii.[/b]
No, brawo! (śmiech). Mówiłem też wtedy o cieniu, który skojarzył mi się z kurtyną w teatrze, a skoczkowie stawali się artystami.
[b]Mógłby pan spojrzeć na moje policzki?[/b]
Hm, już patrzę.
[b]Co pan w nich widzi? Bo u Małysza „policzki to album jego sukcesów”.[/b]
No tak, bo tam wszystko jest wyryte, każda zmarszczka, każda fałda kryje jakiś sukces. Wie pan, ile to skoczni, ile zwycięstw? Wszystko można mu z twarzy wyczytać. Panu też.
[b]Taaak?[/b]
O, proszę, tu, jak się pan uśmiecha, pojawia się taka bruzdka, tu też. O, proszę, teraz widać jakieś pańskie zmartwienia, sukcesy, one coś kryją.
[b]Pięknie pan poleciał, ale teraz proszę już o lądowanie telemarkiem. „Jego kombinezon to nie jest już garniturek do pierwszej komunii, to niemal jak frak. Elegancko wygląda Adam Małysz”.[/b]
[wyimek]Małysz wdrapał się jakby niezdarne dziecko na tę belkę. Młodziutki jak osiem lat temu, tylko pióropusz zmarszczek wystaje mu zza jednego i drugiego ucha[/wyimek]
Niech pan to zestawi z moim komentarzem z mistrzostw świata w Lahti, to właśnie tam powiedziałem, że jego kombinezon przypomina garniturek do komunii. Bardzo nie lubię wracać do swoich starych komentarzy, ale teraz mi się to nasunęło, bo widziałem, jak on się zmienił. Tym bardziej że tuż przed igrzyskami pojechałem na urlop do Wisły, rozmawiałem tam z Adamem wiele razy, także o upływającym czasie w życiu sportowca.
[b]A propos, Małysz odniesie jeszcze jakieś sukcesy?[/b]
Jestem przekonany. Myślę nawet, że pojedzie do Soczi. On zdecydowanie nie jest wypalony. Jasne, że musi wkładać więcej pracy niż kilka lat temu, ale fizjologowie twierdzą, że ma wciąż ogromną siłę w mięśniach. Jego już w Polsce wszyscy skazywali na klęskę i wzywali, by zakończył karierę, a on zdobył dwa srebrne medale. A zresztą, nawet gdyby ich nie zdobył, to skoro sprawia mu to frajdę, to czemu miałby nie skakać? Abstrahując od tego, że to jego zawód, a ma rodzinę na utrzymaniu.
[b]Wróćmy do pańskich komentarzy. „Marit Bjoergen była w wannie złota, kiedy Justyna Kowalczyk pływała jeszcze w wannie niepewności”. Skąd się panu biorą takie porównania?[/b]
Nie wiem, skąd ta wanna. Pan sobie wszystko napisze, jak się panu nie podoba, to wykasuje, cofnie, poprawi, a ja raz powiedziałem i poszło. A wanna to coś dużego, kiedy człowiek się kąpie i jest mu dobrze, opływa. Wyobrażałem sobie, że Bjoergen już opływa tym złotem, a Kowalczyk jeszcze nie. Rozumie pan?
[b]Ani trochę.[/b]
(śmiech)
[b]„Teraz maluj, Justyna! Teraz graj nam Chopina! Niech ten stadion będzie klawiaturą, a narty klawiszami! Chopinko nart i bieli!”.[/b]
Może się pan zacząć śmiać, ale ja widziałem, jak ona grała.
[b]Co konkretnie? Sonata jakaś?[/b]
Bardziej myślałem o jakimś mazurku. Wie pan, ja ją dokładnie widziałem i ten śnieg był jak nuty, a ona tymi kijkami…
[b]To powinna być dyrygentem i kijkami jak batutą wywijać. Justyno, bądź nam Karajanem, bądź nam Semkowem![/b]
[wyimek]Pobudził niedźwiedzie Adam Małysz tym skokiem! Niedźwiedzie zaczynają ryczeć, budzą się, wychodzą ze swoich gawr, a on fantastycznie 137 metrów! Jakby w Tuwimowym radiu ptaki zaczynają śpiewać: Adaś, taś! taś! taś![/wyimek]
A ja skojarzyłem tak. Ona gra i każdy bieg to inny utwór.
[b]Do żony mówi pan: „Chopinko ty moja, zaraz w sklepie wyczaruję ci symfonię bułek i pasztetowej”?[/b]
Ale pan jest potworem (śmiech). Czasem mówię do żony „kochanie”, „Niunia”…
[b]Jak się pan przygotowuje do zawodów? Sprawdza statystyki?[/b]
To jest podstawa. Mam własne archiwum z notatek, oczywiście czasem szukam w Internecie, ale tu jestem bardziej krytyczny. Jeśli chodzi o te wielkie postaci sportu, to jednak głowa – mam dość dobrą pamięć. Sprawdzam, czy nie zmieniły się przepisy…
[b]Piłkarskie czy kolarskie pan zna, ale takie wioślarstwo?[/b]
Na igrzyskach w Vancouver wyzwaniem były dla mnie zawody saneczkowe. Zadam panu pytanie: ile kolców ma saneczkarz?
[b]Zależy, jak go obdarzyła matka natura.[/b]
Na rękawicach, panie Robercie, na rękawicach. Otóż ma 75 kolców na trzech palcach jednej i tyleż samo na trzech palcach drugiej rękawicy. A to po to, by się móc odpychać, rozpędzić na starcie.
[b]Tyle że ta barwna opowieść nie rozgrzeje polskich kibiców, bo nasi zajmują miejsca bliżej końca.[/b]
Ewelina Staszulonek to temat na niesamowitą hollywoodzką opowieść. Ta dziewczyna, naprawdę utalentowana, cztery lata temu, już po igrzyskach, miała koszmarny wypadek na torze olimpijskim w Turynie. Ledwo uszła z życiem, groziła jej amputacja nogi, miała trzy bardzo ciężkie operacje w Monachium, a w Vancouver jeszcze startowała z sześcioma śrubami w nodze. Wie pan, co ona ma na pupie?
[b]Hm, pojęcia nie mam.[/b]
Siedem kilogramów ołowiu, bo jest za lekka i musi się dociążyć. I to jest wyzwanie dla sprawozdawcy, nawet pana to zaciekawi.
[b]Jak pan opowiada, że saneczkarze mają kolce i ołów w pupie…[/b]
W Polsce to sport niszowy, kona cztery lata i odżywa przy igrzyskach, ale w Kanadzie na torze było mnóstwo kibiców i kapitalna atmosfera. Taka Ewelina Staszulonek ma pecha jak Leszek Blanik, który w Japonii byłby bogiem, ale u nas nawet złoty medalista olimpijski nie wzbudza wielkiego zainteresowania, bo jest gimnastykiem.
[wyimek]Nabrać powietrza, tak jak Pavarotti na operowych scenach, który zachwycał skakaniem swojego głosu[/wyimek]
[b]Bo to sporty niszowe, niestety.[/b]
Spotkałem alpejkę Lindsay Vonn, wokół której Amerykanie robili gigantyczny szum, bo przed igrzyskami miała kontuzję. Z całym szacunkiem dla tej pięknej dziewczyny, ale jej cierpienia są niczym wobec tego, co przeszła Ewelina.
[b]Różnica jest taka, że Vonn miała złoto, a Staszulonek była ósma.[/b]
Ale dla niej ma to taką samą wartość.
[b]Potrafiłby pan napędzić atmosferę wokół bobslejów?[/b]
U nas się bobsleje nie przebiją, bo nie ma torów, a nasi nie są dopuszczani do nowinek technicznych, ale doceńmy, że im się chce, że startują.
[b]A curling? Jak by mnie pan zaciekawił? Że Szwedka masuje lód niczym plecy kochanka?[/b]
Teraz nie mogę panu tego komentować, to byłoby sztuczne, podczas zawodów narasta atmosfera, emocje, coś się zawsze wydarzy. Poznałbym reguły i potrafiłbym na pewno coś ciekawego opowiedzieć.
[b]Miał pan przygodę z telewizją, ale wrócił do radia.[/b]
Bo ono bardzo ciągnie, jest intymne. Tu człowiek jest od początku do końca panem sytuacji, bo nie potrzebuje operatora dźwięku, oświetleniowca, tabunu ludzi. Sam mogę wziąć magnetofon na nagranie, zrobić je i potem sobie zmontować.
[b]Ale za to komentowanie w telewizji jest łatwiejsze.[/b]
Mnie też się wydaje, że radio stawia większe wymagania. Muszę tam zastąpić obraz, muszę mówić więcej, niż człowiek widzi w telewizji.
[b]Tym bardziej że jak w radiu jest cisza, to ludzie od razu myślą, że im się odbiornik zepsuł.[/b]
Więc jak Małysz siedzi na belce, a sędziowie wstrzymują zawody, to ja muszę nawijać i nawijać. A poza tym liczyć, bo muszę w pamięci obliczać, ile musi skoczyć nasz, by wyprzedzić, nie stracić i tak dalej. A jak jest konkurs drużynowy?! Słuchacza nic nie interesuje, że Austria ma 683 punkty, a Polska 627. On chce wiedzieć, ile to jest metrów, a komputer w kabinie tego nie pokazuje.
[b]Ile musi skoczyć Małysz, żeby nadrobić?[/b]
Właśnie. Wie pan, jakie to ćwiczenia z matematyki?
[b]W radiu trzeba i więcej liczyć, i więcej gadać.[/b]
Jak pan zobaczy w telewizji trybunę skoczni, to nie tylko widzi pan flagi i kibiców, ale też od razu jakoś wyczuwa atmosferę, a ja o tym wszystkim muszę opowiedzieć. Dlatego przed zawodami muszę podejść na trybunę, czasem porozmawiać z kibicami, powąchać to.
[b]Śnieg też pan wącha?[/b]
A wie pan, że też? Tam, w Kanadzie, jest zupełnie inny śnieg niż u nas, Małysz mi na to zwrócił uwagę.
[b]To już ze 30 lat?[/b]
Prawie. W radiu zakochałem się na początku studiów i w 1978 roku przyszedłem na praktykę do redakcji sportowej. Potem krótko pracowałem w rozgłośni w Łodzi.
[b]Nigdy do pana nie zapukała polityka?[/b]
Tak naprawdę nigdy nie odczułem tej polityki, może na Wyścigu Pokoju, ale z niego też bardziej pamiętam wszystko inne wokół, choćby bankiet w karczmie w Jeleśni koło Żywca, gdzie ludzie przez okna zaglądali, by zobaczyć, jak się bawi Wyścig Pokoju (śmiech).
[b]Ale jak nasz prześcignął Ruska, to miało to inny wymiar.[/b]
Ano pewnie, że miało.
[b]Jak Lech Piasecki wygrywał w Moskwie na Kryłatskoje…[/b]
Zdaje się, że Piasek nie wygrał tego etapu, tylko Andrzej Mierzejewski. Piasek wygrał poprzedni etap, czyli prolog w Pradze. Zresztą wtedy tak się bawiliśmy u korespondenta Polskiego Radia w Pradze, że o mało nie spóźniliśmy się na samolot czarterowy do Moskwy.
A pan wie, co to wtedy znaczyło spóźnić się do Moskwy!
[b]Mierzejewski i Piasecki powinni za ten etap dostać Nagrodę Kulturalną „Solidarności”.[/b]
No, wie pan, uciec wszystkim Rosjanom na jedynym etapie w Moskwie i wygrać w ten sposób, to było coś niesamowitego. Miałem wtedy dużą frajdę, poznałem też Ryszarda Szurkowskiego, który był wówczas trenerem.
[b]Wyścig Pokoju to była dla władz impreza szczególna.[/b]
Radiowcy mieli łatwiej, bo nadawaliśmy na żywo, ale dziennikarze prasowi mieli swojego opiekuna.
[b]Na ilu olimpiadach pan był?[/b]
Na 12, zaczynałem od Seulu
w 1988 roku. Jak tak liczę, to myślę, ile to czasu zleciało, ile człowiek ma lat…
[b]Ale ile świata zobaczył.[/b]
Byłbym obłudny, gdybym zaprzeczył, ale podczas wielu z tych wyjazdów nie było czasu zobaczyć cokolwiek. Teraz siedziałem cały czas w górach, w Whistler, i jestem bardzo szczęśliwy.
[b]Nie żal panu, że radio nie transmituje Ligi Mistrzów?[/b]
Trochę szkoda, ale komentowałem finałowy mecz Pucharu Europy w 1987 roku w Wiedniu, kiedy Porto wygrało z Bayernem 2:1.
[b]A Rabah Madjer strzelił bramkę piętą…[/b]
Tak jest, tak było! Po meczu zbiegłem błyskawicznie do podziemia i mam zdjęcie z Józefem Młynarczykiem, jak trzymamy Puchar Europy. No, mamy teraz takie czasy, że Ligi Mistrzów się w radiu nie komentuje.
[b]Bo po co jeszcze sport w radiu? Teraz, w czasach Internetu?[/b]
Pan tak zawsze prowokuje?
[b]Serio pytam.[/b]
Ja myślę, że radio może jeszcze okazać swoją siłę.
[b]Chyba tylko po to, by wyłączać w telewizji fonię i słuchać fajniejszych komentatorów radiowych.[/b]
To powiedział pan jeden z piękniejszych komplementów. A wracając do pańskiego pytania o sens sportu w radiu, to odpowiem panu pytaniem, które zadaję jednemu z kolegów z prasy, kiedy dokucza mi, że radio jest niepotrzebne: „A wiesz, ilu jest niewidomych w Polsce?”. Nawet podzielmy to na pół i jeszcze na pół, to ciągle jest bardzo pokaźna grupa. Poza tym przecież wielu ludzi pracuje i nie może oglądać, ale może słuchać. Wie pan, ile ja mam sygnałów od kierowców, którzy słuchali moich relacji z igrzysk?
[b]Tomasz Zimoch – idol tirowców.[/b]
Nieźle, nieźle to zabrzmiało. Ale pan też przyjechał zrobić ze mną wywiad.
[b]Mam wrażenie, że polscy dziennikarze sportowi są tak zakumplowani ze sportowcami czy trenerami, że nie są zdolni do krytyki.[/b]
Można być z kimś na ty, ale trzeba potem umieć powiedzieć przykrą prawdę. Krytykowałem Dariusza Dziekanowskiego w roli trenera, krytykowałem Janusza Wójcika… Przecież jeśli nasi słabo grają, to o tym mówimy.
[b]A jak trener reprezentacji zajmuje się głównie osuszaniem butelek, to pijemy razem z nim?[/b]
Ja w ogóle mało piję.
[wyimek]Teraz maluj, Justyna! Teraz graj nam Chopina! Niech ten stadion będzie klawiaturą, a narty klawiszami! Chopinko nart i bieli![/wyimek]
[b]Ale czemu pan o tym wszystkim nie mówi?[/b]
O czym?
[b]Choćby o tym, że polska myśl trenerska w piłce nożnej to synonim żenady i największego obciachu?[/b]
Uważam, że jest w tym mnóstwo przesady.
[b]To niech pan wymieni tych wybitnych polskich fachowców pracujących dziś za granicą.[/b]
Ale to jest inny świat, tego się nie da porównać!
[b]Nie da się? Serbów jest 10 milionów, nas cztery razy tyle. Ilu oni mają trenerów, ilu my?[/b]
Będę bronił polskich trenerów, bo oni nie mają takiej możliwości zatrudnienia, jak choćby Serbowie czy Chorwaci.
[b]Co pan mówi? To my jesteśmy w Unii Europejskiej, nie oni. To nas można zatrudnić znacznie łatwiej.[/b]
Nie chodzi mi o formalności, tylko o realia. Znam kilku polskich trenerów, którzy daliby sobie radę na Zachodzie, ale brak im menedżerów, brak promocji, siły przebicia…
[b]Umiejętności…[/b]
Ależ nikt im tych umiejętności nie sprawdza! Pan się czepia trenerów, a czemu nie mamy co roku Oscarów, czemu nie potrafimy asfaltu równo położyć, żeby nie zalać nim studzienki kanalizacyjnej?
[b]Którzy to tacy wybitni, że daliby sobie radę na świecie?[/b]
Rafał Ulatowski, Maciek Skorża, Janek Urban – ich nie musimy się wstydzić, daliby sobie radę wszędzie, w każdym klubie angielskim.
[b]Pożyjemy, zobaczymy.[/b]
Dlaczego pan nie wierzy w polskich trenerów?
[b]Bo nie wyznaję tego kultu. Konstatuję tylko fakt, że na razie nikt ich na Zachodzie nie zatrudnia.[/b]
Jest wielu trenerów pracujących za granicą, choćby w Finlandii. Zresztą ja nie mówię, że wszyscy nasi trenerzy są wybitni, ale mamy też naprawdę dobrych i powinniśmy ich szanować. A pozycja naszych trenerów jest słaba, bo i polska piłka jest słaba.
[b]Serbska też nie potężna.[/b]
Ale też znowu tych trenerów serbskich nie ma tak wielu.
[b]Zostawmy trenerów. Jeździ pan prywatnie na jakieś imprezy [/b]sportowe?
Marzę o tym, by sobie kupić caravan, taki kempingowy samochód, i pojechać za kolarzami na Tour de France czy na biegi do Oslo.
[b]A na mistrzostwa świata do RPA?[/b]
Nie jadę, szkoda, Polskie Radio nie kupiło praw do transmisji. Ale byłem sześć razy na mistrzostwach i patrzę już na to z dystansem.
[b]A co by pan chciał jeszcze zrobić w zawodzie?[/b]
Mam wiele pomysłów niezwiązanych z pracą sprawozdawcy. Strasznie pociąga mnie reportaż, chciałbym na przykład zrobić materiał o mistrzostwach Europy w boksie w 1953 roku w Warszawie.
Są fajne nagrania, ale żyje już coraz mniej świadków tego, co się działo w hali Gwardii. Chodzi mi też po głowie pomysł na program telewizyjny i mam nadzieję, że zazdrość i zawiść ludzi nie stanie mi na przeszkodzie. A wie pan, że wyobrażam sobie czasem siebie jako obrońcę w sprawach sportowców?
[b]Obrońcę?[/b]
Skończyłem prawo i nawet mam zrobioną aplikację sędziowską.
[b]Na sędziego siatkówki?[/b]
Nie, sądów powszechnych. Ostatnio zmieniły się przepisy, więc byłem bliski wpisania się na listę adwokatów.
[b]Panie mecenasie…[/b]
Fajnie byłoby być obrońcą Janusza Biesiady, szefa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, czy sędziego Grzegorza Gilewskiego, oskarżanego w piłkarskiej aferze korupcyjnej, za którego poręczyłem. Nieraz mnie do tego ciągnie.
[wyimek]Norweżka Marit Bjoergen była w wannie złota, kiedy Justyna Kowalczyk pływała jeszcze w wannie niepewności[/wyimek]
[b]Wie pan, że wzbudza kontrowersje?[/b]
Jakie?
[b]Prócz takich, którzy są w panu zakochani, są i uważający, że to trzeba leczyć.[/b]
Zapewniam pana, że jestem zdrowy (śmiech). Ale przypomina mi się anegdota o Janie Ciszewskim. Kiedyś, gdy ktoś chciał mu dokuczyć, powiedział: „Patrz, ale cię obsmarowali”. Na co Ciszewski odpowiadał: „K… a, ty nigdy nie doczekasz nawet tego, by cię obsmarowano”. A kontrowersje? Ktoś lubi cytryny, ktoś banany – to naturalne, że jednym to, co robię, się podoba, innym nie.
[b]Moja żona na wieść o tym, że robię wywiad z panem, powiedziała: „Przypadniecie sobie do gustu, jesteście z tej samej planety. I nie jest to Ziemia”.[/b]
Z kolei moja, kiedy o tym usłyszała, zaczęła się śmiać. Pana żona miała rację, przynajmniej ja mam takie odczucie. A pan?
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
[b]Rz: Jak się nazywał ten Turek?[/b]
Ahmed Cahar.
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Na konflikcie o telewizje TVN i Polsat może stracić koalicja rządząca, bo niekoniecznie z działaniami ocenianymi przez część obywateli jako cenzura będzie jej do twarzy – uważa politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Rafał Chwedoruk,
Rząd Donalda Tuska chroni swoich sojuszników. Ale zarazem trudno dyskutować z faktem, że w dobie wojen hybrydowych jest to ważne dla polskiej demokracji.
Wieść gminna niosła, że amerykański Warner Bros Discovery zamierza sprzedać TVN Węgrom lub Czechom. Ale ja się z decyzji premiera cieszę. Dopisuję ją do mojej prywatnej listy „kamieni milowych” na drodze do przywrócenia praworządności w Polsce.
Zapowiedź umieszczenia telewizji TVN i Polsat na liście polskich firm strategicznych to symbol czasów, w których przyszło nam żyć. Coś, co wczoraj wydawałoby się niemożliwe, jutro może być oczywiste.
Premier Donald Tusk w czasie wspólnej konferencji prasowej z premierem Estonii Kristenem Michalem zapowiedział dopisanie TVN i Polsatu do wykazu firm strategicznych.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas