Egzorcyzmy popkultury

Czy telewizyjny błazen może spotkać Jezusa? – pyta się zdumiony czytelnik nowej powieści Andrzeja Horubały

Aktualizacja: 18.03.2010 22:23 Publikacja: 13.03.2010 14:00

Egzorcyzmy popkultury

Foto: materiały prasowe

Chodzi nie tylko o zbawienie duszy komedianta, ale również ducha polskiej kultury.

„Przesilenie”, krótkie i wartko napisane, zaspokaja naiwną potrzebę, żeby świat był czysty. Autor jest katolikiem serio, a zarazem producentem telewizyjnym, obraca się w skrajnie różnych towarzystwach. Zna środowiska polskiego show-biznesu oraz skupione wokół Kościoła. Język rozszczepionego wewnętrznie narratora wyraża tę dwuznaczną sytuację. A to drwi ze złego stylu prostych „katoli”, a to mówi, że mają substancję, której brak pustym celebrytom. Kto nie jest na bieżąco, może przy okazji poznać śmieszny słownik warszawki.

Fabuła jest dziwna. Cyniczny Wojtek produkuje permisywny talk-show dla TVP. Gwiazdor Krzysztof przepadł. Czyżby coś knuł z konkurencją? Producent szuka go w różnych miejscach stolicy. Wychodzi na jaw prawda wstrząsająca. Krzysztof się nawrócił. Wojtek rozumie, że to oznacza dla niego koniec kasy. Galilaee vicisti! w naszej nieboskiej komedii.

Wprawdzie książka wyszła w serii „Powieści z procy” wydawnictwa Fronda, lecz to nie powieść, ale nowela interwencyjna. Szybki strzał Dawida w oko Goliata „cywilizacji śmierci”. Celny? Raczej celowo chybiony. Opis realiów stanowi wypadkową świadomości autora z jednej strony oraz ostrożnej kalkulacji z drugiej. Gardzi on światkiem, w którym jednak pragnie zarabiać pieniądze. Dlatego, jak sądzę, zrezygnował z wnikliwej powieści o kryzysie polskiej kultury narodowej na rzecz budującej bajki.

Postać bohatera jest mało przekonująca. To król talk-show, pseudonim Rzeźnik, Polak-katolik z Lubartowa, były ministrant za młodu. Prowadził amatorskie radio, kiedy odkrył go Wojtek, aby zabrać do stolicy i zrobić z niego gwiazdora telewizji. Otóż wątpię, żeby prosty, a bystry chłopiec z prowincji utrzymał się na szczycie kilka lat jak pierwszy szyderca warszawki. Nawet przy chemicznym wspomaganiu mózgu zabrakłoby mu paliwa: zdolności i chęci prowokacji oraz wstrętu do polskiego katolicyzmu i nacjonalizmu zwanego kiedyś patriotyzmem.

?

Komedianci są potrzebni, pełniąc rolę krytyków kultury w ślad za myślicielami Zachodu. Gdyby tylko ich krytyka była nieco mądrzejsza! Jednak telewidzowie zamiast psychoanalizy Freuda dostają luz Kuby Wojewódzkiego. Zamiast frankfurckiej szkoły myśli społecznej Theodore Adorno – z „osobowością autorytarną” w Polsce walczy Szymon Majewski. Freud, Adorno, marksizm kulturowy podcinają korzenie kultury chrześcijańskiej. Wojewódzki, Majewski zaś, a w drugiej lidze krajowej Figurski, pełnią rolę krytyczną wobec kultury z obawy przed jednością narodowo-religijną Polaków. Przedmiot obawy Horubała przezywa ironicznie „umiarkowanym faszyzmem”. Przecież z tego lęku wypłynęła kreacja Majewskiego: polityk Edward Ącki z asystentką Angeliką Radziwił. Nazwiska oraz imię kobiety kpią z polszczyzny, religijności i historycznej elity.

Komedianci niszczą śmiechem nasze spoiwo społeczne, lecz nie tworzą nowego. Może to wydawać się odświeżające, dopóki mamy spokój w Europie. Niestety, lansowana przez nich nowa wspólnota Polaków-luzaków rozpadnie się przy większym zagrożeniu dla bytu narodu.

Horubała umieszcza talk-show „Rzeźnia numer jeden” w TVP. Zna dobrze realia, pracując dla firmy na Woronicza, więc było mu łatwiej je opisać, ale i bezpieczniej. Bo komu szkodziłoby rozpoznanie środowiska telewizji prywatnych, żeby odkryć zaplecze polityczno-społeczne i motywacje tych ludzi? Czytelnikom nic, jednak autorowi zaszkodziłoby bardzo. Natomiast Telewizja Polska, zachowując resztki swojej misji, nie dopuszcza cynizmu na miarę „Rzeźnika” .

?

Wątpię, czy ludzie pokroju Kuby Wojewódzkiego poddadzą się egzorcyzmom w kościele pełnym wiernych, jak pragnie autor powieści. Wprawdzie cuda się zdarzają, np. przemiana Szawła w Pawła. Jednak w analizie psychologii postaci literackiej cudowna przemiana jest unikiem. Zamiast cudu trzeba podać społecznie osadzone fakty. Tych brakuje, gdy narracja ogarnia ludzi, którzy naprawdę mają władzę nad naszą świadomością masową.

Weźmy postać Diny, carycy show-biznesu rządzącej z ulicy Woronicza, swego czasu najbardziej wpływowej kobiety w kraju. Autor podziwia jej umiejętność przetrwania w każdych warunkach, ale też niesamowitą energię, oko do talentów, zdolność oceny psychologicznej. Skąd się biorą tacy genialni impresario? Dina nie pochodzi z dworku ani z rodziny robotniczej czy arystokracji, mimo grasejującego „r”. Czytelnik chciałby poznać wpływy kulturowe, które stworzyły Dinę, zanim zaczęła stwarzać nas. Autor milczy na ten temat, chociaż to rzecz wielkiej wagi. Dotyczy korzeni nowej elity, która weszła na miejsce starej, wyniszczonej przez naszych okupantów.

Któż więc jest w posiadaniu prawdy, piękna i dobra? Kościół, lud, stara szlachta, jednym słowem „reakcja” całą gębą. Wszakże niedobitki polskiej arystokracji stanowią w powieści i rzeczywistości blade tło dla ludzi show-biznesu. Żyją przyzwoicie i religijnie w społecznej enklawie bez żadnego wpływu na zbiorową świadomość.

?

Horubała poleca tradycję katolicką jako pociechę w śmierci i szansę odrodzenia zbłąkanych, jak Krzysztof. Nawrócenie komedianta rozpoczęło się, kiedy w trakcie nagrania talk-show spotkał diabła pod postacią pustki. Autor powtarza starą ideę, że zło jest brakiem dobra. To idea mocno dyskusyjna. Energicznie zwalcza ją na przykład C. G. Jung, twierdząc, że teologia nie może ograniczać wszechmocy Boga, odbierając zdolność czynienia zła. To nie jest anachroniczny problem. Po doświadczeniach XX wieku wielu doszło do wniosku, że albo Boga nie ma, albo robi z nami rzeczy straszne. Jednak Kościół przenosi winę za całe zło na grzeszne wybory człowieka. Tymczasem myśli Junga nie należy lekceważyć. Opierając sie na chrześcijaństwie stworzył on system metafizyczny do przyjęcia dla człowieka po ciężkich przejściach totalitaryzmów i „odczarowania świata” przez nauki przyrodnicze. Jego zdaniem chrześcijaństwo okazało się mitem, ale mitem o tyle prawdziwym, że ujawnia głębię ludzkiej psychiki. Dlatego Jung stał się ojcem New Age niezależnie od zabawnych wypaczeń tego nurtu płytkiej religijności. I wcale nie wyklucza osobistego spotkania z Jezusem jak za starych, dobrych czasów, chociaż inaczej interpretuje doświadczenie mistyczne.

Kryzys religii i sposób jego rozwiązania autor sugeruje przez lokalizację akcji. Krzysztof opowiada Wojtkowi o swoim nawróceniu w modnej kawiarni Modulor przy placu Trzech Krzyży, nazwanej na cześć Le Corbusiera. Tam znajduje się „wielki corbusierowski modulor – monstrum mające być odpowiedzią na kosmicznego człowieka Leonarda”, pisze. Zauważmy to nagromadzenie wątków filozoficzno-religijnych: Trzy krzyże jak na Golgocie, Leonardo i jego idealny człowiek, Le Corbusier, który chciał mieszkańcom miast urządzać życie czysto racjonalnie. Bogate tło zwierzenia Polaka luzaka o spotkaniu ze zwycięskim Jezusem i ciekawy szkic ideowy. Jakaż byłaby to powieść, gdyby autor rozwinął wątki w panoramę myśli swoich bohaterów!

Nie dziwię się, że wojownicza Fronda wydała „z procy” skrzyżowanie noweli z reportażem na pohybel błaznom. Szkoda mi jednak Horubały, że zużywa talent na froncie przegranej wojny. Dobrze pisze, ostro widzi, jest wrażliwy, wierzący, dużo o nas wie, a czego nie wie, może się dowiedzieć, robiąc dokumentację, jak przystało powieściopisarzowi. Wierzę w niego, jak wierzę, że religia potrafi odrodzić kulturę i człowieka. Nie może jednak zamknąć się w pojęciach przeszłości ani w środowiskach bez wpływu na twórców masowej wyobraźni. Kto pragnie wygrać z salonem wojnę o stan ducha Europy, ten musi przejąć jego język i nie pozwolić siebie zlekceważyć jak sakralny zabytek.

Autor „Przesilenia” przejął język przeciwnika, ale nie przejął oręża intelektualnego. Poszedł do walki z krzyżem na telewizor, zamiast z Jungiem na postmodernistów i z nową teologią na starą. Walka z postnowoczesnością wymaga wyrzeczeń, zwycięstwo może być za grobem. No cóż, kto szczerze wierzy w życie pozagrobowe, nie straszny mu zgon w biedzie i zapomnieniu współczesnych. Życie artysty heroicznego – to jest dopiero performance na pohybel błaznom!

[i]Andrzej Horubała, Przesilenie, Fronda, Warszawa 2010[/i]

Chodzi nie tylko o zbawienie duszy komedianta, ale również ducha polskiej kultury.

„Przesilenie”, krótkie i wartko napisane, zaspokaja naiwną potrzebę, żeby świat był czysty. Autor jest katolikiem serio, a zarazem producentem telewizyjnym, obraca się w skrajnie różnych towarzystwach. Zna środowiska polskiego show-biznesu oraz skupione wokół Kościoła. Język rozszczepionego wewnętrznie narratora wyraża tę dwuznaczną sytuację. A to drwi ze złego stylu prostych „katoli”, a to mówi, że mają substancję, której brak pustym celebrytom. Kto nie jest na bieżąco, może przy okazji poznać śmieszny słownik warszawki.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą